Rozdział 3
Na piątkową imprezę byłam już prawie gotowa. Jeszcze tylko musiałam dokończyć swój makijaż. Od niespełna trzech godzin nic, tylko siedziałam w łazience i się przygotowywałam. Najpierw zrobiłam sobie kąpiel, gdzieniegdzie się wydepilowałam, a następnie ubrałam ciuchy, które kupiłam wraz z ciocią na ostatnich szalonych zakupach, po których rzuciłam się na łóżko i gdyby nie głód, na pewno od razu bym zasnęła.
Musnęłam twarz delikatnie pudrem, pomalowałam mascarą rzęsy i nałożyłam na usta błyszczyk. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Jedyne co, to zakręciłam je na końcówkach lokówką. Efekt mi się podobał. Wyglądałam jak ja, ale nie jak ja z kawiarni, tylko ja jak dziewczyna, która idzie się spotkać ze znajomymi. Z rówieśnikami, których chciała poznać.
Zastanawiałam się, dlaczego nie widywałam nad oceanem rudej Barbie, skoro mieszkała gdzieś niedaleko mojej cioci. Przecież sama powiedziała, że impreza jest u niej, gdzieś tu, niedaleko.
— Ella! — zawołała mnie ciocia z dołu, przerywając moje zamyślenie. — Wychodź już, bo się spóźnisz!
Biegiem zeszłam po schodach, wcześniej zabierając swoją torebkę. Ciocia patrzyła na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, lecz się powstrzymywała.
— Jak myślisz? Może być? — Obróciłam się dookoła swojej osi, by zaprezentować się w całej okazałości.
— Pięknie wyglądasz, kochanie. Pamiętasz, że jak coś to jestem pod telefonem, prawda?
W odpowiedzi kiwnęłam potwierdzająco głową. Skupiłam się na wyszukaniu telefonu w torebce. Musiałam napisać do mamy i Phoebe, informując je, że idę na imprezę, w razie, gdyby chciały do mnie zadzwonić. Ta wiadomość pozytywnie zaskoczyła moją przyjaciółkę. Odpisała mi bym zaszalała i poznała jakiegoś przystojniaka. Za to mama życzyła mi miłej zabawy, powtarzając to, co ciocia - bym na siebie uważała i nie upijała się za bardzo.
Wcześniej pytałam się swojej opiekunki, gdzie w pobliżu stoi największy dom, więc poinstruowała mnie, którędy miałam iść. Okazało się, iż nie było to aż tak blisko, jak mi się wydawało. Ciocia chciała mnie zawieźć samochodem, ale mówiąc jej, że dam radę na pieszo, miałam na myśli to, iż głupio byłoby, gdybym pojawiła się na posesji z ciocią. A co jeśli impreza odbywała się na zewnątrz? Miłe było z jej strony, iż o tym pomyślała, ale chyba wolałam iść z buta, tym bardziej że niedaleko domu Autumn mieli czekać na mnie moi znajomi.
Wczorajszego dnia przez całą moją przerwę rozmawiałam z Michelle oraz Jacobem. Poznaliśmy się trochę bliżej, wymieniliśmy się numerami telefonów i poopowiadaliśmy sobie kilka zabawnych anegdotek.
Dowiedziałam się, że Michelle mieszkała z rodzicami i babcią. Jej ulubionym kolorem był czarny i od czasu do czasu paliła papierosy. Bardzo lubiła chemię, ale nie znosiła historii i literatury. Za to Jacob miał troje rodzeństwa: siostrę i dwóch braci. Szybko się denerwował, bardzo lubił herbatę, a jego ulubionym kolorem był niebieski. Z ochotą chodził na angielski, lecz nienawidził matematyki. Przez cały czas oboje z wahaniem podchodzili do tej imprezy. Mimo to ostatecznie pożegnaliśmy się, mówiąc: "do jutra".
Na szczęście nie dostałam żadnej przeczącej odpowiedzi, gdy wcześniej pisałam SMS-a do Jacoba i Michelle. Myśląc o tym, przyspieszyłam kroku.
Na początku chciałam iść brzegiem oceanu, ale przyszło mi do głowy, że mogłabym ubrudzić swoje białe buty, a tego nie chciałam. Nie chciałam pojawić się ubrudzona, już wolałam ubrudzić się w trakcie imprezy. Dlatego poszłam od drugiej strony, drogą, dostosowaną do spacerowania, a potocznie nazywaną chodnikiem.
Na umówione miejsce dotarłam na styk. Michelle z Jacobem stali już przed domem ze zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy. Oboje wahali się, czy by jeszcze nie się nie wycofać, ale gdy chłopak zacisnął ręce w piąstki, jakby przygotowywał się do ucieczki, pojawiłam się obok nich.
— Nie wiem, po co to robię... — odezwał się przestraszony Jacob. Dopiero teraz mogłam zauważyć, jak się ubrał. Miał na sobie jakąś koszulę i jeansowe spodnie. Stał wyprostowany jak struna, jakby czekając na ścięcie.
— Pamiętaj, że jeśli nie będzie mi się podobać, wychodzę stąd od razu i nie będę patrzeć na ciebie — odrzekła swoim niskim głosem Michelle. Ubrana była w czarne, dziurawe spodnie i koszulkę z nazwą jakiegoś rockowego zespołu, a na nogach glany tego samego koloru, co reszta.
— Obiecuję, że zostaniemy tam na chwilkę. Zobaczymy, jak to wygląda, może pogadamy z kimś i tyle.
— Zaczynam żałować, że się na to zgodziłem. — Jacob zaczął machać sobie ręką przed twarzą, jakby mu zrobiło się ciepło przez stres.
Kiedy tak stali razem, wyglądało to bardzo uroczo, ponieważ Jacob był od Michelle kilka albo nawet kilkanaście centymetrów wyższy. Chłopak przy niej wyglądał jak jej ochroniarz, tarcza albo goryl, za to ona była niczym laleczka - była mała i chudziutka.
— Nie stójmy tu jak kołki, tylko chodźmy już! — krzyknęłam radośnie.
Moi towarzysze ruszyli za mną, ociągając się, by jak najdłużej przedłużyć ten moment. Nie dziwiłam im się. Zaskoczyło mnie to, że tak szybko udało mi się ich namówić na tę imprezę. Gdybym ja dostała zaproszenie po tym, co wcześniej się wydarzyło na poprzedniej zabawie, robiłabym wszystko, by na nią nigdy w życiu już nie iść. Ale bądź co bądź to ja ich do tego namówiłam... Może to trochę głupie z mojej strony, iż mimo tych przykrości, których doświadczyli, naciskałam na nich. Ale może przez to poznamy kogoś normalnego? Chwilę się rozerwiemy, a potem wrócimy do rutynowego życia. To potrwa tylko kilka chwil. Nie dłużej niż dwie może trzy godzinki? Chyba że zabawa okaże się tak świetna, że nie będzie nam się chciało tak szybko wyjść. Miałam nadzieję, że tym razem ludzie, którzy znajdowali się w środku, będą w miarę mili i nie zrobią nikomu żadnej krzywdy w żaden sposób.
Drzwi były otwarte, więc weszliśmy bez przeszkód. Nikt nie zauważył nawet, że ktoś wszedł i prawdopodobnie nie usłyszeliby, gdyby drzwi się trzasnęły. Muzyka była tak głośna, że miałam wrażenie, iż zaraz pękną mi bębenki. Zaproszono tu chyba nastolatków z całego Miami, no ale na pewno z ich całej szkoły. Z tego, co udało mi się zauważyć, dom był dwupiętrowy i wolałam nie myśleć o tym, ilu moich rówieśników spędza czas w dalszej części domu.
— Czy to możliwe, by impreza się dopiero zaczęła, a było tu tyle ludzi? — zapytałam, wpatrując się w tłum skaczących na parkiecie ludzi.
— Pewnie przyszli przed czasem. — Obok mnie stanęła Michelle.
"Równie dobrze ruda Barbie mogła nas zaprosić na późniejszą godzinę niż resztę..."
— Proszę, powiedzcie, że nie odstąpimy się na krok — niemalże błagał Jacob.
— Dobrze. — Odwróciłam się do niego. Stał cały czerwony. Był tak zdenerwowany, że bałam się, iż zaraz mi padnie. — Jacob, musisz wypić chociaż jednego na rozluźnienie.
— Ale ja nie chcę. A mówiłem: lepiej zostać w domu... — mówił do mnie, nawet kiedy się od niego odwróciłam z zamiarem znalezienia dla nas czegoś do picia. W sumie mnie też by się przydało. — ...mogłem poczytać jakiś komiks albo pooglądać telewizję... — Nie słuchałam go, bo byłam skupiona na szukaniu. W końcu znalazłam jakiegoś gościa z tacą, na której stały plastikowe kubki, w których musiał być alkohol. — Noelle?
Nie odpowiedziałam. Prawie podbiegłam do jakiegoś chłopaka z tacą, który widząc mnie, się zatrzymał, bym mogła zabrać trzy kubki. Na szczęście do moich towarzyszy szybko dotarłam i niczego po drodze nie rozlałam. Podałam każdemu kubeczek i uprzednio stukając się, wzięliśmy łyka. Poczułam ten charakterystyczny smak piwa, rozlewający się w moim gardle.
— Jednak przyszłaś — usłyszałam tuż obok mnie.
Brązowooki z przenikliwym wzrokiem z kawiarni wyrósł jak z ziemi, pojawiając się przy mnie. Wyglądał, jakby przed chwilą zszedł z parkietu. Jego włosy były w nieładzie, górne guziki koszuli musiał sobie odpiąć, ponieważ widoczny był jego goły tors, a musiałam przyznać, iż rzucał się w oczy. W dłoni trzymał kubek, który stuknął z moim.
— A czy to ważne? Na jedno wychodzi. — W końcu odważyłam się spojrzeć w jego oczy. Przeszywał mnie wzrokiem, jakby czytał ze mnie jak z otwartej księgi.
— Zatańcz ze mną. — To nie była prośba, bo był rozkaz. Uśmiechał się do mnie jednym kącikiem ust.
— Nie tańczę z nieznajomymi. — Upiłam kolejny łyk piwa.
"Czy to możliwe, bym stała się odważniejsza przez jeden łyk trunku?"
Na moją odpowiedź, uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Spodobał mi się jego śmiech. Był taki naturalny i szczery, bez żadnego fałszu.
"Kolejna rzecz, jaka mi się w nim podobała."
— Jestem Aaron — powiedział bardzo wyraźnie, starając się przekrzyczeć głośną muzykę. — A ty? — zapytał, gdy niczego nie odpowiedziałam.
Zaczął ilustrować mnie od góry do dołu, nie przejmując się, że go nakryję.
— Noelle — odrzekłam w końcu. — Ale dla twojej wiadomości, nie jestem sama. Przyszłam z moimi znajomymi. — W tym celu pokazałam ręką na stojących obok mnie Michelle i Jacoba.
— Zaraz wrócimy — rzucił tylko i oddając nasze kubki moim towarzyszom, pociągnął mnie na parkiet. Zdążyłam tylko odwrócić do nich głowę na ułamek sekundy. Widziałam, jak Michelle patrzy się na mnie wzrokiem pełnym wątpliwości. Nie miałam nawet tyle siły, by wyrwać swoją dłoń z jego uścisku.
— Czy ty masz problem ze słuchem? — zapytam, dopiero gdy chłopak znalazł jakieś miejsce dla nas. Złapał mnie za talię i zaczął tańczyć. Kołysaliśmy się w rytm muzyki.
— To tylko jeden taniec — zapewnił, a gdy westchnęłam zrezygnowana, zapytał: — Co ty właściwie tu robisz? Nigdy wcześniej ciebie nie widziałem, a uwierz mi, znam większość mieszkańców tego miasta.
— Pomagam cioci w pracy. Pamiętasz? Obserwowałeś mnie, kiedy stałam za ladą. — Przy nim byłam bardzo dziwnie odważna, a to była nowość, bo nigdy jeszcze nie mówiłam tego, co ślina na język mi przynosiła, a szczególnie przy chłopakach.
— Zastanawiałem się, czy może skądś cię znam.
Chciałam coś powiedzieć, lecz gdy zauważyłam, jak zza pleców Aarona nagle pojawia się ruda Barbie, od razu z tego zrezygnowałam. Wyglądała trochę jak panienka do towarzystwa. Miała na sobie mini i krótszy top. Była bez stanika, co było widać przy dobrym oświetleniu. Teraz, kiedy stała niedaleko lampek, można było zauważyć jej sterczące sutki. Stukot jej obcasów było słychać pomimo ogłuszającej muzyki. Zdałam sobie sprawę, że przestaliśmy już tańczyć.
Uśmiechając się sztucznie, objęła Aarona niczym małpa.
— Hej skarbie — przeciągnęła. — Szukałam cię. — Pocałowała go w policzek, a mnie nagle zrobiło się niedobrze. — Jesteś. — Jej uśmiech zszedł z twarzy, kiedy zwróciła się do mnie.
— Zaprosiłaś mnie, to przyszłam. — Wyswobodziłam się z uścisku Aarona. — Masz ładny dom — powiedziałam szczerze.
— To mój drugi. Jeden, ten, w którym mieszkam leży w centrum, a ten jest na imprezy albo wakacje.
Patrzałyśmy sobie w oczy i żadna z nas nie miała w planach, by oderwać wzrok. Ona była jak szpilka albo igła. Była taka ostra, że gdyby bardzo chciała, na pewno by skaleczyła.
— Autumn, chodźmy już — Aaron przerwał naszą walkę spojrzeniami. Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Dziewczyna z początku się opierała, ale gdy wcześniej rzuciła we mnie kolejnym ostrym spojrzeniem, w końcu się poddała i ruszyła za swoim chłopakiem.
Uznałam, że bez sensu jest tak stać na parkiecie, tym bardziej że nie miałam ochoty na taniec, a każdy, kto hulał blisko mnie, a szczególnie płeć męska, ocierał się o mnie, zapraszając do wspólnych tan. Dlatego wróciłam do swoich towarzyszy, którzy wciąż stali przy wyjściu, jakby byli przygotowani do opuszczenia domu.
— Powinnaś wiedzieć, że utrzymywanie znajomości z Aaronem jest bardzo złym pomysłem. — Michelle patrzyła na mnie wzrokiem pełnym niepokoju.
— To jest zbyt ryzykowne, Noelle. — Oczy Jacoba zrobiły się wielkiej jak spodki. — Autumn jest zbyt niebezpieczna — wypowiedział te słowa poważnym, wręcz przerażającym tonem.
— Jeśli myślicie, że on mi się podoba — zaczęłam z niedowierzaniem. — To nie macie racji. Nie szukam chłopaka, a szczególnie takiego jak on. Nawet jeśli byłby singlem, a nie jest — dodałam szybko, gdy czarnowłosa otworzyła buzię. — Nie interesowałby mnie tak samo, jak teraz. — Zabrałam od koleżanki swój kubek, czując nagłą suchość w gardle.
— Po prostu ostrzegamy cię, bo po Autumn można się wszystkiego spodziewać... — Michelle pokręciła głową. — Nie mówiąc już o Aaronie... — dodała tak cicho, że prawie tego nie usłyszałam.
— Czasami mi się wydaję, że ich cała "miłość" jest na pokaz. — Jacob pokazał palcami wolnej ręki cudzysłowie. W drugiej trzymał plastikowy kubek, w którym znajdowało się jeszcze dużo piwa. Natomiast ten, który dostał od Aarona na potrzymanie, wcześniej oddał w ręce właściciela, przed jego odejściem.
— Dobra, koniec... — zakończyłam temat. — Zabawmy się. Idziemy potańczyć czy zająć gdzieś miejsce?
— Równie dobrze możemy stąd wyjść — mówiąc to, pokazała palcem na stojące za nią drzwi.Westchnęłam tylko głośno.
— Przecież nie będziecie tu cały czas stać...
— To gdzie chcesz iść? — zapytała niechętnym głosem czarnowłosa.
— Przed siebie. Może coś nam wpadnie w oko. — Po tych słowach, zaczęłam przechodzić przez tłum tańczących nastolatków.
Szliśmy wolnym krokiem, starając się nikogo przez przypadek nie szturchnąć. Ludzie niekiedy byli tak pijani, że się zataczali. Uważając na nich i na kilka całujących się na środku par, po długich minutach wydostaliśmy się z tłumu. Po prawej stronie zauważyłam schody, zapraszające gości na górę, a idąc dalej długim holem, mogliśmy wejść do kuchni, w której wielu ludzi robiło sobie drinki albo po prostu brali udział w rozmowach. Wśród rozmawiających, dostrzegłam sąsiada mojej cioci, Willa wraz ze swoimi przyjaciółmi. Właśnie śmiali się z czegoś, kiedy podeszłam do nich bliżej.
— Cześć — przywitałam się z chłopakiem, który od razu, gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Miałam wrażenie, iż w jego oczach pojawił się błysk, ale to być może przez światło, które ktoś nagle zapalił mimo światła słonecznego wpadającego do pomieszczenia.
— Hej, Noelle. — Poprawił się na swoim miejscu. — To Cooper, Samuel, Josh i Lucas, panowie — zwrócił się do swoich przyjaciół. — To siostrzenica mojej sąsiadki, Noelle.
— Miło mi. — Uśmiechnęłam się do wszystkich.
Cooper i Josh wyglądali bardzo podobnie, więc od razu rozpoznałam w nich rodzeństwo. Mieli te same niebieskie oczy i blond włosy. Jeden z nich, chyba Josh, po obu bokach posiadał obciętą na krótko czuprynę, pozostawiając środek dłuższy, a drugi miał ją ułożoną na żel. Samuel był mulatem z szarymi oczami i czarnymi jak popiół włosami. Za to zielonooki Lucas posiadał najdłuższe włosy z całej piątki, ponieważ sięgały ramion i były koloru orzechowego.
— Przyszłam tu z Michelle i Jacobem — odrzekłam, szukając wzrokiem moich towarzyszy, którzy stali odosobnieni przy blacie i obserwowali, jak rozmawiamy. Wyglądali na trochę skrępowanych albo po prostu zawstydzonych. — Znacie ich, prawda? — Gestem dłoni przywołałam ich do siebie. Chcąc nie chcąc podeszli do nas.
— Ty zawsze siedzisz z palaczami na stołówce, prawda? — William przymknął jedno oko, zastanawiając się, czy aby to na pewno ona, czy może pomylił ją z kimś podobnym.
— Tak. A ty wygrałeś konkurs z biologii.
— Jacob — wypowiedział imię chłopaka, który trzymał się obok mnie, jakby się bał, że w każdej chwili coś się stanie i szukał we mnie wsparcia albo obrony. — Byliśmy w tej samej grupie. Pamiętasz, robiliśmy razem projekt.
— Tak. — Ze zdenerwowania upił kilka łyków piwa.
— Chcecie się dosiąść? — na te słowa, każdy z siedzących przesunął się, by zrobić dla nas miejsce. — Proszę.
— Nie, nie będziemy wam przeszkadzać. Poza tym przeszkodziłam wam w rozmowie.
Machnął na to ręką.
— Co tu robicie? Na imprezie u największej diwy w całym naszym liceum? — zapytał zielonooki Lucas, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho.
— Chciałam zobaczyć, jak to jest bawić się w Miami, ale to chyba nie ma różnicy. — Usiadłam obok Jacoba.
— Może w klubie by była, ale tu jest jak na każdej — oznajmił Cooper. — Dobra, tu jest trochę więcej miejsca.
— Mogę zapalić? — zapytała nagle zawstydzona Michelle.
— Nie musisz się pytać. — Machnął dłonią Samuel. — To nawet lepiej dla mnie, nie będę musiał sam palić. — Wyciągnął z kieszeni spodni pudełko po papierosach, uprzednio częstując nas nimi, a gdy podpalił go zapalniczką, czuć było w powietrzu charakterystyczny zapach nikotyny.
Nigdy nie paliłam i nie planowałam, a przynajmniej na razie. Nie tylko dlatego, iż było to trujące i ludzie przez to umierali, na dodatek ich cena była droga, ale dlatego, że śmierdziało przez nie w domu. Wiem coś o tym, ponieważ mój tata kiedyś palił. Na szczęście kilka lat temu udało mu się przerwać ten nałóg, dzięki czemu nie musiałam czuć tej ohydnej woni.
— Co ty tu robisz? — zwrócił się do mnie Josh.
— Moja ciocia ma własną kawiarnię i potrzebowała pomocy. Więc jestem — wytłumaczyłam.
— A gdzie tak naprawdę mieszkasz? Daleko? — to pytanie padło z ust Willa.
— Z jakieś niecałe osiem godzin stąd. — Policzyłam na palcach, przypominając sobie, ile jechałam do Miami. — W Georgii.
— I przyjechałaś na wakacje? — zapytał Samuel.
Przytaknęłam twierdząco głową.
— Fajnie, może któregoś dnia wyjdziemy gdzieś razem? Byłaś już kiedyś tutaj? — pytał o Miami.
— Tak, ale chodziłam zawsze w te same miejsca. — Upiłam kolejnego łyka trunku. — Wybaczcie, ale muszę do toalety. — Wstałam z ławy, na której wszyscy siedzieliśmy i wyszłam z kuchni.
Nie wiedziałam gdzie iść, lecz mimo to weszłam na górę, mając nadzieję, iż dojdę do łazienki. Idąc po stopniach, musiałam uważać na ludzi. Niektórzy ilustrowali moje ciało, kilkoro po prostu siedziało, prawdopodobnie dochodząc do siebie, bo nie czuli się za dobrze przez wypity alkohol, a reszta schodziła na dół, więc nie miałam zbytnio miejsca na swojej drodze. W końcu znalazłam się na piętrze. Tu już nie było tak ciasno, jak na schodach.
"Skąd byli ci ludzie?""Jakim cudem było ich tak dużo?"
Otworzyłam pierwsze drzwi, które zauważyłam. Żałowałam jednak, że wcześniej w nie nie zapukałam, ponieważ pomieszczenie nie było toaletą. Był to jakiś pokój z sypialnią, w którym przyłapałam jakąś parę, która była w trakcie namiętnych uniesień. Otworzyłam aż zdziwienia buzię, ale odruchowo przyłożyłam na swoje usta rękę, przez co nie było widać mojego wielkiego szoku. Nie wiedziałam nawet, czy mnie zauważyli. Nie myśląc dłużej, szybko zamknęłam drzwi, rzucając przy tym ciche "przepraszam".
"O Boże!""Ale oni też mogli się zakluczyć..."
Otrząsnęłam się z szoku i ruszyłam dalej. Po drodze niestety spotkałam Autumn, kroczącą pewnym siebie krokiem prosto do mnie. To nie wróżyło niczego dobrego, tym bardziej że dziewczyna wyglądała na wkurzoną.
— Posłuchaj... — Stanęła naprzeciwko mnie. Kiedy jakiś chłopak przechodził obok nas, uśmiechnęła się szeroko do niego, witając się z nim, a gdy odszedł i wróciła wzrokiem do mnie, momentalnie na jej twarzy pojawił się gniew. — Aaron jest moim chłopakiem! — wykrzyknęła. — Oboje się kochamy i nie masz prawa wchodzić ze swoimi buciorami w nasz związek! — Wymierzyła we mnie palcem. Jej twarz była rozgniewana, a w oczach zawitały niebezpieczne płomienie. — Jeśli jeszcze raz zobaczę cię w pobliżu mojego chłopaka — podkreśliła. — Pożałujesz! — wypowiadając te słowa, czułam, jakby rzucała we mnie sztyletem albo nożem. Nie czekając na moją reakcję, odeszła.
"Obyś się przewróciła na tych schodach!"
************************************
Witajcie, kochani! ❤️
Przepraszam Was, że w poprzednim tygodniu nie było rozdziału, ale byłam na wczasach i nie miałam jak go dodać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie 😏
Jak się Wam podoba trzeci rozdział?
Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki 💕
Trzymajcie się i uważajcie na siebie, a ci, którzy są właśnie na wczasach, życzę Wam cudownie spędzonych wakacji! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro