Rozdział 2
Pierwsza noc w nowym miejscu zawsze jest najgorsza, tak też właśnie było w moim przypadku. Dobrze, że miałam wakacje, bo gdybym chodziła do szkoły, byłabym rano wykończona. Mając dość ciągłego przewracania się z boku na bok, zeszłam na dół. Musiałam uważać, by nie obudzić cioci, dlatego też szłam na paluszkach. Gdy znalazłam się w kuchni, nalałam sobie wody i usiadłam przy wyspie kuchennej, obserwując, co się dzieje za oknem. Ciemne niebo zdobiły gwiazdy, co znaczyło, że kolejny dzień miał być pogodny. Woda w oceanie delikatnie odbijała się od brzegu. Był to iście malowniczy widok. Gdybym umiała rysować, bez zastanowienia zaczęłabym pracę.
Takiego pięknego widoku chyba jeszcze nigdy nie widziałam. No może na filmach, ale na żywo jeszcze się nie zdarzyło.
Pamiętam, gdy będąc małym dzieckiem, budowałam zamki z piasku niedaleko domu mojej cioci. Szukałam muszelek, spacerowałam po plaży, czasami z zaskoczenia tata albo wujek brali mnie na ręce i wrzucali do wody, a ja nie mogłam przestać się śmiać. Czasami nasze wspólne zabawy kończyły się czkawką.
Wtedy byłam nic nierozumiejącą dziewczynką, która jeszcze nie wiedziała o istnieniu takiego kogoś jak Dave. Pamiętam, jak byłam nim zauroczona w liceum, kiedy to pierwszy raz zobaczyłam go, jak kibicował naszym. Siedział gdzieś z boku razem ze swoimi przyjaciółmi, a ja nie potrafiłam przestać go obserwować. Ciekawe było, jak emocjonował się toczącą się grą. Skakał i krzyczał, a jego twarz ciągle zmieniała swój wyraz twarzy z radosnej, po zdenerwowanej i wkurzonej, na skupioną. Przez niego nie potrafiłam sama się skonsolidować. Ciągle zerkałam na chłopaka.
Straciłam na niego czas. Okazał się oszustem i narkomanem. Przez cały nasz związek ćpał, a gdy w końcu zauważyłam małe opakowanie z białym proszkiem, wymigiwał się, mówiąc, że to nie jego, że jego przyjaciel to zgubił, a on właśnie to znalazł i musi mu oddać. Mówił tak przekonująco, patrząc prosto w oczy, iż nie mogłam mu nie wierzyć. Dopiero z czasem zdałam sobie sprawę jaka byłam głupia i naiwna. Cieszyłam się, iż moja przygoda z nim się dawno skończyła.
Wypiłam ostatni łyk wody i włożyłam do zlewu. Ostatni raz popatrzyłam na widok z okna, żałując, że nie miałam przy sobie telefonu, by zrobić zdjęcie i z westchnieniem wróciłam do łóżka.
Mój pokój był nieduży. Po prawej stronie znajdowała się wielka szafa, komoda, a po drugiej stronie łóżko, obok którego stał stolik nocny z lampką. Ściany pomalowane były na jasno, lecz teraz tego nie było widać, dlatego iż w pokoju panował mrok. Nie włączyłam światła, bo nie chciałam budzić cioci, która swój pokój miała tuż obok. To wcale mi nie utrudniało przy powrocie do łóżka, ponieważ wrócić nie było tak trudno. Wystarczyło tylko przejść kilka kroków i już.
Z okna wydostawało się światło księżyca, delikatnie oświetlając mi drogę do łoża, na którym położyłam się i wpatrywałam w sufit. Było ciepło, więc nie przykrywałam się kołdrą. Po kilkunastu minutach w końcu zasnęłam.
Rano, jak wcześniej ciocia mnie ostrzegała, miałyśmy w kawiarni taki młyn, że o mało nie pomieszałam zamówień. Co chwila otwierały się drzwi, lecz nikt nie zamierzał wyjść. Zastanawiałam się, czy na pewno wszyscy klienci znajdą sobie wolne miejsce. Większość z nich przyjechała tu tylko po kawę, bo spieszyła się do pracy, inni zaś wpadli specjalnie na słodkości cioci.
I pomyśleć, że miałam mieć tak codziennie... W głębi duszy pojawiła się nadzieja, że się przyzwyczaję i z czasem będzie coraz lepiej mi wszystko wychodziło.
Przez te kilka najgorszych godzin, czas zleciał mi, jak z bicza strzelił. Niedawno wskazówki pokazywały dziewiątą, a teraz była za dziesięć trzynasta. Na szczęście nie było już tak wielu klientów jak rano, więc mogłam na kilka chwil odpocząć. Wzięłam kilka głębokich oddechów, by uspokoić serce, które od pośpiechu biło mi tak szybko, jakbym uczestniczyła w jakimś długim biegu.
"A może nigdy się do tego nie przyzwyczaję?"
Wróciłam za ladę, czekając na kolejnego klienta. Obserwując ludzi siedzących przy stolikach, rozpoznałam chłopaka, który wczoraj patrzył na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem. Siedział z przyjaciółmi i jakąś rudą laską, która podstawiała mu swoje wielkie piersi pod nos. On jakby tego nie widział, skupiony był na rozmowie ze swoim kumplem, który towarzyszył mu wczoraj. Śmiech wypełnił cały lokal, a ja tylko przewróciłam oczami.
"Czy oni musieli przypominać wszystkim o swojej obecności?"
Oderwałam wzrok od tej żenującej grupki ludzi i skupiłam się bardziej na swoim fartuszku. Ciocia dzisiaj nie pozwoliła mi pracować bez tego specjalnego ubioru. Nie był brzydki, ale chyba wolałam, jak nosiła go ciocia. Na niej wyglądał o wiele lepiej niż na mnie.
— Nigdy nie dam rady... — usłyszałam nagle. — Pff... Kto by chciał takiego jak ja? Przecież ona jest... A ja... — Zerknęłam na miejsce, skąd dochodził głos i zobaczyłam siedzącego naprzeciwko mnie pewnego chłopaka. Siedział sam i mruczał do siebie pod nosem. — Jestem beznadziejny.
Mógł być w moim wieku. Miał brązowe włosy i szare oczy. Był pulchny, ale nie wyglądał na groźnego. Miałam wrażenie, iż był rozczarowany i zdenerwowany zarazem.
— Dlaczego tak myślisz? — zapytałam, przerywając jego monolog.
Uniósł głowę w górę, patrząc nieśmiało w moje oczy. Widziałam, że zrobiło mu się głupio, dlatego że słyszałam, jak mówił do siebie.
— Ja... — jęknął, obejmując mocno kubek z gorącą herbatą. — Nie, to nic. — Wrócił wzrokiem na swoją gorącą ciecz.
Nie chciał nic powiedzieć, więc uznałam, że lepiej będzie, że nie będę go do niczego zmuszać. Jednak nie minęła chwila, a znów zaczął coś do siebie mamrotać:
— Kobiety... Dlaczego to jest takie trudne?
— Ej, jestem kobietą. — Uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że to zmieni jego zdanie i w końcu opowie mi, co się stało. — Mogłabym ci pomóc.
— Jak chcesz. — Wzruszyłam ramionami, gdy niczego mi nie odpowiedział.
Wzięłam w dłoń czajnik z gorącą kawą i ruszyłam do dziewczyny, która zawołała mnie, podnosząc wcześniej w górę rękę. Ubrana cała na czarno ze spiralami w uchu, troszkę wyglądała na buntowniczkę. Jeszcze jej włosy z grzywką, które były tego samego koloru, co ubranie... Ale kiedy uśmiechnęła się do mnie delikatnie, ulżyło mi. Poczułam gdzieś w środku, że mnie nie pobije.
Wracając na swoje miejsce, wiedziałam, jak nieśmiały chłopaczek zerka na czarnowłosą, którą przed chwilą obsługiwałam.
"Ach tak? Czyli to ta kobieta..."
Uśmiechnęłam się pod nosem, by nikt tego nie zauważył. Skupiłam się na ścieraniu blatu, aby niczego nie zdradzić. Gdy nagle przy kasie pojawiła się ruda dziewczyna z wielkimi piersiami. Zarzuciła swoje idealnie wygładzone włosy i uśmiechnęła się do mnie sztucznie.
"Boże ona wyglądała jak Barbie. Jedyne co je różniło, to kolor włosów. Barbie była blondynką."
— Coś podać? — nie chciałam mieć żadnych kłótni ani tym bardziej problemów, więc odwzajemniłam uśmiech.
— Poproszę kawę. — Zacmokała ustami, a gdy wlewałam jej do kubka jej zamówienie, zapytała: — Macie mleko bez laktozy? Innego nie piję, bo mam uczulenie. — Zachichotała.
— Och przykro mi, ale nie mamy.
— No cóż... Jedna kawa bez mleka nie zaszkodzi. — Ponownie się roześmiała, a mnie już zaczynała przy niej głowa boleć. Jak ludzie z nią wytrzymują? — Jesteś tu nowa? — Przyłożyła swoją kartę do urządzenia, by zapłacić za zamówienie.
— Przyjechałam tu tylko na wakacje.
Bez słowa wróciła do swoich przyjaciół, zabierając kubek.
"Nawet tyłek miała sztuczny..."
— Jestem Noelle. — Nie mogąc przestać myśleć o puszystym chłopaku, podałam mu dłoń.
— Jacob. — Odwzajemnił gest.
— A więc ona. — Uniosłam brwi w górę, kątem oka patrząc na moją klientkę, siedzącą w kącie.
— Aż tak to widać? — Zdziwił się. — Boże... — Przetarł dłonią swoją twarz.
— Ej, spokojnie. Weź kilka głębokich oddechów i podejdź do niej.
— Co? Nie. Na pewno tego nie zrobię. — Kręcił markotny głową.
— No jak nie zrobisz pierwszego kroku, to nigdy z nią nie będziesz. Chociaż spróbuj.
— I co potem powiem? — Jego twarz przybrała czerwony kolor.
— Nie wstydź się. — Wzięłam go za rękę, by zmusić do wstania z krzesła. — Pogadaj z nią o czymś zwykłym, normalnym. O, może o pogodzie? — zaproponowałam.
— Dobra, raz kozie śmierć. — Wyprostował się dumnie, o mało nie przewracając krzesła i pozwolił mi się prowadzić.
— Hej — ponownie się z nią przywitałam. Szczerze mówiąc, czułam się troszkę niezręcznie, ale miałam poczucie, iż ktoś musi mu pomóc. Tym kimś mogłabym być nawet ja. — On chciał ci coś powiedzieć — dodałam szybko, odsuwając się od nich.
Patrzyłam na niego wzrokiem krzyczącym: "no dawaj, mów coś!"
— No tego... — zaczął cicho zdenerwowanym głosem. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy, bo obserwował wszystko oprócz niej. — No... — Zaczął się bawić swoją koszulą. — Bardzo ładna... — odchrząknął. — Ładna... — Kiedy był już na tyle gotowy, by wydobyć z siebie coś więcej, podeszła do nas rudowłosa Barbie.
— Hej ty, nowa! — zwróciła się do mnie. — Może przyjdziesz do mnie na imprezę w piątek?
— Yyy... — jęknęłam. — Ja chyba...
— No to fajnie — przerwała mi, uśmiechając się szeroko. — Możesz zabrać swoich znajomych. — Popatrzyła się na każdego z moich towarzyszy. — O osiemnastej w największym domu przy oceanie — po tych słowach odeszła, nie dając nam cokolwiek odpowiedzieć.
Czarnowłosa popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem, a nieśmiały chłopak ani na chwilę nie przestawał się bawić swoją wymiętoloną już koszulką. Przez krótką chwilę żadne z nas nie potrafiło się odezwać, przez szok, który pojawił się wraz z gadką plastikowej.
— Pójdziemy? — zapytałam nagle.
Chciałam się rozerwać, jak wcześniej zachęcała mnie ciocia. Mogłabym poznać nowych ludzi i spędzić czas z rówieśnikami. A przy okazji Jacob będzie mógł zagadać do czarnowłosej.
— Na imprezę do Autumn? — Uniosła brew w górę, mając nadzieję, że się przesłyszała.
"Czyli nazywała się Autumn..."
— No, zaprosiła nas, nie?
— Ja nie idę — odrzekł bez zastanowienia Jacob.
— No weźcie, chodźmy. — Z minuty na minutę zdawałam sobie sprawę, że ten cały pomysł z imprezą był całkiem niezły. Co prawda nie lubiłam takich ludzi jak Autumn - sztucznych i aroganckich, ale w końcu były wakacje, a ja byłam młoda.
— Nie znasz Autumn. Chodzimy z nią do jednej szkoły, wiemy, jaka jest fałszywa. Kiedyś byliśmy na takiej imprezie... — mówiła z przerażeniem czarnowłosa. — Na początku liceum. U niej zawsze są wielkie imprezy. Było głośno i każdy robił, co chciał, nie przejmując się konsekwencjami. Staliśmy pod ścianą, a oni nie przestawali się z nas nabijać, jacy to jesteśmy nudni. Potem było już tylko gorzej.
— Potem w poniedziałek, kiedy szedłem korytarzem, słyszałem, jak mnie obrażają. Wołali, jaki to jestem nudziarz i grubas. Spoko, jestem do tego przyzwyczajony, ale nie byłem nigdy tak poniżany, jak przez nich. — Zrobił grymas twarzy. — Oni obrzucali mnie jedzeniem! I to nie tylko w stołówce — szepnął, sprawdzając, czy ktoś nas nie podsłuchuje. — A teraz udają, jakby nic się nie wydarzyło...
— Mnie się wydaje, że całkiem zapomnieli, jak się nazywam. Chociaż może nigdy tego nie wiedzieli.
Przez to, co się dowiedziałam od nowo poznanych, nie byłam już taka pewna tej imprezy. Chciałam się rozerwać, zabawić, cieszyć się z życia, ale nie wiedziałam, czy aby to był dobry pomysł...
— A mi powiesz, jak masz na imię? — Dopiero przypomniało mi się, że nie wiem, jak ona się nazywa.
— Michelle — jej niski głos zabrzmiał w moich uszach.
Stała blisko, przez co poczułam jej zapach. To chyba była woń papierosów i kawy, którą właśnie piła.
— Noelle. — Uścisnęłyśmy sobie dłoń. — To co? W piątek o siedemnastej pięćdziesiąt niedaleko domu rudej? — Pomimo moich niepewnych myśli, uznałam, że pójdziemy tam, chociaż na kilka minut. — Pójdziemy na chwilę i się zwiniemy.
— Noelle, to jest zły pomysł... — Jacob nie był do końca przekonany.
— A co masz innego do roboty?
— Wolałbym się nudzić, niż słuchać jak w mojej obecności mnie obrażają — wyznał.
W sumie miał rację... To było milion razy lepsze, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, czy jakoś.
— To tylko kilka minut, a potem obiecuję, wyjdziemy. Chciałabym zobaczyć, jakie robią tu imprezy — dodałam, na co pokręcili tylko głową.
Uśmiechali się kącikiem ust, co uznałam za odpowiedź.
Przez resztę dnia zastanawiałam się, co założę na imprezę. W końcu doszłam do wniosku, że niczego takiego ze sobą nie zabrałam. Potrzebowałam nowej sukienki. Tylko jak ja miałam dojechać do miasta? Przecież, by się tam pojawić, musiałam pojechać samochodem do centrum. Jedyne co mogłam, to tylko poprosić o to ciocię. Nie obawiałam się rozmowy z nią, ponieważ byłam niemalże pewna, iż pozwoli mi na tę imprezę, a w zakupach będzie pierwszą na liście, by znaleźć wraz ze mną czegoś odpowiedniego na tę okazję.
— Ciociu, mam malutką prośbę — zaczęłam, kiedy wsiadłyśmy do jej auta, by wrócić do domu. Spojrzała od razu na mnie, czekając, aż coś dopowiem. — W piątek jest impreza i...
— Idziesz się zabawić? — przerwała mi wpół zdania. Uśmiechnęła się do mnie dwuznacznie.
Kiedyś słyszałam, iż moja ciocia bardzo lubiła imprezy. To do niej było bardzo podobne, ponieważ zawsze, gdy były jakieś przyjęcia, to właśnie ona zawsze była pierwszą osobą, która wchodziła na parkiet.
— Mogę? — zapytałam dla pewności.
— Oczywiście. Tylko pamiętaj, żeby uważać na siebie i jak coś to do mnie od razu dzwoń. — Odpaliła samochód. — O! I najważniejsze... Wróć do domu nie prędzej niż po północy, dobrze?
— Jest jeszcze coś... — Zapięłam się pasem bezpieczeństwa. — Bo nie mam w czym iść i pomyślałam, że może byś mnie zawiozła do centrum handlowego czy gdzieś...
— No jasne! — krzyknęła radośnie. — Pomogę ci coś wybrać. — Wyjechała z parkingu. — O! Twoja mama dzwoniła. Pytała się co u ciebie i jak się czujesz. Mówiła, że nie odbierasz od niej. Coś się stało? — Ani na chwilę nie oderwała wzroku od jezdni.
— Nie, wszystko w porządku. — Zaczęłam szukać w swojej torebce telefonu. — Do tej pory miałam wyłączony dźwięk. Była zła?
— Nie, wytłumaczyłam jej, że pracujesz i nie masz czasu, by odebrać. Ale jak będziesz miała chwilę wolną, zadzwoń do niej — poradziła, ubierając swoje okulary przeciwsłoneczne. — Przy okazji zrobimy jakieś zakupy do domu. Lodówka robi się powoli pusta — poinformowała.
— Dzięki, ciociu. — Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do kobiety, która tylko do mnie mrugnęła.
Jazda minęła nam szybko. Nie było korków ani niczego takiego. Przez piętnaście minut wpatrywałam się tak samo, jak ciocia na jezdnię, ponieważ nie miałam na czym zawiesić wzroku. Po obu stronach jezdni znajdowała się sama pusta powierzchnia zarośnięta trawą. Ani domków jednorodzinnych, ani żadnej oznaki życia tutejszych mieszkańców. Gdy tylko znalazłyśmy się w centrum, widząc tych wszystkich ludzi i mnóstwo sklepów, znajdujących się niedaleko nas, wstrzymałam oddech. Byłam tu nieraz, lecz takich tłumów się nie spodziewałam. Trochę to mi przypominało okres przedświąteczny, kiedy to każdy przyjeżdża do galerii, by zrobić zakupy. Brakowało tylko świątecznych lampek i choinek.
Nie powiem, że było łatwo z odnalezieniem wolnego miejsca na parkingu, bo bym skłamała. Miejsce postoju było zapełnione po brzegi. Ciągle tylko ktoś wjeżdżał albo wyjeżdżał, przez co każde miejsce było zajęte. Koniec końców znalazło się miejsce dla nas.
Jeszcze nigdy nie widziałam aż tyle sklepów w galerii. Oprócz parteru, w galerii były jeszcze dwa piętra, a na każdym z nich pełno sklepów. Nie wiedziałam, od którego zacząć. Dlatego była ze mną moja ciocia, która znała się lepiej ode mnie na tym, który z tych wszystkich sklepów byłby dobry jakościowo i cenowo.
— To, od którego chcesz zacząć? — zapytała, rozglądając się naokoło. — Chcesz sukienkę?
— Chciałabym coś nowego. Nie chcę iść w tym, w czym chodzę na co dzień. Żeby było idealne na imprezę, ale żeby jednocześnie nie było zbyt wzywające.
— Może chodź tu? — Wybrała pierwszy sklep, który znajdował się najbliżej nas i ciągnąc mnie za rękę, weszła do środka.
— Zobacz, a co myślisz o niej? — Wzięła do ręki wieszak, na którym wisiała spódniczka. — Kolor by ci pasował.
Kilka sekund się na nią patrzyłam i po chwili zdecydowałam wziąć ją ze sobą do przymierzalni. Wybrałam jeszcze śliczny, neonowy top i błyskotki, za którymi co jakiś czas się oglądałam.
Spódniczka sama w sobie była ładna i podobała mi się, lecz gdy ją ubrałam, okazała się za krótka. Albo to ja miałam za długie nogi. Nie mogłam tak iść, więc wróciła na swoje miejsce. Co do topu oraz bransoletek i kolczyków, bez wahania zabrałam je do kasy, gdzie kłóciłam się z ciocią o to, kto za to zapłaci. Miałam swoje pieniądze, więc nie potrzebowałam jej pieniędzy, tym bardziej że to ja chciałam te zakupy, ale ostatecznie to ciocia zapłaciła za wszystko, za co byłam jej wdzięczna.
Gdy wchodziłyśmy do któregoś z rzędu sklepu, który znajdował się na samej górze, odczułam zmęczenie. Byłyśmy tam od kilku dobrych godzin, a wciąż nie miałam dołu do mojego nowego topu. Wszystkie sklepy, które odwiedzałyśmy, nie posiadały tego czegoś, co mogłoby mnie zaskoczyć, zafascynować albo rozkochać w sobie.
Byłam głodna i jedyne, o czym marzyłam, to rzucenie się na łóżko i zamknięcie oczu. Nie dość, że chodziłyśmy kilka godzin po galerii, - a mimo to i tak nie weszłyśmy do wszystkich sklepów - to na dodatek nie udało mi się przespać całej nocy. Do tego praca, która rano dało mi popalić. Więc byłam wykończona.
Butami akurat się nie przejmowałam, bo obuwie miałam w walizce nowe, jeszcze nierozpakowane. Były białe, takie które do wszystkiego pasowały, więc z nimi dałam sobie spokój. Jedyne czego mi brakowało, to spódniczki, a w ostateczności spodni.
Na szczęście w końcu znalazłam coś w miarę normalnego. Na jednym z wieszaków, znalazłam spodnie z wysokim stanem. Były obcisłe i idealnie pasowały do mojego topu. Nie tracąc czasu, szybko je przymierzałam. Pokazałam się cioci, a gdy obie byłyśmy tego samego zdania, iż to było to, czego szukałam, z ulgą poszłam do kasy. Dziękowałam Bogu, że w końcu zakupy dobiegły końca, a ja mogłam nareszcie odpocząć.
************************************
Hej wszystkim!
Mamy pierwszy dzień lata! Jak się z tym czujecie? Co u Was? ❣️
Zdecydowałam, że dodam teraz rozdział, bo jutro prawdopodobnie nie znalazłabym czasu na opublikowanie go.
Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki ☺️ Liczę, że się podoba - obiecuję, że z czasem zacznie się naprawdę dziać ^^
To co, może jakaś dyskusja na tt?
Zapraszam: #chłopakzmiami
No dobrze, to trzymajcie się, kochani ❤️
Dobrej nocki/dobrego dnia! 😘
Ps Czytał ktoś z Was "Księgę nocy" od Holly Black? Chciałam sobie ją kupić i jestem ciekawa Waszych opinii. No i co, że mam jeszcze kilka książek, które czekają na swoją kolej na półce? 🤪
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro