Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Daniel zaraz po tym, jak dostarczył Mili na oddział wszystkie niezbędne rzeczy, obiecując, że jutro tuż przed wylotem jeszcze do niej zajrzy, wyszedł ze szpitala i pierwsze co zrobił, to skierował swoje kroki wprost na Rue Lagrange do mieszkania babci Alexa.

Było krótko przed dwudziestą drugą, ale nie mógł czekać z tym do rana.

— Danny! Dobry wieczór — ucieszyła się babcia, zastając go przed drzwiami.

— Dobry wieczór pani — przywitał się z nią miło, ale nie czekał ani chwili dłużej. — Czy jest AJ? — zapytał niecierpliwie i zerknął za jej plecy, jakby się go tam spodziewał.

Uśmiech babci nieco zbladł i obejrzała się za siebie.

— Nie, niestety gdzieś jeszcze wyszedł — odpowiedziała, wracając do niego wzrokiem. — Był z tobą umówiony? — zapytała zmartwiona.

— Nie, ale chciałem z nim porozmawiać — wyjaśnił jej pokrótce Daniel, uśmiechając się nerwowo.

Babcia otworzyła drzwi szerzej.

— To może chcesz poczekać na niego? Zapraszam — zasugerowała miło.

Daniel powstrzymał ją gestem dłoni.

— Nie, nie, wiem, że źle się pani czuje, nie będę przeszkadzał — wyłgał się szybko. — Poza tym już późno. Jutro się z nim skontaktuję. To nic pilnego.

Babcia niechętnie dała się przekonać, ale ustąpiła, życząc mu dobrej nocy. Daniel doskonale jednak wiedział, że nie będzie dobra, jeśli jeszcze dziś nie spotka się z Alexem i mu wszystkiego nie wytłumaczy, ale nie chciał absorbować babci. Usiadł więc na schodach na półpiętrze i postanowił zaczekać. Zastanawiał się, dokąd Alex mógł pójść, nic jednak sensownego nie przychodziło mu do głowy. Nie znali się przecież na tyle, żeby mógł odgadnąć, gdzie przebywa lub z kim, gdy wychodzi z domu wieczorem. Trochę go to niepokoiło, bo w jego myślach pojawił się znów Terrence — chłopak z salonu z garniturami, ale nie zadręczał się tym zbytnio. Alex był dorosłym facetem. Mógł robić, co tylko zechciał.

Zjawił się koło północy, gdy Daniel powoli rezygnował z czekania. Wdrapał się po ciemku na drugie piętro i drgnął jak porażony, gdy zobaczył postać siedzącą na schodach.

— Daniel? Co tu robisz? — zapytał zmieszany.

Nerwowo poprawił włosy i zapiął guzik koszuli pod szyją. Nie zapalił światła.

Daniel złapał się poręczy i podciągnął, żeby wstać.

— Przyszedłem cię przeprosić — wyznał od razu.

Pomimo mroku widział wyraźnie, że Alex się zmieszał jeszcze bardziej. Spuścił głowę i uciekł wzrokiem. Był zażenowany?

— Za to, że masz żonę i dziecko i że mi o nich nie powiedziałeś? Przecież nie musiałeś — powiedział kpiąco, ale w jego głosie słychać było wyraźnie zarzut.

— Nie mam żony — zaprzeczył natychmiast Daniel. — Myślisz, że gdybym ją miał, to leciałbym z tobą na ślub kuzyna?

Alex spojrzał na niego, jakby właśnie spłynęło na niego cudowne uświadomienie. Kompletnie o tym nie pomyślał! Miał ochotę przywalić sobie za to w gębę. W pierwszej chwili w szpitalu zamroczyło go oszołomienie, a następnie złość i przestał myśleć trzeźwo. Daniel mu się podobał i każdy, kto stawał mu na drodze do niego, był przeszkodą i wrogiem numer jeden. Nawet to niewinne dziecko.

— Ale masz dziecko w drodze, chyba teraz nie zaprzeczysz i nie sprzedasz mi jakiejś bajki — wyłgał się niepodważalnym argumentem.

— Niby tak, to prawda, mam dziecko w drodze, ale to nie tak, jak myślisz — przyznał Daniel.

Alex prychnął drwiąco i tym razem spojrzał na niego przelotnie.

— Nie tak jak myślę? A co ja niby mogę sobie myśleć? — zapytał opryskliwie.

I choć słowa, które mówił, jasno temu przeczyły, to z jego tonu wynikało, że ma mu to za złe.

— Niby nic, ale wydawało mi się... że się polubiliśmy — powiedział cicho Daniel. — A ja ci nie powiedziałem całej prawdy, dlatego chciałem cię przeprosić — wyznał szczerze.

Alex znów uciekł wzrokiem. Wyciągnął klucze z kieszeni, ale dłonie mu drżały ni to z nerwów, ni to z zażenowania samym sobą i upuścił je z brzękiem na posadzkę. Każde słowo, które wypowiadał Daniel, zaczynało go boleć do żywego. Wiedział już, że popełnił błąd, idąc do Jeroma.

— Mila to moja przyjaciółka jeszcze ze studiów — mówił dalej Daniel. — Nie przetrwałbym w Paryżu bez niej, gdy się tu zjawiłem. Byłem młody i zagubiony, nie znałem dobrze języka i za nic w świecie nie chciałem wracać do domu — próbował wytłumaczyć. — Zostałem dawcą nasienia, bo pragnęła mieć dziecko, tylko tyle. Nie mam nawet do niego praw, ale źle się poczuła i poprosiła mnie o pomoc.

Alex stał teraz znów oniemiały jak w szpitalu i patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.

— Ty słyszysz, co ty gadasz?

Daniel westchnął zirytowany, ale szybko się opamiętał.

— Wiem, że to brzmi jak jakiś absurd, ale to prawda.

— Zrobiłeś coś tak głupiego? — zapytał z drwiną Alex, czym tym razem Daniela wprawił w osłupienie.

— Głupiego?

— Jesteś ojcem dziecka twojej przyjaciółki? — zapytał z pretensją Alex. — Przecież to ogromna odpowiedzialność! Jak zamierzasz sobie kiedykolwiek ułożyć życie z takim balastem?

Daniel zamrugał oczami w oszołomieniu.

— Z balastem? — zapytał z niedowierzaniem.

— A jak nazwiesz ten fakt? — odpowiedział pytaniem na pytanie Alex. — Myślisz, że ktoś chciałby się z tobą związać, wiedząc, że masz dziecko?

Daniel się zmieszał. Nagle poczuł się jak w domu. Znów gorszy i nic niewart. I choć w głowie mu się nie mieściło, że można w ten sposób pomyśleć o dziecku w dzisiejszych czasach, to jednak stereotypy i uprzedzenia jak widać, wciąż były czynne i wciąż gotowe, żeby kogoś upokorzyć.

— Ty nie związałbyś się z kimś, kto ci się podoba tylko dlatego, że ten ktoś miałby dziecko? — zapytał z wyraźnym żalem. — Wciąż żyjemy w świecie uprzedzeń i stygmatyzacji? Sądzisz, że w dzisiejszym świecie dziecko to jakiś problem? Jak to powiedziałeś „balast"? Zwłaszcza w pewnym wieku. Sądziłem, że jeśli przekracza się pewien próg, a nie ma się za sobą jakiegoś rodzaju doświadczeń, to raczej to jest powód, żeby się zastanowić czy z tym kimś nie jest coś nie tak, bo nigdy wcześniej nie było mu dane doświadczyć pewnych rzeczy — rozwinął z roszczeniem.

Alex znów się zmieszał. Czuł złość na Daniela, że mu wcześniej nie powiedział, przez co narobił głupot. Poszedł do Jeroma w porywach wściekłości i rozgoryczenia. Przeleciał jak dziwkę. Chciał się zapomnieć. Odreagować, ale prawdą było, że jedyne co widział, gdy przymknął powieki i chciał czuć pod opuszkami palców, to ciało Daniela.

— Myślę, że nie — odwarknął, ale nie patrzył mu w oczy. — Dzieci to kłopoty. Ogromna odpowiedzialność. Ich obecność zawsze warunkuje bycie na drugim miejscu. Trzeba układać swoje plany pod nie i zawsze być wyrozumiałym, nawet gdy spadnie się na ostatnie miejsce. Nie chciałbym tak. Chciałbym, żeby mój partner był tylko mój.

— To przykre co mówisz i trochę niedojrzałe — zakwestionował Daniel.

— Nigdy nie zapewniałem, że jestem dojrzały — kontrargumentował Alex.

— To fakt, masz rację, mówiłeś, ale nie czujesz się tym ani trochę zażenowany?

— A niby dlaczego miałbym? — zapytał hardo Alex. — Taki jestem. Sam mówiłeś, że kiedyś przyjdzie moja kolej. Najwidoczniej jeszcze nie przyszła. Może nigdy nie przyjdzie. Mówię, co czuję w tej chwili, jestem uczciwy. Nie jestem hipokrytą i nie zasłaniam się nieprawdą tylko po to, żeby ktoś myślał, że jestem dojrzały — odwarknął arogancko. — To nie grzech, chcieć być najważniejszym. Dla mnie mój partner byłby zawsze na pierwszym miejscu. Byłby najważniejszy.

Daniel poczuł uścisk w piersi. Chciał być jego numerem jeden?

— W sumie masz rację — zgodził się z nim. — Nie mogę cię za to winić. Za to, jeśli jutro nie pojawisz się na lotnisku, też nie będę — zapewnił. — Jeszcze raz przepraszam, że ci nie powiedziałem. Po prostu nie widziałem związku. Sam jeszcze nie zdecydowałem, czy będę ojcem, czy tylko dawcą, ale to, co mówisz, sprawia, że czuję się gorszy, bo bardzo chciałbym być ojcem, a ludzi myślących tak jak ty nie brakuje — wyznał i znów złapał za poręcz.

Ruszył schodami w dół bez pożegnania. Alex chwilę stał w milczeniu i odprowadził go wzrokiem. Czuł się okropnie. To była jakaś koszmarna pomyłka i fatalne zrządzenie losu.

Daniel dotarł do swojego mieszkania z ciężkimi myślami. Nie zmrużył oka do samego rana. Alex miał rację. Mila też. Dziecko to ogromna odpowiedzialność. Czy był w stanie ją udźwignąć? Nie miał pojęcia. Przez to, co mówili, czuł, że nie.

Rano zjadł śniadanie, raz jeszcze sprawdził, czy okno jest dobrze zamknięte, a czajnik wyłączony z prądu i następnie wytoczył dwie ogromne walizki za próg mieszkania. Kiedy udało mu się je znieść w pocie czoła na parter i wyjść z nimi przed budynek, na chodniku czekał Alex.

— Cześć — bąknął cicho na przywitanie.

Daniel ucieszył się na widok jego dwóch granatowych walizek, stojących pod ścianą budynku. Kamień spadł mu z serca. Leciał z nim na wesele.

— Cześć — odpowiedział. — Jednak się zdecydowałeś? — zapytał przekornie.

— Nigdy przecież nie zrezygnowałem — burknął Alex.

Daniel pokiwał głową przytakująco.

— Fakt — przyznał mu rację, ale z trudem powstrzymywał uśmiech.

Był pewny, że z nim nie poleci. Był pewny, że zerwie umowę. I choć teraz wrócili do punktu wyjścia, czyli do tego, że łączy ich TYLKO umowa, wciąż nie posiadał się z radości, że spędzą ze sobą cały tydzień.

Podróż taksówką na lotnisko odbyli w milczeniu. Odprawę i boarding też. Dopiero gdy siedzieli już na swoich miejscach w luksusowym boksie pierwszej klasy, Alex spojrzał na Daniela szeroko otwartymi oczami.

— Danny, boję się — stęknął w taki sposób, jakby długo powstrzymywał te słowa.

Daniel mościł się właśnie na wygodnym szerokim fotelu i spojrzał na niego zaskoczony. Dopiero teraz, gdy dostrzegł, że palce Alexa są mocno wbite w tapicerkę siedzenia obok jego kolan, że aż mu knykcie od tego zbielały, domyślił się skąd to milczenie. Zjadał go stres.

— AJ, czy ty nigdy nie leciałeś samolotem? — zapytał, choć pytanie wydało mu się absurdalne.

Alex oparł głowę o zagłówek i pokręcił nią przecząco. Oczy miał wbite w ekran przed sobą, a na jego czole pojawiły się kropelki potu.

— Nie — stęknął znowu. — Niby dokąd? I po co? W Europie jest wszędzie blisko. Nie miałem potrzeby.

— AJ czyś ty zwariował? — zapytał zdenerwowany Daniel. — Przecież my będziemy lecieć trzynaście godzin!

— To nie pomaga Danny — stęknął znów Alex, rozedrganym głosem.

Daniel wychylił się z boksu i rozejrzał najpierw w prawo, a potem w lewo. Dostrzegł stewardesę w bordowym uniformie.

— Proszę pani? — zawołał ją, a kiedy podeszła z miłym uśmiechem, powiedział: — Chyba musimy wysiąść. Mój narzeczony boi się latać, nie wiedziałem o tym. Nie wytrzyma w takim stanie dwunastu godzin.

— Nie, nie, dam radę — stękał Alex.

— Chyba oszalałeś — warknął Daniel, oglądając się na niego z surową miną.

— Nie wiem, czy to jeszcze możliwe — wtrąciła się stewardesa. — Już zamykamy drzwi. Czy mam zatrzymać procedurę? Może mogliby panowie wysiąść w Madrycie. Tam jest jeszcze międzylądowanie, a lot nie potrwa długo.

— Nie! — zaprzeczył Alex. — Nie będziemy wysiadać.

Daniel spojrzał na niego raz jeszcze, a potem na stewardesę.

— Poproszę dwa mocne drinki.

Stewardesa uśmiechnęła się niepewnie.

— Nie podajemy alkoholu przed startem.

— Błagam, niech pani zrobi wyjątek — poprosił Daniel. — Zapłacę nawet potrójnie, ale niech mi pani przyniesie chociaż jeden. On tu zemdleje, jak tylko oderwiemy koła od pasa startowego, a co dopiero jak napotkamy, chociażby lekką turbulencję.

— Danny, nie mów o tym w taki sposób — jęknął spięty Alex.

Stewardesa spojrzała na niego z politowaniem. Był blady jak ściana.

— Zobaczę, co da się zrobić — obiecała i zniknęła.

Wróciła po kilku minutach. Daniel westchnął z ulgą, gdy zobaczył w jej dłoni szklankę z napojem i papierową torebkę.

— To na wypadek, gdyby zwymiotował, albo niech potrenuje oddychanie — poinstruowała.

— Dziękuję pani bardzo — powiedział z wdzięcznością Daniel i odebrał z jej rąk szklankę.

Podał ją Alexowi.

— Wypij od razu cały — nakazał.

— Ostrożnie — sprzeciwiła się stewardesa. — Poprosiłam o podwójną wódkę — dodała.

Daniel spojrzał na Alexa.

— Tym bardziej wypij — nakazał i gdyby mógł, wlałby mu całość do gardła siłą.

Obyło się jednak bez przemocy. Alex wykonał posłusznie polecenie. Daniel odebrał od niego szklankę i raz jeszcze podziękował stewardesie, a gdy zniknęła, rozłożył lekko jego siedzenie i zapiął go pasem. Jednak gdy samolot nabierał prędkości na pasie startowym, Alex o mało faktycznie nie zemdlał i gdy można było je rozpiąć, Daniel przesiadł się obok niego, na co powalały szerokie siedzenia i brak pulpitu między siedzeniami, za co teraz dziękował Bogu, do którego już jakiś czas temu przestał się odzywać. Objął Alexa ramieniem, a ten wtulił się w niego jak trzylatek. Jego niespokojny oddech Daniel czuł na szyi, a kurczowo owinięte wokół siebie ręce, niczym kleszcze. Kilka minut później oddech Alexa stał się spokojniejszy, a uścisk słabszy. Podwójny alkohol, krążący już głęboko w krwiobiegu, robił robotę. Daniel rozłożył siedzenie jeszcze odrobinę bardziej i ułożył się wygodnie z Alexem w ramionach. Pocałował go w czubek głowy.

— Dziękuję Danny — usłyszał jego bełkot, a chwilę później poczuł, jak jego głowa staje się ciężka.

Zasnął.

Daniel pomimo przerażenia więznącego w gardle i złości na niego za to, że się nie przyznał do strachu przed lataniem, czuł się z nim w ramionach wspaniale. Chciał, żeby został w nich na zawsze. Chciał się nim opiekować. Być jego bezpiecznym miejscem. Jego numerem jeden. Najważniejszym człowiekiem na ziemi, tak, jak mówił o tym wczoraj na klatce schodowej. Czuł, że coś między nimi się zaczęło, gdy się spotkali, ale teraz się skończyło, gdy Alex dowiedział się o dziecku i za wszelką cenę chciał to odzyskać.

Może faktycznie nie powinien zostać ojcem? Co niby wiedział o tej roli? Nic. Nigdy nie miał dobrego wzorca. Bez doświadczenia, to on byłby balastem dla dziecka i Mili, nie odwrotnie, a przy tym był bezwartościowy dla kogoś, kogo już chyba darzył uczuciem.

Był w impasie.

🎭🎭🎭🎭🎭

No, ja też chyba jestem :/

A Wy? Dajcie znać.

Do jutra!

Monika :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro