Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Była sobota. Alex miał dzień wolny i choć powoli zaczął się odnajdywać w tej pustej przestrzeni, jaką pozostawił w jego życiu po sobie Daniel i pomału zaczął się w niej urządzać, to wciąż miewał chwile, w których wracał do niego myślami, a właściwie do chwil spędzonych z nim w miejscach, które razem odwiedzali. Dziś padło na mieszkanie babci. Remont w tym jego już dawno dobiegł końca, ale tam nie miał ani jednego wspomnienia wiążącego się z Danielem, więc często odwiedzał babcię, żeby... pogapić się na sofę, na której wtedy siedzieli i pooglądać z babcią powtórki Wspaniałego Stulecia. Nie mogła się nadziwić i nacieszyć jego obecnością, więc zawsze przygotowywała jego ulubione dania.

Usiadł przy okrągłym stole, a ona podała obiad.

— A deser? Zjesz? — zapytała, gdy skończył kurczaka na ostro.

— Poproszę — przytaknął jej z uśmiechem.

I kiedy wydawać by się mogło, że jego życie znów przybrało normalne barwy, tęsknota przycichła i schowała się w kąt, a serce wyrównało rytm, na stole pojawił się sernik z galaretką i truskawkami.

Na powrót zrujnował wszystko, co tak starannie Alex próbował ułożyć w całość. To ciastko było jak żywy, namacalny fizycznie wyrzut jego sumienia.

Gula stanęła mu w gardle natychmiast, ale za wszelką cenę próbował utrzymać emocje na wodzy. Długo gapił się w kawałek ciasta, próbując nad sobą zapanować, aż w końcu babcia dopełniła aktu zniszczenia.

— Coś nie tak? — zapytała, a Alex się ocknął.

— Nic, nic — uspokoił ją.

Drżącymi palcami zaczął wyciągać z galaretki truskawki, o których babcia znów zapomniała, ale kompletnie mu nie szło.

Ciastko pękło najpierw na pół, a potem na kolejne pół i jeszcze jedno pół. Dosłownie rozpadło mu się na talerzyku i wtedy się załamał. Jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny i tak strasznie podle. Miał wrażenie, że to ciastko to serce Daniela, które zawiódł i zdeptał. Zasłonił ręką oczy, bo łzy zapiekły go pod powiekami dotkliwie i już nie czuł ani złości, ani pustki, ani rozgoryczenia. Czuł rozdzierającą rozpacz. Rosła w nim od chwili, gdy wysiedli z samolotu i zamiast słabnąć, tak naprawdę przybierała po cichu, podstępnie na sile i teraz zerwała się niczym lawina staczająca się ze zbocza góry. Porwała go i przygniotła poczuciem winy i bezsilności.

— AJ, co się stało? — zapytała wystraszona babcia.

— Nic — stęknął Alex, nie potrafiąc powstrzymać łez.

Zaczęły płynąć tak gęsto, że kapały na obrus i do talerzyka z ciastkiem. Nie umiał ich opanować. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz płakał tak bardzo, jako dorosły człowiek. Dosłownie się dławił łzami, próbując zachować pozory. Wstydził się ich, a jednocześnie bardzo chciał je komuś pokazać.

— To dlatego Danny nie przychodzi, prawda? Rozstaliście się — stwierdziła babcia.

Alex tylko pokiwał głową twierdząco, z trudem powstrzymując szloch.

— Okłamałem go — jęknął. Dłoń, którą zasłaniał oczy, drżała przeraźliwie. — Powiedziałem, że jestem kimś innym, a on mi uwierzył. Nie powiedziałem mu w porę prawdy i chyba go zdradziłem — wylał z siebie potok niezrozumiałych dla babci argumentów.

— Kimś, kim nie jesteś? Zdradziłeś? — dopytywała zdziwiona babcia.

— Nie chcę tego tłumaczyć, wystarczy, że wiem, że zawiniłem, okej? — jęknął rozżalony Alex i zapłakał głośniej.

Babcia westchnęła i pogłaskała go po głowie.

— No dobrze — przytaknęła. — Ale...

Alex podniósł na nią czerwone od płaczu oczy.

— Ale?

— Naprawdę przed nim udawałeś kogoś, kim nie jesteś? — zapytała z niedowierzaniem i jakby zawiedziona.

— No właśnie nie — pożalił się Alex jak dziecko. — Ale wszystko się tak pokomplikowało, że on mi teraz nie wierzy, że byłem sobą.

Babcia chwilę milczała, zamyślona.

— To może pokaż mu, jaki jesteś, gdy jesteś nieprawdziwym sobą? Wtedy może ci uwierzy? — zaproponowała.

Alex znów podniósł na nią zapłakane oczy.

— Niby jak? — zapytał buntowniczo. — On nawet nie chce ze mną porozmawiać!

— Posłuchaj serca, ono ci podpowie, gdy znajdzie sposób.

Alex patrzył na nią z rezygnacją. Już dziś nie mógł wytrzymać z tęsknoty, a babcia kazała mu jeszcze czekać. Nie chciał już dłużej. Pierwszy raz w życiu czuł się tak nieszczęśliwy. Nie poznawał siebie. Nigdy mu przecież na nikim nie zależało i ni to chciał, ni nie chciał przestać to czuć. To uczucie go przygnębiało, unieszczęśliwiało, ale jednocześnie nie wyobrażał sobie, żeby mógł pozwolić Danielowi odejść w zapomnienie.

— A jeśli nie? — zapytał, przełykając łzy. — Co, jeśli nie znajdzie sposobu?

Babcia westchnęła, a na jej twarzy wymalował się smutek.

— Będziesz musiał się z tym pogodzić albo nauczyć z tym żyć — stwierdziła gorzko.

Alex zaczął kręcić głową.

— Nie — zaprzeczył. — Nie chcę. Nie umiem. Próbowałem.

Babcia uśmiechnęła się pobłażliwie i znów pogłaskała go po głowie.

— Teraz tak ci się wydaje — wytłumaczyła spokojnie. — Zobaczysz, ból któregoś dnia przycichnie.

— Nie chcę, żeby przycichł — oponował rozpaczliwie Alex, wycierając łzy rękawem bluzy.

Chociaż we wspomnieniach chciał mieć Daniela blisko, pomimo że sprawiały, że pochłaniał go rozpaczliwy smutek. Nie umiał przez to funkcjonować, a jedyną czynnością, do jakiej był się w stanie zmusić, była praca. Nie mógł jej zaniedbać.

Kilka dni po obiedzie u babci, szedł do teatru z samego rana. Znów, zanim wszedł do środka, popatrzył w okna na poddaszu piaskowej kamienicy po drugiej stronie Placu de l'Odeon ze smutkiem. Tego dnia miała odbyć się premiera spektaklu, którym żył cały teatr. Westchnął i z bolącym sercem wszedł do budynku. W garderobie na toaletce wśród przygotowanych do występu rekwizytów zobaczył sznurek perełek. Serce znów podeszło mu do gardła, ale łzy się nie pojawiły. Pojawiło się za to, coś innego. Zerwał się biegiem do wyjścia, a następnie w stronę kas z biletami.

— Jade! — krzyknął do ładnej, rudowłosej dziewczyny za kontuarem. — Błagam, powiedz, że są jeszcze miejsca. Muszę dostać jeden bilet — prosił z drżącym sercem.

Jade spojrzała na niego jak na ducha.

— AJ, wszystkie są wyprzedane od miesiąca — powiedziała z przejęciem. — Coś się stało?

Alex jęknął zrezygnowany.

— Nic. Muszę dostać jedno miejsce. A co z tymi zarezerwowanymi dla rodzin aktorów? Nigdy nie korzystałem z żadnego.

— Wszystkie poszły na pniu. Nie rezerwowałeś — tłumaczyła wciąż zaskoczona dziewczyna.

— Błagam, znajdź dla mnie jeden, to bardzo ważne — prosił usilnie Alex.

Jade zastanowiła się przez chwilę i wstukała coś w klawiaturę.

— Są jeszcze te rezerwowe, ale dyrektor nie pozwala ich sprzedawać — powiedziała cicho.

Alex złożył dłonie jak do modlitwy.

— Błagam, daj mi jeden — prosił. — Jeden. Może być nawet pół, ale daj mi — próbował żartować, byle ją ubłagać.

Jade westchnęła ciężko, a jej usta zwinęły się w wąską linię, gdy patrzyła w ekran. Jeszcze się wahała, ale stuknęła ostatecznie w klawiaturę, a bilet posłusznie się wydrukował na drukarce obok.

Alex podskoczył i zawisł na kontuarze. Pocałował ją w policzek i porwał bilet. Potem pocałował sztywny kawałek papieru, ciesząc się jak dziecko.

Znalazł go! Znalazł sposób, żeby pokazać Danielowi tego NIEprawdziwego siebie!

Tego samego dnia, gdy ciepłe jesienne popołudnie zachęcało do spaceru, Daniel po pracy ruszył powolnym krokiem w stronę mieszkania. Od ostatniego razu, gdy spotkali się z Alexem na Placu de l'Odeon, omijał go szerokim łukiem. Zwyczajnie chciał sobie oszczędzić zdenerwowania. Jego serce nie wytrzymałoby tempa, zupełnie tak jak wtedy. Okrążył więc kamienicę od strony Ogrodów Luksemburskich, spoglądając z żałością na ich bramę wejściową i sam nie mógł się sobie nadziwić, że ten chłopak tak wrósł w jego rzeczywistość zaledwie w miesiąc, że każde miejsce mu o nim przypominało. Niespełna pięć minut później, pchnął żeliwne, czarne drzwi ze złotym okuciem i wszedł do klatki schodowej. Po drodze zajrzał do skrzynki na listy, jak to miał w zwyczaju, a jego uwagę od razu przykuła perłowa, ozdobna koperta.

— Boże, co znowu? — zapytał sam siebie, czując, że to jakieś kolejne zaproszenie w rodzinne strony.

Zajrzał do środka. Istotnie było to zaproszenie, ale nie takie, jakiego się spodziewał. Zaproszeniem był bilet na spektakl w teatrze Odeon pod tytułem: Agencja towarzyska.

Serce podeszło mu do gardła. Wiedział od kogo przyszła ta wiadomość i obejrzał się za siebie, jakby chciał go zobaczyć w wejściu. Koperta nie miała ani znaczka, ani stempla pocztowego, musiał więc przynieść ją tu osobiście i to dzisiaj, bo przecież wczoraj jej tu nie było. Zajrzał znów do koperty. Do biletu dołączona była karteczka, ale nie miał odwagi jej przeczytać tu na półpiętrze. Z kolanami wypełnionymi watą, wdrapał się na poddasze i otworzył pospiesznie drzwi mieszkania. Kiedy wszedł do środka, rzucił torbę w kąt, a marynarkę nawet nie spostrzegł gdzie i stanął przy oknie. Chwilę się zastanowił.

Na pewno tego chcesz? — pytał sam siebie w myślach. — Przemyśl, czy to jest tego warte. Serce ci pęknie.

Wziął głęboki oddech, a potem z rezygnacją odłożył kopertę na parapet.

— Nie chcę — powiedział cicho sam do siebie.

Uczucie, jakie kłębiło mu się w sercu, było słodko-gorzkie, cierpkie i budziło znajomą niecierpliwość pod powierzchnią skóry. Podszedł do aneksu kuchennego i oparł się o jego blat rękami. Syknął ze złości i spojrzał w stronę okna. Wiedział, że i tak to zrobi. Nie było się co oszukiwać. Ruszył z powrotem.

Drżącymi palcami wyciągnął karteczkę nerwowo z koperty. Stęsknionym wzrokiem najpierw nie umiał przeczytać ani jednej literki, choć tekstu było niewiele i był napisany zgrabnym drobnym drukiem. Uspokoił się, wziął głęboki oddech i znów spojrzał na karteczkę.

Danny, nie mogę przestać o Tobie myśleć. Zakochałem się w Tobie. Mam złamane serce — przeczytał pierwsze słowa ze ściśniętym gardłem i przycisnął pięść do ust, próbując powstrzymać westchnienie żalu.

Widzę cię w każdym facecie pchającym wózek na ulicy. W każdym truskawkowym ciastku i każdej perełce zawieszonej na czyjejś szyi. Ostatnio złapałem się na tym, że robię zakupy w Carrefourze, bo liczę, że Cię tam spotkam.

Zaśmiał się cicho z tego wyznania. To było takie śmiesznie dziecinne, a jednak urzekające. Prawdziwe. Takie Alexowe.

Proszę, przyjdź dziś wieczorem i zobacz mnie na scenie. Zobacz, że gdy gram, nie jestem tym kimś, kogo poznałeś. Zobacz, że nigdy przed tobą nie udawałem kogoś, kim nie jestem. A potem spotkaj się z tym prawdziwym mną, którego już znasz i zacznijmy raz jeszcze. Od nowa. Naprawdę. Bez kłamstw. AJ.

Uśmiechnął się do tych słów. Palcami pogładził literki pisane jego ręką. Był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Spojrzał za okno na budynek teatru. Wciąż wisiał na nim banner z reklamą spektaklu. Pamiętał, że to właśnie przez ten banner wpadł na pomysł, żeby wynająć chłopaka do towarzystwa, a potem znalazł właśnie jego w otchłani internetu. To było niesamowite zrządzenie losu. Przeznaczenie? Ciężko było mu w to uwierzyć, że ktoś, kogo kochał z wzajemnością, jest codziennie na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie nieosiągalny. Cierpiał z tego powodu i dręczyło go to zwłaszcza nocami. Nie mógł spać, wciąż myśląc o wszystkim, co zaszło. I choć złość już dawno opadła, a racjonalne argumenty zaczęły do niego przemawiać, to wciąż czuł się zraniony w jakąś cząstkę duszy, której nie potrafił naprawić, jakoś zasklepić, zagoić, aż do dziś, gdy przeczytał, że Alex cierpi tak samo mocno. Sądził, że już o nim zapomniał, tymczasem było odwrotnie. To było pocieszające, choć niesamowicie smutne.

Telefon zawibrował mu w kieszeni. Wyciągnął go i spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniła Mila.

— Tak? — odebrał, wracając wzrokiem do budynku teatru za oknem.

— Danny, czy Jean mógłby dziś spędzić popołudnie z tobą? Rozbolał mnie ząb, muszę pójść do dentysty — usłyszał w słuchawce.

— Oczywiście. Podrzucisz go, czy mam po niego podjechać? — zapytał i przytaknął, gdy usłyszał kolejną prośbę. — Dobrze, będę po niego za pół godziny.

Rozłączył się, raz jeszcze pogładził palcami literki pisane Alexa ręką, a potem odłożył karteczkę oraz bilet na parapet. Westchnął. Zawsze, gdy chodziło o niego, znajdował się w impasie. Alex przegrywał z jego codziennością oraz obowiązkami, ponad które chciał być ważniejszy. Daniel nie mógł go postawić na pierwszym miejscu. I chyba nawet nie chciał. Nie chciał wciąż czuć wyrzutów sumienia i poczucia winy, że nie może spełnić jego pragnień i oczekiwań. Być tylko dla niego. Być jego numerem jeden i dać to samo w zamian. Bał się też mu zaufać. Bał się, że jeśli to zrobi, straci kolejną cząstkę siebie.

🎭🎭🎭🎭🎭

Och nie...

Do jutra!

Monika.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro