Rozdział 13
— AJ! — Daniel próbował przekrzyczeć zamknięte drzwi łazienki i szum wody spod prysznica.
Była jedenasta rano. Dzień ślubu, który miał się odbyć o czternastej.
— Taaak? — odpowiedział Alex spod strumienia wody lejącej mu się na twarz.
Daniel przyłożył ucho do drzwi.
— Długo jeszcze? — dopytywał nerwowo.
— Minutka!
— Mówiłeś tak dziesięć minut temu!
— Danny, błagam, mamy jeszcze trzy godziny! — odkrzyknął do niego zrezygnowanym głosem Alex. — No, chyba że musisz się odlać, to wchodź.
Daniel odsunął twarz od drzwi i zamrugał oczami z niedowierzaniem. Alex to był naprawdę grubo ciosany facet. Raz niemalże był zmuszony się załatwić w jego obecności, ale przy nim nagim? Tego jeszcze nie grali i na pewno by tego nie przetrwał.
— Chyba zidiociałeś — mruknął sam do siebie.
— Co mówisz? Nic nie słyszę, mam uszy pełne piany! Myję włosy!
— Nic, nic, nie przeszkadzaj sobie, tylko się pospiesz! — ponaglił go.
— Danny, błagam, zdążymy.
Daniel syknął.
— A jak będą korki?
— Dobrze, już wychodzę! Tylko się nie denerwuj — zgodził się w końcu Alex.
Woda faktycznie zamilkła, a chwilę później drzwi się otwarły i stanął w nich półnagi, bo jedynie owinięty ręcznikiem wokół bioder Alex. Jego wysportowane ciało prosiło o atencję. Woda kapała mu z włosów i otrzepał się niczym pies wytarzany w kałuży.
Daniel odskoczył od niego jak oparzony.
— Co robisz! — wrzasnął i rozłożył ręce w bezsilnym geście.
Było za późno.
Alex spojrzał na niego jak na ducha. Daniel był już w pełni ubrany. Jedynie jasna marynarka wisiała jeszcze na wieszaku, a jego biała koszula i kamizelka, całe były skropione wodą z włosów.
— Sorry — parsknął śmiechem.
Daniel syknął i ruszył w stronę lustra.
— To nie jest śmieszne.
Zaczął przeglądać w odbiciu stan ubioru.
— Wyschnie za chwilę — zlekceważył Alex i podszedł do szafy.
— Ale mogą zostać plamy po odżywce — wyzłośliwiał się Daniel. — To delikatny materiał.
Alex spojrzał na niego oszołomiony.
— Odżywce? Jakiej odżywce? Co to jest odżywka? — zapytał kpiąco.
Teraz Daniel spojrzał na niego jak na ducha.
— Do włosów.
— Nie używam takich rzeczy — parsknął Alex. — To tylko woda, nie przesadzaj — znów zlekceważył jego przejęcie, ale natychmiast zamilkł, gdy zobaczył, że on naprawdę się tym przejął.
Złapał się za boki i przyjrzał mu się z uwagą. Znów wyglądał jak zwykły, prosty facet i NIE BYŁ SOBĄ. Był tym sztucznym mężczyzną w białej koszuli, prostym garniturze i z tym okropnym metalowym zegarkiem na nadgarstku.
— Wyglądasz okropnie — wymsknęło mu się.
Daniel spojrzał na niego zszokowany.
— Słucham?
Alex się zmieszał i spuścił spojrzenie na podłogę, ale nie mógł nie odpowiedzieć.
— Wyglądasz okropnie w tym ubraniu — bąknął i sięgnął do szafy po pokrowiec ze swoim garniturem.
Powiesił go na drzwiach i zabrał się za rozpinanie. Sam nie wiedział, dlaczego powiedział to głośno, ale już dłużej nie umiał ignorować tego widoku.
Daniel znów rozłożył ręce w bezradnym geście.
— Przecież razem wybieraliśmy to ubranie i teraz nagle wyglądam w nim okropnie? — zapytał z pretensją. — Sam kazałeś mi kupić te ciaśniejsze spodnie! — dodał z wyrzutem i obrócił się wokół własnej osi, żeby się obejrzeć w lustrze. — Wiedziałem, że nie są na mnie, ale się upierałeś — zaczął panikować.
Alexowi z trudem patrzyło się na niego w takim stanie. Wiedział, że to on narobił bałaganu i zasiał wątpliwości w jego idealnym planie. Porzucił rozpinanie pokrowca z garniturem i podszedł do niego szybko. Złapał go za barki.
— Nie o to chodzi, Danny — powiedział stanowczo i potrząsnął nim aby się opamiętał.
Daniel znieruchomiał i spojrzał mu w oczy z grymasem na twarzy.
— A o co? Co jest nie tak? — zapytał wciąż z wyczuwalną w głosie paniką.
Alex westchnął. Postanowił zawalczyć o tego prawdziwego Daniela, skoro on sam nie potrafił.
— Wszystko Danny. Wszystko — powiedział zirytowany.
Daniel jęknął z bezsilności.
— Nie mam nic innego. Nic wcześniej nie mówiłeś! — oskarżył go. — Nie zdążę teraz już nic kupić.
Alex prychnął kpiąco na tę jego panikę.
— Danny, to nie tak, że wyglądasz źle albo że ubranie jest nieładne — zapewnił go i pomasował mu ramiona. — Tylko...
— Tylko? — jęknął znów Daniel, choć ciepłe dłonie Alexa dawały ukojenie.
— Tylko nie przypominasz siebie — wytłumaczył mu Alex. — Nie jesteś tym Dannym, którego poznałem na rogu w restauracji. Znów jesteś tym facetem z kolacji u twoich rodziców, który chce się wpasować — dodał z pretensją. — Co to za zegarek? Skąd go wytrzasnąłeś? To jakieś nieporozumienie — zaczął pytać i karcić jednocześnie, a jego irytacja rosła razem z oktawami jego głosu. — Gdzie jest ten ładny złoty, który zawsze nosisz?
Daniel spojrzał na nadgarstek. Zamilkł wymownie i Alex już wiedział, że coś się za nim kryje. To było głupie, ale Daniel czuł, że musi się przyznać.
— Dostałem go od ojca na osiemnaste urodziny — wyznał cicho.
Alex westchnął ciężko i odchylił głowę na chwilę do tyłu.
— Teraz wszystko jasne — stwierdził gorzko i znów spojrzał mu w oczy. — Nie gniewaj się, ale on jest okropny. Nie pasuje do ciebie. Ta koszula też nie.
Daniel się skrzywił, jakby miał za chwilę się rozpłakać. Naprawdę przypominał bezbronne, skrzywdzone dziecko.
— To dlaczego kazałeś mi ją kupić?
— Nie kazałem — zaprzeczył natychmiast Alex, grożąc mu palcem. — Ten chłopak z salonu o mało nie narobił w gacie, jak na niego warczałeś, mówiąc mu, co chcesz do ubrania i bałem się, że sam też narobię, jak zacznę ci się sprzeciwiać — zażartował.
Daniela jednak to nie rozśmieszyło. Wręcz przeciwnie. Skrzywił się gorzko na wspomnienie chłopaka. Gdzieś głęboko w środku poczuł ukłucie porażki. Przypomniał sobie, jak Alex się spieszył, bo chciał zdążyć przed zamknięciem, żeby go tam jeszcze zastać. Był pewien, że tak było. Że spotkali się później.
Może byli na randce? — zadźwięczało mu w głowie, a serce w piersi załomotało zazdrośnie, niczym zatrute sporyszem. — Może to z nim się spotkał, gdy czekałem na schodach?
— Terrence — westchnął, przywołując jego imię.
Rozgoryczenie było słychać w jego głosie bardzo wyraźnie.
Alex spojrzał na niego, a jego brwi powędrowały w górę.
— Terrence? Kto to jest Terrence? — zapytał szczerze zaskoczony.
— Ten chłopak z salonu miał tak na imię — bąknął rozżalony Daniel.
Sądził, że Alex robi z niego idiotę.
— Mało mnie obchodzi jego imię, ledwo pamiętam, jak wyglądał — stwierdził lekceważąco Alex. Jedyne co pamiętał, to że utarł mu nosa, gdy tam wrócił. Obejrzał się za siebie, szukając wzrokiem swojej walizki. — Poczekaj — nakazał i ruszył w kierunku łóżka, pod którym się znajdowała.
Złapał za uchwyt i walnął nią o materac. Rozpiął, a z wnętrza wyciągnął jedwabną koszulę. Daniel zamrugał oczami. Serce podeszło mu do gardła.
To po nią wrócił do salonu? Nie do tego chłopaka? — przemknęło mu przez myśl, a serce zerwało się do szaleńczego biegu.
Alex podszedł do niego ze skrępowanym uśmiechem. Jego oczy po raz pierwszy przybrały taki wyraz. Ni to się uśmiechały, ni to były wystraszone.
— Załóż tę — poprosił cicho. — Kupiłem ją dla ciebie i... myślę... że to idealna chwila, żeby ci ją dać... — dukał, przestępując z nogi na nogę.
Nigdy nie czuł się tak, jak teraz. Nigdy nie zależało mu tak bardzo, żeby ktoś był zadowolony z prezentu. To było takie dziecinne, ale jednocześnie nie umiał tego opanować i przemówić sobie do rozsądku. Dla niego to było coś więcej niż tylko koszula. To był wyraz jego akceptacji dla Daniela i zarazem prośba, aby odważył się być sobą.
— AJ, ale... — stęknął Daniel, nie mogąc oderwać oczu od koszuli.
— Wydawało mi się, że ci się podobała. Mogę oddać, jeśli...
— Nie, nie, wciąż mi się podoba, ale...
— Ale? — dopytał Alex i spojrzał na niego wystraszony.
Nagle pomyślał, że to zbyt wiele. Że nie powinien. Że się wygłupił, bo wszystko od samego początku źle zinterpretował.
Daniel dotknął materiału koszuli opuszkami palców.
— Ale ja nic dla ciebie nie mam — stęknął i spojrzał mu w oczy.
Alex parsknął cichym śmiechem. Ulżyło mu, że to tylko tyle.
— Jeśli ją założysz, to uznam to za prezent, zgoda? — zaszantażował.
Daniel się uśmiechnął. Uniósł drugą dłoń i dotknął materiału. Był miękki i chłodny. Czuł, że Alex widzi w jego oczach, jak dosłownie błyszczą na jej widok.
— Jest naprawdę ładna, naprawdę mi się podoba, dziękuję — powiedział z wdzięcznością, a potem sięgnął odważnie do guzików pod szyją i zaczął je rozpinać.
Alex pomógł mu założyć koszulę, którą dla niego kupił, a gdy Daniel znów zapinał guziki w górę, uniósł palec i znów obejrzał się za siebie.
— Nie zapinaj pod samą szyję — zastrzegł i tym razem wzrokiem poszukał perełek.
Uśmiechnął się, gdy dostrzegł, że leżą na komodzie, czyli tam, gdzie porzucił je Daniel. Sięgnął po nie szybko i podał mu.
— Jeszcze to. Załóż.
Daniel znieruchomiał, wpatrując się w perełki. Pokręcił głową przecząco.
— To zbyt wiele.
— Załóż, dla mnie — poprosił Alex.
Daniel spojrzał na niego, a on znieruchomiał. Oczy miał tak wielkie, jak postaci z bajek. Chyba sam zdał sobie sprawę, że chlapnął coś, czego nie chciał powiedzieć.
Albo chciał? — pytał sam siebie w myślach Daniel. — Chciałbym, żeby chciał.
Obaj nie bardzo wiedzieli, co z tymi słowami zrobić. Daniel zaśmiał się więc cicho dla rozluźnienia sytuacji i znów spuścił spojrzenie na perełki w jego ręku.
— Żebym wyglądał uroczo?
Alex też prychnął i przytaknął skinieniem głowy.
— Załóż — poprosił raz jeszcze, bardziej stanowczo.
Daniel wziął perełki z jego ręki i zapiął na szyi.
— I jak?
Alex popatrzył mu w oczy z uśmiechem.
— Uroczo — potwierdził. — Lubię tego prawdziwego ciebie — wyznał i cmoknął go w policzek.
Potem zniknął w łazience. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie plecami z ciężko bijącym sercem. Uśmiech, który przed chwilą rozpromieniał mu twarz, zniknął bezpowrotnie. Czuł się podle. Jak oszust. Zdrajca.
A co z tobą? Kiedy powiesz mu, kim jesteś naprawdę? — pytał sam siebie w myślach. — Kopiesz pod sobą dołek. Coraz głębszy — pogroził.
Zdawał sobie sprawę, że wszystko, co robił, działało przeciw niemu, póki nie powie prawdy. Żałował, że nie zrobił tego na samym początku, ale wtedy jeszcze nie sądził, że „klient" tak mu się spodoba i że się w nim zakocha.
Tymczasem Daniel stał jak zaczarowany na środku sypialni i przyłożył dłoń do policzka, jakby chciał zatrzymać na nim na dłużej ciepło ust Alexa. Skrępowany uśmiech pojawił się mimowolnie na jego twarzy.
A ja lubię, gdy zachowujesz się w ten sposób, gdy nikogo przy nas nie ma — pomyślał i poczuł, jak serce zadrżało mu na krawędziach. — Chciałbym, żebyś czuł to, co ja — mówił sam do siebie z nadzieją. Czuł podświadomie, że ten prezent był na to dowodem, że tak jest i zdjął „okropny" zegarek z nadgarstka.
Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Koszula pasowała jak skrojona na miarę. Uśmiechnął się znów bezwiednie. Czuł się sobą. Był sobą, jednak nie to cieszyło go najbardziej, a to, że lubił go takiego Alex. Tego było mu trzeba, żeby przetrwać do końca. Obiecał sobie, że wyzna mu, co czuje po powrocie do Paryża. Czuł w sobie tę odwagę, której mu brakowało przez ostatnich kilka dni i był pewien, że w Paryżu, w domu, będzie całkowicie na to gotowy.
Godzinę później, gdy Alex pozbierał wszystkie swoje splątane myśli do kupy, założył to, co miał dla siebie przygotowane, czyli czarną koszulę oraz ciemny garnitur i stając przy drzwiach, wyciągnął do Daniela rękę.
— Idziemy? — zapytał z uśmiechem.
Przykrył nim wszystkie swoje lęki i obawy. To umiał najlepiej na świecie. Udawać.
Daniel uścisnął jego dłoń w swojej.
— Idziemy — odpowiedział z pewnością siebie, którą Alex chciał usłyszeć.
Pałac ślubów był ogromny, a wyglądem przypominał nowoczesny hotel. Proste szklane drzwi prowadziły do jasnego wnętrza, a następnie szeroki korytarz utkany z marmurowej, lśniącej podłogi i kręcone schody na piętro do sali zaślubin.
Alex wciąż był zdenerwowany. Miał ochotę zatrzymać Daniela i w tej chwili wyznać mu prawdę. Bo choć nie była zbrodnią, to mu ciążyła. Stała mu na drodze w szczerości, jaką chciał mu ofiarować i na pewno zawodziła jego zaufanie, ale to nie był dobry moment.
Kiedy usiedli na białych, przystrojonych kwiatami krzesłach w czwartym rzędzie, było jeszcze wcześnie i mieli chwilę na rozmowę. Daniel jednak zamilkł, a oczy miał wbite w kwiaty stojące w wazonach wokoło miejsca, gdzie nowożeńcy mieli składać przysięgę. Wysokie, smukłe i szklane, wypełnione były białymi liliami. AJ mógłby przysiąc, że widział każdą emocję malującą się na jego twarzy. Ubrany w jasną marynarkę, a pod nią jedwabną koszulę i perełki na szyi, wyglądał bosko. Włosy znów jakby nabrały fal i Alex nie mógł oderwać od niego oczu.
— Podobają ci się? — zapytał szeptem o kwiaty.
Daniel zamrugał i potrząsnął głową lekko. Przełknął jakby zdławienie. Alex znów spojrzał przed siebie. Kwiaty były naprawdę piękne. Przystrojone złotymi dodatkami wyglądały imponująco. Zwłaszcza ich ilość była przytłaczająca. Było ich tak dużo, że całą ogromną salę wypełniał ich słodki zapach.
— Choć bardziej lubię takie zwykłe, polne — wyszeptał Daniel, nie odrywając oczu od wazonów.
Alex znów spojrzał na niego. Na jego twarzy malowało się czyste pragnienie. Nie o kwiaty chodziło.
— Chciałbyś wziąć ślub, prawda?
— Bardzo — szepnął bezwiednie w odpowiedzi Daniel. — Czasem o tym marzę, zastanawiam się, jak by to wszystko wyglądało. Jak wyglądałyby zaproszenia, o ile miałbym kogo zaprosić i czy pogoda byłaby ładna. Chciałbym, żeby odbył się latem i żeby tort był truskawkowy, tylko tyle, choć reszta też nie byłaby mi obojętna. Chciałbym to wszystko przeżyć nawet w najdrobniejszych szczegółach. Wybierać wino, kolor serwetek na stoły i złote ozdoby na bileciki z imionami gości. I obrączki... — urwał i zamilkł na chwilę. Był jakby w transie spowodowanym miejscem i po chwili nagle się z niego obudził. Spojrzał na swoje dłonie i potarł jedną o drugą, skrępowany. — To znaczy, tak, chyba chciałbym, oczywiście, jeśli mój partner też by tego chciał — wytłumaczył speszony, uciekając wzrokiem.
Poprawił się na krześle nerwowo i znów ścisnął jedną dłoń w drugiej.
Alex już o nic nie zapytał, ale złapał go za dłoń i uścisnął, dając mu znać, że rozumie jego pragnienia. Daniel marzył o dziecku, ślubie, rodzinie. O zwykłym życiu, które tu było dla niego nieosiągalne. O wszystkim tym, czego było mu brak w życiu, a co było mu potrzebne do pełni szczęścia i akceptacji siebie. Uciekł z tego miejsca, ale tam w Paryżu wcale nic lepszego go nie spotkało. Alex poczuł, że dla niego byłby w stanie to zrobić. Usłyszał znów w myślach słowa Jai'a.
Nie chciałbyś go uszczęśliwić?
Spojrzał znów na Daniela takiego skrępowanego swoimi pragnieniami. Poczuł, że pokochał tego faceta nieodwracalnie. Trwale. Permanentnie. To było jedyne w swoim rodzaju uczucie, nieporównywalne z niczym, czego doświadczył w swoim życiu wcześniej. Wcześniej jedyne co łączyło go z drugim człowiekiem to cielesność, fizyczne doznania, a z Danielem połączyło go coś, czego nie umiał nazwać słowami, ale to czuł i to aż bolało gdzieś w głębi, a cielesność, której jedynie doznał namiastkę, strzępek, była jakimś tam dodatkiem, który potęgował to uczucie.
W myślach znów zobaczył go nad sobą w łóżku, takiego stanowczego. Miał ochotę w tej chwili wstać i zawlec go z powrotem do hotelu, a najlepiej do domu, do Paryża. Do tego jego małego mieszkania na poddaszu i łóżka za szklaną ścianą. A tam, wziąć go tak niepowstrzymanie lub dać mu o cokolwiek by poprosił. Spełniłby w tej chwili jego każdą erotyczną zachciankę i nie tylko. Nie umiał przestać myśleć o tych jego zachłannych ustach i ciężkości jego ciała na swoim, a już na pewno nie od chwili, gdy się dowiedział, że wtedy, gdy go pocałował w nocy, przemawiały przez niego emocje i był pewny, że nie pozbędzie się tego głodu w sobie za nic w świecie. Bo o ile Daniel dotychczas mu się zwyczajnie podobał, tak teraz czuł, jakby dostał na jego punkcie obsesji. Nie poznawał sam siebie i nie dowierzał, że w zaledwie miesiąc Daniel był w stanie tak bardzo zmienić jego poglądy na życie.
Chciał go zdobyć. Zrobić dla niego wszystko. Dać mu dom, dziecko i partnerstwo. Chciał spełniać jego marzenia.
Dojrzał do tego, aby go uszczęśliwić?
🎭🎭🎭🎭🎭
Może i dojrzałeś Alex, tylko co ukrywasz?
Do jutra!
Minika :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro