6
Gdy Castiel trochę się uspokoił, Dean zaciągnął go do swojego samochodu, który zostawił przed szkołą.
W normalnych okolicznościach Castiel pewnie zwróciłby uwagę, że samochód jest może nie najdroższy, ale też nie tani i ma tą całą technologię, którą mają drogie samochody, ale obecnie było to ostatnią rzeczą, na którą chciałby zwrócić uwagę.
Dean bardzo się o niego martwił i był wściekły sam na siebie za to, że namówił Castiela do tego, aby wrócił do Balthazara. Był pewien, że ta dwójka nie byłaby razem, gdyby nie jego "dobre rady" o kolejnej szansie. Gdyby tylko wiedział, że Balthazar jest takim okropnym dupkiem... Ale nie wiedział, a Castiel mówił o szczęśliwym związku, więc czy naprawdę mógł mieć do siebie pretensje?
Zaparkowali pod domem Balthazara, którego adres podał Castiel i przez chwilę po prostu siedzieli w ciszy.
— Dużo masz tam rzeczy? — spytał Dean, przerywając milczenie.
— Ubrania, stary telefon i plakat z twoim numerem... cholera, mogłem go zamazać... — jęknął, uświadamiając sobie, że Balthazar równie dobrze mógł już zrobić z tego jakiś durny użytek. — Resztę mam w plecaku.
Gdyby nie ten plakat, Dean byłby gotów z tego zrezygnować. Ale jeśli Balthazar dostanie jego numer, może się to naprawdę źle skończyć - telefon w sieci, telefon podany na dziwnych stronach, wydzwaniające obce numery z dziwnymi propozycjami... Już raz przez to przechodził, gdyby był młodszy - wtedy było łatwiej zmienić numer, bo większość kwestii przechodziła przez jego rodziców. Teraz o wszystkim decydował już Dean i jego numer miało sporo dość ważnych osób, a on nie wszystkich miał zapisanych, co dodatkowo wszystko by utrudniało, bo nawet nie miałby jak powiadomić ich o tej zmianie. Nie miał więc zamiaru zmieniać numeru i wszystkim podawać nowego przez jednego wrednego nastolatka.
— Mogę iść tam sam — zaproponował Dean, bo Castiel nie wyglądał jakby był w stanie tam wyjść. — Jeśli jest w środku raczej pokaże mi, które ubrania są twoje, prawda?
Castiel pokręcił głową.
— Nie, ja... Chcę, żeby powiedział mi to w twarz. I tak nie uniknę go w szkole. I tak będę go widywał. Nie mogę po prostu ignorować faktu, że on istnieje.
Dean przytaknął, bo Castiel miał rację. Zmiana szkoły w obecnej sytuacji niestety odpadała. Może udałoby się zrobić coś w kontekście nowego roku szkolnego, ale najbliższe półtorej miesiąca Castiel musiał się tu pomęczyć.
— Chcesz, żebym wszedł z tobą czy wolisz iść sam? Wiem, że o tym rozmawialiśmy...
— Będę czuł się pewniej, jeśli będziesz obok — wyznał, a Dean przytaknął.
— To daj znać jak będziesz gotowy — poprosił, a Castiel pokręcił głową.
— Wątpię, żebym faktycznie był na to gotowy. Po prostu tam wejdźmy.
Dean przytaknął i ostatecznie wyłączył silnik, wysiadając z samochodu i czekając na Castiela, który niezbyt się śpieszył. Dean szczerze mu się nie dziwił, na jego miejscu też pewnie nie byłby zbyt energiczny, szczególnie w tym konkretnym momencie, nawet jeśli chciałby mieć to jak najszybciej za sobą.
Castiel miał swoje klucze, więc bez problemu weszli. Rodziców Balthazara nie było - nie wrócili jeszcze z pracy. Ciekawe czy Balthazar był w domu. Byłoby łatwiej, gdyby go nie było.
Niestety był w swoim pokoju. Spojrzał niepewnie na Castiela, który wszedł, uprzednio pokazując Deanowi, aby poczekał w przedpokoju. Nie patrzył na Balthazara. Podszedł do komody, na której stało ich wspólne zdjęcie i ujął je delikatnie. Przymknął oczy. Jak mógł niczego nie podejrzewać? Jak mógł być tak naiwny?
— Cassie? — spytał niepewnie Balthazar, podchodząc do niego.
— Z Gabrielem też masz takie zdjęcie? — zapytał, przygryzając wargę, gdy poczuł dłoń Balthazara na swoim ramieniu.
— Kochanie, to nie tak...
— A jak? — spytał, strącając jego dłoń i obracając się w jego stronę. — Nie pieprzysz się z nim? Nie zdradzasz mnie? Nie jesteś ze mną tylko z litości?
Głos mu się łamał, a Balthazar opuścił wzrok, nie wiedząc co ma powiedzieć, jak zareagować. Czego on się spodziewał? Że skoro wpadli z Gabrielem przed tymi cholernymi aktorami to Castiel się nie dowie? Przecież to była kwestia czasu nim ktoś mu powie lub nim sam się nie domyśli, że jego chłopak jest w otartym związku z kimś innym.
— Nie wiem co Dean ci powiedział...
— Niczego mi nie powiedział — przerwał mu, a w jego głosie było tyle nienawiści, że Balthazara naprawdę to zabolało. — Pokazał mi nagranie, na którym rozmawiasz z Gabrielem. Więc spójrz mi w oczy i powiedz, że go nie pieprzysz.
Balthazar uciekł wzrokiem i odsunął się. Po rozmowie z Deanem powinien być na to przygotowany, ale do końca miał nadzieję, że Dean tego nie zrobi - że mu nie powie. Castiel nie był przecież w najlepszym stanie emocjonalnym, a ta informacja na pewno mu nie pomogła.
— Przepraszam — powiedział cicho.
— Przepraszasz?! — Castiel krzyknął. — Wiedziałeś, że Dean wie, a mimo to wciąż kłamałeś, że mnie kochasz!
— Bo bałem się o ciebie...
— Łżesz! Przeżywałeś, gdy cię zostawiłem, mimo że powinieneś się cieszyć, bo mogłeś być z nim! Co z tobą nie tak?!
Balthazar przygryzł wargę.
— Gabriel jest kiepski w łóżku — powiedział cicho. — Zgodził się na to wszystko...
— Udawałeś, że mnie kochasz tylko po to, żeby móc mnie posuwać?!
— Tak.
Castiel nie wytrzymał i go uderzył. Sprowokował tym Balthazara, który rzucił się na niego i przycisnął brzuchem do ściany, stając za nim bardzo blisko.
— Nie pozwolę ci odejść — powiedział, szepcząc mu do ucha, a Castiel znowu miał łzy w oczach. — Potrzebuję cię.
— A on potrzebuje kogoś, kto go nie zdradza i nie robi sobie z niego zabawki seksualnej — odezwał się Dean, który wszedł do pokoju, nie mogąc dłużej po prostu stać i czekać na rozwój sytuacji. — Puść go.
— Mam go puścić, żebyś ty go sobie wziął? — Balthazar prawie krzyknął. — Skoro chcesz go przelecieć to po co ten teatrzyk, co? Bo co on więcej ma do zaoferowania? W jego stanie nadaje się tylko do tego, żeby go rżnąć, zanim się kurwa nie zabije, co jest kwestią czasu i obaj to wiemy.
Dean nie wytrzymał i szarpnął Balthazarem, to jego przyciskając do ściany i wykręcając mu ręce, aby uniknąć jakiejkolwiek szansy na to, że mu się wyrwie. Jak ktoś mógł być tak podły i dwulicowy jednocześnie?!
— Nie słuchaj go i bierz swoje rzeczy — poprosił Dean, a trochę oszołomiony Castiel posłuchał, ale tylko dlatego, że po prostu chciał już stąd zniknąć.
— Pożałujesz tego, kurwa — warknął Balthazar. — Myślisz, że jak jesteś bogaty to wszystko ci wolno?! To nie była twoja sprawa!
Naprawdę by go uderzył, gdyby nie to, że stosunkowo rzadko to robił w obawie o wizerunek. Ale jeśli Balthazar się zaraz nie uciszy, pierwszy raz od dawna faktycznie uniesie na kogoś rękę.
— Nie masz pojęcia kogo tracisz — powiedział wściekły Dean. — Cas jest wspaniałym chłopakiem, wspaniałym przyjacielem, który nigdy cię nie zrani. Ma piękne oczy, które są najpiękniejsze, gdy się śmieje. Ma piękny uśmiech przez to, ile wycierpiał...
— Nie pierdol, że się w nim zakochałeś!
Dean nachylił się Balthazarowi do ucha.
— Tak, ale on nie musi tego wiedzieć — wyznał cicho. — Jeśli dowiem się, że go skrzywdziłeś, że go tknąłeś, skrzywdzę ciebie. I to nie jest kurwa groźba, tylko obietnica. Więc stul pysk, pozwól mu zabrać swoje rzeczy i nie mieszaj się więcej do jego życia. Czy to kurwa jasne?
— Tak — powiedział Balthazar, ledwo słyszalne. — Puść, bo połamiesz mi żebra, to boli.
— Casa boli bardziej. Przez ciebie.
Może bić go nie zamierzał, ale ból fizyczny w każdy inny sposób w granicach zdrowego rozsądku wydawał się w porządku i całkowicie na miejscu. Dean dawno nie chciał, żeby ktoś cierpiał. Ale Balthazarowi ciężko było życzyć dobrze.
— Powiem wszystkim, że mnie zgwałciłeś, rozumiesz? — odezwał się Balthazar. — Nie miałeś prawa się kurwa w to mieszać!
Dean wykręcił go przodem do siebie i spojrzał mu w oczy.
— Nie miałem prawa powiedzieć przyjacielowi, że chłopak go zdradza?
— Tak. Jesteś kurwa skończony. Gabe zna prawników, masz przejebane.
Dean zaśmiał się cicho. Co za naiwny dzieciak... Naprawdę liczył, że przyszedłby tu bez żadnego zabezpieczenia? Miał go za idiotę?
— Zamierzasz kłamać przed sądem, bo nie możesz dłużej okłamywać Casa? — spytał Dean. — Dojrzałe...
— Zamierzam kłamać, bo jesteś dupkiem. Wierzysz, że on cokolwiek ci da? Jest dobrym w łóżku ciężarem. Niczym więcej.
— Dean, skończyłem — powiedział cicho Castiel, bo wciąż płakał. Właściwie to z każdą chwilą coraz bardziej. Chciał już stąd wyjść.
Dean przytaknął i odsunął się od Balthazara.
— Cóż, ty możesz być idiotą, ja nie — wyjął telefon z kieszeni i zatrzymał nagrywanie tak, aby Balthazar zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko co powiedział jest nagrane. — Pójdziesz gdzieś twierdząc, że cię zgwałciłem to dowalę ci takie zniesławienie, że do końca życia mi się nie wypłacisz, więc dobrze ci radzę: przestań już kłamać i odwal się od Casa.
Balthazar nie odpowiedział, bo był w kompletnym szoku. Ten Dean wcale nie był głupi i to trochę go przerażało. Z niedowierzaniem patrzył na to jak ta dwójka wychodzi. Na odchodne dostał jeszcze kluczami Castiela w twarz, co zostawiło mu małe rozcięcie na policzku. Raczej zasłużenie. Tym razem nie walił w ścianę. Tym razem zdemolował cały pokój.
Castiel odezwał się dopiero, gdy wsiedli do samochodu. Wciąż nie był spokojny, więc Dean go przytulił, a Castiel był mu za to naprawdę wdzięczny. Nie poradziłby sobie z tym wszystkim, gdyby nie on.
— Naprawdę to nagrałeś? — spytał, odsuwając się.
— Bałem się, że będzie próbował gadać głupoty lub spróbuje cię zgwałcić — wyznał. — Wolałem mieć dowód.
Castiel przygryzł wargę.
— Mógłby to zrobić, stanął mu — przyznał niepewnie. — Gdyby nie ty...
— Hej — Dean położył dłoń na jego policzku i delikatnie ustawił jego głowę tak, aby Castiel na niego spojrzał. Spojrzeli sobie w oczy. — Wiesz, że to co mówił to tylko to jak on cię postrzega, prawda?
Castiel momentalnie opuścił wzrok.
— I rodzice. I widocznie Gabriel...
— Cas — Dean mu przerwał. — Mówiłem prawdę. Jesteś wspaniały. Balthazar po prostu był zbyt głupi, aby to dostrzec.
Opadł na fotel, nie wiedząc co odpowiedzieć Deanowi. Czuł się zagubiony w tej całej sytuacji. Nagle stracił wszystkich, poza aktorem, którego znał miesiąc. To brzmiało jak absurd.
— Co mu powiedziałeś?
— Kiedy?
— Kiedy zapytał czy się we mnie zakochałeś. O to chodzi, Dean? Zakochałeś się we mnie i dlatego to wszystko?
Dean oblizał wargę, uciekając na chwilę wzrokiem. Nie chciał mówić teraz prawdy, bo to nie był dobry moment - wątpił, aby Castiel tak szybko był gotowy na nowy związek, więc to tylko mogłoby spowodować niepotrzebny dyskomfort między nimi. A kłamać nie chciał.
— To coś zmienia? Niezależnie od odpowiedzi?
— Nie — przyznał.
— Więc się z nią wstrzymam, okej?
— Okej — zgodził się cicho, a Dean ruszył w stronę hotelu. Castiel przyglądał mu się uważnie, zastanawiając się czy nie powiedział "tak", bo czuł, że to zły moment, czy raczej nie powiedział "nie", bo nie chciał go dobić, jako że ta informacja świadczyłaby o tym, że nikt go nie kocha. — Co to za auto? — zmienił temat.
— Chevrolet Impala z tego roku — odparł Dean. — Mój tata ma model z sześćdziesiątego siódmego i jest według mnie lepszy wizualnie, taka klasyka lat sześćdziesiątych, ale łatwo ukraść i jak się zepsuje to... cóż, powodzenia z naprawą. No i jednak wygoda. Automatyczna skrzynia biegów, połączenie Bluetooth, wbudowany router wi-fi, więc mam zasięg dosłownie wszędzie. Asystent kierowcy też spełnia swoją rolę, bo dzięki temu uniknąłem raz kolizji. Przekonałem się do nowoczesnych aut.
— Też chciałbym zarabiać tyle co ty. Pewnie nigdy nie będzie mnie stać na taki samochód.
Dean zerknął na niego.
— To wcale nie jest drogie auto, Cas. Starsze modele są drożdże, wiesz? Dałem niecałe czterdzieści tysięcy za nowy. Te klasyczne chodzą po tyle używane. Będzie cię stać, zobaczysz.
— Ta, chyba jak sprzedam nerkę.
Dean spojrzał na niego z politowaniem w oczach.
— Więcej wiary w siebie.
— Łatwo mówić...
— Ej, mnie moi byli traktowali jeszcze gorzej, bo byli dodatkowo wściekli, że im nie daję — wyznał Dean, próbując jakkolwiek pokazać mu, że sytuacja nie jest wcale aż taka zła, mimo że faktycznie była bardzo zła i doskonale o tym wiedział. — Gorzej o mnie mówili niż to, że nadaje się tylko do bycia rżniętym. Nie można przejmować się debilami, którzy na ciebie nie zasługują. Kiedyś zakochasz się w kimś kto będzie tego wart, zobaczysz.
Castiel zerknął na niego kątem oka.
— Na przykład w tobie?
Dean spojrzał na niego trochę zagubiony.
— Kochasz mnie? — spytał, jakby bał się odpowiedzi, bo faktycznie bał się, że Castiel mógł zdążyć się zakochać. W sumie spora część osób na miejscu Castiela już by się zakochała - znany aktor daje ci pracę, ratuje cię przed byłym, jest bardzo wspierający... normalnie współczesny rycerz na białym koniu. Dean się tak nie postrzegał, ale Castiel miał prawo tak to odbierać.
— Nie, ale to się kiedyś może zmienić — zauważył. — Do tej pory zakochałem się tylko w Balthazarze, a i to stało się kilka miesięcy po tym jak już z nim byłem.
Dean zmarszczył brwi.
— Byłeś z nim mimo, że go nie kochałeś?
— Cóż. Najpierw on mnie kochał, a ja z nim byłem, mimo że go nie kochałem, a potem to ja się zakochałem, a on się odkochał... W sumie brzmi fair.
— Nie do końca, bo ty go nie zdradziłeś — zauważył, a Castiel westchnął.
— Nie potrafiłbym nikogo zdradzić.
— I dlatego jesteś wspaniały. Szkoda, że pewnie nigdy nie będę z kimś takim. Ale twój przyszły mąż będzie szczęściarzem, Cas.
Castiel spojrzał na niego lekko zagubiony.
— Znajdziesz kogoś takiego, Dean, zobaczysz.
Zameldowali się w hotelu The Westin Phoenix Downtown, czyli w tym samym, w którym Dean nocował na konwencie i miał z tym hotelem dobre wspomnienia, nie tylko przez spotkanie z Castielem. Ale gdy tylko weszli do pokoju, miał ochotę udusić recepcjonistkę. Czy „pokój dwuosobowy dla mnie i mojego przyjaciela" brzmiało jakby byli parą? Czemu w hotelach przyjaznych dla osób LGBT+ zawsze to się tak kończyło?
— Pójdę wymienić pokój... — zaproponował, ale Castiel pokręcił głową na znak, że nie musi.
— Jedno łóżko to dla mnie nie problem.
Dean spojrzał na niego niepewnie.
— Na pewno?
— Tak. Odkąd wyleciałem z domu śpię z kimś, więc o ile tobie to nie przeszkadza to nawet wolałbym jedno.
— Wolałbyś? — spytał zaskoczony, a Castiel przytaknął. — Czemu?
— Bo pewnie będę dużo o nim myślał. Pewnie zacznę płakać. Będę potrzebował kogoś obok.
— Dobrze — powiedział łagodnie. Zastanawiał się ile tu z nim zostanie. Obiecał sobie, że dopóki. nie upewni się, że Castiel da radę sobie sam. Ale co jeśli nie da? Proces z jego rodzicami i próba namówienia go na przeprowadzkę do Los Angeles? To byłoby trochę zbyt zobowiązujące.
Niestety Castiel miał rację co do swojego samopoczucia, próbując zasnąć. Krótko po położeniu się w celu zaśnięcia nie mógł myśleć o niczym innym jak o swoim zakończonym związku z Balthazarem.
Czemu Balthazar nie mógł odtrącić go wtedy, gdy przyszedł z zamiarem, aby do niego wrócić? Zostaliby przyjaciółmi, a ich związek wspominałby dobrze. Mimo wszystko wciąż wiele rzeczy wspominał dobrze i wiedział, że będzie za nimi tęsknił.
Najbardziej niepokoiło go to, że cała swoją paczkę poznał przez Balthazara - to on przedstawił mu Gabriela, Claire i Meg i przez to bał się o to czy dziewczyny nie wiedziały o tym, że Balthazar jest z Gabrielem. Nie był pewien czy ktokolwiek mu został. Może czasem lepiej było nie wiedzieć?
Czy chciałby dłużej żyć w tym kłamstwie? Gdyby nie miał Deana, pewnie tak. Może to było okropne, ale znał siebie i chciał dożyć do końca liceum. Gdyby nie Dean, pewnie w najlepszym przypadku próbowaliby go teraz reanimować. Gdyby dowiedział się w inny sposób, a Deana nie byłoby obok, pewnie nie dożyłby jutra, odbierając sobie życie w poczuciu beznadziejności, która go ogarniała. Dean był jedyną zaczepną w jego życiu, która jakoś trzymała go na powierzchni i sprawiała, że jeszcze chciał walczyć.
Zastanawiał się w czym Balthazar był szczery i czy był szczery w czymkolwiek. To co powiedział tego popołudnia zaprzeczało praktycznie wszystkiemu co mówił o nim w trakcie ich związku. Powtarzał mu, że jest wyjątkowy, a dziś powiedział, że jest do niczego. Powtarzał, że go kocha, a w rzeczywistości do tej miłości było bardzo daleko.
Dean szybko zorientował się, że Castiel płacze, więc bez zastanowienia położył się na plecach i przyciągnął go do siebie. Żałował, że nie może pomóc mu bardziej niż w taki prosty sposób jak po prostu bycie obok. W tym momencie zrobiłby wszystko, aby Castiel poczuł się chociaż odrobinę lepiej.
Castiel wtulił się w jego klatkę piersiową. Czuł się bezpiecznie mogąc słuchać bicia jego serca i czując obejmujące go ramię Deana. Świat mógłby się kończyć, ogień mógłby lecieć z nieba, a on, leżąc tak z nim, czułby się bezpiecznie.
To w jaki sposób go obejmował... Dean nie musiał mówić prawdy - Castiel był już praktycznie pewien, że Dean się w nim zakochał. Był jednocześnie szczęśliwy i przerażony taką perspektywą. Miał nadzieję, że się myli, bo wątpił, aby był w stanie odwzajemnić jego uczucie, przynajmniej w najbliższym czasie, a nie chciał go zranić.
A/N
Tym razem trochę krótszy rozdział, bardziej zbliżony długościowo do tego, co planowałam (jakieś 300 słów dłuższy od założonej średniej).
Next raczej dziś wieczorem.
P.S. Polecam pana z mediów całym serduszkiem
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro