Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Castiel myślał o wiadomości od Deana i bardzo mocno ją analizował. Zastanawiał się czy powinien ją zignorować, czy jednak coś z tym zrobić. W końcu postanowił, że przecież może wykorzystać karnet na zdjęcie dzisiaj i zapytać go o to przez te kilka sekund, które da im fotograf. Zbada jego reakcje, dowie się czy to żart, czy Dean jednak napisał to całkiem poważnie. 

Niestety nie było mu to dane, bo dosłownie kilka sekund po tym postanowieniu usłyszał darcie się Gabriela tak głośne, że zagłuszał wszystko inne - cały ten szmer tworzony przez uczestników wydarzenia. Naprawdę miał nadzieję, że to nie on, ale znał jego głos zbyt dobrze przez te wszystkie głupie rzeczy, które robił, bo zawsze darł się jak uciekał, a Castiel zazwyczaj był obok. Gabriel krzyczał po prostu „aaaaaa". I to „aaaaaa" było coraz głośniejsze, aż w końcu Castiel go zobaczył. Uciekającego przed jakimś facetem w stronę wyjścia. Ten facet był oczywiście ochroniarzem, a przynajmniej na to wskazywał jego ubiór. Typowy dzień z życia Gabriela.

Castiel pobiegł za nim. Zwalniając, gdy dostrzegł, że ochroniarz go zgubił (co nie było dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że ochroniarz wyglądał na emeryta i do tego miał dość sporą nadwagę). Powoli ruszył w stronę parku, gdzie zaparkowali auto, aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń, bo przecież ochroniarz nie mógł powiązać go z Gabrielem, a nie chciał, aby mężczyzna jednak na to wpadł i go śledził. Nie wiedział nawet co tak właściwie zrobił Gabriel - może to nic takiego? To zazwyczaj nie było nic takiego, bo Gabriel zazwyczaj robił niegroźne głupoty jak np. włączenie alarmu przeciwpożarowego i krzyknięcie, że się pali, aby nie pisać sprawdzianu z matematyki, bo zgubił ściągę ze wzorami. 

Gabriel leżał na masce swojego samochodu i śmiał się jakby właśnie obejrzał najlepszą komedię na świecie.

— Co tym razem? — spytał Castiel, chcąc wiedzieć co zrobił jego przyjaciel i czy mogą być z tego jakieś konsekwencje, bo naprawdę by tego nie chciał.

Gabriel spojrzał na niego i wciąż się uśmiechał.

— Mówiłem ci, że dorwę karnet na zdjęcie z Johnem, prawda? — spytał, a Castiel przytaknął, bo przecież to Gabriel powiedział, gdy się rozstawali.

— Tak — powiedział niepewnie. — Ukradłeś go?

— Nie, staram się nie łamać prawa, wiesz o tym. Kupiłem jak cywilizowany człowiek. O dziwo mieli jeszcze kilka na dzisiaj.

Castiel zmarszczył brwi, bo to nie miało sensu.

— Więc czemu gonił cię ochroniarz?

— Bo go pocałowałem.

— Ochroniarza?

— Nie! Fuj! Litości! — krzyknął Gabriel i wyglądał jakby miał zwymiotować. Cóż, ochroniarz faktycznie zbyt przystojny to nie był. — Johna Barrowmana! Pocałowałem Johna Barrowmana.

Castiel trochę się pogubił. Co on zrobił?!

— I jak zareagował? — spytał niepewnie.

— Odepchnął mnie i zawołał ochronę, czemu inaczej uciekałbym przed tym spasionym ochroniarzem? Ale było warto — stwierdził, szczerząc się. On zawsze pozostanie emocjonalnym dzieciakiem...

Castiel westchnął i spojrzał na niego z politowaniem.

— Wiesz, że to też człowiek i ma swoje uczucia, tak?

Gabriel wywrócił oczami.

— Co ty taki przewrażliwiony?

— W skrócie? Na meet and greet było żenująco. Najpierw jedna fanka zemdlała. Potem padały niestosowne pytania. Ratowałem go tymi normalnymi, pogadaliśmy trochę i zostawił mi swój numer.

Gabriel spojrzał na Castiela z wytrzeszczonymi oczami.

— Stary, czy ty poderwałeś Deana Winchestera?!

— Nie, po prostu uratowałem go przed zbyt intymnymi pytaniami...

— I on to docenił. Castiel! Skoro dał ci swój numer to masz szansę go wyrwać i się z nim przespać. Przespać się z aktorem! Boże, ile ja bym oddał, żeby być na twoim miejscu...

— Gabriel — powiedział stanowczo. — Nie jestem taki, wiesz o tym. Poza tym myślę, że on po prostu potrzebuje przyjaciela. Kogoś kto traktuje go jak człowieka, bo, uwaga, aktor to też człowiek.

Gabriel znowu wywrócił oczami i spojrzał na przyjaciela poważniej.

— Co zrobisz z tym numerem?

— A co mam zrobić? Nic. Nie znam go nawet zbyt dobrze. Poza tym wolę zachować w głowie ten obraz, jaki mam teraz. Spotkanie z nim mogłoby to zepsuć...

— Mowy nie ma! Dzwonisz do niego w tym momencie. 

— Nie znam go — powtórzył.

— To poznasz. Aktorzy nie zostawią swojego numeru byle komu!

— Będzie, że się narzucam, a to nie mój styl...

— To wieczorem. Najpóźniej jutro. Dopilnuję tego — stwierdził, wskazując na niego palcem. 

— Ja nawet nie wiem czy to jego numer! Chciałem się go zapytać na photo opie, ale wtedy zacząłeś się drzeć jakby cię obcierali ze skóry i przebiegłeś obok mnie uciekając przed ochroniarzem!

Gabriel parsknął.

— I po co się mną przejmować? Castiel, akurat ty zasługujesz na coś dobrego od życia, wiesz? Nie wiem o co poszło wam z Balthazarem, nie jestem pewien czy chcę wiedzieć, bo to wasza sprawa i nie będę naciskał, jeśli nie chcesz mówić — Castiel przygryzł wargę — ale jeśli Dean Winchester daje ci swój numer, jeśli ktokolwiek znany daje ci swój numer, to z takich rzeczy się po prostu korzysta. Więc w tym momencie idziesz zrobić sobie z nim to zdjęcie i go o to zapytasz. 

— Mogę zostawić rzeczy w aucie? — spytał, bo wiedział, że Gabriel nie odpuści, a naprawdę nie miał ochoty na to, aby go tu zostawił, bo spanie drugi dzień na zewnątrz nie brzmiało jak dobry pomysł.

Gabriel przytaknął, więc Castiel odłożył mały plecak, w który wsadził plakat i ruszył z powrotem w stronę centrum konferencyjnego z samą akredytacją zawieszoną na szyi i telefonem schowanym w kieszeni.

Piątek okazał się dość dobrym dniem na zrobienie zdjęcia, bo osób było jeszcze stosunkowo mało - po dołączeniu do kolejki Castiel czekał co prawda jakieś dwadzieścia minut na swoją kolej, ale przynajmniej zdążył przed końcem.

Dean uśmiechnął się widząc go. A może to nic nie znaczyło? Może uśmiechał się do wszystkich?

— Cześć, Cas — powiedział, a akurat to jednak coś znaczyło.

— Zapamiętałeś moje imię? — spytał zaskoczony.

— Zapamiętałem ciebie — odparł. 

— Z tym numerem telefonu to ty tak poważnie? — spytał cicho, a Dean przytaknął.

— Możemy spotkać się dzisiaj jeśli nie masz planów — stwierdził, przytulając go, bo fotograf rozłożył ręce w geście irytacji. 

Spotkać? — spytał zdezorientowany Castiel, a Dean pokazał mu, żeby się uśmiechnął, więc to zrobił. Dostali fleszem po oczach. Przez moment miał wrażenie, że oślepł

— To nie randka, spokojnie — sprostował, puszczając go. — Napisz mi cokolwiek, ale się podpisz. Odpiszę ci wieczorem jak będę wolny. Okej?

— Dobrze — powiedział, nieco niepewnie. — Dziękuję.

— Nie ma za co — odparł Dean, puszczając mu oczko i już witając się z kolejną osobą. 

Castiel dopytał obsługę jak to wygląda z odbiorem zdjęć i dowiedział się, że mu wyślą albo na maila, albo pocztą. Wybrał opcję na maila, bo nie bardzo miał jak podać jakikolwiek adres i podziękował za pomoc. Spojrzał jeszcze raz w stronę Deana, który co jakiś czas na niego zerkał. Uśmiechnęli się do siebie i ruszył w stronę wyjścia.

Wciąż nie był przekonany czy powinien do niego napisać. Co jeśli Dean to dupek? Co jeśli po prostu będzie chciał zaciągnąć go do łóżka? Co jeśli znalazł w nim kolejną "ofiarę"? Przecież aktorom, piosenkarzom, ogólnie celebrytom łatwiej było znaleźć kogoś na jedną noc. Ale czemu wybrał akurat jego? Bo był jedynym gejem, jakiego spotkał na meet and greet? Czemu nie wybrał żadnej z tamtych dziewczyn? Bał się ciąży? A może ufał, że akurat Castiel niczego nie powie, jeśli do czegoś dojdzie? Każda z tamtych dziewczyn pewnie od razu ogłosiłaby to w swoich mediach społecznościowych robiąc szum, którego Dean na pewno nie potrzebował. Cóż, mógł powiedzieć o Deanie dużo, ale nie wyglądał na gwałciciela, więc chyba powinien czuć się bezpieczny, prawda?

— I? — spytał Gabriel, czekając na przyjaciela, paląc papierosa.

— Stwierdził, że mam do niego napisać to się dziś spotkamy.

— Patrz jaki świat jest piękny! — powiedział radośnie Gabriel. — Wczoraj spałeś pod gołym niebem jako bezdomny, a dzisiaj zaliczysz znanego i przystojnego aktora. 

— Nie prześpię się z nim — powiedział stanowczo. — Nawet nie jestem pewien czy chcę iść.

— Ej, bo siłą cię tam zabiorę! — zaprotestował Gabriel. — Jeśli odpuścisz, będziesz tego żałował do końca życia. Jako twój przyjaciel nie zamierzam na to pozwolić!

— Dobra, napiszę do niego — przerwał mu zanim Gabriel zdołał się rozkręcić. — Ale nie teraz, okej? Jak wrócimy do ciebie. I tak odpisze mi dopiero wieczorem, tak powiedział.

— Dobra — Gabriel nie wyglądał jakby był przekonany, ale uznał, że i tak dopilnuje Castiela, więc jeśli kłamie, zmusi go, żeby tam poszedł.

Ale Castiel nie skłamał. Napisał do Deana, gdy był sam w pokoju Gabriela, aby ten nie dowiedział się, że numer do Deana jest na odwrocie plakatu - jakoś nie ufał, że przyjaciel nie wykorzysta tego w złym celu. Tak naprawdę nie do końca wierzył w to, że Dean odpisze - raczej nadal trzymał się wersji, że to po prostu żart. Było po siódmej wieczorem, gdy telefon Castiela zawibrował, informując go o nowej wiadomości. Niechętnie sięgnął po niego, spodziewając się, że to Balthazar, który wypisywał do niego od rana, a przestał jakoś koło trzeciej popołudniu, ale tym razem to nie był numer Balthazara, a niezapisany numer, jako, że Castiel nie zapisał jeszcze numeru Deana, nie widząc takiej potrzeby. Jakoś do końca wierzył, że to żart, ale widocznie to nie był żart. 

Podaję Ci to tylko dlatego, że Ci ufam. Proszę nie zawiedź mnie, bo menadżerka mnie zabije jeśli zleci się tu tłum małolat. Nocuję w The Westin Phoenix Downtown i mają tu świetną restaurację dostępną też dla ludzi z zewnątrz, więc co powiesz na kolację (bez podtekstów, tylko rozmowa, nie musisz się przebierać, ani nic)? Jak szybko dasz radę tu dotrzeć? Dean

Castiel wyprostował się na kanapie, a Gabriel zerknął na niego niepewnie.

— W porządku? — spytał zaniepokojony.

Dean mu ufał?! Napisał, że mu ufa, a ile go znał? Rozmawiali ledwie kilka minut na tamtym spotkaniu, potem może kilkanaście sekund przy okazji photo opa. 

— Mogę pożyczyć auto?

— Zależy w jakim celu — stwierdził Gabriel.

— Dean zaprasza mnie na kolację. Teraz.

Gabriel uniósł dłonie w geście zwycięstwa.

— Na pewno nie chcesz, żebym cię podwiózł? — spytał, rzucając mu kluczyki.

— Podał mi adres swojego hotelu, a wybacz, ale sam wiesz co robisz z takimi informacjami...

— Aj tam, jeden wpis na Twitterze nikomu by nie zaszkodził...

— Właśnie o tym mówię — powiedział Castiel. — Jakbym nie odpisywał przez dłużej niż godzinę to dzwoń po policję.

— I gdzie mam ich pokierować? Może jednak podasz mi ten adres, co?

— Jeśli coś mi zrobi, raczej nie będzie mnie trzymał w hotelu — zauważył, a Gabriel musiał przyznać mu rację.

Castiel założył się buty, na szczęście tym razem już nie nieco przyluźne, pożyczone od Gabriela, a swoje i mógł też wziąć swoją kurtkę, którą Gabriel wysuszył mu w suszarce do ubrań. 

— Chwila, idziesz tak? — spytał Gabriel. — Mogę ci pożyczyć koszulę...

— Gabriel, to nie jest randka — stwierdził Castiel głosem, który sprawił, że Gabriel wycofał się z dalszej dyskusji na temat jego ubioru. — Na razie — rzucił, wychodząc.

— Zdasz mi potem relację, prawda?! — krzyknął za nim, ale Castiel już nie odpowiedział.

Wsiadł do samochodu, wpisał nazwę hotelu w nawigację i napisał Deanowi, że będzie za mniej więcej półgodziny, po czym ruszył. Dawno nie prowadził - ostatnio trzy miesiące temu, ale tego się nie zapomina tak łatwo - to podobnie jak z jazdą na rowerze.

Na wszelki wypadek zaparkował pod centrum handlowym, dziesięć minut pieszo od hotelu. Nie tylko Gabriel miał samochód - to po pierwsze, a mógłby wpaść na genialny pomysł, aby zadzwonić na przykład do Claire i go szukać. A po drugie - obstawiał, że pod hotelem i tak nie mógłby zaparkować. 

Jestem pod hotelem  - napisał, modląc się, aby Dean go nie wystawił. 

Wejdź i czekaj przy recepcji - odpisał mu po kilku sekundach, jakby spodziewał się wiadomości od niego. Czyli czekał?

Castiel odpowiedział krótkim "ok" i wszedł do środka. Trafił do recepcji, która znajdowała się w lobby, będącym długim korytarzem - po jednej stronie ściany była recepcja składająca się z napisu z nazwą hotelu na ścianie i biurek robionych z kamiennych bloków, po drugiej czarne skórzane kanapy z czerwonymi poduszkami. Korytarz był ozdobiony drewnianą wykładziną na ścianie, która wyglądała na dość drogą i białymi firankami za kanapami, które przykrywały szklaną ścianę. Między kanapami znajdowały się wysokie na jakieś półtorej metra ozdobne lampy, wszystkie były zapalone. Nawet podłoga była ładna - przy kanapach wyłożona była ciemna wykładzina z wyglądu trochę imitująca drewno, ale na reszcie powierzchni były to jasne glazurowe płyty, z których utworzono prostokąty rozdzielone dość wąskimi, brązowymi płytkami. Pewnie nigdy nie będzie go stać na to, aby nocować w takim hotelu, więc chciał się chociaż nacieszyć krótką chwilą, którą mógł tu spędzić.

Castiel miał ten komfort, że akurat ktoś się meldował, więc nie musiał się tłumaczyć czemu nie podchodzi do recepcji. Po chwili zobaczył Deana, który przebrał się w luźniejsze ciuchy - miał na sobie jeansy, białą koszulkę i czerwono-czarną flanelową koszulę. Na konwencie zamiat koszulki i flaneli miał klasyczną koszulę. Podszedł do Castiela, który podniósł się z kanapy i po prostu go przytulił, trochę go tym zaskakując.

— Cieszę się, że napisałeś.

— Chciałeś, żebym napisał, więc napisałem.

— Ale niektórzy by się bali, myśleli, że to żart...

— To nie tak, że ci całkowicie ufam — stwierdził. — Jak nie będę się odzywał to mój przyjaciel zawiadomi policję, a dopóki cię nie zobaczyłem nie byłem pewien czy to na poważnie.

— I znowu mi zaimponowałeś — przyznał Dean, będąc pod wrażeniem. Szanował jego ostrożność. — Chodź.

Ruszyli w stronę hotelowej restauracji, a Castiel po drodze stwierdził, że powinien napisać Gabrielowi, że dotarł, aby nie bał się, że rozbił mu samochód.

Restauracja też była bogato zdobiona, ale już w trochę ciemniejszej kolorystyce - dominował szary w różnych odcieniach - jasnoszary sufit, trochę ciemniejsze ściany, prawie czarne żyrandole, które jednak od środka były białe. Na podłodze była szara wykładzina w żółte wzory, co komponowało się z szerokimi krzesłami, które były jasnoszare w żółte paski. Na niektórych ścianach były wywieszone obrazy - tam gdzie usiedli był to akurat pociąg metra, a na przylegającej ścianie wyłożono butelki win i szampana - było ich przynajmniej kilkadziesiąt. Wszystko pięknie się ze sobą komponowało. Projektant się spisał.

— Ładnie tu — stwierdził Castiel.

— Jak w każdym hotelu lepszym niż trzygwiazdkowy — odparł Dean. — Bywałem w ładniejszych.

— Na wakacjach z rodzicami spaliśmy raczej z tanich motelach.

— Rodzice wiedzą, że tu jesteś? — spytał Dean, od razu żałując pytania, bo przygryziona warga Castiela nie mogła świadczyć o niczym dobrym.

— Myślę, że nie są pewni czy w ogóle żyję i raczej średnio ich to obchodzi — wyznał. 

— Przecież widzieli, że wychodzisz.

— Ta... miesiąc temu — odparł niepewnie. — Wczoraj próbowałem wrócić, skończyło się na tym, że spałem zmoknięty na ganku. 

Dean był zszokowany tym wyznaniem i przez moment milczał, widocznie nie wiedząc, co powiedzieć.

— Wyrzucili cię? — spytał cicho, jakby nie do końca pewien czy miał prawo zadać to pytanie.

— Tak. Kilka minut po tym jak powiedziałem, że mam chłopaka i jestem gejem. Jego rodzice przyjęli to lepiej.

— Mieszkasz z nim?

Castiel pokręcił głową.

— Zerwaliśmy krótko po tym wszystkim. Akurat dzisiaj nocuję u przyjaciela, pojutrze przenoszę się do przyjaciółki. Tyle dobrze, że ich rodzice mnie lubią, więc się na to zgadzają, ale nie wiem jak długo jeszcze. Próbowałem znaleźć pracę, aby chociaż im się dorzucać, albo wynająć sobie coś swojego, ale wtedy musiałbym nie tylko jakoś skombinować zgodę rodziców, albo podrobić ich podpis, ale i rzucić szkołę, a skoro studia przepadły to chcę chociaż skończyć liceum.

— Na co chciałeś iść?

— Na dziennikarstwo.

Deana widocznie zainteresował ten temat.

— Robiłeś już coś z tym?

— Jeśli wziąć pod uwagę prowadzenie kilku stron na Facebooku to tak.

— A skąd miałeś pieniądze na bilet?

— Przyjaciele kupili mi na urodziny. Zrzucili się.

Dean przytaknął i przyjrzał się Castielowi uważnie. Dobrze im się rozmawiało, ciężko było mu to ukryć. Castiel nie był z tych fanów, których chce się jak najszybciej pozbyć. Castiel nie był z tych fanów, którzy mieli swoje chore fantazje, którzy mdleli na jego widok i krzyczeli jakby zobaczenie go było najlepszą rzeczą w ich życiu. Castiel był z tych, którzy okazywali wdzięczność i szacunek i za to go polubił. Czy mu ufał? Jeśli adres hotelu jeszcze nie trafił do sieci to raczej tak.

— Ile pieniędzy potrzebujesz?

Castiel spojrzał na niego zdezorientowany.

— Co?

— Ile chciałbyś zarabiać?

— Nie wiem, uznałem, że skoro nikt nie chce mi dać nawet pracy na weekendy, bo muszą mieć zgodę rodzica czy coś to nie ma sensu się orientować w cenach kawalerki...

— Umówmy się na dwa tysiące. Jak będziesz potrzebował więcej to mi powiesz, dobrze?

Castiel uniósł brwi, patrząc na niego jak na idiotę.

— Słucham?!

W tym momencie podeszła do nich kelnerka, zostawiając menu. Dean jej podziękował i wrócił wzrokiem do Castiela.

— Mam dość patrzenia na te wszystkie komentarze, wpisy na mój temat i w ogóle — wyznał. — A nie mogę odłączyć kont. Potrzebuję kogoś kto ogarnie mój fanpage na Facebooku, a do tego Twittera i Instagrama. Skoro prowadziłeś już coś to mniej więcej to ogarniasz. Będę ci przesyłał co masz pisać, ty to będziesz ładnie redagował i publikował...

— Chcesz, żebym dla ciebie pracował? — spytał, trochę zagubiony.

Dean spojrzał mu w oczy.

— Chcę ci pomóc. Pieniędzy za darmo nie przyjmiesz, wiec zgódź się chociaż na to. Odejdziesz, kiedy będziesz chciał. Znajdziesz sobie inną pracę, ustabilizujesz się czy cokolwiek? Zrozumiem. Ale to pomoże ci teraz ruszyć dalej. Zasługujesz na własne mieszkanie, zasługujesz na wyrwanie się z tego jak żyjesz. 

Castiel pokręcił głową.

— Nie mogę się na to zgodzić.

— Czemu nie? Słuchaj, wiem co czujesz przez rodziców...

— Niby skąd?

Dean westchnął i spojrzał na niego poważnie.

— Myślisz, że jak to wyglądało u mnie? Poszedłem do rodziców, powiedziałem „mamo, tato, mam chłopaka, jestem bi", a oni od razu mnie zaakceptowali? Nie, Cas. Najpierw mnie wyrzucili, ale po tygodniu przyjęli z powrotem, potem przez miesiąc prawie się do mnie nie odzywali, aż po miesiącu mama odważyła się zapytać o jego imię. Potem stopniowo było lepiej, aż doszliśmy do obecnego etapu, czyli „jak będziesz się z kimś spotykać to możesz go nam przedstawić, nie ważne jakiej jest płci". To cztery lata ciężkiej pracy. Dlatego wiem jak to jest, gdy rodzic cię nie akceptuje. Co prawda twoi rodzice przyjęli to gorzej niż moi, ale może kiedyś się dogadacie. Do tego czasu musisz się ustabilizować. Kto inny da ci pracę z elastycznym wynagrodzeniem bez potrzeby pisma od rodziców? Okej, to nie jest do końca legalne, ale znam realia.

— Czemu chcesz mi pomóc?

— Bo cię lubię, bo poruszyła mnie twoja historia, bo pierwszy raz poczułem, że ktoś jest moim fanem z innych powodów niż to jak wyglądam. 

— Dlatego zapamiętałeś moje imię?

— Zapamiętałem, bo o nie zapytałem. Rzadko to robię, ale jako jedyny dziś zadawałeś normalne pytania i mnie uratowałeś, bo te nastolatki naprawdę były nakręcone...

— Często ci się to zdarza?

Dean pokręcił głową.

— Rzadko mam tego typu spotkania, bo nie mamy swojego konwentu jak niektóre seriale, a większość większych konwentów nie ma takiej opcji. Trzy, może cztery do roku, ale głównie w Europie, a tam pytania są normalniejsze. Bardziej jak te twoje - pytają o rolę, o aktorstwo, mniej o moje prywatne życie, szczególnie tak prywatne. Nigdy wcześniej nikt mnie nie spytał czy jestem prawiczkiem. To było kompromitujące. 

— Ale nie jesteś, więc... — Castiel przerwał, bo zobaczył, że Dean ucieka wzrokiem. Przyciszył głos. — Żartujesz sobie teraz ze mnie?

Dean przygryzł wargę.

— Wiem, że to dziwne, okej?

— Ale powiedziałeś, że...

— A co miałem powiedzieć? Jakby to wyglądało? Mam dwadzieścia jeden lat, Cas. Jestem przystojny i znany. To by sprawiło, że ludzie gadaliby tylko o tym. To moja prywatna sprawa, nie powinno ich to obchodzić, ale by gadali. A mi to niepotrzebne, więc wolałem skłamać.

Castiel musiał przyznać, że Dean miał rację - jeśli powiedziałby prawdę publicznie, najpewniej wywołałoby to żarty. Mogłoby go to ośmieszyć. Ciekawe czy skłamał tego dnia więcej razy.

— Ale miałeś chłopaka...

— Związek od razu oznacza seks? Zacząłem grać mając osiem lat. Miałem pięć dziewczyn i dwóch chłopaków. Wszyscy ostatecznie widzieli we mnie kogoś sławnego i dlatego ze mną byli. Pochodzę z małej miejscowości, to był problem, bo wszyscy mnie znali. Mieszkam w Los Angeles od dwóch miesięcy, ale nie zdążyłem jeszcze nikogo poznać, bo prawie mnie tam nie ma. W każdym razie chcę to zrobić z kimś kto mnie kocha, może to naiwne...

— Myślę, że to urocze — odparł Castiel. — Ktokolwiek to będzie, doceni. 

— A ty? — spytał Dean. — Przeżyłeś to już?

— Z byłym. Długo czekaliśmy, ale było warto. Mam nadzieję, że kiedyś też tak to odbierzesz. I nie bój się, nie powiem nikomu. 

— Dzięki — powiedział Dean, uśmiechając się delikatnie. — Co z tą pracą? 

— Odkąd mnie wyrzucili nie mam komputera, więc średnio — wyznał Castiel. — A mój telefon wygląda tak — dodał, kładąc na stół dość tani telefon, model sprzed trzech czy czterech lat, z pękniętym wyświetlaczem.

— Dobra, dostaniesz sprzęt "służbowy" — stwierdził, robiąc cudzysłów palcami na to ostatnie słowo.

Castiel spojrzał na niego trochę zagubiony.

— Co?

— Obok jest centrum handlowe. Pójdziemy tam po kolacji. Potraktuj to jako zaliczkę czy cokolwiek. 

— Nie możesz wydawać na mnie tyle pieniędzy.

— Czemu nie?

— Bo zaraz uznam, że to jednak jest randka.

Dean splótł ręce pod brodą i spojrzał na Castiela wymownie.

— Nie randkuję z osobami, które ledwo znam, więc to raczej koleżeńskie spotkanie. To bardziej rozmowa kwalifikacyjna niż randka. Nie zamierzam cię poderwać, nie martw się o to. Dlatego powiedziałem, że jeśli będziesz chciał przestać pracować, zająć się czymś innym, to będziesz mógł. Ale myślę, że obaj wiemy, że przydadzą ci się pieniądze. Nie chcę płacić jakimś specjalistom fortuny za prowadzenie mediów społecznościowych, żeby nie mieć niczego do powiedzenia. Możemy pomóc sobie nawzajem.

Castiel westchnął, bo faktycznie to mogło mieć obustronne korzyści.

— Jak to miałoby wyglądać?

— Zamówmy i wszystko ci wytłumaczę, dobrze?

— Nie mam pieniędzy.

— Nie szkodzi, zapłacę. 

Castiel niechętnie się zgodził. Nie lubił jak ktoś za niego płacił, ale może to była swego rodzaju szansa? Potrzebował tych pieniędzy. To dużo by pomogło. Mógłby się porozumieć na przykład z rodzicami Gabriela, żeby wzięli wynajem na siebie, a on by płacił - akurat oni mogli się na coś takiego zgodzić.

Zamówili jedzenie i wrócili do rozmowy.

— Czemu zerwałeś z chłopakiem? — spytał Dean. — Bo zerwaliście, jeśli dobrze zrozumiałem.

Castiel westchnął.

— Bo on mnie nie rozumie.

— Nie rozumie?

— Jego rodzice go zaakceptowali. Podobno nawet nie krzyczeli, gdy im powiedział, że nie jestem jego przyjacielem tylko chłopakiem. Nie potrafi zrozumieć czemu chcę odzyskać kontakt z rodzicami, czemu tęsknię. I chyba trochę go o to wszystko obwiniam, bo coming out był jego pomysłem.

Dean przytaknął i spojrzał na niego, jakby z lekkim współczuciem.

— Powiedziałeś mu to?

— Wczoraj mu wykrzyczałem, że mnie nie rozumie. 

— I zerwaliście wczoraj?

— Nie, trzy tygodnie temu. 

Dean spojrzał na niego trochę zaskoczony.

— Czyli zerwaliście bez szczerej rozmowy?

— Ta, chyba tak można to określić.

— Długo byliście razem?

— Dwa lata.

— A czujesz coś jeszcze do niego?

Castiel westchnął. Dopiero teraz uświadomił sobie, że tak właściwie z nikim nie rozmawiał o tym jak naprawdę czuje się w tej całej sytuacji z Balthazarem. 

— To tak łatwo nie przechodzi. Szczególnie jeśli przez większość czasu było naprawdę dobrze.

— Więc z nim porozmawiaj. Szczerze. Na spokojnie. Wiem, że to będzie ciężkie, pewnie obaj będziecie płakać, ale myślę, że dobrze wam to zrobi. Skoro wciąż coś czujesz, skoro przetrwaliście dwa lata, myślę, że powinniście szczerze porozmawiać i może nawet dać sobie jeszcze jedną szansę.

Castiel przyjrzał mu się uważnie. Przyjeżdżając tu bał się, że Dean będzie chciał go poderwać czy zaciągnąć do łózka. Przez myśl mu nie przyszło, że będzie go namawiał do powrotu do Balthazara.

— Nie jesteś jak inni aktorzy — zauważył, a Dean spojrzał na niego, jakby uraził go tym stwierdzeniem. 

Wyprostował się i spojrzał na Castiela poważnie.

— Nienawidzę tego — wyznał.

— Czego?

— Powierzchownego oceniania ludzi. Biseksualny przystojny aktor? "Pewnie zaliczył już przynajmniej kilkadziesiąt osób i złapał jakiegoś syfa, no i pewnie jest dupkiem, bo ma dużo kasy." Ludzie tak mnie postrzegają. A ja? Jestem człowiekiem jak każdy inny. Ja nawet nie jestem pewien czy jestem bi, to po prostu jest mi najbliższe, ale myślę, że w moim przypadku to bardziej złożone. Czemu ludzie nie potrafią po prostu oceniać człowieka po czynach? Ciebie rodzice też tak ocenili, prawda? Jakby nagle liczyła się tylko twoja orientacja. Jakby to jakim wcześniej byłeś synem straciło jakiekolwiek znaczenie...

— Tak działa świat, Dean.

— Co jest cholernie krzywdzące. Szczerze — w jego głosie pojawiła się prośba. — Wczoraj, znając mnie tylko z telewizji kontra teraz, po rozmowie ze mną. Jak duża jest różnica w tym jak mnie odbierasz i w którą stronę?

Castiel westchnął. Odpowiedź była dość oczywista.

— Duża — przyznał. — Wczoraj byłem pewien, że pewnie co noc masz kogoś innego. Jadąc tu bałem się, że zaciągniesz mnie do łóżka. Nawet trochę bałem się o gwałt, ale szybko uznałem, że na takiego nie wyglądasz i że akurat tego byś nie zrobił. Balthazar, mój były, powtarza, że jak ktoś jest przystojny i samotny to coś z nim nie tak...

— Kolejne powierzchowne ocenianie — wtrącił Dean. — Kontynuuj.

Castiel niepewnie kontynuował.

— Czekając na ciebie w lobby bałem się, że mnie skrzywdzisz — wyznał. — Nawet mimo tego, że na meet and greet wydałeś mi się w porządku i szczerze ci współczułem tych pytań. A teraz uważam, że jesteś porządnym chłopakiem, który po prostu ma przejebane przez to, że jest znany, bo ciężko będzie ci znaleźć kogoś, kto pokocha cię za to, jaki jesteś i nie będzie udawał po to, aby może mieć z tego jakąś korzyść. Naprawdę ci współczuję, Dean. 

— Wow, to brzmi jeszcze dobitniej, gdy mówi to ktoś inni niż ja — powiedział, przecierając oczy. — Ale idealnie to opisałeś. Dlatego jestem sam, dlatego z nikim nie spałem, dlatego powoli zaczynam się zastanawiać czy w ogóle będzie mi dane założyć rodzinę. Bo za każdym razem, gdy ktoś się mną zainteresuje, będę analizował. Analizował czy to jest szczerze, czy ta osoba po prostu chce mojej sławy i kasy. Będę wręcz chorobliwie przenikliwy, a to po prostu zabije większość związków. Dlatego mam to postanowienie, że nie zwiążę się z nikim, kogo wcześniej dobrze nie poznam. 

Castiel przyjrzał mu się podejrzliwie.

— Co masz przez to na myśli?

— Jest coś takiego jak demiromantyzm, nie wiem czy słyszałeś.

— Nie.

Dean westchnął. Oczywiście, że Castiel o tym nie słyszał. Większość osób o tym nie słyszała, mimo że demiromantyzm był dość powszechnym zjawiskiem.

— Najprościej rzecz ujmując: osoba demiromantyczna zakochuje się w osobach, co do których czuje więź, czyli na przykład w dobrych przyjaciołach. Jest też coś takiego jak demiseksualtzm, gdy czuje się pociąg seksualny między innymi do dobrych przyjaciół. Nie jestem ani demiromantyczna, ani Tdemiseksualny, ale uważam, że w moim przypadku najrozsądniej będzie żyć jak demiseesualista i demiromantyk, bo to ograniczy ryzyko złamanego serca. A aktualnie, poza bratem, mam tylko jedną przyjaciółkę, z którą raczej nic z tego nigdy nie będzie. Zazdroszczę ci, Cas. Wiem, że w twojej obecnej sytuacji może się to co mówię może wydawać ci się dziwne, ale naprawdę wolałbym być na twoim miejscu i mieć kogoś, kto wiem, że mnie kocha i może nie do końca rozumie, ale przynajmniej jest, niż być tu gdzie jestem teraz: analizując każdą relację z drugim człowiekiem i zastanawiając się czy kiedykolwiek spotkam kogoś, kto szczerze mnie pokocha. Także może i twoja sytuacja jest słaba, a ja postaram się sprawić, aby była trochę lepsza, ale chcę, żebyś dostrzegał plusy swojego życia, bo one są i pewnie jest ich trochę więcej niż to że masz przyjaciół i chłopaka, który cię kocha, nawet jeśli nie jest idealny. 

— Chyba masz trochę racji — przyznał. — I mam nadzieję, że mimo wszystko kogoś spotkasz, Dean. Zasługujesz na to.

Castiel rozważał nawet czy nie powinien spróbować zbliżyć się do Deana - mógł mu przecież dać to, czego potrzebował, tą iluzję normalności. Po tym dniu widział w nim przede wszystkim człowieka. Bo Dean, tak jak on, był człowiekiem. Może i cztery lata starszym, ale wciąż człowiekiem. Ale czy wtedy nie zachowałby się źle? Współczuł Deanowi, polubił go, ale nie darzył go żadnym uczuciem, a jeśli Dean by się o tym zorientował, mógłby wyrządzić tym więcej szkody niż pożytku. Może i zostanie chłopakiem Deana było głupim i bezsensownym pomysłem, ale mógł zostać jego przyjacielem, prawda? Akurat do tego nie potrzebował uczuć.

A/N

Okej, początkowe założenie zakładało 50 tysięcy słów, ale powiem szczerze, że póki co zapowiada się na to, że tych słów będzie prawie dwa razy tyle. Po trzech rozdziałach jest ich prawie 12 tysięcy. Rozdziałów ma być 20 i póki co tej rozpiski się trzymam, a podejrzewam, że niektóre rozdziały jeszcze porozbijam i finalnie będzie ich trochę więcej.

Przy aktualnej długości rozdziałów, tempo będzie raczej 1 rozdział dziennie, może 3 rozdziały na 2 dni - w sumie to wszystko będzie bardzo zależne od konkretnego rozdziału.

P.S. Bardzo polecam teledysk w mediach - to ma 7 lat, a mimo to mniej niż milion odsłon, co jest przykre.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro