15
Wakacje Castiela z Deanem dobiegły końca, ale od powrotu do szkoły dzieliły go jeszcze trzy tygodnie, które miał spędzić u Meg. Przyjaciółka odebrała go z lotniska, rzucając mu się na szyję. Castiel przytulił ją i uśmiechnął się.
— Tęskniłam za tobą — wyznała.
— Ja za tobą też — odpowiedział.
Meg odsunęła się i chciała poprawić mu stojący kołnierzyk jego jeansowej koszuli, myśląc, że nie opuścił go przez roztargnienie. Powód był widocznie inny - malinki.
— Dużo ich masz?
— Kilka — przyznał, rumieniejąc się lekko. Czuł się przez to nieswojo. — Dean wczoraj bardzo postawił na zbliżenie.
Meg uniosła brwi, widocznie zainteresowana tematem.
— Zrobiliście to?
— Nie, ale wzięliśmy razem prysznic.
Nie powiedział jej, że Dean chciał to zrobić, ale powstrzymał go, gdy zorientował się, że nie jest co do tego przekonany, bo nie chciał stawiać swojego chłopaka w niezręcznej sytuacji. Wiedział jak ważny pierwszy raz był dla Deana i wiedział, że go kochał. On też go kochał i dlatego go zatrzymał – nie chciał odbierać mu tego, czego Dean jeszcze nikomu nie dał. Mógł poczekać. Chciał poczekać, jeśli dzięki temu Deanowi będzie z tym lepiej.
Meg wywróciła oczami i znowu go przytuliła.
— Pewnie będzie mi cię częściej porywał, co? — spytała, a Castiel przytaknął.
— Jeśli dotrwamy do Świąt to mam poznać jego rodziców — wyznał cicho.
Meg zesztywniała.
— To poważna sprawa — zauważyła.
— Wiem. Mielibyśmy być tam z jego rodzicami i bratem przez całe Święta i jeszcze zostać u nich na Sylwestra...
— U nich?
— W Lawrence w Kansas. Stamtąd pochodzi.
Meg nie spodziewała się, że na tym etapie Dean będzie gotowy na takie rzeczy. Szczerze mówiąc nie sądziła, że to faktycznie się wydarzy – wiedziała, że Dean kocha Castiela z wzajemnością, ale była wręcz przekonana, że to będzie raczej dość przelotny romans, bo byli przecież z dwóch kompletnie różnych światów. Jasne, sprawdzała czy podobne historie miały miejsce i owszem miały, ale ta historia dosłownie pisała się na jej oczach i ciężko było jej w to uwierzyć. Ciężej niż w aktualną liczbę obserwujących profil Castiela na Instagramie. Ale jeśli Castiel faktycznie miał być szczęśliwy z Deanem, była jak najbadziej za, bo ten chłopak po prostu na to zasługiwał.
Pojechali do niej, gdzie przywitał się z jej rodzicami, którzy byli zainteresowani jego wyjazdem i o wszystko wypytywali, więc Castiel usiadł na kanapie obok nich i opowiedział im co robili z Deanem przez ten czas, pomijając niektóre rzeczy jak jego odważny taniec na urodzinach Charlie czy przeróżne czynności z dnia wczorajszego, ale wspomniał już o samej imprezie i wyjeździe do Monachium. Miał wrażenie, że cieszyli się jego szczęściem tak, jak rodzice cieszyli się ze szczęścia swojego dziecka. Nagle jednak mężczyzna spoważniał.
— Castiel, będę szczery — zaczął, a ton jego głosu nie podobał się Castielowi. — Zanim ujawniłeś się jako gej mieliśmy nadzieję, że będziesz z Meg, bo jesteś dobrym chłopakiem i dobrze się dogadywaliście. Myślałem, że zostaniesz moim zięciem i będę traktował cię jak syna, ale życie tak się ułożyło, że i tak cię tak traktuję, dlatego chcę, żebyś wiedział, że wczoraj złożyliśmy do sądu wniosek o to, żeby przejąć nad tobą władzę rodzicielską dopóki nie skończysz osiemnastu lat.
Castiel spojrzał na nich kompletnie zdezorientowany. To było miłe. Bardzo. Ale nie rozumiał w jakim to celu. Jasnym było to, że chciał wyrwać się od rodziców, ale łatwiej było mu się po prostu odciąć niż walczyć z nimi w sądzie. Nie chciał walczyć z nimi w sądzie.
— Czemu? — spytał niepewnie.
Tym razem odpowiedziała mu mama Meg.
— Po tym jak Dean ogłosił, że jesteście razem powiedzieli o tym w jednym z plotkarskich programów telewizyjnych. Twoi rodzice chyba to widzieli, bo twój tata przyjechał tutaj z policją i żądał twojego powrotu do domu. Był pewien, że jesteś tutaj. Zrobił ogromne zamieszanie...
— Twój ojciec zniszczył nam drzwi, musieliśmy je wymienić — dodał mężczyzna. — Wiemy, że chciałeś tego uniknąć, ale nie możemy tego tak zostawić, bo zrobią ci krzywdę. Rozprawa jest we wtorek.
Castiel przytaknął i przez resztę dnia chodził poddenerwowany. Oddał Mastersom pieniądze za naprawdę drzwi, ale czuł, że to za mało. Zaczął rozważać wyprowadzkę, bo nie chciał uprzykrzać im życia – oni i tak dużo dla niego zrobili, dając mu dom i nie mieli żadnego interesu w tym, aby iść do sądu. Może powinien pojechać do rodziców i próbować załatwić to inaczej? Może tym razem by go wysłuchali?
Gdy Dean zadzwonił wieczorem, nadal był nieswój. Przez moment zastanawiał się czy w ogóle odbierać, ale uznał, że odrzucając połączenie, zachowałby się jak dupek, a po tym, do czego doszło wczoraj Dean mógłby się poczuć naprawdę zraniony.
— Cześć — odebrał mało entuzjastycznie.
— Hej, kochanie — powiedział Dean. — Co się stało?
Castiel westchnął.
— Nic.
— Cas, przecież słyszę. Mów.
— Mówię, że nic.
Usłyszał westchnięcie Deana.
— Skarbie, spędziliśmy półtorej miesiąca praktycznie się nie rozdzielając i tak się składa, że cię znam. Znam twój głos. Słyszę, gdy coś jest nie tak i teraz coś jest wybitnie nie tak. Jeśli nie chcesz mówić, po prostu powiedz, że nie chcesz o tym mówić, ale jeśli chcesz się komuś wygadać, jestem tu, okej? Może cię nie przytulę, bo dzieli nas trochę mil, ale zrobię co mogę, żeby jakkolwiek cię pocieszyć lub pomóc. Tylko powiedz prawdę, proszę.
Castiel wywrócił oczami. Dean faktycznie bardzo dobrze go znał – te półtorej miesiąca mocno ich do siebie zbliżyło, nawet jeśli miał wrażenie, że Dean wciąż coś przed nim ukrywa. Jednak jego troska była tak szczera, że Castiel wiedział, że cokolwiek ukrywa Dean, nie dotyczy jego, a przeszłości Deana. Nie naciskał, bo uznał, że Dean powie mu w odpowiednim czasie.
Mimo wszystko postanowił powiedzieć Deanowi prawdę. Nie chciał go tym obciążać, ale nie chciał go okłamywać i ukrywać przed nim tego, że jego życie osobiste w Phoenix jest obecnie kiepskie.
— Mój ojciec przyjechał parę dni temu do domu Meg w towarzystwie policji i rozwalił im drzwi, gdy dowiedział się, że mnie tu nie ma, więc rodzice Meg wnieśli sprawę do sądu, żeby zostać moimi opiekunami prawnymi. Rozprawa jest we wtorek, a ja nie mam pojęcia co robić...
— We wtorek w Phoenix? — przerwał mu Dean.
— Tak.
— O której?
— Coś koło drugiej. Czemu pytasz?
— Dobra, czekaj chwilę — poprosił i przez chwile zapadła cisza. — Okej, będę na lotnisku o jedenastej.
Castiel zamarł na moment. Czy Dean czuł się dobrze?
— Co?!
— Nie wierzę, że to przypadek, że akurat we wtorek mam wolne na planie. Los chce, żebym tam był. Więc każę Charlie i Benny'emu zająć się Miracle i przylecę i będę cię wspierał. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo, bo powrotny mam trochę przed siódmą...
— Nie mam pojęcia ile to potrwa.
— Ani ja. Ewentualnie mogę lecieć tym z przesiadkami dwie godziny później, ale ta podróż mnie zabije, więc wolałbym tym przed siódmą...
— Dean — przerwał mu.
— Tak, Cas?
— Przecież ty się boisz latać.
— Ale ty jesteś wart tego strachu, okej? Dasz radę odebrać mnie z lotniska czy zamawiać od razu taksówkę, żeby przyjechać do Meg?
— Nie wiem. Nie mam swojego samochodu...
— Dobra, to biorę taksówkę, nie będę was ciągał — postanowił. — Powinienem być koło południa.
— Dean.
— Tak, Cas?
Castielowi ciężko było w to uwierzyć, ale uśmiechał się. Gdy usłyszał od rodziców Meg o tym, co się stało i co jeszcze ma się wydarzyć, był pewien, że nie uśmiechnie się ani dzisiaj, ani pewnie przez najbliższe dni, a jednak teraz, przez Deana, uśmiechał się.
— Jesteś najlepszym chłopakiem na świecie.
Usłyszał ten cichy śmiech Deana, który towarzyszył mu, gdy szeroko się uśmiechał. Cieszył się, że on też się uśmiechał.
— Staram się, Cas — wyznał.
— Czemu zadzwoniłeś? — spytał, bo przypomniał sobie, że Dean miał być zajęty pakowaniem się na nocny lot do Vancouver, przez co rzekomo miał nie mieć czasu na telefon, a jednak zadzwonił. Nie żeby narzekał, ale coś musiało się zdać.
— Stęskniłem się za tobą.
— Wiesz, też spędziłem z tobą te półtorej miesiąca i wiem, że to nie jest do końca prawda.
— Nie chcę cię teraz tym obciążać...
— Dean, powiedz.
Usłyszał, że Dean westchnął. Czyli jednak dobrze usłyszał to z jego głosu. Ucieszyłby się, gdyby to nie oznaczało, że coś jest nie tak.
— Dostałem scenariusz kolejnych odcinków.
— I?
— I jest tam scena, która będzie dla mnie ciężka ze względów osobistych i nie wiem czy dam radę ją zagrać. Znaczy inaczej: dam radę ją zagrać i pewnie zrobię to bardzo emocjonalnie, ale to nie będzie gra, tylko to będę ja. Nie wiem jak to zniosę.
Castiel przez moment nie miał pojęcia, co powiedzieć.
— Kiedy ją nagrywacie?
— Tę scenę?
— Tak.
— W środę.
Dla Castiela nie była to ciężka decyzja.
— Przylecę, o ile wpuszczą mnie na plan. Będę przy tobie, dobrze?
— Wpuszczą — zadeklarował Dean, jakby to było oczywiste. — Załatwię ci przepustkę i po rozprawie razem wrócimy do Vancouver, dobrze?
— Dobrze.
— I Cas?
— Tak, Dean?
— Jesteś aniołem i będę to powtarzał do końca życia.
Castiel uśmiechnął się delikatnie. Nie był aniołem, oczywiste, że nie był – był przecież tylko człowiekiem, ale mimo wszystko lubił, gdy Dean tak go nazywał.
— Po prostu cię kocham.
— Wiem, ja ciebie też.
— Chcesz powiedzieć coś więcej o tej scenie i powodach, czy...
— Wolałbym porozmawiać o tym, gdy będziesz obok — stwierdził. — Przez telefon to... to będzie zbyt ciężkie.
— Mam nadzieję, że rozprawa pójdzie szybko i będziemy mieli czas o tym porozmawiać.
— Ta, ja też...
Castiel naprawdę nie chciał wstawać z łóżka w dniu rozprawy. Tak bardzo, że Meg musiała go z niego zrzucić i siłą zaciągnąć na śniadanie, które ledwo przełknął przez zaciśnięty z nerwów żołądek.
— Będzie dobrze — powiedziała, próbując brzmieć pewnie, chociaż bała się, że coś może się tam wydarzyć. Zbyt dobrze znała ojca Castiela. — Wszystko się ułoży, zobaczysz.
— Meg, to moi rodzice, mimo wszystko. Ciągle mam nadzieję, że się opamiętają, a to jest moim zdaniem dolewanie oliwy do ognia i...
— Castiel — powiedziała to tak ostro, że chłopak aż się wzdrygnął. — Musisz w końcu zrozumieć, że oni się nie zmienią. Przykro mi to mówić, ale oboje wiemy, że to prawda. Ale masz nas, masz Deana... Ułożysz sobie życie bez nich i...
— Meg — przerwał jej. — To mimo wszystko moi rodzice, z którymi przez lata czułem się dobrze i byłem szczęśliwy i kochany. Nie jest łatwo się od tego odciąć. Nie chcę się od tego odciąć.
— To po rozprawie udawaj, że nie żyją.
Castiel spojrzał na nią poważnie, z lekkim politowaniem w oczach i pokręcił głową.
— Gdyby umarli, mieliby groby — zauważył.
Nie chciał udawać, że jego rodzice nie żyją. To było głupie i nierozsądne. Wolał zostać przy wersji konfliktu, bo miał świadomość, że jeśli wyjdzie mu z Deanem, mogą odezwać się po pieniądze. Chyba, że wezmą intercyzę. On nie miałby problemu z intercyzą, ale był pewien, że Dean by miał.
— Możemy zrobić groby — zaproponowała Meg. — Albo wyobraź sobie, że zatonęli na oceanie, albo...
— Myślę, że łatwiej będzie zostać przy prawdzie — stwierdził, przerywając jej.
— Jak sobie chcesz.
W tym momencie Castiel spojrzał na telefon, na który właśnie przyszła mu wiadomość: Będziemy za jakieś 15 minut.
Castiel czuł się zagubiony. Będziemy?! Kto z nim przyjechał?!
— Dean? — domyśliła się Meg, a Castiel przytaknął i odpisał Deanowi: ok, ale z kim jesteś?
Odpowiedź sprawiła, że Castiel pobladł: Z tatą, uparł się, że też przyleci, był na lotnisku przede mną.
Castiel nie był na to gotowy. Nie dość, że miał stoczyć dzisiaj batalię sądową z rodzicami to miał jeszcze poznać ojca Deana?!
— Meg, wracam do łóżka, jak Dean przyjedzie to powiedz, że umarłem czy coś.
Wstał od stołu i próbował uciec, ale przyjaciółka posadziła go z powrotem na krześle.
— Co się dzieje?
Castiel spojrzał na nią z przerażeniem w oczach.
— Jego tata też tu będzie. Ja nie jestem gotów, aby poznać jego ojca!
— Hej, spokojnie — chwyciła go za barki i próbowała zrobić cokolwiek, aby wziął się w garść. — To tylko ojciec twojego chłopaka, nie prezydent, Clarence. Idź się przebierz, żeby nie poznać go jak będziesz w pidżamie i zachowuj się normalnie. Będzie dobrze.
— Nie cierpię jak nazywasz mnie Clarence.
— A ja nie cierpię jak stresujesz się przez głupoty, wiec jesteśmy kwita. Idź się przebierz.
Chłopak wywrócił oczami, ale posłuchał, bo akurat w tym przypadku Meg miała rację – nie chciał, aby ojciec Deana zobaczył go w pidżamie, a przynajmniej nie po raz pierwszy, więc niemal błyskawicznie ubrał koszulę i spodnie od garnituru, po czym wziął się za układanie włosów. Wiedział, że nie musi stroić się do sądu, ale uznał, że tak będzie lepiej. W momencie, gdy kończył zawiązywać krawat, usłyszał dzwonek. Dokończył, chwycił marynarkę i zszedł na dół, gdzie już czekał na niego Dean ze swoim ojcem.
Oni też byli w garniturach, więc chyba dobrze, że zdecydował się na ten ubiór. A raczej Dean miał na sobie tradycyjny czarny garnitur i białą koszulę, bo jego ojciec miał na sobie jeansy, czarną koszulę i skórzaną kurtkę. Mężczyzna był podobny do Deana, ale miał sporo ciemniejsze włosy i lekką nadwagę. Wzrostem byli chyba identyczni.
Nie dostał możliwości przywitania się z mężczyzną, bo Dean od razu mocno go przytulił, a Castiel po prostu wtulił się w swojego chłopaka, jakby nie widzieli się miesiącami, a nie zaledwie kilka dni. Zaczął się uspokajać w jego ramionach. Nie miał pojęcia jak Dean to robił, ale go uspokajał.
— Nie masz pojęcia jak bardzo wdzięczny jestem, że tu jesteś — powiedział cicho Castiel.
— Musiałem przylecieć, Cas — odparł Dean. — Nie zostawiłbym cię z tym samego.
Castiel uśmiechnął się i spojrzał mu w oczy, a Dean również się uśmiechnął i pocałował go. Krótko i delikatnie, po czym się odsunął.
— Cas, to mój tata — powiedział, prowadząc go do swojego ojca, po czym spojrzał na tatę. — Tato, to Cas, mój chłopak.
Mężczyzna wyciągnął rękę w stronę chłopaka, który uścisnął jego dłoń.
— Milo mi cię poznać, Cas.
— Mi pana też.
— Mów mi John.
— Dobrze.
Mężczyzna puścił dłoń chłopaka i spojrzał na syna z uśmiechem.
Castiel był spięty, ale tata Deana wydawał się być w porządku, więc może nie będzie tak źle? Może nie było tak ciężko o to, aby się polubili? Przecież chciał tylko, żeby tata Deana go polubił.
— Przystojniejszy niż na zdjęciach — stwierdził John, a Dean uśmiechnął się szeroko.
— Wiem — powiedział, obejmując swojego chłopaka ramieniem. — Ale charakter ma lepszy niż wygląd — dodał, całując go w policzek.
Castiel zarumienił się i schował twarz w tors Deana, aby to ukryć, co średnio mu wyszło.
— Charakter ma momentami irytujący, ale ciężko go nie kochać — wtrąciła Meg, a Castiel wywrócił oczami.
— Jak się czujesz? — spytał John, a Castiel wyglądał na lekko zdezorientowanego tym, że mężczyzna się tym interesuje, chociaż było to bardzo miłe.
— Przy Deanie trochę lepiej, ale nadal zestresowany — wyznał niepewnie Castiel. — Boję się, szczególnie, że moje ostatnie spotkanie z rodzicami nie było najlepsze.
— Tata cię bił? — spytał podejrzliwie John, takim tonem, jakby miał zamiar zrobić za to krzywdę. — Nie tylko na ostatnim spotkaniu, ale ogólnie.
Castiel pokręcił głową.
— Tylko mocno uderzył, gdy powiedziałem, że jestem gejem. Potem mnie spakował i więcej nie dotknął. Wcześniej mieliśmy dobre relacje, a od tamtego czasu... sam nie wiem. Naprawdę chciałbym wierzyć, że to się kiedyś zmieni, ale z każdym dniem szanse na to spadają.
John pokiwał głową i przygryzł wargę.
— Wiem, że to marne pocieszenie — zaczął. — Ale jeśli nie dogadasz się z tatą, możesz mnie tak traktować.
— To bardzo dużo dla mnie znaczy, dziękuję.
— To ja dziękuję, chłopcze. Za to co robisz dla mojego syna.
Castiel nieco się speszył. Co on robił dla Deana? Po prostu go pokochał i to tyle. No może jeszcze zajął się nim, gdy był chory, ale to Dean był tym, który zdecydowanie robił więcej – dał mu pracę, praktycznie go utrzymywał, uratował mu życie i kochał go takim, jakim był.
— Dean robi dla mnie więcej niż ja dla niego.
— Mimo to mógłbyś nie robić nic. Już tacy byli. Ale ty jesteś inny, a Dean naprawdę się zaangażował, mimo że już traciłem nadzieję na to, że mógłby komuś tak zaufać. Dużo mi o tobie mówił i były to głównie dobre rzeczy, więc chcę, żebyś wiedział, że zawsze będziesz w naszej rodzinie mile widziany.
Castiel nie wiedział, co odpowiedzieć, ale z pomocą przyszedł mu Dean, który pocałował go krótko, znowu sprawiając, że chłopak delikatnie się rozluźnił.
— On będzie naszą rodziną, tato — stwierdził Dean. — Zawsze, bez względu na wszystko.
— Dzień dobry — powiedział niepewnie ojciec Meg, widząc nieco większą liczbę osób niż się spodziewał. Wymienił uścisk dłoni z Deanem, którego znał i miał po drodze, po czym podszedł do mężczyzny. — Frank Masters — przedstawił się, wyciągając dłoń w jego stronę.
— John Winchester — odpowiedział, ściskając dłoń drugiego mężczyzny — ojciec Deana.
Pan Masters uniósł brwi, jakby nieco zaskoczony. Po chwili dołączyła do niego żona i zaczęli rozmawiać z Johnem, co dało Castielowi chociaż trochę swobody. Usiedli z Deanem na kanapie, co wykorzystał, aby wtulić się w swojego chłopaka, który objął go ramieniem i gładził delikatnie po ramieniu. Meg usiadła obok nich.
— Uroczo razem wyglądzie — stwierdziła, bo poza romantycznym wyczynem Deana pod szkołą i późniejszym pakowaniem się, nie widziała ich razem, a wtedy to wszystko było świeże. Za kilka dni miną dwa miesiące od tamtego dnia.
Dean uśmiechnął się, a Castiel zarumienił.
— Dziękujemy — odpowiedział Dean, całując Castiela w czoło. — Skarbie, będzie dobrze — powiedział, wyczuwając, że Castiel jest spięty. — Nie musisz się tak stresować. Jestem tu i będę przy tobie cały czas, dobrze?
Castiel przytaknął i wtulił się w niego ufniej, prawie tak, jakby wierzył, że Dean jest w stanie uratować go przed całym złem tego świata. Może i Dean nie był w stanie tego zrobić, ale był w stanie próbować.
Tak jak zrobił to, gdy czekali na rozprawę. Oparł się o ścianę i przyciągnął Castiela do siebie, obejmując go delikatnie, ale pewnie i całując w głowę. Chciał, by czuł się bezpieczny, bo mimo że sam nigdy nie był w podobnej sytuacji, potrafił sobie wyobrazić, co czuł Castiel – bycie aktorem chyba trochę mu to ułatwiło. Gdy zobaczył matkę Castiela idącą w ich stronę, Dean instynktownie osłonił chłopaka, stając przed nim, dając jasny sygnał, że nie pozwoli skrzywdzić Castiela dopóki on tu jest. Pewnie nie wiedziałby jak wygląda kobieta, gdyby nie to, że na starych zdjęciach Castiela na Instagramie była cała jego rodzina i kobieta na tych zdjęciach była. Wiedział też jak wyglądał ojciec Castiela, ale nie dostrzegł go tu i dobrze, bo był pewien, że po krótkiej wymianie zdań jego ojciec pobiłby ojca Castiela. Dean miał zasadę, że raczej nie bije ludzi, a już na pewno nie tam, gdzie były kamery, bo to zawsze oznaczało kłopoty.
— Chcę tylko porozmawiać z moim synem na osobności — powiedziała, a Dean pokręcił głową.
— Po tym co pani i pani mąż mu zrobiliście? Albo rozmawiamy we trójkę, albo wcale — oznajmił głosem, który jasno mówił, że innego scenariusza nie bierze nawet pod uwagę.
Kobieta westchnęła. Widać było, że waha się nad decyzją. Wtedy Castiel wychylił się zza ramienia Deana.
— Dean, w porządku, poradzę sobie.
— Nie ma mowy, Cas — zaprotestował. — Obiecałem ci, że cię dziś nie opuszczę, tak? Nie zamierzam zmienić zdania. Chyba, że są jakieś rodzinne rzeczy, o których mi nie mówiłeś i nie chcesz, żebym wiedział to wtedy dobrze, ale...
— Nie ma niczego takiego — powiedział od razu, a Dean skinął głową.
— W takim razie nie puszczę cię z nią samego — oznajmił, po czym nachylił mu się do ucha. — Może chcieć namieszać ci w głowie przed rozprawą, to znany numer. Jestem aktorem, rozpoznam czy kłamie, czy nie. Mogę tylko siedzieć obok i słuchać, jeśli chcesz, ale nie chcę, żeby namieszała ci w głowie i wpłynęła w ten sposób na to, co powiesz przed sądem.
Castiel skinął słabo głową, a Dean odsunął się, znowu patrząc na kobietę.
— Dean będzie przy rozmowie — postanowił Castiel.
— Jeśli to konieczne, dobrze — zgodziła się. — Tylko czy możemy odejść od reszty, proszę?
Ostatecznie usiedli kilkadziesiąt metrów dalej, na krzesłach, przy których nikogo nie było. Dean usiadł na krześle obok Castiela, a kobieta naprzeciwko nich.
— Mów — powiedział Castiel, widząc, że jego matka ma problem, aby zacząć mówić.
— Jestem w trakcie rozwodu z twoim ojcem — wyznała, a tą informacją zszokowała nie tylko Castiela, ale i Deana, który nie miał pojęcia jak zareagować. Nie wyczuł kłamstwa i to sprawiło, że ta informacja zaskoczyła go jeszcze bardziej.
— Co?!
Kobieta westchnęła.
— Podjęłam decyzję, gdy pojechał wtedy do Meg. On był wściekły, że znowu masz chłopaka i stwierdził, że załatwi sprawę inaczej, a ja się po prostu o ciebie bałam.
— Bałaś? — spytał zdezorientowany Castiel, a kobieta przytaknęła.
— Że dajesz się wykorzystywać. Aktorzy są bogaci, myślą, że wszystko im wolno...
— Dean taki nie jest — przerwał jej.
— Wiem, teraz to widzę. Co nie zmienia faktu, że kiedy zobaczyłam cię w telewizji dotarło do mnie jak wielki popełniłam błąd, ufając twojemu ojcu. Powtarzał, że w końcu wrócisz...
Castiel parsknął i pokręcił głową. Poważnie?!
— Ale ja wróciłem, mamo — przypomniał jej. — Nie wpuściliście mnie. Spędziłem tamtą noc przed drzwiami z nadzieją, że jednak mnie wpuścicie, ale tak się nie stało. Pierwszy raz naprawdę chciałem umrzeć, bo dotarło do mnie, że nie mam nikogo. Nie wiem co by było, gdybym następnego dnia nie poznał Deana, chyba...
Dean splótł mocno ich palce chcąc dodać mu otuchy, ale Castiel i tak nie był w stanie niczego więcej powiedzieć. Po prostu urwał w połowie zdania, bo nie chciał mówić tego, co było oczywiste dla tych, którzy dobrze go znali.
— Wiem, że tam spałeś i chciałam cię wpuścić, ale on nie pozwolił — powiedziała, jakby miała się rozpłakać. Miała łzy w oczach. Dean uważnie ją obserwował. Potrafił rozpoznać aktorskie łzy od prawdziwych. Tylko musiała wypuścić chociaż jedną łzę, aby był tego pewien. — Zabrał mi telefon, żebym nie mogła do ciebie dzwonić. A to, że wtedy przyszedłeś chyba wszystko pogorszyło, bo był pewien, że przyjdziesz jeszcze raz i powiesz, że jesteś normalny...
To był moment, w którym Dean nie potrafił dłużej milczeć.
— Co jest w tym nienormalnego?
Kobieta westchnęła i opuściła głowę.
— Wychowano nas inaczej — zaczęła stosunkowo cicho. — Powtarzano nam, że mężczyzna może kochać tylko kobietę. Długo w to wierzyłam, mój mąż nadal w to wierzy...
— I co się zmieniło? — wtrącił Dean.
— To nie tak, że składając wniosek o rozwód miałam już inne zdanie. Chciałam tylko cię odzyskać — wyznała, patrząc na syna. Płakała. — Ale zobaczyłam was dziś na korytarzu i to co zobaczyłam w twoich oczach, Dean...
Dean nie czuł, aby kłamała, a jej łzy wydawały się być prawdziwe, ale może po prostu umiała dobrze kłamać? Ta historia nie miała przecież sensu.
— Nie kupuję tego — Dean próbował ją sprowokować. Testował ją, chociaż miał nadzieję, że to formalność. — Zobaczyła pani, że zależy mi na Casie, więc nagle zaczęła być pani tolerancyjna? To nie ma sensu.
— Nie jestem tolerancyjna, chcę tylko szczęścia mojego syna. Do tej pory jedyną homoseksualną parą, jaką widziałam był mój syn z Balthazarem i tam nie widziałam czegoś takiego. Widziałam, przynajmniej ze strony Balthazara, czyste pożądanie i nic więcej. To było obrzydliwe. Tu tego nie widzę...
Dean skinął głową, bo to już miało więcej sensu. Sam przecież widział jak Balthazar patrzył na Castiela i on ewidentnie udawał, że tam jest jakieś uczucie, a w rzeczywistości chodziło mu o coś innego niż miłość.
— Bo kocham pani syna — powiedział Dean. — Naprawdę go kocham i zrobię wszystko, aby był bezpieczny i szczęśliwy. I przykro mi to mówić, ale uważam, że bezpieczniejszy będzie z rodziną Meg niż z panią. Jeśli Cas podejmie inną decyzję, zrozumiem i będę go wspierał, ale moja opinia jest taka.
— Widać, że go kochasz — powiedziała kobieta. — To dla mnie ciężkie i będę potrzebowała czasu, aby to zaakceptować, nie zamierzam udawać, że będzie inaczej, ale chcę spróbować.
Castiel nachylił się Deanowi do ucha.
— Mówi prawdę? — spytał cichym szeptem.
— Tak sądzę — odparł równie cicho Dean.
— Zostawisz nas teraz samych? — poprosił.
— Dobrze — zgodził się, bo był już nieco spokojniejszy.
Pocałował go krótko, po czym ruszył w stronę reszty. Widocznie to, że odeszli na bok razem z matką Castiela wzbudziło spore zainteresowanie.
— Co tam się dzieje? — spytała Meg.
Dean wzruszył ramionami.
— Wygląda na to, że jego mama zmądrzała — westchnął. — Cas chciał, żeby zostawić ich samych. Mam nadzieję, że decyzja, którą podejmie będzie tą właściwą.
Castiel dołączył do reszty kilka minut później. Jego mama trzymała się trochę z tyłu. Rodzice Meg wyglądali na trochę przestraszonych tym, co mogą za chwilę usłyszeć.
— Chciałbym wnioskować o odebranie praw rodzicielskich tylko tacie — zaczął niepewnie. — I jeśli to nie problem, przez pierwszy miesiąc byłbym u mamy głównie w weekendy. Czułbym się pewniej w ten sposób. Nadal płaciłbym państwu za utrzymywanie mnie przez pozostałe dni i naprawdę dziękuję za wszystko co państwo dla mnie zrobili, robią i w przyszłości zrobią, ale czuję, że to będzie najlepsze rozwiązanie.
Mastersowie spojrzeli po sobie, a następnie spojrzeli na Castiela. To nie była ciężka decyzja.
— Jeśli uważasz, że tak będzie najlepiej to zgoda — powiedział pan Masters. — Chcemy ci tylko pomóc.
Castiel uśmiechnął się i spojrzał na niego wdzięcznie.
— Bardzo państwu dziękuję...
— Nie dziękuj.
— Jesteś tego pewien? — wtrącił Dean, a Castiel przytaknął.
— Będę żałował do końca życia jeśli teraz nie zaryzykuję.
Dean również przytaknął, bo naprawdę go rozumiał i miał nadzieję, że wszystko się ułoży. Castiel zasługiwał na to, aby jego życie było jak najlepsze, a przecież wielokrotnie mu mówił, że chciałby, aby rodzice go zaakceptowali. Jeśli miał taką szansę chociaż w połowie, rozumiał jego decyzję. A jemu, jako chłopakowi Castiela, pozostawało tylko mieć nadzieję, że mama Castiela robi to faktycznie z dobrego serca, a nie dlatego, że jego syn ma bogatego i znanego chłopaka lub dlatego, aby stanąć między nimi.
Ojciec Castiela nie pojawił się w sądzie, wysyłając tam jedynie swojego pełnomocnika, co nie zostało najlepiej odebrane, ale ponieważ zarówno państwo Masters, którzy założyli sprawę, jak i pani Novak oraz Castiel mieli jednakowe stanowisko, a ojciec Castiela nie pojawił się na rozprawie, co sąd uznał za brak chęci obrony, rozprawa trwała zaledwie kilka minut. Decyzja sądu była zgodna z nowym wnioskiem, aby Castiel prawnie został przy matce, która kilka dni temu wyprowadziła się od męża. Decyzja z tej rozprawy miała zostać przekazana do sprawy rozwodowej. To, że Castiel mógł nocować u Mastersów nie było potrzebne w wyroku i potem mogłoby skomplikować sprawę, więc postanowili nie zawierać tego we wniosku.
Przez to, że wszystko potoczyło się tak szybko, wyszli z sądu jeszcze przed trzecią. Mama Castiela namawiała syna, aby spędził najbliższą noc u niej, ale chłopak wytłumaczył jej, że leci z Deanem do Vancouver. Kobieta poprosiła więc tylko, aby syn podał jej swój numer, bo miała nowy telefon, co Castiel zrobił i pożegnali się, przytulając z nią. Tęsknił za tym uczuciem przez ostatnie prawie pół roku i miał nadzieję, że to nie jest ostatni raz. Dean pożegnał się z kobietą uściskiem dłoni. Dłoń pani Novak uścisnął też John, który z kolei zaoferował jej kawę, jako że lot powrotny do domu miał dopiero późnym wieczorem. Gdy kobieta się zgodziła, John pożegnał się ze swoim synem i jego chłopakiem opuszczając teren sądu wraz z matką Castiela.
— Mam się bać? — spytał niepewnie Castiel.
— Jeśli boisz się o potencjalny romans to nie, bo tata jest zakochany w mamie po uszy — uspokoił go Dean. — Ale jeśli boisz się o to, że wyda się, że twoja mama jednak kłamie to tak. Mój tata zna się na ludziach lepiej niż ja. Dlatego cieszę się, że był ze mną na wszystkich castingach, gdy byłem mały i bardzo często na planie, bo...
— To ta rozmowa, prawda? — Castiel od razu wyłapał to po jego twarzy, a Dean przytaknął.
Castiel posadził go na murku pod sądem i splótł ich palce, czekając aż Dean zacznie mówić. Nie chciał go poganiać, bo wątpił, aby to pomogło. Właściwie był pewien, że poganianie go nie skończyłoby się dobrze.
— Showbiznes to jedno wielkie bagno — zaczął. — Większe niż ludziom się wydaje. Powstał ten cały ruch Me Too i cieszę się, że to powstało, ale... — Dean przygryzł wargę. — Tam wypowiadają się głównie kobiety, mówiąc o problemach dorosłych, a prawda jest taka, że... — Dean puścił jedną z dłoni Castiela i ukrył nimi twarz. — Tam jest masa pedofili, Cas i... — Głos zaczął mu się łamać. — Jeśli chodzi o dzieci to... To częściej dotyczy chłopców...
— Ktoś cię skrzywdził? — spytał słabo, bo domyślał się, do czego Dean zmierzał. Inaczej nie miałby łez w oczach. A teraz? Obaj mieli łzy w oczach, bo Castiel był pewien, że Dean nie mówiłby o tym, gdyby to go nie dotyczyło.
— Byłem molestowany — wyznał bardzo cicho. — Ale gdyby nie tata...
Castiel przyciągnął go do siebie i pozwolił płakać. Sam też płakał, bo nie potrafił zrozumieć jak ludzie mogą być tak okrutni. Jakim potworem trzeba być, aby chcieć skrzywdzić dziecko i to jeszcze w taki sposób?!
— Myślę, że on wiedział co tam się dzieje i dlatego zawsze jak szedłem na rozmowę z kimś ważnym to miałem być połączony z nim przez telefon, a on był w pobliżu, tak na wszelki wypadek i słuchał. Miałem telefon w kieszeni, więc nikt nie wiedział, że ktokolwiek słucha i... — Dean przerwał i wtulił się ufnie w Castiela, który trzymał go tak, jakby chciał go chronić, nawet jeśli nie bardzo miał jak.
— Ile miałeś lat?
— Za pierwszym razem dziewięć — wyznał cicho. — Rok później chujek wygrał Złote Globy... Może to głupie, ale uderzyło to we mnie...
Pierwszym?! Ile razy Dean przez to przechodził? Castiel poczuł jak robi mu się słabo. Dotarło do niego jak mało w rzeczywistości ludzie wiedzieli o tym, co działo się w Hollywood i pewnie nie tylko tam. Media wmawiały ludziom, że to prawie że raj, że aktorzy wiodą cudowne i szczęśliwe życie. Teraz rozumiał jak bardzo było to dalekie od prawdy. Ilu aktorów było jak Dean? Ilu oficjalnie wiodło szczęśliwe życie, ciesząc się mniejszą lub większą fortuną, a w rzeczywistości zmagało się z całą masą problemów, głównie psychicznych? Ilu było krzywdzonych? Ilu patrzyło jak ludzie, którzy ich krzywdzili są nagradzani najważniejszymi nagrodami? Ilu pedofili i gwałcicieli zdobyło Złote Globy czy Oscary? Nagle zjawisko narkomanii wśród aktorów przestało go aż tak bardzo dziwić. Może oni nie ćpali, bo byli bogaci, a ćpali, bo to było dla nich ucieczką?
— Dean, tak mi przykro...
— Nie rozumiesz, Cas — powiedział cicho, ale mówił tak szybko, że Castiel ledwo rozróżniał słowa. — Sześciu chujów mających się za kogoś próbowało mnie zgwałcić i pewnie zrobiliby to, gdyby tata w porę nie zareagował i nie dał im w mordę. Nikomu o tym nie mówiłem, bo przez to wszystko prawie nie ufam ludziom... Dlatego miałem problem z odkryciem, że jestem bi, bo bałem się, że oni wiedzieli i dlatego chcieli to zrobić... — Dean zaczął płakać, a Castiel zaczął gładzić go po plecach. — Dlatego jestem prawiczkiem, bo postanowiłem sobie, że nie zrobię tego z nikim, komu nie ufam. A ty jesteś pierwszym, któremu ufam. Pierwszym, który stara się zrozumieć...
— Zawsze postaram się zrozumieć, Dean. Od tego jestem.
— Wiem i dlatego cię kocham, Cas. Dlatego ci ufam. Dlatego tak cholernie boję się, że cię stracę, bo nie jestem idealny i...
— Hej — Castiel mu przerwał i wolną ręką delikatnie ujął jego twarz. — Nie stracisz mnie. Wiem, że nie jesteś idealny, od początku to wiedziałem, ale, na Boga, kto jest, Dean? Nie ma ludzi idealnych. Mogą być tylko idealni dla kogoś. Ty jesteś idealny dla mnie, a przynajmniej jesteś tego bardzo bliski, więc proszę, przestań się bać, że odejdę, bo ja nigdzie się nie wybieram.
Dean wtulił się w niego mocniej, jakby ufniej, a Castiel przyciągnął go do siebie i pocałował w głowę. Jemu zawsze to pomagało, dlatego miał nadzieję, że Deanowi też to pomoże.
— Nie pozwolę nikomu więcej cię skrzywdzić, rozumiesz?
— Już jest lepiej — wyznał. — Ucięło się w okolicach moich szesnastych urodzin. Rok później trafiłem na plan Być wolnym i tam naprawdę wszyscy są mili, ale uderzyło we mnie, że jeśli chodzi o chłopaków to praktycznie wszyscy to przeszli, a Charlie była zszokowana, gdy to usłyszała. Nie wiem, może ominęło ją to, bo zaczęła grać prawie jak dorosła...
— Co to za scena? — spytał Castiel, przygryzając wargę.
— Próba gwałtu — powiedział cicho. — Wiem, że mi próbowali to robić mężczyźni, a to będzie kobieta, ale to nadal to samo i boję się, że to wszystko wróci...
— Pozwolą mi być obok? — spytał, a Dean przytaknął. — Więc będę tuż obok, na wypadek gdybyś mnie potrzebował, dobrze?
— Kocham cię.
— Wiem, skarbie. Ja ciebie też.
Castiel nie bardzo wiedział, czego spodziewać się po planie filmowym, ale na pewno czegoś innego niż to co zobaczył. Aktorzy spali w przyczepach, które wyglądały na stare i podniszczone. Na każdej z przyczep było imię i nazwisko aktora. Podobne przyczepy były zarezerwowane dla makijażystów, fryzjerów czy po prostu na garderobę.
Weszli do przyczepy Deana, gdzie zostawili rzeczy, po czym ruszyli do przyczepy Benny'ego, który przywitał ich entuzjastycznie, przytulając się z nimi oboma. Bardziej entuzjastycznie przywitał się jednak Miracle, który radośnie skakał to na Castiela, to na Deana.
— Jak rozprawa? — spytał Benny.
— Moja mama chce się poprawić, więc póki co odebraliśmy prawa rodzicielskie tylko ojcu — wyznał Castiel. — Finalnie nie było tak strasznie jak myślałem, że będzie.
— To dobrze. Cieszę się, naprawdę.
— Ja też — odpowiedział z lekkim uśmiechem.
Benny spojrzał na zegarek.
— Jeśli nie macie planów na najbliższe dwie godziny, zanim każą nam iść do garderoby to możemy pograć na PlayStation.
Dean i Castiel spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami.
— Nie mamy — przyznał Dean, więc Benny zaprosił ich przed telewizor.
Najpierw wytłumaczyli Castielowi co i jak, bo chłopak wcześniej nie miał z tym do czynienia i było to też widać w trakcie gry, bo ciągle przegrywał i to dość wyraźnie.
— To jest głupie — stwierdził zrezygnowany, gdy przegrał po raz kolejny.
Dean zaśmiał się cicho.
— Przecież idzie ci coraz lepiej, skarbie. Za jakiś czas z nami wygrasz, zobaczysz.
— Ta, mówisz tak, żeby mi nie było przykro.
— Mówię tak, bo zastanawiam się, aby samemu nie sprawić sobie PlayStation, ale nie mam z kim grać, a samemu to tak jakoś smutno. Moglibyśmy grać, gdybyś do mnie przyjeżdżał.
Castiel zerknął na niego.
— Byłem pewien, że powiesz "gdy razem zamieszkamy".
Dean uśmiechnął się. Faktycznie chciał tak powiedzieć, ale po Monachium nie chciał płożyć Castiela takimi deklaracjami wcześniej niż przed ich pierwszym razem.
— Bo zamieszkamy, ale za jakiś czas, najpierw będziesz po prostu przyjeżdżał, mam rację?
— Masz — zgodził się.
— No właśnie! Więc łap to — poprosił, rzucając mu pada, a Castiel westchnął i wziął urządzenie do ręki.
Zgodził się grać dalej głównie ze wzgląd na Deana, bo wiedział, że czeka go tego dnia ciężka scena, a to sprawiało, że chciał, aby zarówno do tego czasu, jak i po nagrywaniu tej sceny, Dean był możliwie jak najszczęśliwszy.
— O, widzisz? Łapiesz już — pochwalił go Benny. — Dean, twój chłopak serio nas kiedyś ogra. I to będzie twoja wina — stwierdził wskazując na niego palcem.
— Tak, zwalaj na mnie. Nie moja wina, że Cas jest we wszystkim super.
— Nie jestem.
— Jesteś — stwierdził Dean, całując go delikatnie w czoło, a Castiel wywrócił na to oczami, ale jednocześnie uśmiechnął się, bo lubił gdy Dean tak robił.
Grali dopóki nie usłyszeli dobijania się do drzwi – wówczas Benny jęknął, zastopował grę i wstał otworzyć.
— Miałeś być w garderobie kwadrans temu — odezwał się jakiś żeński głos. — Wiesz, gdzie Winchester?
— Tutaj — odpowiedział niepewnie Benny, patrząc niepewnie na zegarek. — O cholera, przepraszamy, zasiedzieliśmy się...
— W porządku, nic się nie stało. Tylko idźcie tam od razu, dobra?
— Jasne, już idziemy — powiedział, po czym spojrzał na Deana. — Stary.
— Już.
Dean pocałował Castiela i chwycił go za rękę, ciągnąc za sobą.
— Dean, co robisz? — spytał zdezorientowany Castiel.
— Biorę cię ze sobą. Chodź.
— Ale gdzie? Dean?
Dean zatrzymał go i spojrzał mu w oczy.
— Do garderoby, makijażystki, wszędzie — stwierdził. — Dałeś mi zobaczyć twój świat, chcę żebyś zobaczył mój.
Dean był lubiany przez wszystkich na planie, więc bez problemu wyprosił na wszystkich, aby Castiel mógł być obok. Szczególnie w trakcie nagrywania – to było dla niego najważniejsze.
— Oglądasz ten serial i to spojlery... — próbował ostrzec go Dean, gdy już byli we wskazanym miejscu.
— Dean, tu chodzi o ciebie — przerwał mu Castiel. — Jeśli pomoże ci, że tu będę, będę tu.
Dean uśmiechnął się i pocałował go. Uwielbiał pocałunki z nim. Wątpił, aby było coś, co będzie lubił bardziej. Ewentualnie mógłby to być seks.
— Kocham cię — powiedział cicho.
— Ja ciebie też.
— I naprawdę cieszę się, że jesteśmy razem.
— Ja też, Dean. Idź pracować, bo więcej mnie tu nie wpuszczą.
— Wpuszczą — powiedział, jakby nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości i znowu go pocałował, ale tym razem krócej i wrócił na plan.
Nagrywał tego dnia dwie sceny i tak naprawdę obie nie były łatwe, chociaż pierwsza przy drugiej to pikuś. To był jego pomysł, aby obie sceny nagrać jednego dnia, szczególnie, że w scenariuszu były praktycznie jedna po drugiej, bo uznał, że tak będzie lepiej – załatwi to jednego dnia i tyle, ale nie wziął pod uwagę o ile cięższe to będzie.
Wymienił uścisk dłoni z Mickiem, który grał jego ojca, co było dziwne, bo mimo, że był dwadzieścia lat starszy, wyglądał na dziesięć lat starszego. Wiek Micka zgadzał się jednak z wiekiem jego postaci, więc mimo, że wyglądał bardziej jak brat Deana, nie miało to dla ludzi znaczenia. Mick bywał irytujący, ale ogólnie był w porządku. Publicznie udawali, że mają super relacje, bo tak było lepiej dla wizerunku serialu – niby wszyscy się lubili, a prawda była taka, że o ile do Micka Dean podchodził neutralnie, o tyle za całą resztą, z wyłączeniem Benny'ego i Charlie, niezbyt przepadał.
— W porządku? — spytał Mick, a Dean przytaknął.
— Po prostu zróbmy to jak najlepiej — poprosił. — Chcę jak najmniej powtórek.
Mick przytaknął.
— Żeby mieć więcej czasu dla niego? — spytał wskazując na Castiela, a Dean pokręcił głową, ale na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
— Po prostu chcę mieć to za sobą.
— Jasne.
— Gotowi? — krzyknął reżyser.
— Tak — odpowiedzieli jednocześnie.
— To siadać na tej kanapie, nie zagryzie was!
— On może mnie ugryźć — Dean wskazał na Benny'ego, który już siedział na kanapie i czekał na pozostałą dwójkę.
— Nie ugryzę cię, ani nie będę macać przy twoim chłopaku, mam jeszcze resztki rozumu! — próbował bronić się Benny.
— Możesz udawać, że mnie tu nie ma — zaproponował Castiel.
— Jasne, a potem oberwę, tak?
— Możemy nagrywać czy zamierzacie ucinać sobie pogawędkę?!
Dean odchrząknął.
— Przepraszamy.
Dean i Mick usiedli na kanapie. Dean obok Benny'ego, Mick trochę dalej.
Zaczynali od sceny coming outu przed ojcem Deana. To nie była ciężka scena w porównaniu do kolejnej, ale jedna wiązała się z drugą, a dodatkowo wróciły wspomnienia z własnego coming outu, a to wszystko utrudniało. Jasne, teraz między nim i jego rodzicami było dobrze, ale wciąż pamiętał tamten stres i to, co wydarzyło się bezpośrednio po tym jak to powiedział.
— Akcja! — krzyknął reżyser, a Dean chwilę później wyprostował się i spojrzał na Micka.
— Tato, chciałbym porozmawiać...
A/N
Next jutro (tj. w niedzielę) i wracam już do normalnych publikacji, czyli codziennie.
Myślę, że na tym etapie mogę ostatecznie potwierdzić 21 rozdziałów dla tego fanficton, po których czekają nas jeszcze 2 części tej historii, podobnej długości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro