Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czas [Kanna x Saikawa] /One shot for Rajca\

A więc, wygrany shot dla EmilaRajca
Mam nadzieję, że niczego nie zepsułam...
To bydle, bez tej notki ma 1260 słów.

______________________
- Kanna-chan! Zobacz! - brązowowłosa podbiegła do przyjaciółki i z dumą pokazała jej swoją zdobycz.
Niebieskooka podniosła wzrok znad kwiatów, które oglądała i skierowała swoje spojrzenie na Riko. Na pierwszy rzut oka, jej twarz sprawiała wrażenie obojętnej, zupełnie wypranej z emocji. Jednak ci, którzy znali ją lepiej, potrafili dostrzec subtelne zmiany, jakie zachodziły w jej postawie i mimice. W tym momencie, zielonooka wyraźnie widziała dumę i zadowolenie.

~*~*~

Uśmiechnęła się do tego wspomnienia. Pamiętała każdy szczegół. Szczególnie to, co bezpośrednio dotyczyło Kanny. Promienie słońca, odbijające się w jej ślicznych oczach i delikatny, ciepły wiatr, poruszający jej fioletowawymi włosami... Tak, zdecydowanie wyglądała wtedy pięknie. Jak zawsze.

- Saikawa? Co ty tu robisz? - dziewczyna podskoczyła, zaskoczona głosem, który odezwał się tuż za nią. Po chwili dotarło do niej, do kogo on należał. Odetchnęła, tym samym odprężając się.
- Kanna-chan! - odwróciła się w jej kierunku, starając się nadać twarzy oburzony wyraz. - Przestraszyłaś mnie!
Poczuła, że jej policzki przybierają barwę truskawek, jednak pamiętając, że to nic w porównaniu z jej kompromitującym zachowaniem kiedyś, nie przejmowała się tym. Dawniej, cała jej twarz przypominałaby pomidora, a w dodatku, dziewczyna zaczęłaby krzyczeć lub piszczeć i machać rękami na wszystkie strony.
Tyle zmieniło się przez te lata...

~*~*~

- No dalej, Sora! Poradzisz sobie! 
- Nie! To głupi pomysł... Nie zrobię tego!
Młoda smoczyca przysłuchiwała się dyskusji swoich przyjaciół z zainteresowaniem. Żyła wśród ludzi już od paru lat i w tym czasie dała radę w dużym stopniu zrozumieć funkcjonowanie w ich społeczeństwie. Tak... Naprawdę całkiem nieźle udało jej się wpasować w ten świat. 
- Pośpiesz się. - spojrzała na chłopaka siedzącego na płocie i przekrzywiła delikatnie głowę. - zaraz nas nakryją.
- Kanna-chan ma rację! - Seikawa pokiwała energicznie głową, a na jej twarz wstąpił dobrze znany całej trójce rumieniec.
Fioletowowłosy jęknął z niezadowolenia. 
- Nie możemy po prostu zostać? - odezwał się błagalnie, patrząc na elektrycznego smoka z niemą prośbą.
- Nie ma mowy! - zaprotestowała głośno brązowowłosa.
- Będziemy mieć problemy!
- Zaraz ty będziesz miał problem, jeśli się nie ruszysz!
- Grozisz mi?!

Westchnęła delikatnie, wiedząc, że nadszedł czas przerwania ich kłótni.
- Sora.
Chłopak niepewnie przeniósł na nią wzrok, najwyraźniej nie wiedząc czego się spodziewać.
- Tak? - jego głos lekko drżał.
- Obiecuję ci, że wszystko będzie w porządku. Zadbam o to, ale musisz z nami pójść.
Starała się, by w jej głosie brzmiała pewność. W odróżnieniu od ich znajomej, on wiedział kim tak naprawdę jest, sam będąc synem maga.... znaczy się początkującym magiem.
- Po prostu mi zaufaj.

~*~*~

- Kanna? - Sora machał jej ręką przed twarzą. Dopiero po paru minutach, dała radę skupić wzrok na młodym mężczyźnie.
To "odpływanie" we wspomnienia, zdażało jej się nad wyraz często.
Potrząsnęła głową, o mało nie wbijając jednego ze swoich rogów w głowę fioletowookiego. Mag wrzasnął cicho i odskoczył do tyłu. Spojrzał na nią z trudnym do określenia wyrazem, który sprawił, że dziewczynie zrobiło się odrobinę głupio.
- Wybacz, Sora.
Ten westchnął delikatnie, po czym machnął ręką, na znak że się nie gniewa.
- Nie ma o czym mówić. - burknął. - Przyszedłem ci powiedzieć, że Seikawa cię szukała.

- Seikawa... Oh.
No tak. Umówiły się na spotkanie. Była spóźniona. Bardzo.
Musiała się pospieszyć.
Wyszła przed budynek i utworzyła przed sobą pieczęć.
- Kanna, co ty wyprawiasz? - chłopak z fioletowymi włosami, pobiegł do niej poddenerwowany. - Chcesz przybrać prawdziwą formę? Teraz? Tutaj?!
Wzruszyła w odpowiedzi ramionami.
- Nie mam wyboru. - oznajmiła po chwili. - Obiecałam coś. Odsuń się, Sora.
- Ale... - zaczął jej przyjaciel, po czym urwał, wiedząc, że nic nie wskóra. Zrezygnowany cofnął się i patrzył jak smok wzbija się w powietrze.

~*~*~

- Uhhh! Nie dam rady! To za trudne... - zwiesił głowę zrezygnowany.
-

Mogę ci pomóc! - jego blądwłosa "opiekunka" chciała do niego podejść, jednak zbył ją machnięciem ręki.
- Nie! Muszę to zrobić sam!
Siedzący na trawniku Fafnir prychnął, po czym wrócił do trzymanej przez siebie konsoli.

Byli na dużym placu. Smoki zadbały, by nikt nie przeszkodził ich przyjacielowi w ćwiczeniach.
Byli tam wszyscy poza Saikawą. Kanna upierała się, by nie mówić zielonookiej prawdy, więc wciąż ukrywali przed nią ten świat.
Kobayashi, była jedynym człowiekiem w ich gronie, który był wtajemniczony w te sprawy. Była zdecydowanie nietypowa. To, że przeżyła spotkanie z jedym z najgroźniejszych smoków ciemności i do tego postawiła na swoim, budziło podziw.
Fioletowowłosy często zastanawiał się czy Kanna właśnie dlatego ukrywa przed Riko to wszystko. Czy smoczyca po prostu boi się, że psychika jej przyjaciółki nie wytrzyma?

Z zamyślenia wyrwała go "panienka", jak zwykła ją nazywać jej smocza pokojówka - Toru. Kobayashi podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu.
- Spokojnie, Sora! Poradzisz sobie. - uśmiechnęła się do niego. - Wierzymy w ciebie.

~*~*~

Stanął przed wejściem, nie potrafiąc zdecydować się zapukać.
Upadła bogini, teraz już żartobliwie, nazywana przez niego demonem, zrobiła to za niego.
Otworzyła im dziewczyna Kanny.
- Witajcie... Wejdźcie do środka. - widok ponurej, ubranej na czarno brunetki, zazwyczaj tryskającej nadmiarem energii, uświadomił mu to co się stało, jeszcze bardziej niż wszystko inne.
Bał się tego, co mógł zobaczyć w głębi domu.

Mimo to ruszył przed siebie.
I rzeczywiście, obraz który widniał przed jego oczami, ścisnął go za serce.

- Ciociu Toru... Musisz coś zjeść. Naprawdę. - niebieskooka stała z miską parującego jedzenia, obok zalanej łzami, trzęsącej się staruszki w - aktualnie czarnym - stroju pokojówki.
Wiedział, że jej wygląd to tylko przebranie dla osób niewiedzących kim jest Toru, ale słyszał kiedyś, że cierpienie postarza... Gdyby tak było, miałby przed sobą trupa. Widział ogrom jej cierpienia, a był pewny, że to tylko namiastka tego, co dzieje się w duszy smoka.

W pomieszczeniu było wiele osób. Trudno się dziwić, Kobayashi szybko zjednywała sobie przyjaciół.
Fioletowooki z lekkim zaskoczeniem dostrzegł Fafnira. Od trzech lat, czyli od śmierci jego współlokatora, stał się jeszcze bardziej ponury. Siedział w zamkniętych czterech ścianach, a wyjście z nich graniczyło z cudem. Jego pojawienie się oznaczało, że naprawdę musiał lubić niedawną właścicielkę domu, w którym się znajdowali.

Kannie, w końcu, udało się nakłonić swoją ciotkę do jedzenia.
Gdy upewniła się, że smoczyca je, usiadła obok Saikawy i oparła głowę na jej ramieniu. Nie wyglądała o wiele lepiej niż Toru.
Zaczerwienione od łez oczy i straszne cienie pod nimi, były niczym wisienki na torcie.

~*~*~

- Ciociu Toru? - Kanna spojrzała na miodowowłosą znad zeszytu, a gdy nie doczekała się odpowiedzi, wstała i podeszła do niej, uprzednio poprawiając koc, którym była przykryta śpiąca Riko.
- Ciociu Toru!
- Hmm? Co jest, Kanna? - ognistooka spojrzała na dziewczynę nieobecnym wzrokiem.
- Czemu wciąż patrzysz w to okno?
- Oh. Bo... Bo panienka mówiła, że spadające gwiazdy potrafią spełniać życzenia...
- Naprawdę? A czego sobie zażyczyłaś?
- Aby być przy panience jak najdłużej. - Toru uśmiechnęła się promiennie.
- O...
- Kanna?
- Ciociu, a... Nie boisz się momentu, w którym ona umrze?
- C-co to za pytanie?!
- No bo, kiedy myślę sobie-
- To nie myśl. - smok przerwał młodszemu głosem ostrym niczym ostrze sztyletu. Po chwili jej rysy złagodniały.
- Nie zrozum mnie źle... Po prostu, nie przejmujmy się odległymi sprawami, dobrze?
- Ale...!
- ...to będzie bolało. Bardzo. Ale jestem na to gotowa, jeżeli taka jest cena życia z panienką. Rozumiesz?
- Tak... Chyba tak...

~*~*~

- Myślę, że powinnaś jej powiedzieć.
- Nie.
- Do diaska, Kanna! Ukrywasz to przed nią od osiemdziesięciu lat! Wiem, że dla smoka to może być niewiele, ale dla ludzi to właściwie całe życie!
- Tak jest dla niej lepiej.
- Nie rozumiem...
- I nie musisz rozumieć. Posłuchaj, Sora... Kocham ją. Naprawdę ją kocham, z całego serca. Ale nie zrobię jej tego. Nie zniszczę jej spojrzenia na świat. No i... Nie chcę jej uświadamiać, że będę żyła setki lat bez niej. Będzie się tym zamartwiać.

Kanna spojrzała na przyjaciela z delikatnym uśmiechem, który dostrzegalny był tylko dla tych, którzy dobrze ją znali.
Po tych słowach na jej twarzy pojawiły się zmarszczki, a plecy zgarbiły się w charakterystyczny dla starców sposób.

Odwróciła się i pokuśtykała do pokoju obok.
Już po chwili siedziała wtulona w staruszkę z wyblakłymi zielonymi oczami.

"Razem do końca"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro