Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

tau

– Czym właściwie są Dionizje Wielkie? Dopiero co obchodziliśmy Dionizje Małe... – westchnęłam, siadając naprzeciwko Therisa i Eliasa i wręczając każdemu z nich śniadanie.

– Ty masz tak na co dzień? – blondyn zwrócił się w stronę brata. – Ona nic nie rozumie?

– Nic – neandertalczyk wzruszył ramionami, po czym rozpoczął konsumpcję lub raczej żarcie. Ten człowiek żarł więcej w jednym posiłku niż ja przez tydzień.

– Dionizos śpi w zimie, a budzi się na wiosnę. Obchodzimy więc uroczyście jego sen i przebudzenie – skwitował blondyn, widząc, jak zabijam go wzrokiem.

– Czyli to taka grecka wersja „bożego narodzenia"?

– Czego? – Narcyz parsknął.

– No, gdy Jezus się... Nie ważne. Zapomnij. – Było blisko, zbyt blisko. Jeszcze kilka słów, a wylądowałabym na stosie. Ciągle zapominałam, że czasy Zeusa były przed czasami Jezusa. Czy to nie zabawne, że ich imiona tak do siebie pasują? – To jaki jest plan? Co powinnam dziś robić? Co powinnam włożyć na siebie?

– Chiton – Theris odezwał się, upijając wina z kielicha.

– Nie słuchaj mojego brata, on nie jest zbyt mądry.

– Jeden myślący w przód, drugi myślący wstecz... Czym ja sobie na was zasłużyłam?

– Dionizje Wielkie wypadają w porę, kiedy na krótki czas twarda i sucha ziemia, zwilżoną jest wiosennymi wodami, zieleni się i zakwita, co wypada... no teraz – Narcyz wskazał na zewnątrz.

– Po złożeniu ofiary śpiewa się dytyramb. Taka uroczysta pieśń – wtrącił olbrzym.

Skinęłam głową, dokończyłam jedzenie, posprzątałam po chłopakach i ruszyłam na piętro. Musiałam nie tylko przygotować się na dzisiejszy dzień, ale i stawić czoła innemu wyzwaniu.

Przywykłam już do tego, że Theris prawie każdego wieczora psioczy, napełniając wielką drewnianą balę wodą. Pojawił się jednak inny problem. Gdy olbrzym zniknął i skrył się przy Hadesie, jego brat dokleił się do niczym rzep, przenosząc niewielką część swojej uwagi z Sofi na mnie. W rezultacie kręcił się po domostwie Corinne jak irytująca mucha, której nie potrafiłam przegonić. Naprawdę nie chciałam, aby młody oglądał mnie nago... ponownie! Przypomnę wam, że podglądał mnie, Sofi i inne hetery! Nadal chowałam do niego o to urazę.

Korzystając więc z ciepłej pogody, udałam się nad rzekę i tam zmyłam z siebie pozostałości brudu i potu. Rozkoszując się promieniami słonecznymi i morską bryzą, odpłynęłam na chwilę... dosłownie i w przenośni. Cisza. Błoga cisza. Tego mi brakowało. Posiadanie paczki oddanych przyjaciół było naprawdę świetne i zawsze o tym marzyłam, ale w pewnym momencie moje baterie społeczne wyczerpywały się do zera, a oni nadal siedzieli mi nad głową.

Sofia pojawiła się po jakimś czasie od mojego powrotu, u progu drzwi, ubrana w piękną suknię, sięgającą do ziemi i naszyjnik z ogromnym połyskującym kamieniem. Zlustrowałam ją od stóp do głów, nie potrafiąc wyjść z podziwu jej urody. W takich momentach właśnie kwestionowałam swoją orientację seksualną.

I wtedy też, gdy oglądałam teledysk Rihanny i Shakiry.

W odpowiedzi dostałam jednak grymas. Grymas obrzydzenia.

Sofia złapała mnie za rękę i zaciągnęła na piętro, ignorując tym samym poirytowanych chłopaków, czekających przy koniach. Dopadła wszystkie tkaniny w posagu Corinne i gdy w końcu coś wpadło jej w oko, podskoczyła wesoło w górę. Biało niebieska suknia wylądowała na moim ciele, a zdobiły ją dodatkowo złote naszyjniki, paski i bransoletka umieszczona na moim ramieniu.

– Teraz możemy iść – Sofia skwitowała, oglądając swoje dzieło z każdej strony, jakbym była lalką w witrynie sklepowej.

Wzruszyłam ramionami, wiedząc, że jakikolwiek spór i tak pozostanie nierozwiązany. Zeszłyśmy z powrotem na dół, gdzie spotkał mnie karcący wzrok Therisa i otwarte usta Eliasa.

Bez obaw to nie na mój widok był taki zadowolony.

Po dotarciu do centrum polis, moim oczom ukazał się dość spory tłum i zgodnie z wcześniejszymi zapewnieniami Therisa, wszyscy śpiewali coś, co miało przypominać piosenkę. Nie była to Rihanna i Shakira, ale jak się nie ma, co się lubi... Znacie to przysłowie.

Sofia zniknęła z pola widzenia, aby powitać nas ponownie po chwili, z ogromną ilością bluszczu. Owinęła go wokół mojej głowy oraz wepchnęła kilka pojedynczych listków w bransoletkę na ramieniu. Pomimo tego, że było to naprawdę niewygodne, uśmiechnęłam się, upewniając ją, że wszystko, co robi, jest prawidłowe. Kochałam ją całym sercem. Nie mogłabym jej zranić... tak jak jej cholerny bluszcz ranił teraz mnie!

Każdy z nas niósł kubek wina, za wyjątkiem mnie i Eliasa, my wyposażyliśmy się u Lefterisa w gigantyczne dzbanki. Były ciężkie, ale dla alkoholu można się poświęcić. Procesja była naprawdę piękna. Wszyscy ubrani w najlepsze stroje, napój bogów lejący się hektolitrami, święte okrzyki Euoe. Ta chwila mogłaby trwać w nieskończoność, ale niestety... nie trwała.

– Artie, jesteś gotowa na orgie?

– Na co? – o mało nie wyplułam wina.

– Na orgie – wzruszyła ramionami Sofia. – Tylko kobiety idą – zmarszczyła brwi.

No tak, orgia z mężczyznami? Ble! Orgia z kobietami? Superka!

– Czym są te orgie?

– Chodź, zobaczysz – pociągnęła mnie za rękę w przeciwną stronę, jednak stawiłam opór.

– Proszę, nie posyłaj mnie tam – złapałam Therisa za dłoń, błagając go o pomoc. Ten jednak pogładził mnie po głowie i wzruszył ramionami.

– Wszystkie kobiety chodzą na orgie.

– Nie możesz wysłać swojej przyszłej żony na orgię z innymi kobietami! – krzyknęłam, gdy Sofia pociągnęła mnie tak mocno, że nogi samoistnie zaczęły ruszać się w przeciwnym kierunku.

Idę na orgię... Kurwa na orgię. Rozumiecie to?

Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak zestresowana jak teraz. W Melothesi nie tylko wysrałam się nad pagórkiem, rozbierałam przy innych kobietach, wybrałam się na wyprawę do Hadesu, aby odzyskać neandertalczyka, zaprzyjaźniłam się z wiejskim menelem i pozwoliłam obmacać nigdy niemyjącemu się mnichowi, ale najwyraźniej też będę brała udział w pierwszej orgii!

Czy mogło być lepiej?

Gorzej!

Miałam na myśli „gorzej", przysięgam...

Słońce zaszło już za horyzontem, sprawiając, że ten dziwny akt seksualny, w którym miałam wziąć udział, jeszcze bardziej mnie przerażał. Sofia wręczyła mi zapaloną pochodnię i dołączyłyśmy do jej grupy przyjaciółek. Ruszyłyśmy przed siebie, aż dotarłyśmy do górskich wąwozów. Wstrzymałam powietrze, widząc jak część grupy, ochoczo zaczyna biegać po polanie, skacząc przy tym i wydając z siebie dzikie okrzyki.

Ja? Nie potrafiłam się ruszyć.

– Artie nie panikuj! – szturchnęła mnie ramieniem Sofia. Próbowałam się nerwowo uśmiechnąć, ale raczej wyszła z tego mina srającego kota, niżeli uśmiech.

– Jest super – powiedziałam sarkastycznie, mrużąc oczy. Naprawdę nie chciałam brać w tym udziału.

– Orgé to fajny i ciekawy zwyczaj.

Fajny i ciekawy? Grupowy seks? Fajny i ciekawy?

Dla mnie niefajny i nieciekawy był seks w dwie osoby, a co dopiero w dwadzieścia.

Jeszcze nigdy tak nie tęskniłam za moim neandertalczykiem jak teraz. Przecież ja nie mogłam. Nie chciałam. Przysięgam, gdy mówiłam, że dla Sofi mogłabym zmienić orientację, nie miałam tego na myśli dosłownie. Oczywiście, była piękna, ale nie... nie mogłabym. Nerwowo kręciłam głową w obie strony, próbując niejako samą siebie przekonać do tego, że muszę, ale z każdą kolejną minutą, czułam się jeszcze gorzej.

– Orgé to połączenie się z bóstwem. Nasze dusze opuszczają ciało – Sofia wykrzyczała, unosząc ręce w górę i skacząc wokół mnie, niczym mała dziewczynka. – Łączymy się z bogiem, a nasza dusza staje się w pełni boga.

– To poczucie odrębności ciała i ducha... to jest nie do opisania – wtrąciła się inna kobieta, która również dziwacznie tańczyła niedaleko nas.

– Każda cząstka człowieka jest niezniszczalna i po śmierci przechodzi w nowe kształty i formy – blondynka skwitowała, wyciągając do mnie ręce.

Czekała, aż do niej dołączę. Do niej i do tych dzikusek. Nie, ja nie dam rady. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam uciekać. Dajcie mi teraz te Hermesowe butki, błagam! Zachowuję się jak debilka, wiem o tym. Mogłam normalnie zakomunikować, otworzyć usta, powiedzieć coś, ale nie. Ja po prostu spierdalam, jakby goniło mnie stado kogutów.

Spierdalałam tak długo, aż nie znalazłam się pod kaplicą w centrum polis, gdzie gapiło się na mnie stado niedźwiedzi.

Mężczyzn, przepraszam. Autokorekta.

– Theris! – krzyknełam, opadając w dół. Próbowałam podtrzymać się na równych nogach, ale bezskutecznie. Ten bieg naprawdę dał mi w kość. – Theris!

– Jestem, jestem – olbrzym wyłonił się z tłumu i przybiegł w moją stronę. – Co się stało? Ktoś cię skrzywdził? – wyrzucał z siebie pytania, obejmując mocno moje prawie martwe ciało.

– Ja... biegłam... – wydyszałam, opadając całkiem na ziemię, jednak w porę mnie przytrzymał.

– Przed czym?

– Co?

– Przed czym uciekałaś?

A no tak. Informacja dla was – jeśli widzicie mnie, jak szybko biegam, to znaczy, że wy też powinniście. Na pewno coś mnie goni.

Tym razem jednak uciekałam przed seksualną rozpustą, gorszą niż 50 Twarzy Greya. Therisie Patereasie błagam, pokaż mi czerwony pokój.

– Przed orgią! – burknęłam w końcu, gdy udało mi się odrobinę uspokoić oddech. Kątem oka zauważyłam Eliasa, który popłakany ze śmiechu, podsuwa w moją stronę kielich wina.

– Dlaczego uciekałaś przed orgią? – neandertalczyk odsunął ode mnie alkohol i posłał mi pełne podejrzeń spojrzenie.

– Co to za pytanie? Nie chciałam uprawiać seksu z jakimiś dzikimi kobietami na górze!

Elias padł na ziemię obok mnie. Śmiał się tak długo, tak głośno i tak irytująco, że byłam gotowa ponownie rozbroić go łaskotkami, jeśli zajdzie taka potrzeba. Spojrzałam na Therisa, szukając u niego odpowiedzi na całą tę sytuację, jednak on też z trudem powstrzymywał śmiech. Ich ta sytuacja bawiła... Kurwa co w tym zabawnego?

– Orgie to nie jest grupowy seks... – wycedził w końcu blondyn, ocierając łzy.

– Aha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro