Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

omikron

 – To najgłupsze co usłyszałam od dawna! – zaprotestowałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Nie zrobię tego, nie ma nawet na to szans.

– Artie, musimy! – pociągnęła mnie za rękę w stronę lasu.

Wiosną moje ukochane zwierzęta budziły się do życia. Łąki zasypywały piękne, wielokolorowe kwiaty, a Sofia Meloti miała zdecydowanie zbyt dużo energii. Naprawdę miałam ochotę tłuc ją jej własnym łukiem, aż do momentu, w którym da mi spokój. Szybko dotarło do mnie jednak, że nie mam tutaj nikogo poza nią. No jest jeszcze golas i jego dziwaczny brat, ale...

– Dobrze! – zgodziłam się po chwili zawahania i przestałam stawiać opór.

Sofia uśmiechnęła się do mnie promiennie, po czym ramie w ramie ruszyłyśmy głębiej w stronę lasu. Nienawidziłam lasów, nienawidziłam tego, co skrywają. Gdybym miała kamerę, zapewne nakręciłybyśmy z blondynką „Blair Witch Project" część drugą. Z każdym kolejnym krokiem, czułam jakby coś iście złowieszczego, czaiło się w cieniu drzew, a narastający wokół nas mrok sprawiał, że każdy szelest liści przypominał mi o wszystkich tajemniczych zniknięciach i nieodkrytych tajemnicach, o jakich słyszałam.

Mogłabym jednak opierać się godzinami, a Sofia finalnie i tak przekonałaby mnie do swojego głupiego pomysłu. Niosłam więc ze sobą torbę wypełnioną... nie pytajcie nawet czym, ale mogę zdradzić, że nie jest to – o dziwo – martwe zwierzę. Nie tym razem.

– Trzymaj się mnie blisko, nie chcemy zapuścić się w tamtą część lasu – jej słowa sprawiły, że cała zadrżałam. Wskazała w lewą stronę, a na natychmiast przeskoczyłam w przeciwnym kierunku.

– Co tam jest?

– Nic dobrego. Tam nie dociera nigdy nawet najsłabszy promień słońca. Jest to wejście do podziemia. Wokół znajduje się tylko smutna równina z ogromną ilością wierzb o czarnej korze.

– Mhm – mruknęłam, łapiąc ją pod ramię.

Coś czuje, że naprawdę przeżyjemy „Blair Witch Project", a jedyna Blair, jaką chciałam w moim życiu to ta z Gossip Girl.

Dotarłyśmy jednak finalnie do groty umieszczonej na górce. Wokół rozpościerał się naprawdę piękny widok. Polany pokryte zbożem, słońce nad naszymi głowami, śpiew ptaków i cudowny zapach kwiatów. Stanęłam na chwilę, rozkoszując się tym, co mam właśnie przed oczami, mimowolnie wracając wspomnieniami do Austin, czyli swojego poprzedniego domu. Melothesia naprawdę stała się moim miejscem, tym jednym, wymarzonym, ale dziwnym miejscem. W pewnym stopniu uzupełniałyśmy się wzajemnie – ja ze swoimi dziwactwami i wioska ze swoimi dziwnymi tradycjami.

Zerknęłam Gucia po raz ostatni. Moja ukochana pluszowa ropucha z wyłupiastymi oczami i dużymi miękkimi łapkami patrzyła na mnie tak, że miałam ochotę po raz kolejny wtulić się w nią i już nigdy nie puścić.

Gdy byłam mała, mama podczas jednej z naszych kłótni, wyrzuciła wszystkie moje ukochane zabawki. Zapomniała jednak o Guciu, którego dumnie nosiłam ze sobą wszędzie. Gucio towarzyszył mi przez całą moją edukację, był ze mną na każdej rozmowie o pracę, na każdym ważniejszym spotkaniu i również był ze mną podczas odczytu testamentu i podroży w to nietypowe miejsce. A teraz? Miał resztę swojego życia spędzić w grocie.

Ciekawe czy matka Therisa też tak się czuła, kiedy zostawiała swoje dziecko w lesie?

Sofia szturchnęła mnie w bok, przywracając tym samym do świata realnego – o ile można tak powiedzieć o tej wyspie – po czym ponagliła to, z czym zwlekałam tak długo, jak tylko byłam w stanie. Z kosza wyjęła ciastka miodowe, winogrona i swoją ukochaną pluszową zabawkę, a następnie zostawiłyśmy wszystko w głębi jaskini.

Będę za tobą tęsknić Gucio.

Przygotowania do wesela, które i tak się nie odbędzie, pochłonęły zarówno moją przyjaciółkę, jak i potencjalnego szwagra. Nie sądziłam jednak, że zostanę przymuszona do złożenia ofiary na rzecz pomyślności tego wyimaginowanego małżeństwa. Kwestionowałam swoją moralność, ale chyba wolałabym kolejne martwe zwierzę za domem, niżeli wieczną rozłąkę z ulubionym pluszakiem. Początkowo planowałam po niego wrócić, jednak słowa Sofi skutecznie zniechęciły mnie do tego pomysłu.

Gdy wróciłyśmy do domostwa, Theris i Elias czekali już na nas, wyglądając przy tym na bardzo znudzonych. Nic nowego prawda? Mężczyźni posłusznie czekają, aż kobieta się wyszykuje, a gdy już mają wychodzić, to nagle chłop przypomina sobie, że musi się wysrać. Czeka więc biedna, pięknie ubrana dziewczyna na przedpokoju i kwestionuje swoją orientację. W końcu z płcią piękną byłoby łatwiej, nie? Ku mojemu zdziwieniu ruszyliśmy od razu.

Kolejny dzień, kolejne dziwne święto. Antesterie, nazywane także świętem „miesiąca kwiatów" brzmiały magicznie i ekscytująco, jednak wiązały się z kolejnymi zwierzęcymi ofiarami. Był też ten dobry aspekt – niedźwiedzie znikały w swoich norach, a kobiety mogły udać się na barwne korowody, procesje i towarzyszące temu wszystkiemu tańce.

To znaczy... nie wszystkie niedźwiedzie. Jak się okazało młodszy brat Therisa nie był zbyt szanowany we wiosce, w porównaniu do neandertalczyka, który zdecydowanie był prymusem i pupilkiem każdego. Część mężczyzn została więc zaproszona na zabranie, a inna oddała się zabawie.

Nie byłam pewna, czego dotyczy zebranie. Pytałam o to Patereasa, ale nie chciał mi nic powiedzieć. Młody Narcyz również odmówił odpowiedzi, a Sofia poza zmuszeniem mnie do rozstania z Guciem, nie puściła pary z ust. Doszłam w końcu do wniosku, że może lepiej nie wiedzieć. Może jutro planują wymordować wszystkie króliczki we wiosce i zrobić sobie z nich naszyjniki... Wszystko było możliwe.

Oddałam się więc temu co tygryski lubią najbardziej, czyli szybko znalazłam się wokół Lefterisa i wspólnie popijaliśmy wino, oceniając przy tym dziwne ubrane kobiety. Ta miała źle zawiązane sandały, tamta zbyt wiele odsłaniający chiton, a jeszcze inna ponoć spała z mężczyzną, który nie był jej mężem... A to szmaciura.

Kto by pomyślał? Ja i wiejski menel? Idealny duet. Zauważyłam, że im więcej piłam, tym mniej czułam jego smród. Przypomnę, że zapach ten nie należy do najprzyjemniejszych.

Sofia skakała radośnie razem z innymi heterami, a wokół nich biegał Elias, jakże by inaczej. Miałam wrażenie, że im bardziej próbowała go ignorować, tym bardziej on za nią latał. Dziwna była ta ich relacja. Chociaż z drugiej strony moja relacja z neandertalczykiem też nie należała do normalnych.

– Jak idą przygotowania do wesela? – odezwał się w końcu brzuchaty, przerywając ciszę, która nastała między nami. Czy wszyscy wiedzieli o tym fałszywym ślubie?

– Nijak – wzruszyłam ramionami, biorąc kolejnego łyka. Upojenie alkoholowe. Tego mi było trzeba. – Nie będzie żadnych gości. Nie będzie żadnych zaręczyn. Rozumiecie? Nie będzie!*

– To po co to dzisiejsze zebranie?

– Słucham?

– Po co to dzisiejsze zebranie?

– Leftisie przysięgam, jeśli zaraz wszystkiego mi nie wyśpiewasz, wyleję każdą kroplę wina do morza i już nigdy nie będziesz mógł się upić.

– Na Zeusa dziecko! Ty mnie wyzywasz na pojedynek!

– Gadaj!

– Twój ojciec powinien dogadać się z przyszłym mężem, odnośnie twojego zamążpójścia. Problem w tym, że nie da się go zlokalizować. Jeśli umiera głowa rodziny, majątek dziedziczy syn.

– A jeśli nie ma syna?

– Wtedy córka musi wyjść za mąż za członka rodziny, a następnie on otrzymuje posag.

– Obrzydliwe... kontynuuj.

– Corinne była twoją rodziną. Zostawiła ci posag, więc zgodnie z zasadami, powinnaś wyjść za mąż za członka rodziny.

– Ale ja tu nie mam żadnej rodziny.

– Myślisz, że twoja ciotka siedziała tutaj całymi dniami, wzdychając do nieba?

– Nie wiem, co mogła tutaj robić... Nie znałam jej dobrze – wzruszyłam ramionami. Czas na kolejny łyk alkoholu.

– Corinne była przyjaciółką Kyrosa, pasterza, który przygarnął Therisa, w momencie, gdy porzuciła go jego biologiczna matka.

– Co to wszystko ma do rzeczy?

– Dziś na zebraniu, głowy wioski, omawiają kwestię twojego małżeństwa.

– Mojego małżeństwa? – powtórzyłam po nim, nie ukrywając szoku.

– Jest to trochę nadwyraz, zgadzam się z tobą.

– Czekaj... chcesz mi powiedzieć, że według tego rozumowania, ciotka pełni rolę mojego ojca, zostawiła majątek, który nie jest mój, a że figlowała z fałszywym ojcem Therisa to teoretycznie czyni nas rodzeństwem, więc powinniśmy się pobrać?

– Jak mówiłem... jest to trochę nadwyraz – rozlał nam po kolejnym kielichu.

Ja w to kurwa nie wierzę.

Zabiję go. Przysięgam, że go kurwa zabiję. Jego durny łeb nabiję na pal i zamontuje przed swoimi drzwiami wejściowymi.



*jestem na 80% pewna, że to cytat z filmu "Kogel-Mogel", reż. Roman Załuski, ale poprawcie mnie, jeśli to nieprawda

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro