omega
– Jestem taka podekscytowana na Adonie! – Sofia klasnęła w dłonie, czekając „cierpliwie", aż się ubiorę. W rzeczywistości była podekscytowana, tak mocno, że miałam ochotę związać ją i wrzucić do niewielkiej winnicy przy domu.
Adonie odbywały się już w najlepsze. Jak się okazuje święto ku czci Adonisa trwało, aż osiem dni. Pierwsze cztery miały charakter żałobny. Śpiewano żałobne pieśni i rytualnie lamentowano – w tym byłam dobra, nikt tak nie lamentuje jak Artemisia Marides. W ostatnich czterech dniach była balanga na całego. Nie tylko Melothesia zamieniała się w mini teatr, ale także i lało się wino, mnóstwo wina.
Oczywiście było to wino rozcieńczone z wodą, bowiem jak to mawiają Grecy „czyste wino piją barbarzyńcy i prowadzi ono do szaleństwa". Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej uważałam to za rzeczywisty problem. Wypiłam w swoim życiu więcej wina, niż byłabym w stanie zliczyć i zdecydowanie nie należałam do normalnych.
Adonie odprawiane były wyłącznie przez kobiety, jednak udział w nich brała cała włoska, łącznie z niedźwiedziami... mężczyznami... Pieprzona autokorekta.
Gdy ubrana i gotowa znalazłam się na dole, ruszyliśmy znów w komplecie. Nasza czwórka, byliśmy jak power rangers, tylko jeszcze dziwniej ubrani.
Droga minęła nam względnie przyjemnie. Względnie, ponieważ całą drogę Elias narzekał na właściwie wszystko, na co tylko mógł, a Sofia próbowała wielokrotnie zestrzelić go z łuku. Znałam przyjaciółkę na tyle dobrze, że wiedziałam, iż mogłaby to zrobić z zamkniętymi oczami i celowo omijała strzałą jego głowę. Nie chciałam jednak psuć jej obrazu pełnej nienawiści do Narcyza, winowajcy pór roku i powodu rozdzielenia Demeter i Persefony.
Dotarliśmy do Polis, gdzie na prowizorycznie przygotowanej scenie, aktorzy szykowali się już do przedstawienia. To właśnie tego dnia odbyć się miała, inscenizacja zaślub Adonisa i Afrodyty.
Z pucharkiem wina, rozsiadłam się wygodnie na kamienistym podłożu i oparłam głowę o ramię Therisa, który w pełnym skupieniu wyczekiwał przedstawienia. Sofia po raz kolejny kłóciła się z Aliasem, a więc nie miałam szans na to, aby od tej dwójki uzyskać odpowiedź. Ryzykując więc coś gorszego, niż gniew bogów, przełknęła napój i odezwałam się:
– Therisie... Jak wyglądał związek Afrodyty i Adonisa? Myślałam, że Afrodyta była żoną Hefajstosa?
– Była – odparł krótko, jednak widząc, że nie odpuszczę, niechętnie kontynuował. – Afrodyta nie dogadywała się z Hefajstosem.
– To wiem... nie pasowali do siebie.
– Nie. Afrodyta zakochała się w Adonisie, który podobnie, jak i ona był bogiem miłości i piękna.
– Afrodyta kochała Adonisa?
– Tak. Adonis wychowywał się pod okiem Persefony, jednak gdy wyrósł, Afrodyta chciała go odzyskać. Królowa Hadesu nie zgodziła się, bo sama się w nim kochała.
– A Persefona nie powinna się była kochać w Hadesie?
– Hades był miłym bogini, fakt.
– Kontynuuj...
– Ares dowiedział się o sporze pomiędzy Afrodytą a Persefoną, tym o Adonisa. Nasłał więc na pięknisia wielkiego odyńca, który ugodził go kłem w krocze i rozszarpał na strzępy.
– Brzmi jak bolesna śmierć.
– Tak. Z jego krwi wyrosły kwiaty, adonisy. Afrodyta znalazła Adonisa i poprosiła Zeusa o wskrzeszenie ukochanego, ale Persefona nie chciała do tego dopuścić.
– Chciała go zatrzymać dla siebie.
– Zeus wskrzesił Adonisa, ale zarządził, że jedną trzecią roku ma spędzić z Perfesoną, jedną trzecią z Afrodytą a jedną trzecią tam gdzie chce.
– I gdzie spędzał tę jedną trzecią, którą mógł sam wybrać?
– Z Afrodytą.
– Czyli szczerze się kochali?
– Tak – Theris uzupełnił mój pucharek i z powrotem skupił się, na przygotowujących się do odegrania zaślub, aktorach.
– Myślisz, że to możliwe... – szepnęłam cicho. – Znaleźć taką miłość? Prawdziwą?
Nie odpowiedział. Poklepał mnie jedynie lekko po ramieniu i ucałował w czubek głowy, a na scenie pojawiło się dwóch mężczyzn w przebraniach. Czas zacząć. Chłop przebrany za babę, prawdziwa komedia.
Gdy teatrzyk dobiegł końca, cała nasza czwórka wyruszyła na spotkanie z Lefterisem, który tego dnia był naszym opiekunem podczas zakładania tzw. ogrodów Adonisa. Theris był bardzo niezadowolony nie tylko z konieczności spędzenia czasu ze śmierdzącym golarzem, ale także i z uwagi na to, że jak podkreślał, potrafił to zrobić sam i nie potrzebował nauczyciela.
Starszy mężczyzna instruował mnie i Eliasza, jak powinniśmy układać wazy z cienką warstwą ziemi. Musiałam przyznać, że stanowiliśmy z blondynkiem najgorszy możliwy zespół. Sofia zasiadła tuż obok Lefterisa. Theris zirytowany oglądał całe to przedstawienie, a ja miałam wrażenie, że ziemia będzie wypadać mi z tyłka przez następny miesiąc. Coś jak piasek na plaży.
Ani ja, ani Elias zdecydowanie nie nadawaliśmy się do żadnego programu w stylu „nasz nowy dom". Może i pomysły mieliśmy równie głupie, ale efekt naszych prac był marny. Znając naszą dwójkę, pokój dla najmłodszego członka rodziny byłby cały różowy, a na ścianie wisiałby gigantyczny portret kangura-mutanta.
Gdy już nasz mini ogród był gotowy. Ciepłą wodą podlaliśmy zasadzone tam egzotyczne rośliny. Zgodnie z instrukcjami Sofi miały one szybko wzrosnąć, ale także i podobnie jak i Adonis, równie szybko umrzeć. Ostatniego dnia mieliśmy je wrzucić do rzeki, tym samym zamykając Adonie. Choć wszystkie te tradycje z pewnością dla normalnego człowieka wydawały się głupie i irracjonalne, mnie napełniały ogromną radością. To znaczy... niektóre tradycje... nie pozwolę wam zapomnieć o tych pieprzonych orgiach!
– Therisie, jesteś już gotowy do wyzwania? – pijaczyna odezwał się nagle, na co neandertalczyk prychnął niezadowolony.
– Na co gotowy? – zapytała Sofia, wyraźnie zainteresowana.
Siedząc z nogami skrzyżowanymi na ziemi, obserwowałam tę dziwną wymianę zdań, a mój przyjaciel podążał za moim wzorkiem, podskakując lekko z ekscytacji. To nie mogło oznaczać niczego dobrego.
– Na Hipodemeje do Zeusa... Czy wy dzisiaj wypiliście za dużo alkoholu? – Lefteris parsknął śmiechem, a ja poczułam, jak cała krew odchodzi z mojego ciała. Tylko–kurwa–nie-to!
– Bredzisz! Skąd pomysł, że miałbym brać udział w Hipodemejach? Ja już mam małżonkę – rzucił olbrzym, wskazując na mnie palcem, wyraźnie zirytowany.
– To ty nie wiesz? – pijaczyna rozszerzył do maksimum swoją gębę, nie ukrywając zdziwienia. Posłał mi jednoznaczne spojrzenie, po czym wyszczerzył zęby w przypływie triumfu. – Artemisia zgłosiła się do nich.
– Co zrobiłaś? – krzyknął do mnie Theris, a ja momentalnie miałam ochotę, aby mnie też podlano ciepłą wodą. Może zdarzę umrzeć równie szybko jak Adonis i nie dopadnie mnie gniew wielkiego i złego Patereasa. Opuściłam wzrok, wyraźnie zestresowana i nie wiedziałam, jak powinnam się zachować.
– Ja... ja... – próbowałam znaleźć odpowiednie słowa, ale nic nie przychodziło mnie do głowy. Dopiero gdy Elias objął mnie i przytulił do siebie, zorientowałam się, że z moich oczu ciurkiem ciekną łzy.
– Co muszę zrobić? – Theris widząc, mój stan, wyciszył się i biorąc głębokie wdechy, dokładnie tak, jak go uczyłam, odpędzał zdenerwowanie.
– Łucznictwo – Lefteris ponownie zatriumfował.
Czy mogło być gorzej? Mogło!
– Artie... wiesz, że mój brat jest beznadziejny w łucznictwie? – blondyn szepnął do mnie, nie wypuszczając mnie z objęć. – Zabiłby wielkiego dzika gołymi rękami, ale wsadź mu w dłonie łuk i pomyli Lefterisa z sarną.
Podniosłam niechętnie wzrok i gdy zobaczyłam neandertalczyka, dotarło do mnie, że faktycznie... mogło być gorzej. Wyglądał na przerażonego. Kompletnie kurwa, przerażonego.
Zerknęłam nerwowo na swoich towarzyszy, próbując uformować jakiekolwiek zdanie w głowie, jednak na marne. Gdy mój wzrok spotkał się z Sofi, dotarło do mnie, że mam rozwiązanie idealne.
– Sofia jest dobra w łucznictwie! – podniosłam głos, czując, że właśnie po raz kolejny mój przebłysk inteligencji uratował nam życie.
Theris spojrzał najpierw na mnie, potem na blondynkę i tak szybko jak zauważyłam grymas na jego twarzy, tak szybko zrozumiałam, w co właśnie wpakowałam dwie z trzech najbliższych mi osób. Theris Patereas spędzający czas z Sofi Apostolią Meloti, tylko po to, aby wygrać konkurs na mojego męża?
Zdecydowanie mogło być gorzej!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro