Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dzeta

Wysoki i piskliwy głos zza moich pleców, zwrócił się w moją stronę.

W ekspresowym tempie obróciłam się i wtedy moje oczy natrafiły na nią.

Barbie, w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Margot Robbie powinna obawiać się, że w sequelu wymienią ją na dziewczynę, która stała obecnie przede mną. W wysoko pomiętej sukni, sandałach i z łukiem przyczepionym do ramienia, uśmiechała się w moją stronę tak promiennie, że natychmiastowo zaczęłam kwestionować swoją orientację seksualną.

– Corinne, była moją ciotką. Jest moją ciotką – poprawiłam się, mając na uwadze wcześniejsze słowa golaska. – A ty? Kogo odwiedzasz?

– Rodziców – westchnęła, wskazując na miejsce, w którym złożyła swoje podarunki. – Zmarli dawno temu na Tyfusa. A twoja ciotka?

– Tak samo – skłamałam. W rzeczywistości nie miałam pojęcia co stało się z Corinne Visillią. Zapewne jej śmierć była równie tajemnicza, jak i ona sama. – Artemisia Marides – przedstawiłam się, odwzajemniając uśmiech dziewczyny.

– Sofia. Właściwie to Sofia Apostolia Meloti – odpowiedziała, a ja nagle pożałowałam, że nie mam drugiego imienia. Jak dumnie to brzmiało! – Nie widziałam cię wcześniej w Melothesii, a uwierz, nic tutaj nie umyka mojej uwadze.

– Masz rację. Jestem tutaj dopiero od wczoraj.

– Przejezdna!

– Przyjezdna właściwie. Mieszkam w domostwie na górze – wskazałam palcem w stronę, z której przyjechałam. Uśmiech na jej twarzy zniknął, a zastąpiło go wyraźne obrzydzenie.

– Czyli urzędujesz z Therisem Patereasem... poznałaś już jego brata Eliasa Andrilisa?

– Nawet nie wiedziałam, że Theris ma brata – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ja właściwie nic o nim nie wiedziałam, poza tym, że rzecz jasna nie lubił się ubierać.

– Ciesz się, to kompletny furiat. Nie wiem, czy woli łazić za mną, czy przeglądać się w zwierciadle i podziwiać swoje odbicie – ruszyła w stronę do wioski.

– Czyli jest narcystyczny? – zagadałam, łapiąc za wodze swojego konia i podążając za nią. Nawet nie wiem, dlaczego za nią szłam, ale coś wewnątrz mnie mówiło mi, że powinnam poświęcić więcej czasu tej nietypowej dziewczynie.

– On jest Narcyzem, jestem tego pewna! Gdyby nie on Demeter i Perfesona nadal byłyby razem, a my nie musielibyśmy znosić śniegu. W zimie jest tutaj naprawdę nieprzyjemnie.

Sofio Apostolio Metoli byłaś naprawdę miłym kontrastem dla niewiele mówiącego Therisa Patereasa. I dodatkowo ubranym!

– Zdążyłaś się już zadomowić? – kontynuowała, co jakiś czas zerkając przez ramię czy idę za nią.

– Powoli się przyzwyczajam do wszystkiego, ale pochodzę z... z daleka – odchrząknęłam. Nie byłam pewna, w jakim stopniu mogę być szczera z miejscowymi. Wydawali się żyć w jakiejś swojej zamkniętej bajce, która bardziej przypominała sektę, niż miasto, a ja wolałam nie skończyć z głową nabitą na pal, jako forma ostrzeżenia dla innych.

– Udajmy się razem do centrum polis do agory. Muszę zakupić kilka rzeczy, zanim będzie tam sąd.

– A co się wydarzy podczas sądu?

– Nie wejdziemy – wzruszyła ramionami. – I tak nie chcą do agory wpuszczać kobiet, ale bez obaw, ze mną wejdziesz prawie wszędzie.

– No tak, oczywiście – odwzajemniłam jej gest, udając, że wiedziałam o wszystkich zasadach panujących na wyspie. – Rzeczywiście nie byłam jeszcze w agorze.

– Perykles twierdził, że sprzedaje się u nas produkty z całego świata. Nie mów nikomu, ale wydaje mi się, że był Pseudologosem.

– Pseudologosem?

– No wiesz, demonem kłamstwa i fałszu?

– Naturalnie.

– Dni targowe organizowane są zazwyczaj co cztery dni. Zapamiętaj to, bo może ci się przydać. Pewnie nie miałaś zbyt wielu bagaży – kroczyła dumnie, zwracając na siebie uwagę wszystkich greków. Nie wiem, czy patrzyli gorzej na nią, czy na mnie.

Pochłaniając jej słowa, rozglądałam się wokół. Małe miasteczko z licznymi budynkami wyglądało raczej na zapuszczone. Od razu jednak zwróciłam uwagę na ogromną świątynię, która mocno kontrastowała na tle innych budynków.

Dotarłyśmy do agory. Wszędzie porozstawiane były skromne karmy i namioty. Przywiązałam swojego konia do palika niedaleko wejścia. Zgodnie z zapowiedzią, większość kupujących to mężczyźni, a przy ich boku – niewolnicy. Coś, czego zdecydowanie się nie spodziewałam. Poznałam ich jednak od razu, ponieważ wyglądali bardzo podobnie do tego, jak przedstawiano ich w przeróżnych filmach i serialach. Z nosidłem na ramieniu i naczyniami po obu stronach.

Na targowisku kupić można było dosłownie wszystko ryby, mięsa, sery, pachnidła, szaty, biżuterię i niestety, również i niewolników.

– Muszę to mieć, ten chiton to prawdziwy syreni śpiew! – krzyknęła Sofia, oddalając się ode mnie w stronę targowiska, a ja jak najszybciej pobiegłam za nią. Nie chciałam się rozdzielać. Zdecydowanie nie czułam się bezpiecznie. Może Theris miał rację i powinnam zostać jego żoną, a następnie zabunkrować się w domu, aż do momentu, w którym trafie do Hadesu.

Sofia oglądała aktualnie dość barwną na tle innych osób szatę, podobną do tego, co miała obecnie na sobie. Zdecydowanie odstawała wyglądem od miejscowych i zapewne to było powodem, dla którego nie patrzyli na nią zbyt przychylnie. Uśmiech, który pojawił się na jej ustach, zwiastował tylko jedno.

– Biorę! – klasnęła w dłonie z podekscytowania. – Proszę oto drachmy.

Drachmy. No oczywiście!

To właśnie w tym momencie dotarło do mnie, że moja wypasiona karta kredytowa na nic mi się nie przyda. Muszę jak najszybciej wyposażyć się w tutejszą walutę. Nie potrafiłam jednak oderwać wzroku od szaty, która wisiała dumnie przy jednym ze stoisk. W porównaniu z tym, co znalazłam w kufrach ciotki, ta naprawdę była zjawiskowa.

Jasny niebieski kolor, pięknie kontrastował ze złotawym wyszyciem, a dodatkowo, odsłaniały więcej skóry, niż to, co miałam obecnie na sobie. Czując, jak gotuję się w swoim stroju, tym bardziej zapragnęłam posiadać ów cudo.

Zawsze byłam zakupoholiczką. Kupowałam tak dużo, że sama już nie pamiętałam co mam, a czego mi jeszcze brakuje. Utożsamiałam się z Arianą Grandę – I want it, I got it. Muszę jak najszybciej zdobyć ten fikuśny chiton.

Poczułam lekkie ukłucie łokciem z biodro, a gdy zwróciłam się w stronę Sofi, ta posłała mi jedynie promienny uśmiech. Coś w tym uśmiechu mówiło mi, że pożałuję tego, co zaraz nastąpi.

– I tamten niebieski – rzuciła do sprzedawcy, na co on ogromnie niezadowolony z udanej transakcji, próbował fałszywie odwzajemnić uśmiech. Miał zdecydowanie żyłkę do biznesu. Czy w Grecji nie uznawano stwierdzenia „klient nasz pan"?

– Dziękuję ci. Doceniam to – objęłam ją lekko ramieniem i uścisnęłam. Nie posiłkowałam się na klasyczne „nie no co ty" czy „nie trzeba". Pragnęłam tej szaty, jak niczego innego w życiu. Byłam gotowa zrobić dla niej wszystko. Zarówno dla szaty, jak i dla Sofi, jeśli o to pytacie.

Odebrałyśmy tkaniny, wpakowałyśmy je do mojego koszyka i ruszyłyśmy dalej przed siebie, ujmując się pod ramię. Wzrok gapiów przestawał mi przeszkadzać. Pogoda była naprawdę piękna. Wioska tętniła życiem, a ja czułam się, jakbym przeniosła się właśnie do Assassin's Creed Odyssey. Dajcie mi mojego Aleksio*, w pięknej zbroi i pokrytego twardymi jak skała mięśniami.

– Skoro jesteś nowa, to zapewne nie wiesz, ale u golarza można zawsze zasięgnąć najświeższych plotek.

– Wnioskuję więc, że właśnie tam idziemy?

– Szybko łapiesz!

W rzeczywistości łapałam szybko. W przypadku Sofi nie czułam potrzeby, aby kwestionować każde jej słowo. Brałam to, co mówiła, za pewnik. Zupełnie inne podejście miałam do Therisa. Denerwowanie go dawało mi ogrom satysfakcji.

– Lefterisie! Co nowego w naszej malowniczej Melothesii? – blondwłosa Sofia wyrwała mnie z zamyśleń, tym samym informując, że dotarłyśmy na miejsce.

Starzec o tłustym, obwisłym brzuchu, ledwo się trzymał, a wyglądał, jakby nie przestał pić od setek lat. Wydawał się prowadzić sam ze sobą nieskończone rozmowy, co chwila, mówiąc coś pod nosem, co nie miało żadnego sensu. Długie, brudne i posklejane włosy opadały mu na ramiona. Szewc bez butów chodzi, prawda?

– Meloti. Witam w mojej stajni Augiasza – wybuczał, zanosząc się gardłowym śmiechem.

Pijany bezdomny na dworcu. Lefteris wyglądał po prostu jak pijany bezdomny na dworcu. Śmierdział podobnie. Jego odór nie powstrzymał jednak Sofi przed obdarzeniem go mocnym uściskiem, a następnie ucałowaniem w tłuste włosy. O mało nie puściłam pawia na ten widok.

– Poznaj proszę Artemisię Marides. Siostrzenica Corinne Vislia – wskazała na mnie dłonią, a pijaczyna otworzył szeroko ramiona, czekając, aż również skorzystam z tego wspaniałego sposobu na powitanie. Błagam, tylko nie to.

Wstrzymując oddech, objęłam go i pozwoliłam, aby jego mokry całus musnął moje świeżo umyte włosy. Therisie Patereasie szykuj wannę! Przysięgam, rozbiorę się jeszcze zanim zdążą tam pojawić się pierwsze krople wody.

– Przypominasz mi Corinnę. Łączyło nas... wiele – cmoknął w usta, wprawiając mnie zarówno w zakłopotanie, jak i w obrzydzenie. Te dwie emocje walczyły obecnie w moim umyśle i szczerze nie byłam pewna, która z nich wygrywa.

– Sofia pamiętasz Fanisa? – zmienił temat. Boże, dziękuję ci. Chociaż chyba powinnam powiedzieć Zeusie... – Hera zesłała na niego szał, w porywie zabił swoją żonę i dzieci.

No to niezłe, najświeższe ploteczki od golarza.

– Był już u wyroczni? – blondynka, wzruszyła ramionami, czym wprawiła mnie w ogromne zakłopotanie. Jej reakcja była tak zupełnie inna od tego, czego się spodziewałam. Momentalnie udałam, że dla mnie również żono i dzieciobójstwo jest tak powszechne, jak kolejna kłótnia Blair z Chuckiem*. Typowy piątek, prawda?

– Poszedł. W sam raz przed Tesmoforiami. Temu to się udało – Lefteris ponownie wybuchnął śmiechem, a moja kompanka nie pozostała mu dłużna.

– Artie nie znasz jeszcze naszych zwyczajów. Jutro zaczynają się Tesmoforie, święto ku czci Demeter i Persefony... – zaczęła tłumaczyć. Te dwie postacie pamiętałam jeszcze ze szkoły. Matka, która utraciła córkę na rzecz króla Hadesu. Pory roku i te sprawy. – Koniecznie musisz wziąć udział! Zabiorę cię ze sobą.

– Uważałbym na nią! – pijaczyna, puścił w moją stronę oczko. Ob-rzy-dli-we! – Sofia to surowa i niedostępna dziewica. – Czy muszę to powtórzyć? Muszę! Ob-rzy-dli-we!

– Na czym polegają te Tesmoforie? – zapytałam, starając się zignorować menela.

– Tesmoforie to święto, w którym udział biorą jedynie kobiety. Mężczyźni nie wiedzą, co tam się dzieje. Ot taki nasz mały sekrecik – zachichotała. – Wpadnę po ciebie z rana i w drodze wszystko ci opowiem.

Skinęłam jedynie głową w odpowiedzi. Kobiecie święto, ukryte przed oczami mężczyzn w tej patriarchatycznej wiosce brzmiało jak nutka feminizmu, której mi brakowało. Sofia Apostolia Meloti też była nutką feminizmu, której mi brakowało.

Moja nowa kompanka odprowadziła mnie z powrotem do mojego konia. Poinstruowała, jak powinnam jechać, aby ominąć największe tłumy i która trasa jest najprzyjemniejsza, a następnie ze swoim dzisiejszym zakupem odbiegła wesoło w przeciwną stronę, przeskakując z nogi na nogę. Wyglądałoby to naprawdę uroczo, gdyby nie tajemniczy łuk, z którym wydawała się nie rozstawać nawet na sekundę.

Droga powrotna była już znacznie przyjemniejsza. Czułam, że opanowałam względnie swojego rumaka, a także i nabrałam pewności siebie, której mi brakowało. Wciąż jednak stopy bolały mnie niemiłosiernie. Tutejsze obuwie odbiegało daleko komfortem od moich codziennych sneakersów i kolorowych kapci.

Zostawiając konia, którego nazwałam Majesty*, na pastwisku niedaleko jego stajni, czułam, jak ogarnia mnie zmęczenie. Byłam głodna, obolała i spocona. Marzyłam tylko o ciepłym posiłku, prysznicu i pójściu spać. Domek na wzgórzu, oddalony był od wioski, co sprawiało, że panowała tutaj doza spokoju. Olimpijskiego spokoju. Oczywiście byłoby zdecydowanie ciszej i spokojniej, gdyby nie mój ekshibicjonista, który wydawał się być przykuty niewidzialnymi kajdankami do tej posesji.

– Gdzie byłaś? – cisnął w moją stronę, nie ukrywając gniewu. – Podziękuj Hestii, za bezpieczny powrót.

– Dziękuje, Hestio za bezpieczny powrót. Coś jeszcze? – przewróciłam oczami, ściskając dłonie wokół rączki swojego wiklinowego koszyka.

Zanim zdążyłam się zorientować, co się dzieje. Theris swoje brudne łapska położył na mojej nowej szacie. Zaprotestowałam, jednak na marne. Wyjął chiton, obejrzał go z każdej strony, po czym rzucił nim w moją stronę.

– Nie będziesz w tym chodzić. Będziesz wyglądać jak pornaj – klasa, znów porównuje mnie do prostytutki. – Skąd miałaś na to drachmy?

Powinnam była nie odpowiadać, ale odpowiedziałam. Nie potrafiłam nigdy trzymać języka za zębami, tym bardziej jeśli moje słowa, mogły zdenerwować mojego przeciwnika. Wizja wkurwionego Therisa, który dostaje szału, była zbyt kusząca.

– Sofia mi to kupiła – wzruszyłam ramionami, próbując udawać, że nie targają mną obecnie ogromne emocje.

– Sofia Apostolia Meloti? – zapytał, a ja skinęłam jedynie głową w odpowiedzi. – Moja przyszła żona nie będzie się trzymać z heterą.

* główna postać wspomnianej gry — Assassin's Creed Odyssey
*bohaterowie serialu Gossip Girl

*imię konia z filmu Barbie i siostry w krainie kucyków

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro