delta
Chyba się przesłyszałam.
Zdecydowanie się przesłyszałam.
Ja? Żoną? Tego ekshibicjonistycznego dupka? Po moim trupie!
Będę walczyć i uciekać tak długo, aż moje ciało samo nie uzna, że czas na wieczny odpoczynek. Zapewne będzie to około dwustu metrów dalej, ale hej... dobre i tyle. Może jak będę wystarczająco długo biegła i do moich butów przymocuję małe skrzydełka, rozpędzę się, poszybuję w górę i odlecę. Znów zostanę srającym na wszystko ptakiem.
Plan był dobry. Może wymagał odrobinę dopracowania, ale był dobry. Byłam uparta i wiedziałam, że jeśli coś sobie postanowię, to tak będzie. Przynajmniej w teorii. W praktyce jednak zamknęłam oczy, gdy dwuoki cyklop podniósł ogromną rękę do góry i wbił siekierę w kurczaka, którego trzymał między nogami.
Jebać weganizm.
Theris Patereas otarł swoje ciało z krwi i żwawym krokiem ruszył w stronę mojego domu, a ja za nim.
Szybko mi idzie nauka bycia posłuszną żoną.
Kiedy pierwszy raz weszłam do środka, miałam wrażenie, że przestrzeń jest ogromna. Teraz patrząc na wielkoluda w środku, czułam się niemal przygnieciona. Drzwi wejściowe zamykane na zasuwę prawdopodobnie nie chroniły mnie przed żadnym zagrożeniem. Palenisko na środku pseudo salonu było fajnym dodatkiem, do momentu, w którym zorientowałam się, że nie było tu komina, a po prostu... dziura w suficie.
Nie było szyb, tylko okiennice. Jedynym sztucznym źródłem światła – nieduże lampy opalane, jak się okazało, zwierzęcym tłuszczem. Wspominałam już, że „jebać weganizm"? W pseudo jadalni stały jedynie dwa krzesła, stołki i nieduży stolik.
Fakt, kuchnia była dość dobrze wyposażona, jeżeli spojrzy się na nią przez pryzmat wszystkiego wokół. Kilka terakotowych patelni, grilli czy garnków, a dodatkowo piec. Moja dieta nigdy nie była zbyt skomplikowana, ale brak możliwości konsumpcji makaronu z pesto był dla mnie po prostu istnym wyrokiem śmierci.
– Jadamy tylko dwa posiłki: ariston i deipnon – wielkolud tłumaczył mi, przecierając ręką coś, co miało imitować kuchenny blat. – Ariston to głównie oliwki, ser, miód, owoce i chleb, jeśli zdążyłaś upiec. Jemy go rano. Deipnon jada się, gdy słońce zachodzi za horyzont. Masz do wyboru kiełbasę, zupę lub potrawkę z fasoli. Jako że to twój pierwszy dzień tutaj pomogę ci, ale pamiętaj, że gotowanie to twój obowiązek.
– A co z równouprawnieniem?
– Z czym?
– No wiesz, kobieta i mężczyzna są sobie równi. Mają takie same prawa i...
– Nie mają – przerwał mi, mrużąc oczy. – Nie mają i nie będą mieć. Kobiety nie mogą głosować, nie zasiadają w ławie przysięgłych i nie mogą pojawiać się samotnie publicznie.
– To, co mogą robić? – Ten neandertalczyk naprawdę działa mi na nerwy.
– Spędzać czas w domu. Największą chwałą kobiety jest, gdy nie mówi się o niej ani przychylnie, ani krytycznie.*
– Znałeś Corinne od dawna? – zmieniłam temat. Nie mogłam już dalej słuchać tego patriarchistycznego dupka. – Wspominałeś, że się przyjaźniliście?
– Tak, pomagałem jej w opiece nad domostwem. Była przyjaciółką Karosa, pasterza, który mnie przygarnął. Ona też była... taka jak ty.
– Uznam to za komplement.
– Nie był to komplement. Corinne się dostosowała... – kontynuował, wyrywając pióra z martwego zwierzęcia. – Ty też powinnaś.
– Spalicie mnie na stosie, jeśli tego nie zrobię? – zaśmiałam się, jednak szybko z powrotem spoważniałam, kiedy zerknęłam na jego zdegustowaną minę. Wyglądał tak, jakby miał za sekundę puścić pawia, a ja dobrze wiedziałam, że to nie kurczak powoduje w nim taką odrazę, a ja.
– Powinnaś się przebrać. Nie możesz chodzić w takim... stroju. Wyglądasz gorzej, niż pornaj.
– Czym jest pornaj?
– Pracują w domu publicznym... Naprawdę nie wiesz takich rzeczy?
– Czy ty mi właśnie powiedziałeś, że wyglądam gorzej niż prostytutka?! – Nie, tego już było za wiele. Ten człowiek ma ogromny tupet... i przyrodzenie, ale to nie jest teraz istotne, Misia.
– Tak. Ktoś musiał ci powiedzieć prawdę – wzruszył ramionami, kompletnie obojętny na moją rozwścieczoną reakcję. – Na piętrze znajdziesz posag Corinne, zgodnie z jej wolą, pozostawiłem go dla ciebie.
Chciałam coś powiedzieć, naprawdę chciałam, ale rozmowę z tym człowiekiem porównałabym do rozmowy z pięciolatkiem. Dziecko wygłasza swoje teorie i mądrości, a ty jako rodzic słuchasz tego, zastanawiasz się, gdzie popełniłeś błąd i w duchu błagasz Boga, aby z tego wyrosło. Z Therisem Patereasem było jak z dzieckiem, albo nawet i gorzej.
Ruszyłam więc bez słowa z powrotem do swojej luksusowej sypialni. Tuż przy niej znalazłam maleńkie pomieszczenie wypełnione do granic możliwości. Przeszukiwałam drewniane skrzynie i kosze wiklinowe, odkrywając złote ozdoby zdobione perłami oraz srebrne bransolety bogato wyryte w piękne wzory. Wśród nich znajdowały się także ozdoby wykonane z bursztynu i kości słoniowej. Materiały o intensywnych barwach, takie jak purpura, hiacynt czy odcienie morza i zieleni, były pięknie wyszywane w motywy kwiatowe lub gwiazdeczki. Poza tym wyczuwałam aromatyczne olejki, przechowywane w kosztownych naczyniach z alabastru.
Zwierciadła z brązu. Grzebienie z kości słoniowej, a do tego cała masa ubrań, a raczej czegoś, co teoretycznie przypominało ubrania. Ku mojemu zaskoczeniu w skrzyniach znalazłam również ogromną ilość pergaminów, spiętych razem rzemykiem. Usiadłam na ziemi i zaczęłam wczytywać się w słowa ciotki.
"Droga Artemisio,
Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że nadszedł czas, abyś w pełni przejęła dom i ziemię, które odziedziczyłaś po mnie. Mam nadzieję, że skorzystasz z każdego zakątka tego pięknego miejsca tak, jak ja to robiłam przez lata.
Pragnę, abyś pamiętała, że wyspa jest pełna historii i tradycji starożytnej Grecji, które przetrwały przez wieki. Zachowuj te zasady z szacunkiem, tak jak ja to zawsze robiłam.
Twój dom jest miejscem spokoju i harmonii, a teraz Ty jesteś jego strażniczką. Niech każdy kąt przypomina Ci o naszej rodzinnej historii i o sile, którą odziedziczyłaś po swoich przodkach.
Pamiętaj, że zasady starożytnej Grecji są jak kamienie w fundamentach naszej rodziny. Trzymaj się ich zawsze, a znajdziesz w nich drogowskaz w życiu.
Z miłością i nadzieją na przyszłość,
Corinne"
Corinne była wariatką. W każdym tego słowa znaczeniu. Słyszałam z niewielu opowieści mojej matki, że zawsze zachowywała się inaczej. Żyła inaczej. Pragnęła czegoś innego. Nie chciała iść przetartymi schematami, jednak to? Tego wszystkiego było za dużo. Powinna była w testamencie zawrzeć informację o tym, jakie zasady panują na wyspie Melothesia. Nigdy świadomie nie uciekłabym z deszczu pod rynnę. Moje życie w Austin było dalekie od ideału to fakt, ale tutaj? Co ja miałabym tutaj robić?
Na ten moment jednak mogłam się dąsać, denerwować i irytować godzinami, a i tak niczego nie zmieniłoby to w mojej sytuacji. Z tej wyspy nie dało się tak łatwo wyjechać. Nie mogłam więc wrzucić z powrotem swoich ubrań do walizki i wsiąść do samolotu. Musiałam dać szansę Melothesii.
Wyciągnęłam z kufra dwa kawałki lnianego płótna połączone ze sobą. Zerknęłam na ilustrowaną instrukcję od Corinne i związałam materiał wzdłuż ramion. Nadmiar złożyłam w pasie. Sięgnęłam po ozdobny sznurek i obwiązałam go w talii. Chciałam się przejrzeć, jednak malutkie lusterko, w którym i tak ledwo widziałam swoją twarz, nie umożliwiłoby mi sprawdzenia swojej stylizacji.
Odrzucając więc dziwne uczucie na bok, zeszłam na dół po kamiennych schodach. Dolne pomieszczenia wypełniała para. Ogromna ilość pary. Temperatura na dworze była wysoka, ale to, co obecnie działo się w moim domu, przechodziło ludzkie pojęcie. Naturalną reakcją byłoby otworzenie okna, tu jednak nie było okien!
Na środku zastałam Therisa, leżącego nago z miską w dłoni. Niepewnie podeszłam w jego stronę, usiadłam w bezpiecznej odległości i skrzyżowałam nogi. Mężczyzna przez cały czas lustrował mnie wzrokiem, aż w końcu podsunął w moją stronę glinianą miskę.
Na wpół surowy kurczak, wymieszany z grochem i fasolą. Mniam. Wyczuwacie ten sarkazm, prawda?
Złapałam za pucharek i jednym ruchem opróżniłam całą zawartość napoju, który ku mojej uciesze, okazał się być po prostu rozcieńczonym, dziwnie smakującym, winem, ale wciąż winem! Podsunęłam kubek z powrotem w stronę Therisa, który prędko go napełnił, a ja powtórzyłam swój czyn.
Jeśli mam zjeść surowego kurczaka, który jeszcze kilkadziesiąt minut temu biegał sobie za moim domem, muszę się porządnie upoić.
Już miałam wlać w siebie trzeci kielich napoju, kiedy nagle jego ręka powstrzymała mnie, a oczy skarciły.
– Musisz z trzeciego kubka odlać kilka kropel dla herosów. Pamiętasz?
– Tak, oczywiście – odpowiedziałam, z pełną powagą. Przechyliłam kubek w stronę ziemi i wyszukałam w jego wzroku odpowiedzi, która umocniłaby mnie w tym, że dobrze robię. Gdy tylko zobaczyłam lekkie skinięcie głową, wylałam część wina wprost na ziemię. W swoim własnym domu!
– Wracając do tematu zaślubin...
Widzieliście kiedyś film „Pamiętnik"? Płakaliście? Jeśli nie, czas udać się na intensywną terapię, ponieważ ewidentnie coś z wami jest nie w porządku. Ja płaczę już, zanim pojawi się pierwsza scena, przecież wiem, co wydarzy się na końcu, prawda? Byłam beznadziejną romantyczką, ale wcale nie taką, jaka właśnie przyszła wam do głowy. Kochałam romanse, ale w prawdziwym życiu nienawidziłam myśli, że miałabym kiedykolwiek na siebie włożyć białą suknię i powiedzieć mistyczne „Tak".
Posiadałam nawet specjalnie stworzoną playlistę na wypadek, gdyby mój nieistniejący mąż wyjechał na wojnę secesyjną i już z niej nigdy nie wrócił. Poczułabym się wtedy jak prawdziwa, pogrążona w żałobie wdowa.
Na swoje nieszczęście nie miałam ani playlisty, która przenosiłaby mnie do starożytnej Grecji, ani takiej, która pasowałaby do zwizualizowania relacji z dziwnym nagim, leżącym przede mną, olbrzymem. Miał pecha – brak internetu oznaczał brak Spotify, a brak Spotify i możliwości utworzenia muzycznej składanki, oznaczał, że...
– Nie wyjdę za ciebie.
– Nie pytałem o zgodę.
*Cytat Peryklesa
*Informacje odnośnie wyglądu domu i przekonań, pochodzą z książki „Jak przeżyć w starożytnej Grecji" autorstwa Roberta Garldnada
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro