Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

lørdag3 03.02.2018


 Siedziałem w kuchni, próbując rozwiązać krzyżówkę, jednak moje myśli krążyły zupełnie gdzie indziej. Wiedziałem, że jak tata dowie się, że rzuciłem pracę po niecałym tygodniu, to nie tylko będzie mną zawiedziony, ale i porządnie wkurwiony. Bo nie ukrywajmy tego, że to on mi to załatwił, a przez moje zachowanie wyszedł na idiotę. W innych okolicznościach jutrzejszy obiad byłby czymś fajnym, ale wyczuwam, że to nie będzie nic przyjemnego. Zacisnąłem zęby na końcówce długopisu, kiedy poczułem czyjeś ręce na ramionach.

- Jesteś strasznie spięty – usłyszałem, a po chwili Eva delikatnie zaczęła masować moje ramiona. Uśmiechnąłem się do siebie, bo jeśli miałbym być szczery, brakowało mi jej dotyku. Takiego z jej inicjatywy, bo jeśli chodzi o mnie, to tuliłbym ją i macał cały dzień. - Dobrze ci? - Zapytała, nachylając się przy moim uchu.

- Bardzo – westchnąłem i mogłem się założyć, że dziewczyna się uśmiechnęła.

- Odwróć się do mnie – poinstruowała, po czym jej ręce zniknęły z moich ramion, a ja grzecznie okręciłem się na krześle. - Tak lepiej – uśmiechnęła się do mnie, by chwilę później mnie pocałować.

- To się nazywa dzień dobry – zaśmiałem się, przyciągając ją najbliżej siebie. - Czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie? - Uniosłem do góry brew, a ona tylko wzruszyła ramionami.

- Tacy powinniśmy być zawsze – uśmiechnęła się. - Przepraszam za swoje zachowanie – rzuciła, po czym spuściła wzrok.

- Nie masz za co – delikatnie podniosłem jej brodę i szybko ją cmoknąłem.

- Jadłeś już? - Zapytała, odsuwają się ode mnie, a ja dopiero teraz zauważyłem, co ma na sobie. Skrzywiłem się, bo to była jedyna rzecz, której nie chciałem na niej widzieć.

- Mogłabyś to zdjąć? - Spojrzałem na nią uważnie.

- Jak zwykle bezpośredni – zaśmiała się, najwyraźniej nie traktując moich słów poważnie.

- Mówię poważnie Eva – westchnąłem, a ona oparła się o blat.

- Dlaczego mam ściągnąć twoją bluzę? - Uniosła do góry brew. - Mówiłeś, że lubisz, jak noszę twoje rzeczy?

- Bo uwielbiam – uśmiechnąłem się do niej. - Ale nie chcę, byś nosiła tę bluzę.

- Dlaczego? - Drążyła, a ja zaczynałem się zastanawiać, czy robi to specjalnie, czy na serio nie jest świadoma tego wszystkiego. - Twoje imię jest zaznaczone na czerwono, więc wszystko się zgadza, prawda? - Zaśmiała się. - Zrozumiałabym twoje oburzenie, gdybym paradowała z czerwonym Williamem na plecach, ale że z tobą?

- Bluzy były idiotycznym pomysłem, na który sam wpadłem – pokręciłem głową. - Bo właśnie tak traktowałem kiedyś kobiety. Byłem dumny z tego, że wszyscy wiedzą, że zaliczyłem tę i tamtą – parsknąłem. - A one, co gorsza, chciały to nosić – pokręciłem głową. - A teraz mam przed sobą ciebie, swoją narzeczoną, która stoi przede mną w bluzie, która przypomina mi jakim chujem kiedyś byłem i czuję się z tym źle.

- Dla Vilde bluza Williama była świętością – powiedziała, a ja zmarszczyłem nos. - Gdy ją dostała, chodziła w niej cały czas, chociaż wszyscy wiemy, jak William ją potraktował. Dla niej to było, nie wiem, wyróżnienie? - Zaśmiała się. - Może to głupie, ale może właśnie to na chwilę sprawiło, że czuła się dobrze? - Pokręciła głową. - Dla mnie ta bluza nie jest wyróżnieniem – wybucha śmiechem. - Dostałam ją przez przypadek i muszę przyznać, że traktuję to wszystko jako żart. Bo przecież byłam jedną z twoich dziewczyn, prawda? - Unosi do góry brew. - A nigdy nie dałeś mi tej bluzy. A dostałam ją teraz, jak się zaręczyliśmy – parska.

- Nie dostałaś tej bluzy, bo byłaś kimś więcej niż jakąś przypadkową laską, którą chciałem mieć na liście, która miała być odhaczona – schodzę z krzesła i podchodzę do niej.

- Tu nie chodzi o to, że z tyłu jest twoje imię – uśmiechnęła się do mnie, kładąc ręce na moich policzkach. - Chodzi o to, że jest twoja. Ty w niej chodziłeś, a nie jakaś dziewczyna – przewróciła oczyma. - Przecież nie pójdę w niej do szkoły czy coś, ale po domu chyba mogę w niej chodzić, co? - Uniosła do góry brew.

- Nie – stanowczo pokręciłem głową.

- A może pójdziemy na kompromis, co? - Zaśmiała się.

- Nie wiem – wzruszyła rękoma – zaproponuj coś.

Przez chwilę uważnie się w nią wpatrywałem, po czym się uśmiechnąłem.

- Możesz chodzić w tej bluzie, ale tylko wtedy gdy dołem twoje stroju będą moje ulubione szare szorty – wybuchnąłem śmiechem, a Eva spojrzała na mnie z politowaniem. - Uwielbiam kompromisy z tobą, wiesz? - Pocałowałem ją, a ona od razu przeniosła ręce na moje włosy. - Jutro idziemy na obiad do moich rodziców – wyszeptałem, schodząc pocałunkami na jej szyję.

- Powiesz tacie o pracy? - Zapytała, wkładając ręce pod moją koszulkę.

- Aha – wydyszałem. - Pewnie mnie zabije.

- Nie zrobi tego, nie pozwolę mu – zaśmiała się, po czym ponownie mnie pocałowała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro