Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

mandag10 19.03.2018


Uważnie wpatrywałem się w kobietę, która siedziała naprzeciwko mnie. Zaskoczyła mnie jej wizyta, bo przecież widzieliśmy się wczoraj i nic nie wskazywało na to, że dzisiaj wpadnie do mnie z niezapowiedzianą wizytą. Zrobiłem jej miętową herbatę Evy i ku własnemu zaskoczeniu, w półce znalazłem jakieś ciastka, które wyłożyłem na talerz i położyłem na stole. Gospodarz ze mnie pierwsza klasa.

- Coś się stało? - Pytanie w końcu opuściło moje usta, ale nie sprawiło, że poczułem się lepiej.

- I tak i nie – uśmiechnęła się do mnie, a ja zgłupiałem.

- To znaczy? - Pokręciłem głową.

- Wczorajszy dzień nie do końca wyglądał tak, jak powinien – poprawia swoją szarą, elegancką sukienkę, która sięga jej za kolana. - Chodzi mi o sposób, w jaki ci powiedzieliśmy, ale też o to, co było później. O twoją kłótnię z Evą – dodała, jakbym nie wiedział, o co jej chodzi.

- Nie kłóciliśmy się – spojrzałem na nią. - Po prostu rozmawialiśmy, bo zaszły drobne nieporozumienia.

- W porządku – słabo się uśmiecha. - Sęk w tym, że jako matkę zaniepokoiły mnie dwie rzeczy. I to nie tak, że podsłuchiwałam – parska – tylko mówiliście naprawdę głośno. Nie okłamuj Evy, dobrze? - Uważnie się we mnie wpatruje. - Nawet najgorsza prawda jest lepsza od świetnego kłamstwa. Kłamstwa, które wymyśla się, by kogoś nie zranić. Gdy wszystko wyjdzie na jaw, nikt nie będzie doceniał intencji Chris – pokręciła głową.

- Mamo – szybko oblizuję wargę – naprawdę nie musimy odbywać tej rozmowy, wiesz? Wszystko sobie wyjaśniliśmy z Evą i jest w porządku. I wyciągnąłem z tego nauczkę i już nigdy niczego przed nią i przed wami nie ukryję – parskam. - Bo zresztą chyba się nie da – puszczam do mamy oko. - Co było drugą rzeczą?

- Ale nie będziesz zły, dobrze? - Uśmiecha się do mnie.

- Na ciebie nie mógłbym być zły mamo.

- Troszeczkę przeraża mnie to, że nie macie planów Chris. I mówiąc plany, nie chodzi mi o ślub i dzieci, tylko o waszą bliską przyszłość. W pełni będziemy was z ojcem wspierać, ale chcielibyśmy wiedzieć w czym. Nie wymagam niczego od Evy, bo ma swoją mamę, ale od ciebie już tak. Wiem, że już raz mieliśmy podobną rozmowę, ale od tego czasu mnóstwo rzeczy się zmieniło. Rozmawiałam z twoim tatą i doszliśmy do czegoś, co odnoszę wrażenie, że średnio ci się spodoba, ale według nas jest to dobry pomysł.

- Co takiego?

- Rozważcie z Evą to, co chcielibyście robić. Chodzi mi o studia bądź pracę. I o to, gdzie chcielibyście to robić. W Oslo, Bergen czy może w Sztokholmie – kręci głową. - A może nawet w Londynie czy Madrycie.

- Nie bardzo rozumiem, o co chodzi – patrzę na nią uważnie.

- Razem z ojcem chcemy, by niczego ci nie brakowało – uśmiecha się do mnie. - I wiem, że Anne – Marit w pełni się z nami zgadza, bo już z nią o tym rozmawialiśmy.

- O czym?

- O tym, że wesprzemy was finansowo. I to nie tak, że damy wam pieniądze a wy je przepuścicie w kasynie – wybucha śmiechem – tylko pomożemy wam w dorosłym starcie. I nim to zrobimy, to chcielibyśmy wiedzieć, w czym i gdzie siebie widzicie. Czy chcecie pójść na studia, jak kiedyś mówiłeś, czy może będziesz chciał otworzyć ten swój biznes z Williamem? Czy może chcecie gdzieś wyjechać, bo z tego, co słyszałam, to ta opcja też gdzieś tam się przewijała?

- Nie musicie tego robić – patrzę na nią uważnie.

- Oczywiście, że nie musimy, ale możemy Chris. Tak jak mówiłam, to nie jest żadna darowizna, tylko coś na zasadzie kredytu. Wiem, że w dzisiejszych czasach jest ciężko, zwłaszcza dla młodych osób dlatego wyciągamy do was pomocną dłoń. Chociaż nie ukrywam, że jako twoja mama nie chciałabym, żebyś gdzieś wyjeżdżał – uśmiecha się do mnie. - Ciąża nic nie zmienia, wiesz? - Patrzy na mnie uważnie. - Zawsze będziesz moim Chrisem, nieważne co się stanie.

- Nie mów tak – kręcę głową. - To zabrzmiało jak jakieś pożegnanie, a nikt na razie się nigdzie nie wybiera – uśmiecham się do niej. - Mogę być szczery? - Pytam, a ona potakuje. - Twoja ciąża mnie przeraża. Nie to, że nie będę już jedynakiem, a to, że będę miał jakiś wpływ na małą istotę. Wiem, że to brzmi jak szaleństwo, ale czuję cholerny obowiązek, by być dobrym starszym bratem, a nie wiem, czy temu podołam. Bo co, jeśli nie będę dobrym przykładem? - Patrzę na nią uważnie, a ona się uśmiecha.

- Będziesz najlepszym przykładem Chris. I wiesz, dlaczego tak sądzę? Bo Eva mówiła mi o tym, że wy rozmawiacie o dzieciach. Na początku się wystraszyłam i miałam ochotę zamknąć Evę w naszej piwnicy a ciebie wykastrować – wybuchnęła śmiechem, a ja pokręciłem głową – ale potem dotarło do mnie, jak cholernie dojrzali jesteście, wiesz? Bo wiecie, że ciąża jest czymś, co może się wydarzyć. I chociaż zabrzmi to dziwnie, to jakoś jesteście na to przygotowani. I to nie tak, że planujecie dziecko, ale wiecie, co mogłoby się stać, jakbyście byli w tej sytuacji. To dobrze o was świadczy.

- Nie zawsze tak było – wybucham nerwowym śmiechem.

- Słucham? - Patrzy na mnie uważnie, a ja uzmysławiam sobie, co powiedziałem. - Czy jest coś, o czym nie wiem Chris?

- Mieliśmy fałszywy alarm – mówię szybko. - I podkreślam, że był fałszywy – poprawiam włosy. - I wtedy przyznaję się bez bicia, że nie byłem dorosły i odpowiedzialny, tylko wystraszony i nieodpowiedzialny – wybucham śmiechem. - To sprawiło, że zaczęliśmy z Evą o tym rozmawiać. Bo nie ukrywam, że gdyby to nie miało miejsca, to w żaden sposób bym się na to nie przygotował.

- Więc dobrze, że jednak miało – upija łyk herbaty.

- Zgadzam się – uśmiecham się do niej – ale muszę przyznać, że chociaż mamy to za sobą i jesteśmy wszystkiego świadomi, to nie jest to coś, na co czekam z niecierpliwością – wybucham śmiechem. - Chciałbym mieć kiedyś dziecko z Evą, ale na pewno nie teraz.

- I słusznie, przed wami całe życie Chris. Jest tyle możliwości, które na was czeka. Na wszystko przyjdzie czas.

- Wiem mamo – podrapałem się po głowie. - I jeśli mam być szczery, to ja chyba jestem zbyt egoistyczny, by mieć dziecko – wybucham śmiechem.

- Co masz na myśli? - Patrzy na mnie uważnie.

- Evy tutaj nie ma, więc mogę powiedzieć – parskam. - Jestem strasznie o nią zazdrosny – mówię, czując, jak robię się czerwony. - I nie chodzi tylko o to, że ktoś mógłby się koło niej kręcić, ale nie lubię też, jak ktoś mi kradnie z nią czas – kręcę głową. - I tym sposobem teraz jestem zazdrosny o naszego psa, którego sam kupiłem – wybucham śmiechem. - Eva pokochała Audrey i są nierozłączne, chociaż jest tutaj kilka dni. Wieczorem śpi z Evą i zajęła moje miejsce w łóżku, więc nie wyobrażam sobie tego, by pojawiło się dziecko, które odciągnie ode mnie Evę na dobre. Ja rozumiem więź i to, że to by było nasze dziecko, ale chciałbym się jeszcze Evą nacieszyć sam. Przez kilka najbliższych lat.

- Faktycznie jesteś egoistą – uśmiechnęła się, po czym pokręciła głową. - Po tych słowach bym pomyślała, że poświęcałam ci za mało czasu, ale wiem, że to nie wchodzi w grę.

- Po prostu chcę się cieszyć swoim szczęściem mamo – parsknąłem – nigdy nie sądziłem, że właśnie tak będzie ono wyglądało, dlatego chcę z niego korzystać, a potem żyć długo i szczęśliwie, bo wiem, że to jednak jest możliwe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro