Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dziesięć dni do Bożego Narodzenia

Pauline opuściła budynek uczelni z uśmiechem na ustach, nucąc świąteczną piosenkę pod nosem. Święta zbliżały się wielkimi krokami, a dla nikogo nie stanowił tajemnicy fakt, że to był ulubiony okres w roku kobiety. Od najmłodszych lat kochała Boże Narodzenie i atmosferę, która panowała w domu rodziny Davies, a także wśród jej znajomych. Fakt, że ulice Londynu zdążyła pokryć cienka warstwa śniegu znacznie polepszał jeszcze nastrój Pauline. Na dokładkę dochodziło słońce, które już powoli chowało się za horyzontem. Jego promienie sprawiały, że biały puch się błyszczał. To wszystko składało się dla niej w idealną całość.

– Styles, pedale, gdzie zgubiłeś swoje różowe nauszniki i chłopaka? Chociaż tak właściwie jesteś tak żałosny, że pewnie nikt cię nie chce. – Na dźwięk tych śmiechów Davies odwróciła głowę w stronę szczytu schodów. Jej oczom ukazał się Harry oraz dwójka chłopaków z pierwszego roku, która zwykła mu dogryzać.

– Nie znudziło się wam to jeszcze, a może przydałoby się przejść do władz uczelni? Gnębienie na terenie uczelni, z tego co mi wiadomo, jest surowo traktowane i zabronione. Wasz wybór – jej donośny głos niósł się w powietrzu, a kilka ciekawskich osób spojrzało w ich stronę.

– Jest i wielka bohaterka uciśnionych, którzy zapominają języka w gębie – zaśmiał się jeden z chłopaków. – Już zostawiamy twojego syneczka, także możesz być spokojna. Znajdź mu może jakiegoś partnera, to może w końcu odkryje w sobie namiastkę męstwa. Przy okazji przestań mu kupować te pedalskie ubranka.

– Och, jacyś wy zabawni. – Pauline posłała w ich stronę kilka śniegowych kulek, trafiając idealnie w ich twarze. W jednej chwili z wielkich mężczyzn stali się niedojrzałymi chłopaczkami, którzy zaczęli uciekać przed kobietą. – Jakie to było męskie z ich strony. Bać się takiej małej i niewinnej istoty jak Pauline. – Uśmiechnęła się, spoglądając na Stylesa, który miał niemrawą minę. – A tobie co takiego zrobiłam, że się boczysz?

– Nie robię tego, ale mogłaś sobie darować tę scenkę. Śmialiby się ze mnie przez chwilę i dali spokój, a teraz tym bardziej wypadłem jak cienias. Dzięki wielkie. – Przewrócił oczami, kierując się w stronę parku. – Chyba, że zrobiłaś to, bo poczułaś wyrzuty sumienia. W końcu z tego, co pamiętam, to ty kupiłaś mi te różowe nauszniki.

– Nie było innego koloru. Poza tym myślałam, że ci się podobają – Davies westchnęła, wpatrując się w czubki swoich błyszczących botków. – Przepraszam, Harry, ale nie mogłam tego tak zostawić. W przypadku takich sytuacji trzeba od razu reagować. Nie pozwolę, aby ktoś śmiał się z mojego najlepszego przyjaciela i rozsiewał o nim nieprawdziwe informacje, mówił takie rzeczy i... Chociaż nigdy o tym nie rozmawialiśmy, a ja nie przypominam sobie, abym widziała cię kiedyś z dziewczyną. W sensie, żebyś chodził na randki. Jesteś gejem, Harry? Nie będzie mi to w żaden sposób przeszkadzać, jeśli o to chodzi. Kocham cię takiego, jakim jesteś. Jejku, co ja palnęłam. Przepraszam.

– Nic się nie stało. Znam cię na tyle, że wiem, że nie byłabyś sobą, abyś od czasu do czasu nie palnęła jakieś głupoty. Z tego co mi wiadomo to nie jestem. Miałem parę dziewczyn w liceum, teraz na studiach też. Po prostu dobrze się z tym kryję i nie mówię o tym nikomu, dopóki to nie jest naprawdę coś poważnego. – Zatrzymał się przy jednym ze stoisk z gorącą czekoladą. – Poproszę dwie duże, a dla tej pani z dodatkiem bitej śmietany oraz cynamonu.

Harry rozejrzał się dookoła, po czym westchnął. Śnieg mu może nie przeszkadzał, oczywiście do momentu zamienienia się w brudną breję, ale panująca dookoła świąteczna atmosfera już tak. Drzewka były przyozdobione bombkami oraz gwiazdami, a kilometry różnokolorowych lampek otaczały ich z każdej strony. Z głośników, znajdujących się przy lodowisku, leciały największe bożonarodzeniowe hity. Styles nigdy nie przepadał za tym okresem, właściwie to przestał go uwielbiać w dniu, w którym dowiedział się, że święty Mikołaj nie przynosił prezentów, był on jedynie czymś na kształt symbolu. Wydarzenia następnych lat utwierdziły go jedynie w tym przekonaniu, iż w tym okresie nie było niczego niezwykłego oraz magicznego. Był on przepełniony kiczem, na który ludzie tracili swój czas, a żeby tego było mało, to jeszcze pochłaniało mnóstwo pieniędzy, ponieważ prezenty i rachunki za prąd same się nie zapłacą.

Pauline była zaś jego totalnym przeciwieństwem. Boże Narodzenie od zawsze było jednym z jej ukochanych okresów, którego wyczekiwała z niecierpliwością. Każdy płatek śniegu był dla niej prawdziwym cudem, a białe święta marzeniem. Davies na co dzień była osobą pełną energii, od której emanowało szczęście oraz optymizm, ale w ten jeden miesiąc w roku ta dawka się podwajała. Uśmiech rzadko kiedy schodził z jej ust. Piosenki świąteczne nuciła całymi dniami. To jednak nie było niczym zaskakującym, ponieważ potrafiła to robić także latem.

Wiele razy Harry zastanawiał się, jakim cudem był w stanie znieść tę kobietę w grudniu. Wiedział jednak, że bez niej jego życiu zabrakłoby sensu. Nastałaby swego rodzaju pustka oraz cisza, której mężczyzna nie był w stanie sobie wyobrazić, a co za tym szło, nie potrafiłby pewnie w niej żyć.

– To naprawdę miłe, Styles, wiesz? – odezwała się Pauline, gdy odchodzili od stoiska z dwoma kubkami parującej czekolady. – Dobrze wiedzieć, że znaczę dla ciebie tyle, co nic. Myślałam, że ufasz mi na tyle, aby mówić mi o wszystkim, ale okazuje się inaczej. Sorry, ale nie kupuję gadki o tym, że te związki były błahe. Ja mówię ci nawet o takich i ja wiem, że ich było tyle co na lekarstwo, bo policzyłabym je na palcach jednej ręki, a jeszcze by mi ich zostało... To jednak niczego nie zmienia.

– Ufam ci nawet w więcej niż w stu procentach, jędzo, i kocham, ale... – westchnął. – Po prostu nie chciałem, abyś była zazdrosna. Zawsze będziesz dla mnie na pierwszym miejscu, nawet jak z kimś będę. Nie chciałem, żebyś czuła się od którejś gorsza czy mniej ważna.

– Wiesz, że to tak nie działa, Grinch?

– Ile razy mówiłem ci, abyś mnie tak mnie nie nazywała. – Nic go bardziej nie denerwowało od tego przezwiska, które wracało do niego jak bumerang, co rok. – I co masz na myśli, mówiąc, że to tak nie działa?

– Najwidoczniej za mało, Grinch. Poza tym nazywam cię po prostu po imieniu, więc nie rozumiem o co ci chodzi, mój drogi. Mam na myśli, że to nie działa tak, że od razu tak się poczuję, a właściwie... Chodzi mi o to, iż jesteś jedyną osobą, która może do tego doprowadzić. Od samego powiedzenia mi, że masz kogoś nasza relacja się nie zawali. Wszystko zależy od tego, co stanie się potem, czyli czy olejesz całkowicie mnie dla tej osoby lub będziesz miał dla mnie mało czasu albo kompletnie go nie miał, rozumiesz? – Harry pomachał delikatnie głową, biorąc łyka swojej czekolady. – Skoro to sobie wyjaśniliśmy, pozostaje jeszcze jedna rzecz do omówienia. Jeśli jesteś z kimś w związku, ja nie mogę pozostać na pierwszym miejscu, ponieważ to nie na tym polega i w ten sposób zepsujesz łączącą was relację.

– Chyba poważnie się zastanowię, czy przypadkiem nie jestem gejem, bo życie z kobietami zaczyna mnie przerastać. Czemu wy jesteście tak skomplikowane? – Stanęli naprzeciwko lodowiska. Popijali gorącą czekoladę, przyglądając się niewielkiej grupce osób, jeżdżącej na łyżwach.

– Wcale nie musi takie być, jeśli zaczniesz myśleć, Haroldzie. – Uśmiechnęła się, wiedząc, że tego określenia Styles nienawidził znacznie bardziej od Grincha. – Poza tym sądzisz, że życie z wami jest usłane różami i takie prościutkie? Pozwól się wyprowadzić z błędu, mój drogi. To wcale tak nie wygląda, a uwierz mi, że bardzo bym tego chciała.

– A może jest tak... No cóż... – Zrobił charakterystyczny dla niego dziubek, co było oznaką tego, że nad czymś się zastanawiał. – Może to my po prostu nie nadajemy się do związków.

– Wolę określenie, że nie znaleźliśmy jeszcze tej właściwej osoby, z którą mamy spędzić resztę swojego życia. Tak jak to wygląda w przypadku mojej siostry. Diane i Adam tworzą idealną parę. Swoją drogą zaręczyli się ostatnio. – Twarz kobiety od razu się rozpromieniła na te słowa. Jednak chwilę później jej uśmiech znikł po tym jak to jej uszu dotarło prychnięcie Harry'ego. – Możesz mi wyjaśnić, o co ci chodzi?

– Coś takiego jak miłość na całe życie nie istnieje, Pauline. Jesteś już na tyle dorosła, że powinnaś to sobie w końcu uświadomić. Ludzie z czasem się w końcu sobą nudzę, wszystko przestaje współpracować, zaczynają się zdrady, kłótnie, a na samym końcu... Po prostu następuje koniec. – Styles wyrzucił pusty kubek do śmietnika i zaczął iść w stronę ich osiedla. – Z Diane oraz Adamem też w końcu tak będzie. To jedynie kwestia czasu.

– No to już wiadomo, czemu nie wychodzi ci w miłości. Skoro masz do niej takie podejście... Wiesz z nim daleko nie zajdziesz, kochany.

– Stwierdziłem jedynie fakty, skarbie. Czas przestać żyć w bajce, a zacząć w rzeczywistym świecie.

Oboje czuli narastające między nimi napięcie. Ten temat był dla nich dość drażliwy i nigdy nie mogli pojąć, dlaczego właściwie do niego powracali, ponieważ nie miało to najmniejszego sensu. Wywoływali tym jedynie niepotrzebne kłótnie. Wiedzieli też, iż odbijało się to na reszcie ich dnia. Można było powiedzieć, że tym razem temat miłości wynikł po prostu z rozmowy, ale oboje zdawali sobie sprawę, iż mogli uciąć ją wcześniej, nie rozwijać aż do tego stopnia. Harry i Pauline byli jednak niezwykle upartymi osobami, które wykorzystywały każdą okazję, aby obstać przy swoim zdaniu oraz spróbować przekonać do niego tę drugą osobę. Wiedzieli, że nie powinni tak postępować. Nie potrafili pozbyć się jednak tego przyzwyczajenia, dopuścić do tego, iż ktoś mógł mieć odmienne zdanie od ich. Nie dotyczyło to wszystkich tematów, jedynie tych wybranych, które odgrywały ważną rolę w ich życiu, ale to niczego nie zmieniało ani nie mogło stanowić żadnego usprawiedliwienia dla ich postępowania.

– Żyję w realnym świecie, Harry. To po prostu ty sprowadzasz wszystko i wszystkich do jednej sytuacji. Musisz w końcu zrozumieć jedną rzecz: twoim rodzicom się nie udało, rozeszli się, twój ojciec ma nową kobietę, ale nie możesz patrzeć przez pryzmat tego na resztę świata, życia. To, że im się nie udało, nie definiuje niczego. Są małżeństwa, pary, które naprawdę żyją ze sobą do końca swoich dni. Twój ojciec był pierwszą miłością Anne, a nie zawsze od razu trafia się na właściwą osobę. Sam mi mówiłeś, że wszystko między nimi potoczyło się szybko i może w tym tkwił problem.

– No tak znowu jest to samo. Czemu za każdym razem musisz wyciągać przykład moich rodziców? Czy ja kiedykolwiek wyciągnąłem temat twojej matki, która nie mogła przy sobie nikogo utrzymać? Nie, ponieważ nie chcę ci przypominać o tym, że puszczała się na lewo i prawo, a teraz z Diane macie różnych ojców, których nie znacie. – Harry zakrył usta dłonią, uzmysławiając sobie, iż powiedział to na głos. Widział jak kubek kobiety wypada z jej rąk, a na twarzy pojawiają się łzy. – Pauline, ja... Przepraszam. Wiesz, że cię kocham i... Nie powinienem tego powiedzieć. Słuchaj to przez emocje...

– Nie pogrążaj się jeszcze bardziej – głos Davies się łamał, co nikogo nie powinno dziwić. – Masz rację, nie powinieneś tego mówić, ale to zrobiłeś. Uderzyłeś w mój najczulszy punkt po to tylko, aby postawić na swoim. Brawo, Styles, dopiąłeś swego i mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony. – Pomachała głową, wciąż nie dowierzając w to, co usłyszała. – Teraz najlepiej będzie, jak znikniesz mi z oczu i nie pokażesz się... No cóż... Na chwilę obecną mam ochotę nie oglądać cię do końca swojego życia.

Harry już nic nie powiedział, a jedynie patrzył jak jego najlepsza przyjaciółka odchodzi. Jej drobna sylwetka w złotej, błyszczącej kurtce robiła się coraz mniejsza. Przed oczami wciąż miał obraz zapłakanej twarzy Pauline, tego jak łzy pozostawiały mokry ślad na jej rumianych od zimna policzkach. Przeklinał siebie za to w myślach. To była ostatnia rzecz, którą chciał zrobić. Po raz kolejny pokazał, jak bardzo bezmyślną osobą był. Najpierw mówił, a dopiero potem zastanawiał się nad znaczeniem swoich słów. Nie powinien poruszać tematu matki kobiety, ponieważ dobrze wiedział jak bardzo wrażliwy był. Jego przeszłość nie była może usłana różami, ale wciąż malowała się w o wiele jaśniejszych barwach niż jej.

Spojrzał na ciemnobrązową ciesz, płynącą tuż pod jego buty. Westchnął, podnosząc kubek i wyrzucił go do kosza. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, zwłaszcza po tym, co dla niego zrobiła. Nie myślał tutaj o sytuacji z chłopakami przed uczelnią, ponieważ to było nic, ale o tym wszystkim, co miało miejsce znacznie wcześniej. Przed oczami stanęła mu jedenastoletnia Pauline, uśmiechająca się od ucha do ucha, pomimo tego, co działo się w życiu dziewczynki. Była taka dla niego przez cały okres trwania rozwodu jego rodziców. Przytulała go oraz pocieszała w dzień, w którym ojciec Harry'ego oznajmił, że odchodzi, a zaledwie pięć dni wcześniej dowiedziała się, iż jej własna matka postanowiła zostawić ją oraz Diane. Pamiętał, jak wyglądała zapłakana twarz Davies z tamtego okresu, ponieważ i ona miewała wtedy te gorsze momenty. Wtedy to on pomagał jej, ale te chwile były rzadkością. Przez większość czasu to dziewczynka była dla Stylesa oparciem. Nienawidził z całego serca sytuacji, w których zapominał o tym, co się wydarzyła, a tamto popołudnie z pewnością do nich należało.

***

Pauline zamknęła drzwi do domu z głośnym trzaśnięciem, po czym oparła się o nie, osuwając się na chłodne płytki. Była tak zmarznięta, że nawet nie zwracała na nie uwagi. Wciąż nie mogła do końca uwierzyć w to, co powiedział brunet, iż wyciągnął temat jej matki. Domyślała się, że Harry doskonale wiedział jak bardzo wciąż bolało ją samo wspomnienie o niej. Nie mogła sobie wybaczyć, że dopuściła do tego, iż Meghan zostawiła ją oraz Diane. Już wiele razy słyszała, iż to nigdy nie było jej winą, ale Davies, jak na zodiakalnego byka przystało, zawsze obstawała przy swoim. Nawet Stylesowi, który miał na nią największy wpływ, nie udało się zmienić takiej postaci rzeczy. To, że się obwiniała było też po części zasługą jej bliskich, od których za dziecka słyszała co rusz, iż był nieznośna i ledwo można było z nią wytrzymać. Może, gdyby znała prawdziwy powód odejścia matki pogodziłaby się z taką postacią rzeczy znacznie szybciej.

Najbardziej jednak w całym tej sytuacji bolały ją chwile, gdy musiała spojrzeć w lustro, ponieważ Pauline, w porównaniu do Diane, stanowiła młodszą kopię Meghan. Te same włosy oraz kolor oczu, który na myśl przywodził gorącą czekoladę. Rysy twarzy i figura, które do złudzenia przypominały wszystkim o pani Davies. Odziedziczyła po niej także wzrost. Takim też sposobem przewyższała swoją siostrę o pół głowy. Każdy powtarzał jej, że kobiety zazdrościły Pauline takiego wyglądu, ale ona sama z chęcią by się go pozbyła. W obecnych czasach, co prawda nie należało to do rzeczy trudnych, bo skoro inni mogli zrobić sobie całkiem nową twarz oraz ciało, co stało na przeszkodzie, aby i ona się trochę zmieniła? Problem tkwił w tym, że nie była w stanie dokonać w sobie żadnej, nawet najmniejszej, zmiany. Próbowała wiele razy, ale za każdym razem powracała do pierwotnego stanu rzeczy. Występował tutaj pewien paradoks. Tego, co kochała w sobie najbardziej, jednocześnie nienawidziła z całego serca.

Kobieta wstała z podłogi, ocierając łzy. Miała nadzieję, iż wyglądała całkiem przyzwoicie, ponieważ nie chciała pokazywać się babci w złym stanie. Rozebrała się i poszła do kuchni. W pomieszczeniu unosił się zapach pieczonego schabu zmieszanego z aromatem pomarańczy oraz goździków. Najstarsza kobieta z rodziny Davies, ale, jak to mawiały jej wnuczki, najmłodsza duchem, stała przy kuchence, doprawiając grzane wino.

– A ten alkohol to dla kogo? – Pauline ucałowała Maggie w policzek. – Babcia dobrze wie, że nie można jej pić takich rzeczy.

– Dlatego też to nie jest dla mnie. Przyszłaś sama? Co się stało, że nie ma u nas Harry'ego na obiedzie? – Młodsza kobieta westchnęła, spuszczając głowę. – Misiu, mój ukochany, czemu jesteś smutna? – Maggie przyciągnęła wnuczkę do uścisku, a ta od razu wtuliła się w jej ciało, pachnące tak dobrze znanymi perfumami.

– Pokłóciliśmy się po prostu. Ja powiedziałam o parę słów za dużo. On powiedział o parę słów za dużo i... Tyle wystarczyło, bym nie chciała go widzieć na oczy do końca moich dni.

– Niech zgadnę znowu chodziło o temat miłości? Ty wyciągnęłaś temat jego rodziców, a Harry odwdzięczył ci się wspomnieniem o twojej mamie? – Pauline odsunęła się od niej, patrząc na nią zdziwiona. – Kochanie, jestem babcią, ja wiem wszystko, więc proszę nie posyłać mi takich spojrzeń. Jako kobieta, która w swoim życiu sporo przeżyła, włącznie z dwoma zawałami, powiem ci, że zachowujecie się jak dwójka dzieci, a nie jak dorośli ludzie. Kłócicie się na błahe tematy. Potem zaś cierpicie, zakochane gołąbeczki.

– Babciu, ale to jest poważna sprawa, a nie byle co. Chwila... Czy ty właśnie zasugerowałaś, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń? – Davies usiadła przy stole. Przyglądała się Maggie, która nalewała do kubka grzanego wina.

– Specjalnie dla ciebie zrobiłam oddzielnie z wiśniami zamiast pomarańczy. – Kobieta postawiła przed nią naczynie, z którego unosił się kuszący zapach. – Może i tak, co nie zmienia faktu, że potraktowaliście go źle. Żadne z was nie powinno wyciągać spraw rodzinnych w dyskusjach. To czysta prowokacja, a potem wielkie zdziwienie... – Maggie pokiwała głową, wzdychając. – Tak, skarbie. Może i wzrok mam już nie ten, ale widzę doskonale, że coś między wami jest.

– Ale kiedy ja to zrobiłam w dobrej wierze. Harry nie może patrzeć przez pryzmat rozwodu swoich rodziców na relacje międzyludzkie, bo tak to w ogóle nic mu w życiu nie wyjdzie. Co do tej drugiej rzeczy to... Babciu, czasy się trochę zmieniły. Teraz, gdy młodzi ludzie śpią ze sobą w jednym łóżku nie oznacza, że coś między nimi jest. Dzisiaj nawet seks w niektórych przypadkach jest traktowany jak rozrywka, a nie faktyczne okazanie czuć.

– Dobrze, w takim razie, nie oczekuj od niego, że nie odwdzięczy ci się brudami twojej rodziny. Tak to właśnie działa, kochanie. A jeśli już o tym wspominam, to pragnę cię uświadomić, że wiem to bardzo dobrze. Twoja matka, a moja córka, raczej nie uprawiała seksu z miłości. ale chociaż dzięki temu mam dwie wspaniałe wnuczki. – Ucałowała ją w czubek głowy. – Niektóre rzeczy osoby postronne po prostu zauważają wcześniej. – Puściła do niej oczko, uśmiechając się przy tym. – Zresztą nie powinnam zawracać ci tym głowy i w ogóle... Pewnie masz sporo do zrobienia, a ja marnuję jedynie twój cenny czas. Zanim jednak sobie pójdziesz to...

– Babciu, wysłów się, ponieważ znowu się zacinasz. – Davies zaśmiała się cicho.

– Sama też nie raz tak masz, więc nie zwracaj uwagi swojej starszej babci. – Maggie wyszła na chwilę z pomieszczenia. Wróciła ze średnich rozmiarów pudełkiem, które postawiła przed wnuczką. – Przyszła do ciebie paczka, Pauline. Od razu wspomnę, abyś nie pytała o adresata, ponieważ ten jest nieznany. Najwidoczniej masz jakiegoś cichego wielbiciela.

– Komuś się tu chyba święta pomyliły. Do Walentynek zostały jakieś dwa miesiące, ale jeśli to prezent to nie będę narzekać.

Kobieta wstała od stołu. Chwyciła przesyłkę w jedną rękę, a drugą wzięła kubek z wciąż gorącym napojem. Przed wyjściem ucałowała babcię jeszcze w policzek. Poszła na pierwsze piętro do swojego pokoju. Usiadła na łóżku odstawiając kubek na szafkę nocną, a paczkę ułożyła przed sobą.

W pomieszczeniu znajdowało się parę świątecznych ozdób, ponieważ na większą ilość nie było jej stać, ale już to sprawiało, że dało się wyczuć klimat. Puściła cicho piosenki, które znała już na pamięć. Z szuflady wyjęła nożyczki i ostrożnie otworzyła paczkę. Miała nadzieję, iż jej zawartość zdradzi, kto mógł ją przysłać. Nic bardziej mylnego. W środku znalazła średnich rozmiarów figurkę Mikołaja, jego czapkę oraz list. Odłożyła rzeczy obok siebie, po czym rozłożyła kartkę. Po charakterze pisma też nie była w stanie rozpoznać nadawcy, ponieważ całość została napisana na maszynie.

"Pewnie się zastanawiasz, od kogo jest ta paczka, ale na razie pragnę pozostać anonimowy. Będę twoim tajemniczym Świętym Mikołajem. Ujawnię się dopiero w dzień Bożego Narodzenia. Do tego czasu będziesz codziennie dostawać zagadki oraz oraz małe prezenty. Mogą ci one pomóc rozszyfrować, kim jestem, ale przede wszystkim nakierować na miejsca, w których je znajdziesz.

Na sam koniec chciałbym powiedzieć, że już od dłuższego czasu coś do ciebie czuję, ale nigdy nie miałem odwagi, aby ci to powiedzieć. Onieśmielasz mnie. Nie swoim pięknem, chociaż muszę przyznać, iż nie znam piękniejszej od ciebie, ale swoją osobowością. Mam nadzieję, że wiesz, ile jesteś warta oraz jak wiele robisz dla innych.

Następny prezent znajdziesz w miejscu, w którym unosi się twój ulubiony zapach. Wiem, że jest ich wiele, ale uwierz mi, gdy się lepiej nad tym zastanowisz na pewno bardzo szybko je odkryjesz.

Do jutra Pauline"

Davies mrugała przez chwilę, wpatrując się w list. Przeczytała go jeszcze kilka razy, ale wciąż te wszystkie słowa do niej nie docierały. Sama nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. Była to sytuacja niespotykana, a do tego niezwykle wyjątkowa oraz pomysłowa. Gdyby nie przeczytała swojego imienia i nazwiska na przesyłce, pomyślałaby, że to zwykła pomyłka. Ktoś dostarczył ją pod zły adres, zostawił nie pod tym domem. W tamtej chwili myślała już jedynie o tym, że musiała odkryć, kim był jej tajemniczy Święty Mikołaj, ale aby tego dokonać musiała rozwiązać zagadki albo chociaż część z nich. Sęk w tym, iż już z pierwszą miała niemały problem.

***

Harry wszedł do domu rodziny Davies jak do siebie. Zresztą zawsze tam przychodząc, czuł się, jakby przyszedł do bliskiej rodziny w odwiedziny. Mimo że miał do przejścia może z dziesięć metrów, wyjście w taki mróz w białej bluzce na krótki rękaw oraz jasnoszarych dresach, nie było dobrym pomysłem. Dodatkowo na stopach miał jedynie kapcie. Miał nadzieję, że Pauline mu wybaczy i przy okazji posiadała jakąś parę jego grubych skarpet, które notorycznie mu podkradała.

– Babciu Maggie! – zawołał na tyle głośno, aby kobieta mogła go usłyszeć, ale jej wnuczka już nie.

– W kuchni, Harry – rozbrzmiał głos, który tak bardzo uwielbiał.

Babcia Maggie była jedyną, którą miał. Dziadkowie ze strony jego matki zmarli, gdy był jeszcze mamy, a z tymi od strony ojca nie miał nigdy najlepszego kontaktu. Pani Davies zaś zawsze traktowała go jak swojego wnuczka, a Anne jak córkę. Styles czasem myślał, że może właśnie to zachowanie było przyczyną zniknięcia Meghan. Wypierał jednak zawsze tę myśl, ponieważ była najzwyczajniej w świecie głupia. Kobiety przyjaźniły się od czasów, gdy rodzina Styles wprowadziła się do domu obok, czyli na jakieś dwa lata przed jego narodzinami. Poza tym czuł, że powód zniknięcia pani Davies był znacznie bardziej poważny niż wszystkim się wydawało.

– Jak źle wygląda sytuacja? – zapytał, zaglądając do kuchni.

– Bardzo, ale nie na tyle, żeby nie udało się tego uratować domowymi ciasteczkami oraz gorącą czekoladą. – Babcia Maggie podała mu tacę z wcześniej przygotowanym poczęstunkiem. – Mam nadzieję, że zapamiętasz na przyszłość, aby w kłótniach, a już zwłaszcza pod wpływem emocji, nie wyciągać tej delikatnej sprawy. Pauline też nie zachowała się dobrze, ale to cię nie usprawiedliwia, mój drogi.

– Wiem i bardzo żałuję swoich słów. To był chyba pierwszy raz, gdy to zrobiłem. Nigdy więcej to się jednak nie powtórzy. Kocham ją, ale jestem tylko głupim mężczyzną, chociaż chyba nie zasługuję na to miano – westchnął.

– Zmień, więc taki stan rzeczy. Udowodnij, że jest inaczej. – Posłała mu ciepły uśmiech. – Następnym razem dopilnuję, abyś przyszedł wcześniej i sam upiekł te ciastka oraz zrobił czekoladę. Za bardzo was rozpieszczam.

Styles zaśmiał się na słowa babci, po czym ruszył na pierwsze piętro. Zatrzymał się tuż przed drzwiami do pokoju Pauline. Wziął kilka głębokich wdechów. Nie pamiętał, kiedy ostatnio coś go aż tak stresowało. Wiedział, że jej nie straci, ale mimo to wciąż tlił się w nim strach, iż może tak się stać. Nie wyobrażał sobie swojego życia bez tej kobiety. Pamiętał ten paraliżujący lęk, który dopadał go w chwilach, gdy myślał, że tej małej jędzy kiedyś zabraknie, umrze, pozostawiając jego osobę samą w tej szarej rzeczywistości. Owszem byli młodzi, ale to nie zmieniało faktu, iż mogli odejść z tego świata w każdej chwili. Uświadomiła go o tym właśnie Pauline.

"Ludziom się wydaje, że mają całe życie przed sobą. Są młodzi, zdrowi, mają plany na przyszłość, więc ich to nie dotyczy. Śmierć w końcu jest dla ludzi starych i schorowanych. Sęk w tym, że wcale tak nie jest. Ona nie dokonuje żadnej selekcji, a zabiera każdego wtedy, gdy jej się to podoba. To my stworzyliśmy taką definicję, ponieważ tak nam jest łatwiej. Tymczasem ja nie wiem, czy mam przed sobą pięćdziesiąt lat życia, czy może jedynie godzinę. Nie napawa to optymizmem, ale wiesz co? Właśnie to mnie nauczyło, aby czerpać jak najwięcej z każdej sekundy mojego życia. Nie chcę skupiać się na planowaniu mojej przyszłości, ponieważ nie jestem świadoma tego, czy w ogóle będzie mi ona dana. Pragnę skupić się na tym, co jest tu i teraz, bo to akurat jest pewne."

Tak właśnie brzmiały słowa Davies tamtego pamiętnego wiosennego dnia. To było dwa lata wcześniej. Słońce świeciło, a temperatura wynosiła co najmniej piętnaście stopni, więc stwierdzili, że urwą się z zajęć. Wzięli koc, kanapki oraz herbatę. Rozłożyli się ze wszystkim nad brzegiem Tamizy. Wpatrywali się w chmury. To nie było jednak do końca miłe wspomnienie dla Harry'ego, ponieważ parę godzin po tym jego najlepsza przyjaciółka wpadła pod samochód. Pamiętał, gdy dostał od niej telefon z informacją, że leży w szpitalu i aby pod żadnym pozorem nie mówił o tym babci Maggie. Sama chciała jej to wszystko wyjaśnić. Pamiętał, co mu powiedziała, gdy przekroczył próg sali, na której leżała:

"Widzisz, Harry? Właśnie o tym ci dzisiaj mówiłam. Nigdy nie wiemy, co nas spotka. Kiedy leżałam dzisiaj z tobą na kocu, nie sądziłam, że po południu wpadnę pod samochód. Wciąż wydaje mi się to takie nierealne. Dzisiaj skończyło się na złamanej ręce, paru zadrapaniach i stłuczeniach oraz lekkim wstrząśnieniu mózgu, ale oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że nie musiało tak być. Kocham cię, wiesz? Za rzadko ci to mówię. Proszę cię, Harry, przestań zadręczać się przeszłością oraz myśleć o tym, co może się wydarzyć. Zacznij czerpać z każdej sekundy życia jak najwięcej".

To był przełomowy dzień w jego życiu. Wtedy zaczął się bardziej troszczyć o swój mały skarb i nie chodziło tu tylko o okres, w którym kobieta dochodziła do siebie po wypadku. Robił to cały czas. Zaczął doceniać o wiele bardziej dźwięk bicia serca Pauline. Za każdym razem, gdy oglądając razem film, kładł głowę na jej klatce piersiowej, przymykał oczy na kilka sekund i wsłuchiwał się. Ono nie musiało wtedy pracować, ale robiło to. Dopiero wtedy docenił dar, jakim było ludzkie życie, zaczął inaczej patrzeć na świat.

Harry chwycił za klamkę, po czym pchnął drzwi. Kiedy wszedł do pokoju, Pauline leżała na łóżku plecami do niego. Uśmiechnął się lekko na ten widok. Odstawił tacę oraz torbę, po czym usiadł na skraju mebla.

– Śpisz czy jedynie udajesz, aby ze mną nie rozmawiać? – Kobieta poruszyła się nieznacznie, co było dla niego jednoznacznym znakiem. – Aha, czyli jednak słyszałaś, jak wołam twoją babcię. No cóż... Wiem, że zawaliłem po całej linii i nic mnie nie usprawiedliwia, a ty na pewno jesteś na mnie nieźle wkurzona, ale... Serio mi przykro za to, co powiedziałem. Nienawidzę siebie za to oraz tego, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Przyniosłem też twoje ulubione ciasteczka domowej roboty i gorącą czekoladę. Poza tym poszedłem na Oxford Street, żeby kupić ci ten sweter z reniferem, który tak bardzo ci się podo...

– Czekaj... – Pauline uniosła lekko głowę i spojrzała w jego stronę. – Poszedłeś na Oxford Street? Przecież tam jest teraz cała masa ludzi, a ty boisz się ludzi. No chyba, że coś się zmieniło.

– Wiesz, powiedziałem wcześniej takie gówno, że nie miałem innego wyjścia. Poza tym jesteś taką moją Anną, dla której warto się rozpuścić. – Davies usiadła po turecku, układając jedną dłoń na łydce, a drugą kazała mu kontynuować. – To nie jest do końca tak, że cierpię na jakieś lęki społeczne, więc to nie było żadne wielkie osiągnięcie. Nie przepadam za nimi, ale tyle mówiłaś o tym swetrze, że po prostu było warto. – Postawił przed nią papierową torbę. – Wziąłem oczywiście o rozmiar większy, bo wiem, że takie lubisz najbardziej. Jeśli to wciąż za mało to... Zrobiłem sobie też krótki spacerek na drugi koniec Londynu do naszej ulubionej wypożyczalni z filmami na DVD i wziąłem Grincha, żebyśmy mogli go razem obejrzeć. – Wyjął płytę ze swojej torby, wywołując tym śmiech kobiety.

– Muszę się częściej na ciebie obrażać, żebyś mi robił takie prezenty – mówiąc to, założyła na siebie sweter, który wyglądał co prawda na niej trochę jak worek, ale to jedynie dodawało jej uroku. – Bierz laptopa i będziemy oglądać to cudo! Poza tym w górnej szufladzie znajdziesz, grube świąteczne skarpety.

– Skąd wiedziałaś, że...

– Znam cię od pieluchy, Styles, więc dobrze wiem, że nie przepadasz za chodzeniem w skarpetach. Za dużo już słyszałam twoich narzekań na zamarznięte stopy, jak to lubisz ujmować. Domyślam się, że pod tymi dresami też nic nie masz. – Mężczyzna posłał jej uśmiech, który był jasną odpowiedzią.

– Zacznij chodzić bez bielizny to zrozumiesz jakie to świetne uczucie. – Usiadł obok niej z laptopem oraz podstawką do niego na nogach.

– Podziękuję za to. Już raz mnie do tego namówiłeś i wiesz, jak to się skończyło. – Harry zaśmiał się. – Tu nie ma nic zabawnego. To bardzo bolało, a ty to traktujesz jak jakiś żart.

– Za to nie zamierzam cię przepraszać, pokrako.

– Zaczynam się zastanawiać czy nie wyprosić twojej osoby z tego pokoju, ale zanim może to zrobię muszę zadać ci jedno pytanie. Miałam tego co prawda nie robić. Problem w tym, że nie daje mi ono spokoju, mimo że znam odpowiedź, a przynajmniej tak przypuszczam. Wolę się jednak jeszcze upewnić.

– Może je zadasz, a nie będziesz o nim tyle gadać. – Spojrzał na Pauline, podając jej kubek z gorącą czekoladą, następnie stawiając między nimi talerz z ciastkami.

– Kochasz mnie, Harry?

– Oczywiście, że tak. Głupie pytanie. Przecież nawet dzisiaj ci to mówiłem, jędzo. Chodzi o to, co powiedziałem po południu? Masz po tym jakieś wątpliwości?

– Nie. Tak w sumie to źle sformułowałam pytanie. Po prostu babcia dzisiaj stwierdziła, że między nami jest coś więcej, tylko my tego jeszcze nie dostrzegamy. – Styles ułożył się na boku, opierając głowę na dłoni. Pomachał nią, robiąc dzióbek z ust. – A tobie o co znowu chodzi?

– O nic. Tak jakoś... Zastanawiam się po prostu jak ci to powiedzieć, Pauline. – Źrenice Davies powiększyły się znacznie na te słowa. – Widzisz sprawa wygląda tak, że... No cóż... – W tym miejscu zrobił dłuższą pauzę. – Z moją głową nie jest jeszcze aż tak źle, aby poczuć coś więcej do takiej wariatki jak ty. Aż tak nisko jeszcze nie upadłem. Nie jestem desperatem. – Zaśmiał się, rozładowując tym samym napięcie, które między nimi zapanowało. – A teraz tak całkiem poważnie. To owszem kocham cię, młoda, ale traktuję cię tylko i wyłącznie jako przyjaciółkę, młodszą siostrę. Nic poza tym.

– Dobrze wiedzieć, staruszku. I mógłbyś mnie nie doprowadzać do zawału, udając, że coś do mnie czujesz.

– A co byłoby w tym takiego złego? Nie wciskaj mi tylko kitu, iż to by rozwaliło naszą przyjaźń, bo dobrze wiesz, że przeszliśmy przez o wiele gorsze rzeczy i wciąż trzymamy się razem. Najwyżej zamknęłabyś mnie w strefie przyjaźni. Tyle w temacie? – Dźgnął ją palcem w żebra. – Miewasz takie chwile, gdy myślisz o tym, że mogłabyś coś więcej do mnie poczuć? Wiesz, to takie głupie uczucie, gdy sądzisz, że naprawdę mogłoby być coś na rzeczy.

– Myślę, że w przyjaźniach damsko–męskich zawsze są takie chwile. To po prostu naturalne. No chyba, że któraś ze stron jest homoseksualna to wtedy to jest jednostronne albo nie ma czegoś takiego, bo wiesz, że i tak nie ma na to szans. Znaczy tak sądzę, ale nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Ma to w ogóle jakiś sens?

– Oczywiście, że ma. Znaczy ktoś mógłby ci chyba zarzucić stereotypowe myślenie albo nie. W końcu nie wykluczasz istnienia takiej przyjaźni. Czyli myślisz o mnie czasem w trochę inny sposób? – Harry poruszył sugestywnie brwiami.

– Czy ty zawsze musisz wszystko psuć i sprowadzać do tej jednej czynności? Nie, nie myślę o tym, że mogłabym z tobą uprawiać seks. To byłoby dziwne i niezręczne.

– To akurat prawda, ale może mimo to byśmy jednak pomyśleli o zostaniu przyjaciółmi z korzyściami. No wiesz, ty nie masz nikogo, ja nie mam nikogo, ale za to każde z nas ma swoje potrzeby. – Zaśmiał się, widząc, jak Pauline macha z niedowierzaniem głową.

– Naprawdę muszę się zastanowić, czy cię nie wyprosić. Przychodzą ci głupie pomysły do głowy, Haroldzie. Musisz zacząć się na nią leczyć, bo w innym wypadku będzie tylko gorzej.

Styles dalej się śmiejąc, odpalił film. Właśnie za to uwielbiał chwile spędzone z kobietą. Za tę atmosferę, za żarty, za to, że po prostu mógł spędzić z nią trochę czasu. Tamtego wieczoru było jednak nieco inaczej, ponieważ wisiało nad nimi pytanie, czy faktycznie mogliby poczuć coś do siebie. Nie chciało ono dać im spokoju, bo gdyby okazało się, że któreś z nich faktycznie mogło na nie odpowiedzieć twierdząco, to co by to oznaczało? Koniec ich długoletniej przyjaźni? A może ona dalej by trwała, ale byłoby po prostu trochę niezręcznie? Żadne z nich jednak nie myślało o tym, że z czasem mogłoby się to faktycznie przerodzić w coś więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro