❉4❉
Wstałam o godzinie dziewiątej rano przez bieganie Kate po całym pokoju. Dziewczyna szykowała się na kolejną randkę z swoim chłopakiem, więc musiała wyglądać dobrze. Westchnęłam i odrzuciłam kołdrę na bok. Założyłam swoje kapcie, a potem skierowałam się do łazienki, do której była standardowa kolejka.
- Kto tym razem?
- Lindy.
- Chryste Panie! Lindy, jest jeszcze dziewięć innych osób, które chcą siku!
- No już wychodzę, spokojnie. - odblokowała drzwi od toalety i do środka wpadł Franke, trzymając się za krocze. Tak właśnie wyglądały poranki w naszym domu i każde z nas już dawno się do tego przyzwyczaiło.
Po godzinie przygotowań każda osoba już jadła śniadanie na dole w jadalni. Tata pojechał chwilę temu po Harry'ego, Jimmy'ego i Bruce'a, ponieważ chciał na meczu zjawić się wcześniej i nie przepychać w kolejkach.
- Po meczu pojedziecie na zakupy. W lodówce jest prawie pusto. - kiwnęłam głową i wyjadłam ostatnie płatki z miski wraz z mlekiem. Odstawiłam brudne naczynie do zmywarki i skierowałam się do siebie, aby wziąć telefon.
- Lottie, spakujesz mi batonika?
- A nie wolisz kupić tam na miejscu?
- Tam tylko będą orzeszki, popcorn i gazowane napoje. A ja chcę też batonika.
- Dobrze, maluchu. Daj, schowam do torebki. - zwróciłam się do ubranego w koszulkę drużyny hokejowej Tim'a, który stał z batonikiem w ręku.
- Jimmy cię polubił.
- Coś w tym złego?
- Nie, ale on niewiele osób lubi. Z całej klasy tylko ze mną rozmawia. - wzruszył ramionami i wyszedł. Przez moment patrzyłam na miejsce, w którym niedawno stał, lecz otrząsnęłam się, kiedy do środka weszła Lindy.
- Jesteśmy! Schodźcie, potworki! - założyłam torbę na ramię i razem z Timmy'm powoli schodziłam na dół. Frank od dłuższego czasu siedział w salonie, więc również na nas czekał.
- Lottie!
- Cześć, mały! - przytuliłam chłopczyka, który objął moje nogi, bo jedynie do nich dosięgał.
- To jest Bruce.
- Cześć, Bruce. - niestety blondynek mi nie odpowiedział, aczkolwiek Jim na ucho przekazał mi, że był raczej nieśmiałym kolegą. Uśmiechnęłam się promiennie do niego, co odwzajemnił, dlatego traktowałam to jak krok naprzód.
- Witaj, Charlotte.
- Hej, Harry.
- To co, jedziemy?
- Jasne.
- Proszę pana, a mogę siedzieć obok Lottie?
- Jeśli się zgodzi to pewnie. - zaśmiałam się i pokiwałam głową, patrząc jak główka małego bruneta podnosi się w moim kierunku.
- A ja mogę? - usłyszałam szept obok mnie, także przekręciłam buzię ku zielonookiemu. Miał na twarzy niewielki uśmiech, a policzki były delikatnie zarumienione przez zimno panujące na dworze.
- Jeżeli dasz radę się przepchać, to oczywiście. - wsiedliśmy do auta taty. Jimmy zajął miejsce po mojej lewej, a Harry po prawej. Na przednim siedzeniu usiadł Blake, a Franke wraz z Bruce'm i Timmy'm pojechali drugim autem.
- A wiecie co?! Od wczoraj mamy takiego małego, białego pieska w domu, bo Harry...
- Jimmy!
- No daj mu dokończyć. - mruknęłam, patrząc na zielonookiego. Chłopak posłał mi uśmiech i nachylił się nade mną.
- Nie może, ponieważ to mała niespodzianka.
- A nie chcesz mi jej zdradzić? - pokiwał głową na nie i stopniowo zaczął się coraz bardziej nachylać.
- Młodzi, tu są dzieci!
- Ostatnio widziałem jak Kate się całuje ze swoim chłopakiem, więc Lottie i Harry to żaden nowy widok. Poza tym ty i mama często...
- Blake!
- A jak to się dzieje, że dzieci się rodzą, Lottie? - spojrzałam na Jim'a, który z zaciekawieniem patrzył na mnie i bruneta. - A co to w ogóle miłość?
- Miłość jest wtedy gdy dużo mówimy o osobie, w której jesteśmy zakochani. Staramy się spędzać z nią jak najwięcej czasu, chcemy żeby osoba ta była szczęśliwa, kupujemy jej jakieś podarunki - kwiaty, czekoladki...
- Harry, ty jesteś zakochany!
- Co?
- No bo cały czas mówisz o Lottie w domu i ostatnio kupiłeś jej tego...
- Jimmy!
- I chcesz z nią spędzać dużo czasu! To miłość! - zrobiłam wielkie oczy, spoglądając na zielonookiego, który w tym momencie miał twarz schowaną w dłoniach. Odsunęłam jego ręce od jego buzi i posłałam mu uspokajający uśmiech.
- On kłamie, mały kłamczuch.
- Nieprawda! Lottie?!
- Jesteście najbardziej uroczymi ludźmi jakich spotkałam. Nie ma co się wstydzić, Harry.
- Właśnie, chłopcze. Moja córka ma już swoje lata i szczerze to tylko czekamy na ślub i wyprowadzkę.
- Tato!
- No co? Taka prawda, a poza tym Diana kazała mi się zapytać czy ty, Jim, wasza siostra i Anne chcecie przyjść do nas dwudziestego szóstego grudnia?
- Bardzo chętnie, ale najpierw odwiedzimy dom dziecka i stołówkę dla bezdomnych.
- Hej, przecież zawsze mamy sporo jedzenia i później zostaje. Możemy troszkę przynieść do tej stołówki i domu dziecka. - oznajmiłam, obserwując minę mojego ojca w lusterku.
- Dobry pomysł, kochanie. Pomożemy wam.
- Dziękuję. - burknął cichym, ochrypłym głosem i pocałował mnie w policzek.
- Mówiłem! Miłość!
❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro