Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❉4❉

Wstałam o godzinie dziewiątej rano przez bieganie Kate po całym pokoju. Dziewczyna szykowała się na kolejną randkę z swoim chłopakiem, więc musiała wyglądać dobrze. Westchnęłam i odrzuciłam kołdrę na bok. Założyłam swoje kapcie, a potem skierowałam się do łazienki, do której była standardowa kolejka.

- Kto tym razem?

- Lindy.

- Chryste Panie! Lindy, jest jeszcze dziewięć innych osób, które chcą siku!

- No już wychodzę, spokojnie. - odblokowała drzwi od toalety i do środka wpadł Franke, trzymając się za krocze. Tak właśnie wyglądały poranki w naszym domu i każde z nas już dawno się do tego przyzwyczaiło. 

Po godzinie przygotowań każda osoba już jadła śniadanie na dole w jadalni. Tata pojechał chwilę temu po Harry'ego, Jimmy'ego i Bruce'a, ponieważ chciał na meczu zjawić się wcześniej i nie przepychać w kolejkach.

- Po meczu pojedziecie na zakupy. W lodówce jest prawie pusto. - kiwnęłam głową i wyjadłam ostatnie płatki z miski wraz z mlekiem. Odstawiłam brudne naczynie do zmywarki i skierowałam się do siebie, aby wziąć telefon.

- Lottie, spakujesz mi batonika?

- A nie wolisz kupić tam na miejscu?

- Tam tylko będą orzeszki, popcorn i gazowane napoje. A ja chcę też batonika.

- Dobrze, maluchu. Daj, schowam do torebki. - zwróciłam się do ubranego w koszulkę drużyny hokejowej Tim'a, który stał z batonikiem w ręku. 

- Jimmy cię polubił.

- Coś w tym złego?

- Nie, ale on niewiele osób lubi. Z całej klasy tylko ze mną rozmawia. - wzruszył ramionami i wyszedł. Przez moment patrzyłam na miejsce, w którym niedawno stał, lecz otrząsnęłam się, kiedy do środka weszła Lindy.

- Jesteśmy! Schodźcie, potworki! - założyłam torbę na ramię i razem z Timmy'm powoli schodziłam na dół. Frank od dłuższego czasu siedział w salonie, więc również na nas czekał.

- Lottie!

- Cześć, mały! - przytuliłam chłopczyka, który objął moje nogi, bo jedynie do nich dosięgał.

- To jest Bruce. 

- Cześć, Bruce. - niestety blondynek mi nie odpowiedział, aczkolwiek Jim na ucho przekazał mi, że był raczej nieśmiałym kolegą. Uśmiechnęłam się promiennie do niego, co odwzajemnił, dlatego traktowałam to jak krok naprzód.

- Witaj, Charlotte.

- Hej, Harry.

- To co, jedziemy?

- Jasne.

- Proszę pana, a mogę siedzieć obok Lottie?

- Jeśli się zgodzi to pewnie. - zaśmiałam się i pokiwałam głową, patrząc jak główka małego bruneta podnosi się w moim kierunku.

- A ja mogę? - usłyszałam szept obok mnie, także przekręciłam buzię ku zielonookiemu. Miał na twarzy niewielki uśmiech, a policzki były delikatnie zarumienione przez zimno panujące na dworze.

- Jeżeli dasz radę się przepchać, to oczywiście. - wsiedliśmy do auta taty. Jimmy zajął miejsce po mojej lewej, a Harry po prawej. Na przednim siedzeniu usiadł Blake, a Franke wraz z Bruce'm i Timmy'm pojechali drugim autem.

- A wiecie co?! Od wczoraj mamy takiego małego, białego pieska w domu, bo Harry...

- Jimmy!

- No daj mu dokończyć. - mruknęłam, patrząc na zielonookiego. Chłopak posłał mi uśmiech i nachylił się nade mną.

- Nie może, ponieważ to mała niespodzianka.

- A nie chcesz mi jej zdradzić? - pokiwał głową na nie i stopniowo zaczął się coraz bardziej nachylać.

- Młodzi, tu są dzieci!

- Ostatnio widziałem jak Kate się całuje ze swoim chłopakiem, więc Lottie i Harry to żaden nowy widok. Poza tym ty i mama często...

- Blake!

- A jak to się dzieje, że dzieci się rodzą, Lottie? - spojrzałam na Jim'a, który z zaciekawieniem patrzył na mnie i bruneta. - A co to w ogóle miłość?

- Miłość jest wtedy gdy dużo mówimy o osobie, w której jesteśmy zakochani. Staramy się spędzać z nią jak najwięcej czasu, chcemy żeby osoba ta była szczęśliwa, kupujemy jej jakieś podarunki - kwiaty, czekoladki...

- Harry, ty jesteś zakochany!

- Co?

- No bo cały czas mówisz o Lottie w domu i ostatnio kupiłeś jej tego...

- Jimmy!

- I chcesz z nią spędzać dużo czasu! To miłość! - zrobiłam wielkie oczy, spoglądając na zielonookiego, który w tym momencie miał twarz schowaną w dłoniach. Odsunęłam jego ręce od jego buzi i posłałam mu uspokajający uśmiech.

- On kłamie, mały kłamczuch.

- Nieprawda! Lottie?!

- Jesteście najbardziej uroczymi ludźmi jakich spotkałam. Nie ma co się wstydzić, Harry.

- Właśnie, chłopcze. Moja córka ma już swoje lata i szczerze to tylko czekamy na ślub i wyprowadzkę.

- Tato!

- No co? Taka prawda, a poza tym Diana kazała mi się zapytać czy ty, Jim, wasza siostra i Anne chcecie przyjść do nas dwudziestego szóstego grudnia? 

- Bardzo chętnie, ale najpierw odwiedzimy dom dziecka i stołówkę dla bezdomnych.

- Hej, przecież zawsze mamy sporo jedzenia i później zostaje. Możemy troszkę przynieść do tej stołówki i domu dziecka. - oznajmiłam, obserwując minę mojego ojca w lusterku.

- Dobry pomysł, kochanie. Pomożemy wam.

- Dziękuję. - burknął cichym, ochrypłym głosem i pocałował mnie w policzek.

- Mówiłem! Miłość!

❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro