Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❉2❉

~Lottie~

- Timmy!

- To nie ja! To Blake zbił twoją figurkę. - spojrzałam na swojego młodszego brata, który stał teraz w przedpokoju i przyglądał się siostrze. Ściągnęłam w spokoju granatową kurtkę z futerkowym kapturem i znów skierowałam swój wzrok na siedmiolatka.

- Jaką moją figurkę?Jak to zbił?

- Um, a co chciałaś?

- Spotkałam dzisiaj na mieście Jimmy'ego. Podobno chodzicie razem do szkoły.

- Tak! Jimmy Styles, fajny, ale troszkę dziwaczny. - zmarszczyłam czoło, słysząc słowa młodszego brata. Weszłam do kuchni, gdzie przywitałam się z babcią i mamą, a potem zaczęłam robić sobie herbatę.

- Dlaczego dziwaczny?

- No bo jak Luke robi komuś kawały to zaczyna na niego krzyczeć i mówić, że to może kogoś urazić. My mamy dopiero siedem lat! Tak to mi mama marudzi!

- Ja tu jestem!

- Wiem. - kiwnął główką i zabrał z blatu kubek z motywem "Piratów z Karaibów", w którym było ciepłe kakao. Podreptał pewnie do salonu, do Blake'a, aby pograć na Xbox'ie.

Może to co powiedział było troszkę inne, ponieważ Jimmy był jedynie zwykłym siedmiolatkiem, a zachowywał się na o wiele starszego. Jednakże zawsze musiał istnieć jakiś powód takich czynów. Po prostu szybciej dorastał, albo coś stało w przeszłości, iż postanowił tak się zmienić. Cóż, w każdym razie nie powinnam się w to zagłębiać. To była sprawa ich rodziny.

- Kate poszła ze swoim chłopakiem na lodowisko, a Franke kończy dopiero za godzinę! - krzyknęła mama, gdy opuściłam już pomieszczenie, aby przenieść się do swojego pokoju, który nie w był w pełni mój. Wzięłam swoje torby z prezentami i wcisnęłam je pod łóżko, żeby były bezpieczne do dwudziestego szóstego grudnia. W tym domu niczego nie mogłeś być pewien. Dlatego teraz musiałam sprawdzić o co chodziło z moją figurką.

- Blake?

- To Timmy.

- To nie ja. To Blake. - przewróciłam oczami i wyrwałam im konsole. Wreszcie na mnie spojrzeli, dzięki czemu lepiej było z nimi rozmawiać.

- O co chodzi?

- Kiedy byłaś na zakupach to mama i babcia wyszły do sąsiadki, a Kate umówiła się z chłopakiem. Zostaliśmy sami, bo Lindy wyszła zaraz po tobie do koleżanki i zaczęliśmy się ganiać. Niechcący zahaczyłem o stolik i twoja figurka małego słonia spadła i się zbiła.-zmieszany 15-letni brat nie miał pojęcia jak zareaguję, więc skulił się na swoim fotelu o wyglądzie piłki do nogi i czekał na mój ruch.

- Masz szczęście, że przewidziałam takie coś i kupiłam dwie.

- Świąteczny cud! - zostawiłam ich samych i skierowałam się na dół do salonu.

- Lottie, mogłabyś pójść pod ten adres i oddać książki? Tim był chory cały tydzień i musiał pożyczyć lekcje od kolegi. - dałam znak, że to zrobię i znów zaczęłam się ubierać. Nie można było liczyć tu na chwilę spokoju.

- Ale zakupy spożywcze robi tata, prawda?

- Tak, tym razem masz farta. - jedyne czego nienawidziłam to robienia zakupów dla całej rodziny. Zawsze było tego mnóstwo, więc wybieraliśmy się parami. Tata zazwyczaj jechał z mamą, Blake z Franke'm, Kate z Lindy, Zac z Trish, a ja musiałam sama lub z Timmy'm, który w niczym nie pomagał. Także nie cierpiałam tego z całego serca.

Zabrałam zeszyty i podręczniki przygotowane przez mamę i wyszłam na okropny mróz. Schowałam nos w gruby szalik, ale przyniosło to mały efekt ciepła. Szłam ostrożnie przez lód na chodniku i uważnie obserwowałam każdy z domów jakie mijałam na wyznaczonej ulicy. Nie miałam pojęcia, gdzie znajdował się dom z numerem 12A. Kiedy nareszcie na niego natrafiłam, szybko popędziłam do drzwi, żeby znaleźć się choć na chwilę w ciepłym pomieszczeniu. Zadzwoniłam dzwonkiem i przeskakując z jednej nogi na drugą, czekałam aż ktoś otworzy.

- Cześć, pewnie jesteś Charlotte. Diana powiadomiła mnie, że przyjdziesz. Zapraszam. - w progu stała dość wysoka, starsza kobieta, brunetka z wielkim uśmiechem na ustach. Posłałam jej uśmiech i weszłam do środka. Zdjęłam płaszcz i odwiesiłam go na wieszak. Buty postawiłam pod ścianą i poszłam za nowo poznaną osobą. - Nazywam się Anne Styles i jestem mamą Jimmy'ego. - spojrzałam na nią zaskoczona, ponieważ jej syna poznałam całkiem niedawno i wychodziło na to, że znów spotkam tych chłopaków.

- Mam nadzieję, że zostaniesz na herbatę. Moje dzieciaki wszędzie gdzieś łażą i nie mają dla mnie czasu. Poza tym pewnie jest ci zimno.

- Z grzeczności nie zaprzeczę.-posłałam jej przyjazny uśmiech, który odwzajemniła i poinformowała mnie, abym została w salonie.

- Wróciliśmy!

- Idźcie do dużego pokoju, mamy gościa! - po paru chwilach w pokoju stanął mały brunet wraz ze starszym bratem. Na początku byli zdziwieni, aczkolwiek moment potem Jim usiadł obok mnie, a Harry na fotelu naprzeciwko.

- Znów się widzimy, Charlotte.

- Lottie.

- Charlotte, podoba mi się Charlotte.

- Co tu robisz, Lottie? - odwróciłam wzrok od zielonookiego, by zerknąć na chłopczyka, który widocznie był mną zainteresowany. Polubiłam go.

- Tim był chory i pożyczył od ciebie lekcje. Przyszłam je odnieść.

- No tak! Mama dawała pani Dianie książki. Chcesz coś zobaczyć?!

- Jasne, pokazuj. - klasnął w dłonie i pobiegł w kierunku korytarza. Harry skorzystał z sytuacji i przysiadł się tuż przy mnie. Nie przeszkadzało mi to, chociaż było to troszkę krępujące.

- Czemu cię wcześniej nie widziałem? Twoja mama często tu przychodzi.

- Mam mało czasu. Studiuję i pracuję, a poza tym muszę zajmować się rodzeństwem.

- Ale jutro masz czas? Umówiłaś się z nami, ale jeśli nie możesz to rozumiem. Po prostu Jimmy cię polubił i...

- A ty mnie nie lubisz?-był lekko zdezorientowany, ale później uśmiechnął się i zaprzeczył.

- Nie, lubię, jednak ten łobuz chyba troszkę bardziej.

-Ej, Harry! Ja miałem siedzieć obok Lottie!

- To usiądź z drugiej strony.

- Nie. - obrażony wcisnął się na kolano bruneta i moje, inaczej mówiąc-siedział pomiędzy nami. Położył na swoich nogach rysunek i podniósł główkę, by widzieć moją reakcję. - Tutaj jesteś ty, ja, Harry, Tim i Gemma. Narysowałem to w domu dziecka, gdy moi koledzy poszli coś zjeść. Trzymasz moją rączkę. Harry chciał, żebyś trzymała jego, ale powiedziałem, że wolisz moją.

- Tak?

- On kłamie, kłamczuch mały.

❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉❉

Liczę na Wasze opinie, kochane!

Kocham xx




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro