Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CHRISTMAS DAY

Yoongi po raz kolejny odwrócił wzrok w stronę okna i widząc spadające na ziemię białe płatki wykrzywił usta w wyrazie niezadowolenia. Nie lubił świąt i przyznawał to otwarcie przed każdym nie kryjąc swojego zniesmaczenia tym czasem w roku. Kojarzyły mu się z ponurym domem, krzykiem ojca i płaczem matki.  Chcąc odpędzić te przygnębiające myśli poprawił się na poduszce i wyszeptał w ciemną przestrzeń pokoju:

- Jungkookie, śpisz już?

- Nie. Coś się stało? Mam zawołać lekarza? - zapytał zaniepokojony młodszy i wstał ze swojego posłania podchodząc do łóżka najlepszego przyjaciela.

- Nie, nie. Wszystko jest dobrze. Naprawdę. - uśmiechnął się w ciemności i złapał spojrzenie bruneta, który trzymał ręce w kieszeniach swoich luźnych dresów zapatrzony za okno. - Czy mógłbyś... Mógłbyś usiąść obok mnie? - zapytał nieśmiało i odchrząknął delikatnie. Młodszy zaśmiał się cicho i usiadł ostrożnie na krawędzi posłania. Złapał zimną dłoń Miną w swoją, na co ten zareagował lekkim rumieńcem i przełknął głośno ślinę.

- Ile jeszcze będziemy tu siedzieć? Jak długo potrwa, zanim odzyskamy wolność. Zamknięci w klatce, krążymy jak wystraszony ptak. Chcemy już uciec, rozłożyć skrzydła. Wylecieć do nieba i poczuć wolność. - wyrecytował Jungkook i poczuł jak jedna łza stacza się po jego policzku. Ta formułę powtarzał im codziennie doktor Soohyuk, który wychodząc na papierosa zabierał ich ze sobą i pozwalał na jedną chwilę zapomnienia i ucieczki. Ucieczki od wiecznych wrzasków na korytarzu, od jęków bólu, od bezsennych nocy i bezczynnych dni. Szpital psychiatryczny, nie był dobrym miejscem dla młodego człowieka. Trafiali tu psychopaci, seryjni mordercy, schizofrenicy, gwałciciele, ludzie z depresją i po próbach samobójczych. Obaj należeli do tej ostatniej grupy, przynajmniej tak twierdzili, bo od opiekunów nic nie da się wyciągnąć. Yoongi już drugi rok marnował swój czas na bezużyteczne terapię i branie leków, pomimo, że nie przynosiły żadnych efektów. Dalej chciał się zabić. Odciąć od rzeczywistości. Zniknąć. Poczuć ból i ulgę. Chociaż w ostatnim czasie coś się zmieniło. Między innymi współlokator chłopaka, który w pewną pełnię postanowił zakończyć swój marny żywot na sznurówce od białych adidasów. Zamiast niego przyszedł on. Pyskaty, uroczy brunet o spłoszonym spojrzeniu, niczym dzikie stworzenie uciekające przed myśliwym. Zamieszał w sercu i umyśle Yoongiego odciągając go częściowo od próby podcięcia sobie żył.

- Nie dowiemy się nigdy, czemu zawiniliśmy, że zamknęli nas w klatce. Sami nie wydawajmy wyroków. Wznieśmy się ponad to wszystko, albowiem dopiero Góra osądzi  nasze życie i wyda sprawiedliwy wyrok. - dokończył blondyn i wtulił się bardziej w poduszkę. Słowa doktora nie miały sensu i dla zwyczajnych ludzi były nie do zrozumienia, jednak oni wiedzieli w tym sens. - Kookie. Muszę Ci coś powiedzieć. - zniżył głos do szeptu i zaczął intensywnie wpatrywać się w twarz młodszego. O dziwo tym razem chłopak nie odwracał wzroku, tylko odpowiadał równie intensywnym spojrzeniem sprawiając, że serce Yoongiego gwałtownie przyspieszyło.

- Słucham.

- Kocham Cię. - zapadła martwa cisza, nieprzerywana nawet odgłosami z korytarza. Dwa słowa zawisły między nimi jak topór nad głową skazańca. - Ja, przepraszam, będziesz się teraz czuł źle... Ja nie powinienem tego mówić... Przepraszam. - wyrzucił z siebie jednym tchem i poczuł jak dłoń młodszego puszcza tę jego, a sam chłopak wstaje i wbrew jego wyobrażeniu, o tym, jak odchodzi albo zaczyna na niego krzyczeć, młodszy podniósł go delikatnie do pozycji siedzącej i znowu zajął miejsce na brzegu materaca. Wpatrywali się w swoje oczy nieświadomie zbliżając się bliżej i bliżej. W końcu dzieliły ich milimetry. Jungkook delikatnie musnął usta starszego i nie widząc oporu zaczął być coraz bardziej śmielszy w tym co robił. Blondyn bez wahania oddawał pocałunki z równą gorliwością i namiętnością.

- Ja ciebie też hyung. - chłopak oparł się czołem o czoło starszego i wyszeptał jeszcze: - Zrobię wszystko by cię uratować. By nas uratować. - ponownie połączył ich w jedność, tym razem na dłużej. Nie przejmowali się tym, że łamali punkt 18 kodeksu, który stanowił o tym, że pacjenci mają absolutny zakaz JAKIEGOKOLWIEK kontaktu fizycznego, tym bardziej intymnych zbliżeń. Ich krzyki i jęki rozkoszy mieszały się z podobnymi odgłosami z pozostałych pomieszczeń na piętrze, dlatego nikt nawet nie próbował im przerywać. Opadli na posłanie starszego dysząc ciężko i uśmiechając się do siebie. Jungkook założył mokry, blond kosmyk za ucho Yoongiego i przejechał kciukiem po jego zarumienionym policzku. Objął drobne i blade ciało w talii, przyciągając go bliżej siebie.

- Obiecuję, że nas stąd wyciągnę, ale obaj musimy się postarać. -obserwując jak białe promienie księżyca igrają na bladej skórze JEGO mężczyzny i skrzą się w ciemnych, prawie czarnych oczach, czekał na reakcję, która nie nastąpiła. Westchnął tylko cicho i wyszeptał: - Wesołych świąt hyung.

***

Rzucili się na wielkie łóżko i zaczęli całować łapczywie i zachłannie, jakby zobaczyli się ponownie po wielu latach rozłąki. Ubrania szybko znalazły się na drewnianej podłodze w odcieniu ciepłego brązu. Wielkie okna z widokiem na rzekę Han były zasłonięte wpuszczając do środka jedynie wąską stróżkę światła. Sprężyny materaca trzeszczały równo, w rytmie, w jakim poruszały się ich ciała. W końcu wydostali się z klatki rozwijając skrzydła i zaczynając swój lot jako zupełnie nowe osoby. Znaleźli własne gniazdo, z daleka od wielkich, złotych prętów klatki. Kiedy już nacieszyli się sobą i przywrócili do porządku, wzięli się za przygotowanie wieczerzy wigilijnej. Od wyznania Yoongiego minęły równe dwa lata, spędzone na ciężkiej pracy nad samym sobą, by już więcej nie budzić się w nocy słysząc krzyk sąsiadki zza ściany. Czuli się szczęśliwi i spełnieni. Razem gotowali, śmiejąc się i rozmawiając o swoich rodzinach. Ich zabawę przerwał dzwonek do drzwi sygnalizujący przybycie pierwszego gościa, którym okazał się być doktor Soohyuk. Gospodarze powitali go należycie i wskazali odpowiednie miejsce. Odwiedzał ich często po tym, jak opuścili szpital i nigdy nie byli w stanie odmówić mu wyjścia na papierosa, dlatego aktualnie stali na przestronnym tarasie i wypuszczali dym z płuc kontemplując piękno przykrytej białym puchem stolicy.

- Jak sobie radzicie? - zapytał najstarszy gasząc papierosa w popielniczce stojącej przy wyjściu i ponownie przechodząc przez próg mieszkania. Zerknęli na siebie lekko zmieszani, uświadamiając sobie na czym głównie spędzają wolny czas poza pracą.

- Dobrze. Oboje znaleźliśmy dobrą pracę. Chcielibyśmy powiększyć rodzinę, ale przed nami jeszcze długa droga. Zanim załatwimy wszystkie formalności związane z adopcją...

- Czy to znaczy, że chcecie mieć dziecko? - mężczyzna odstawił na stół kieliszek wypełniony czerwonym winem wigilijnym produkcji Yoongiego i patrzył na byłych pacjentów z wyrazem prawdziwego przerażenia na twarzy.

- Jungkook miał na myśli adopcje kota albo psa. Jeszcze sami nie wiemy. - Yoongi stał tyłem do rozmówcy mieszając na patelni pachnącą potrawę. Czuł jak jego policzki pokrywa rumieniec i miał ochotę zdzielić młodszego łyżką po głowie.

- Ah, to dobrze. Nie powinniście adoptować dziecka biorąc pod uwagę waszą przeszłość... - dodał Soohyuk ponownie sięgając po alkohol i upijając mały łyk. Zapanowała niezręczna cisza, kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Blondyn poszedł otworzyć i zanim cokolwiek powiedział, do środka weszły trzy osoby śmiejąc się i nie zwracając na niego kompletnie uwagi. Tuż za nimi, stała drobna staruszka, na której widok Yoongiemu stanęły łzy w oczach. Nie widział jej od prawie pięciu lat. Nic się nie zmieniła. Dalej była wychudzona, ubrana w wełniany płaszcz, pamiętający jeszcze czasy, kiedy Korea była jednym państwem, w za wielkim bordowym szaliku, w który on i jego bracia wtulali głowy zimą, w dzieciństwie. Te same zmarszczki uśmiechu okalające jej oczy i wargi. Blondyn podszedł ostrożnie do kobiety, jakby bojąc się, że jest duchem. Była tak niska, że mieściła mu się pod brodą. Objął ją mocno i zaciągnął się zapachem jej perfum. Po policzku spłynęła mu pojedyncza łza i dopiero po chwili zorientował się, że wszyscy ich obserwują.

- Mamo, to jest Jungkook, mój chłopak. A to pan doktor Soohyuk. To jest mama, tata i siostra Kookiego. - powiedział drżącym głosem zabierając od rodzicielki odzienie i wieszając je na wieszaku. Wszyscy przywitali się ze sobą kulturalnie i zasiedli do wieczerzy. Każdy otrzymał jakiś podarunek, wszyscy wyglądali na szczęśliwych. Goście opuścili mieszkanie, zostawiajac po sobie uroczy nieład i radosną atmosferę świątecznego spokoju. Wszystko było już posprzątane, Jungkook leżał w łóżku i czekał na swojego partnera, który miał brać prysznic. No właśnie. Miał. Jednak stał teraz na tarasie wpatrując się w jakby odległe światła miasta. Drżącą dłonią próbował odpalić papierosa, jednak targany wiatrem płomień zapalniczki gasł tak szybko, jak się pojawiał. Przeklnął cicho pod nosem i odpalając nareszcie używkę, zaciągnął się duszącym dymem. Palił bardzo powoli próbując uspokoić myśli galopujące w jego głowie po kolacji. Nie był typem osoby rozmownej, dlatego odpowiadał tylko na pytania skierowane wprost do niego. Od kiedy zobaczył matkę bał się. Sam nie wiedział czego. Czuł tylko rwący niepokój i pustkę. Wypalił papierosa do samego końca i oparł czoło o chłodną, metalową barierkę. Ostatnio między nim i Jungkookiem jakby coś osłabło. Dalej się kochali, to było pewne, ale Yoongi przestał odczuwać tą niezwykłą więź, która łączy dwoje ludzi. Ich zbliżenia nie były już namiętne i powolne. Wszystko działo się szybko, jakby pod wpływem dziwnej żądzy, którą należało zrealizować byle szybciej, żeby przypadkiem nie minęła. Do blondyna zaczęły coraz częściej wracać stany lękowe. Budził się w środku nocy, zlany potem albo zapłakany. Długo nie mógł zasnąć, bał się wtedy patrzeć na swojego chłopaka, jakby pod jego spojrzeniem miał się rozsypać w proch. Kookie tak bardzo pragnął dziecka. Byłby świetnym ojcem, jednak blondyn nie był przekonany czy on sam jest gotowy przyjąć kogoś nowego do swojego serca, zwłaszcza tak małą i kruchą istotę jaką jest mała dziewczynka lub chłopiec. Wiatr wpadał pod materiał jego czarnej koszulki sprawiając, że wzdłuż jego kręgosłupa przebiegł dreszcz, jakby wywołany dotykiem kochanka. Ulotny i pełen poczucia winy. Na chwile dający przyjemność, potem sprawiający tylko przykrość i ból. Nagle poczuł duże dłonie zaciskające się na jego biodrach i parzący oddech na karku. Wzdrygnął się nieco zaskoczony, jednak doskonale wiedział do kogo należy ten dotyk. Już po chwili delikatne wargi ciemnowłosego, sunęły powoli po białej skórze Yoongiego zostawiając na niej co jakiś czas małe czerwone ślady. Zamiast przyjemności, blondyn poczuł nagłą złość i odepchnął od siebie chłopaka.

- Zostaw mnie. Jestem zmęczony. - przeszedł zgrabnie obok niego kierując się do łazienki i czując napływające do oczu łzy. Zamknął drzwi na klucz i osunął się po ścianie podciągając kolana pod brodę. Gorące strumienie płynęły po jego policzkach, a ciałem wstrząsały dreszcze. Znowu czuł się bezbronny i samotny jak w dzieciństwie. Słyszał jak Jungkook dobija się do drzwi, ale nie otwierał. Nie był w stanie nawet czegokolwiek powiedzieć. Mając dość wrzasków, w końcu podniósł się z podłogi i zamaszyście otworzył drzwi.

- Przestań walić w te drzwi bo je rozwalisz. - mruknął do chłopaka ocierając mokre oczy zaciśniętą pięścią. - Odpowiedz na jedno pytanie. - dodał po chwili zastanowienia.

- Jakie?

- Kochasz mnie? -  patrzył smutno prosto w ciemne oczy bruneta i oczekiwał aż otworzy usta i jego przyprawiający o dreszcze głos przerwie ciszę, jednak zbyt długo nie uzyskując odpowiedzi, kiwnął głową i minął Kookiego w drzwiach pomieszczenia. Skierował się od razu do przedpokoju. Założył swoje czarne glany, narzucił na ramiona płaszcz w tym samym kolorze i chwytając portfel, słuchawki, telefon i klucze opóścił mieszkanie, na które tyle razem pracowali. Zbiegł po schodach na sam dół budynku i niewiele myśląc, skręcił w stronę rzeki Han. Widok płynącej wody zawsze go uspokajał, więc i tym razem postanowił się tam wybrać. Usiadł ciężko na zimnym i mokrym piasku ukrywając twarz w dłoniach. Nie mogąc długo siedzieć bezczynnie włączył muzykę, która od czasów szkoły podstawowej była ukojeniem i ucieczką. Kiedy w słuchawkach rozbrzmiał głos jego ulubionego artysty, odchylił głowę do tyłu i przymknął powieki. Znudził mu się. Stał się zabawką, która można wykorzystać. Tego obawiał się najbardziej i przez to trafił do psychiatryka. Bycia wykorzystanym. Był słaby i wrażliwy, dlatego wszyscy bawili się nim jak chcieli, aż w końcu pękł. Matka znalazła go w łazience z podciętymi żyłami. Trafił do szpitala, odratowali go, zaczął terapie. Nie widząc poprawy, a wręcz odwrotny skutek, doktor skierował go do zamkniętego zakładu. Spędził tam trzy lata. Trzy lata wypełnione cierpieniem, wywołanym przez wyłowione z dna jego pamięci najbardziej bolesne wspomnienia. Przez długi czas czuł się dobrze. Czuł się kochany i doceniany, jednak niedawno to uczucie zniknęło. Znów powróciła samotność i poczucie odrzucenia. Pracował najciężej jak mógł zostając w biurze po godzinach i jednocześnie dbając o dom, jednak w formie wdzięczności otrzymywał jedynie marudzenie, że znowu ryż, że za słone, że za mało, że kurczak za bardzo smakuje kurczakiem. Wieczory spędzał w sypialni czytając, lub w salonie bawiąc się bez celu telefonem i obserwując jak Jungkook wgapia się w ekran telewizora i popija soju albo piwo. Marzył o wspólnych wakacjach, które może by ich na powrót zbliżyły , jednak nie wiedział gdzie zabrać swojego ukochanego. Ktoś zamaszystym ruchem nagle wyrwał mu słuchawki z uszu, tym samym kończąc jego rozmyślania. Podniósł wzrok na obcego i uśmiechnął się smutno widząc czerwone od płaczu oczy Jungkooka. Młodszy przyklęknął przed nim na piasku i złapałam jego twarz w dłonie. Yoongi już miał się odsunąć spodziewając się pocałunku, jednak brunet starł kciukiem pojedynczą łzę z policzka starszego i pociągnął nosem.

- Kocham Cię najbardziej na całym świecie i nigdy nie przestane Yoongi. Nie chce żebyś przeze mnie płakał. Wiem, że nie jest tak jak kiedyś, ale ja to zmienię. Naprawie nas. Zobaczysz. Znowu chce widzieć ten cudowny uśmiech na twojej twarzy i chce słyszeć twój radosny głos. Tęsknie za dawnym Yoongim, który bezustanku opowiadał o swojej pracy z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie widzę tego uśmiechu tylko przez swoją ignorancję i brak zainteresowania twoją osobą. Ja... - przerwał na chwile żeby nabrać powietrza do płuc i wyszeptał patrząc prosto w prawie czarne oczy chłopaka: - Przepraszam. Kocham cię najbardziej na świecie i nie chce cię stracić Yoongi. Nie ma drugiej osoby, na której zależałoby mi tak jak zależy mi na tobie. - głos łamał mu się pod wpływem wielu emocji, które kotłowały się w jego wnętrzu. Z nadzieją patrzył na twarz chłopaka oświetlaną przez białe światło księżyca w pełni. Odgarnął niesforne kosmyki blond włosów opadające na czoło starszego i dalej nie widząc reakcji westchnął ciężko. Zrezygnowany zabrał rękę z twarzy Yoongiego i usiadł obok niego na zimnym piachu. Przez cały ten czas blondyn bił się z myślami, czując blokadę w sercu, która nie pozwalała mu wierzyć w wyznanie Jeona. Miejsce, w którym spoczywała przed chwilą dłoń Jungkooka paliło teraz żywym ogniem, jakby spragnione tego delikatnego dotyku. W końcu chłopak sięgnął po dużą dłoń młodszego i splótł ich palce. Przysunął się bliżej na piasku i oparł głowę na ramieniu towarzysza. Westchnęli w tym samym momencie myśląc o tym, jak bardzo oboje tęsknili za takimi chwilami. Dopiero po dłuższej chwili blondyn zorientował się, że Jeon nie ma na sobie nic oprócz za dużej czarnej koszulki i teraz drży z zimna.

- Wracajmy już do domu Jungkookie. Zaraz się przeziębisz. - podniósł się z podłoża i podał dłoń młodszemu.

***

Trzymał małe, blade rączki, w swoich ogromnych i powoli naciskał nimi białe lub czarne klawisze przeogromnego pianina. Powtarzał te same sekwencje ruchów, aż maleństwo siedzące na jego kolanach zaczęło wyrywać się do samodzielnej gry. Powoli, badała chłodne przyciski powtarzając w zwolnionym tępie melodię graną wcześniej przez tatę. Blondyn uśmiechnął się i poczuł jak rozpiera go duma. Odwrócił się tyłem do instrumentu i korzystając z tego, że dziewczynka zeszła z jego biednych nóg, wstał z niewygodnego stołka i podszedł powoli do postaci stojącej przy blacie w kuchni. Zabrał mu z ręki kubek z kawą i odstawił na blat. Oparł dłonie na jego biodrach i delikatnie musnął słodkie usta swoimi wargami. Przylgnął do wyższego całym ciałem zarzucając mu ręce na kark i delikatnie gładząc jego gorącą skórę opuszkami palców. Uwielbiali takie leniwe poranki spędzone tylko we dwoje, albo razem z małą Dasom. Przerwali pocałunek obawiając się, że ich córeczka mogłaby wejść do kuchni w nieodpowiednim momencie. Yoongi odsunął się kawałek i wziął w ręce kubek Jungkooka. Upił kilka łyków ciepłego napoju i skrzywił się czując potworną ilość cukru w swojej ulubionej kawie.

- Boże, ile ty dałeś do tego cukru? - zapytał patrząc z wyrzutem na młodszego.

- Do Boga mi jeszcze daleko, a jak Ci nie pasuje to po co pijesz? - odpowiedział wzruszając ramionami i obserwując jak blondyn opróżnia kubek do końca. Odebrał naczynie z rak starszego i wstawił je do zmywarki. Już miał złożyć kolejny, słodki pocałunek na kawowych wargach swojego mężczyzny, jednak skutecznie odwiodła go od tego mała postać, która przylgnęła ciasno do jego nogi.

- Co się stało kochanie? - zapytał odrywając dziewczynkę od siebie i kucając przed nią.

- Pod łóżkiem są potwory... - odpowiedziała ciemnowłosa i przetarła rączką ciemne oczy, tak bardzo podobne do tych Jungkooka. - Wpadła mi tam bransoletka i nie mogę jej wyjąć... To potwór ją zabrał. Tatusiu ja nie chce mieć potwora pod łóżkiem! - zawyła mała i objęła bruneta za szyje wtulając zapłakaną twarz w jego koszulkę.

- Nie płacz już skarbie. Zaraz pójdziemy z tatusiem i przegonimy tego potwora. Którą bransoletkę zabrał? - zapytał ze stoickim spokojem Yoongi przyłączając się do rozmowy.

- Tą złotą na czarnym sznureczku. - odsunęła się od Jeona i ostatni raz pociągnęła nosem.

- Zaraz ją przyniesiemy, obiecuje. - uśmiechnął się do Dasom pogodnie i wstał z podłogi czekając na towarzysza swojej misji.

***

Stali trzymając się za ręce i patrzyli na piękną kobietę idącą przez cały kościół. Przy ołtarzu stał już jej wybranek, Kwon Jiyong, najcudowniejszy mężczyzna jakiego można sobie wyobrazić. Nie mogli uwierzyć, że ich mała córeczka właśnie wychodzi za mąż. Minęło tyle czasu odkąd ją adoptowali, jednak mieli wrażenie, że jeszcze wczoraj tańczyli razem taniec szczęścia po odnalezieniu bransoletki i wygonieniu potwora spod łóżka. Czas mijał zbyt szybko. Oboje pamiętali jak pierwszy raz spotkali się w szpitalu. Jak pierwszy raz się całowali, pamiętali wspólną terapie, wyjścia na papierosa z doktorem Soohyukiem, pierwsze święta poza szpitalem, podjęcie decyzji o adopcji Dasom, to jak pojawiła się w ich domu po raz pierwszy i jak powoli dorastała. Wszystkie trudy wychowywania nastolatki i nieprzespane noce w oczekiwaniu na jej powrót z imprez. Teraz zakładała swoją rodzinę i opuszczała rodzinny domu u boku mężczyzny idealnego. Dodatkowo cieszyła ich wieść o powiększeniu rodziny, ponieważ Dasom nosiła w sobie maleństwo, które niebawem miało przejąć firmę swoich dziadków. Przez te wszystkie lata Yoongi i Jungkook pracowali ciężko na to, by zapewnić dobrobyt swojej małej córeczce i wspiąć się na szczyt kariery zawodowej, realizując swoje ambicje. W końcu osiągneli cel, dorobili się własnej firmy, wyprowadzili z zatłoczonej, przygnębiającej i szarej stolicy, zamieszkali za to na słonecznym wybrzeżu, w Busan, czyli rodzinnym mieście młodszego. Brunetka studiowała w stolicy i właśnie na swoim wydziale poznała Kwona. Pochodził z dobrej rodziny, był świetnie wychowany, przystojny, uczynny, wprost doskonały. Przyszli dziadkowie podjęli decyzje o powrocie do stolicy przez chęć obserwowania jak rośnie ich wnuk lub wnuczka. Obaj nie mogli powstrzymać łez wzruszenia patrząc jak para młoda zakłada sobie obrączki na palce, a potem opuszcza kościół odprowadzana przez wiwaty gości, wśród których Yoongi nie dostrzegł już swojej matki, która zmarła rok temu. Odeszła w pięknym wieku, stu jeden lat, spędzając ostanie chwile życia na słonecznej plaży u boku syna, jego partnera oraz wnuczki i jej narzeczonego. Na weselu bawili się wprost świetnie, nie oszczędzając się w tańcu, pomimo swojego wieku. Yoongi stał właśnie przed Jungkookiem i wpatrywał się w jego oświetloną reflektorami twarz z prawdziwym zachwytem. Przejechał dłonią po jego policzku, kciukiem znacząc linie pojedyńczych, ledwo widocznych zmarszczek. Wplótł pace w jego ciemne włosy i roztrzepał je na boki śmiejąc się przy tym głośno. Nagle zauważył pewien przebłysk wśród brązowych kosmyków swojego partnera.

- Jungkook? - miękko wypowiedział jego imię jedną dłoń zostawiając w miękkiej czuprynie, drugą zaś opierając o umięśnioną pierś mężczyzny.

- Tak?

- Masz pierwszy siwy włos. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy i poczuł jak do jego oczu napływają łzy. Był wzruszony tym ile ze sobą wytrwali. Ile razy ich związek upadał i podnosił się jak Feniks z popiołów. Jak długo wytrzymali ze sobą. Ile osiągneli, lub stracili przez te lata. Doczekali momentu, w którym zaczęli siwieć. Trwali przy sobie złączeni niewidzialną nicią, którą niektórzy nazywali miłość. Młodszy odwzajemnił uśmiech i przymykając powieki nachylił się w stronę blondyna. Delikatnie musnął jego wargi swoimi, jednak szybko obaj zdecydowali się pogłębić pieszczotę. Min nawet nie zorientował się, w którym momencie zarzucił ręce na kark Jeona i poczuł jego duże dłonie na swoich biodrach. Całowali się powoli, namiętnie. Wkładając w to całe swoje uczucie. Kiedy w końcu się od siebie oderwali, blondyn wyszeptał w stronę młodszego:

- Jeon Jungkook. Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i zgodzisz się zostać moim mężem?

Brunet spojrzał w jego ciemne oczy z ogromną miłością i nie mogąc powstrzymać uśmiechu odpowiedział głośno:

- Tak.

Z drżącym z przejęcia sercem blondyn wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojej marynarki małe pudełeczko i wyjął z niego srebrną obrączkę. Powoli wsunął ją na palec wybranka i cmoknął go delikatnie w usta.

- Kocham Cię Jungkook. - powiedział ponownie zarzucając ręce na szyje młodszego i spoglądając w jego głębokie, ciemne oczy.

- Też cię kocham Yoongi. - odpowiedział brązowo włosy i ponownie tego wieczoru przyciągnął blondyna do pocałunku. Nagle wokół nich rozległy się wiwaty i okrzyki zachwytu, a oni zorientowali się, że stoją sami na środku parkietu. Wszyscy podchodzili do nich i składali im serdeczne gratulacje i życzyli szczęścia. Dasom wraz ze swoim mężem, podeszła na końcu, składając parze głęboki ukłon i ze łzami w oczach tuląc się do nich obojga.

***

Różowo włosa siedziała na małej kamiennej ławeczce i co jakiś czas smętnie tupała nogą o podłoże pokryte liśćmi mieniącymi się wszystkimi odcieniami złota, pomarańczu i czerwieni. Wydała z siebie cichy i żałosny jęk otrzymując odpowiedź od swojej dziewczyny. Do jej oczu napłynęły łzy i nagle poczuła się zagubiona i samotna. Poczuła jak gorąca ciecz płynie po jej zmarzniętych policzkach i otuliła się mocniej ramionami podnosząc wzrok na nagrobek. Szlochała długo, patrząc na dwa czarno białe zdjęcia i podpisy pod nimi.

- Dlaczego związki są tak cholernie trudne? Dlaczego musieliście odejść akurat teraz, kiedy najbardziej was potrzebuje? Jesteście najgorszymi dziadkami na świecie, wiecie? - Mina tupnęła nogą i znowu jej ciałem wstrząsnęła fala deszczy i szlochu. Zdawała sobie sprawę z tego jak żałośnie wyglada, w samej koszulce na krótki rękaw i krótkich spodenkach, siedząc na cmentarzu i drąc się na grób. - Przynajmniej odeszliście razem. - uśmiechnęła się po jakimś czasie i wstała z poprzedniego miejsca. - Dlaczego ja i Chaerin nie możemy się nawet dogadać? Co robie źle? - westchnęła poprawiając kwiaty w wazonie i wyjmując z kieszeni spodenek papierosa. Odpaliła go używając zapałek i uśmiechnęła się do zdjęć. - Lubiliście palić prawda? Tylko wy rozumieliście moje upodobanie do akurat tej używki. Przepraszam za to co powiedziałam. Tak naprawdę kocham was najbardziej na świecie. I nie mogłam mieć lepszych dziadków. Yoongi, Jungkook, spoczywajcie w pokoju. - wrzuciła papierosa do pobliskiej kałuży i ściskając się za ramiona odeszła alejką wśród promieni zachodzącego, październikowego słońca. Wyszła za ciężką bramę cmentarza i biegiem rzuciła się w stronę najbliższej kwiaciarni. Niewiele się zastanawiając kupiła największy bukiet i pobiegła do autobusu. Tego wieczoru pogodziła się z Chaerin i wyjątkowo odczuwała silną aurę ochrony. Leżała w ciepłej, białej pościeli delikatnie gładząc swoją dziewczynę po ramieniu i wpatrując się w księżyc w pełni za oknem. Teraz, trzymając ją w ramionach, dostrzegła jak wiele zawdzięcza tym dwóm mężczyznom. Gdyby nie ich pomoc nigdy nie odważyłaby powiedzieć się Chae i rodzicom co czuje i kim jest. Inspirowała ją ich miłość. Tak czysta, bezgraniczna, bezinteresowna i tak piękna. Chciała kochać równie mocno i szczerze jak oni. Chciała być obdarzana takimi spojrzeniami i chciała obdarzać nimi swoją dziewczynę. Odeszli tego feralnego dnia, siedząc na słonecznej plaży. Była z nimi jedyna córka ze swoim mężem, jedyna wnuczka ze swoją dziewczyną i jedyny wnuk ze swoją żoną i małym synkiem. Zabrał ich zawał. Nie byli gotowi, smierć przyszła z zaskoczenia. Nagła i gwałtowna. Rozrywająca pierś i tnąca ją jak sztylet. Odeszli na ich oczach. Zgaśli bezpowrotnie jak świecą, która ma już za krótki knot, by zapłonąć ponownie. Tak myślała rodzina. Oni dalej żyli. Wiecznie piękni i młodzi. Zapatrzeni w siebie nawzajem. Palący papierosy na balkonie. Całujący się w blasku księżyca. Przytuleni do siebie we wspólnym łóżku. Złączeni wieczną obietnicą złożoną w te jedną magiczną noc.

***

Witam kochani!
Dotarłam w końcu do końca tworzenia tego opowiadania, co nie było wcale łatwe. Długo myślałam nad każdą kwestią czy uczuciem bohaterów starając się dobrać odpowiednie słowa i oddać wszystkie emocje. Pisałam tego shota właśnie od świąt, chcąc opublikować go właśnie wtedy, jednak nie byłam zadowolona z efektu i zwlekałam z publikacją kilkakrotnie zmieniając koncepcje na fabułę i zakończenie. Mam nadzieje, że wam się podobało, jeśli tak, to zostawcie po sobie ślad w postaci gwiazdki lub komentarza.

Dziękuje za wszystko kochani!

Enjoy,
- Alex =^.^=

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro