Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🔯ROZDZIAŁ 59🔯

DRUGI NA DZIŚ;*

Perspektywa: Theo

Spojrzałem ze strachem na usypisko gruzu, ale widząc, że Lucy z lekkim trudem wydostaje się spod niego, odetchnąłem z ulgą.

Do moich uszu doszedł głośny szloch, więc zerknąłem na zalanego łzami blondyna, klęczącego razem z Zane'm przy leżącym Dylanie. Ten widok sprawił, że coś lekko zakuło mnie w sercu.

- Uciekaj. - powiedział cicho, zachrypniętym głosem szatyn, plując jednocześnie od czasu do czasu krwią.

- Nie! Nie zostawię cię! - wykrzyczał na wpół z płaczem blondyn.

- Obiecałeś. - wyszeptał Dylan.

- Kłamałem. Nigdy cię nie zostawię. - wychlipał.

Poruszony tym momentem, zacząłem podchodzić do nich.

- Kocham cię. - wyznał szatyn, próbując ledwo złapać dłoń blondyna.

Zamurowało mnie. Dobrze znam Dylana. To skurwiel. No chociaż Lucy także zachowywał się nie lepiej, ale go trochę wyprostowałem.

- Ja ciebie też kocham. - odpowiedział blondyn, zanosząc się płaczem tak mocno, że ledwo co łapał oddechy - Proszę, nie zostawiaj mnie, Dylan! Błagam! Nie umieraj! - prosił bezsilnie.

Nagle obroża, którą blondyn miał na szyi, odpięła się i zsunęła na ciało szatyna, przez co ten zaczął płakać jeszcze głośniej.

- Traci moc. Nie ma wiele czasu, po mimo, że jego serce nie zostało spalone. - wypowiedział smutnym głosem Zane.

Zatrzymałem się zaraz przy nich i blondyn uniósł głowę. Spojrzał na mnie zapłakanymi oczami. Miał uroczą twarz, ale teraz cała była mokra od łez.

- Proszę. Zrób coś. - błagał mnie, a mi serce pękło ze smutku.

Spojrzałem na idącego w naszą stronę Damona. Był cholernie wściekły i od razu dopadł Brett'a, po czym przewrócił go na ziemię i kopnął w brzuch.

- Zostaw mojego chłopaka, ty kurwo! - wydarł się jakiś niski szatyn i uderzył mojego Lucy'ego w twarz.

Damon nawet tego zapewne nie odczuł. Popchnął chłopaka, nie używając dużo siły, na Brett'a. Wyższy chłopak objął opiekuńczo niższego.

Rozejrzałem się wokół. Nate przytulał do siebie mocno płaczącego chłopca. To samo robił Minho z chłopakiem o intensywnie niebieskich oczach.

Rozczuliło mnie ich zachowanie.

Podbiegłem do Damona w momencie, kiedy szedł na niego wkurzony Scott. Zagrodziłem mu drogę.

- Odsuń się! Zabiję tego skurwiela! - wrzasnął ciemnowłosy.

- Scotty! - przestraszył się Zane, po czym odbiegł od ciała Dylana, chcąc odciągnąć Scott'a od nas.

- DOŚĆ! - krzyknąłem - Nikt nie będzie tu nikogo zabijał! - nakazałem.

- Co? - Lucy spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Spójrz na nich. Oni się kochają. - powiedziałem łagodnie do niego, wskazując na płaczącego nadal blondyna - Masz to naprawić w tej chwili! - rozkazałem.

- No chyba cię popierdoliło, lalka! - oburzył się.

- Ciebie popierdoli jak dam ci celibat do końca życia. - ostrzegłem.

Lucy zacisnął dłonie w pięści, patrząc na mnie wyzywająco, lecz potem jego wzrok złagodniał.

- Ciesz się, że cię kocham. - wysyczał, po czym zgarnął leżącego nadal na ziemi Brett'a - Pomożesz mi, kutasie. - zdecydował.

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Lucy zrobi dla mnie wszystko. I jak ja mam nie kochać tego socjopatycznego łobuza?

- Co chcesz zrobić? - zapytał go Brett, upadając przy Dylanie, gdy ten go puścił.

- Wspólnie zrobimy mu nowe serduszko. - wyjaśnił przesłodzonym, wcale nie miłym tonem głosu mój Lucy.

Wiedziałem, że robi to tylko ze względu na mnie. Nie przerywałbym tej jadki, bo rozumiem, że Damon jest władcą absolutnym i każdy kto mu się sprzeciwi, powinien umrzeć, ale naprawdę bardzo rozczuliła mnie miłość Dylana do tego blondyna. Oni muszą być razem! Shippuje ich równie mocno teraz co Zane'go i Scott'a!
No chociaż wiem, że obiecałem Lucynce się nie wtrącać do jego spraw.

- To tak w ogóle można?! - spytał z szokiem Brett.

- Można. Już to nawet kiedyś robiłem. - westchnął Lucy, po czym spojrzał na chwilę na mnie.

Tak, pamiętam kochanie jak uratowałeś mi życie.

Nigdy tego nie zapomnę.

- To co mam robić?! - poganiał go spanikowany Brett.

Damon odsunął na bok płaczącego wciąż blondyna, a ten upadł na ziemię, skulając się w kulkę. Zaraz potem podszedł do niego Scott i wziął przyjaciela w ramiona.

Słodkiego Zane sobie znalazł kandydata na męża.

- Najpierw ogranij dupe, bo wyglądasz jakbyś zawału miał zaraz dostać. - nakazał Lucy Brett'owi.

Chłopak chyba pierwszy raz w życiu go posłuchał i powoli zaczął uspokajać.

Potem wspólnie położyli dłonie na klatce piersiowej ledwo żyjącego Dylana.

- Daj tyle mocy ile tylko potrafisz. Ja zajmę się resztą, ćwoku. - poinstruował Damon.

Brett przymknął oczy, a zaraz potem z jego dłoni zaczęło rozchodzić się jasne światło. Lucy zrobił to samo i nagle Dylan, oddychając głęboko, poderwał się do siadu. Wzrok miał zdezorientowany na wpół ze strachem. Damon złapał go za koszulkę, przysuwając blisko twarz do twarzy szatyna.

- Żyjesz tylko dzięki mojej lalce. Zapamiętaj to. - wysyczał, po czym puścił go niezbyt delikatnie, przez co chłopak znów upadł na plecy - I nie muszę dodawać, że nie jesteś już władcą Piekła. - oznajmił, wstając i otrzepując dumnie ciuchy z kurzu.

- DYLAN! - blondyn wyrwał się z ramion Scott'a, po czym pobiegł do szatyna, wtulając się w niego mocno.

Chłopak oddał uścisk równie mocno. Chwilę później spojrzał na piach z którego podniósł obroże. Odsunął od siebie nieznacznie blondyna, następnie zapinając mu ją ponownie na szyi. A gdy połączyli swoje usta, serce zaczęło bić mi szybciej od tego wzruszającego widoku.

- Zadowolony? - podszedł do mnie Lucy i widać było, że jest bardzo zły.

Będę musiał się nieźle nagimnastykować w łóżku, aby mu się odwdzięczyć.

- Tak, dziękuję. - posłałem mu niewinny uśmieszek.

- Fajnie. - skomentował ponuro - W takim razie wracamy do domu. - nakazał i w momencie, gdy złapał mnie za dłoń auto prowadzone przez Marcusa zahamowało z piskiem obok nas.

Z miejsca dla pasażera wyskoczył Connor i szybko podbiegł zasapany do Lucy'ego.

- Zmieniłem zdanie! Tu nie ma żadnych aniołów! Miałem zwidy! No cóż! Zdarza się! - skłamał, nie wiedząc, że Dylan wcześniej przyznał się co do aniołów i paktu.

- Przypomnij mi...po jakiego chuja ja cię mianowałem swoim szpiegiem? - westchnął Damon.

- Bo jestem super? - odpowiedział niepewnie Connor.

- Conny chciał powiedzieć, że rozmawialiśmy ze sobą szczerze i doszliśmy do wniosku, że Dylan z resztą zasługują na drugą szansę. - sprostował Marcus.

- I ją dostali. Co prawda, nie ja im ją dałem. - odrzekł, zerkając na mnie.

- Też cię kocham. - dałem mu buziaka w policzek - Wracajmy do domu. Zrobię ci relaksującą kąpiel. - zaproponowałem.

- Jeśli do niej dołączysz, to jestem za. - zgodził się.

Splotłem ciaśniej nasze dłonie i ruszyliśmy do samochodu zaparkowanego nie daleko za drzewami.

- Po chuj tu rosną kwiaty? - spytał obrzydzony.

- Wokół naszego domu także rosną jakbyś nie zauważył. Dokładnie od momentu, gdy wyznałeś mi po raz pierwszy, że mnie kochasz. - przypomniałem sobie.

- Kocham. - potwierdził - Nawet nie wiesz jak bardzo, lalka.

"Prowadź mnie przez noc.
Oddaj się ciemności.
Nie potrzebujemy światła.
Będziemy żyć po ciemnej stronie.
Widzę to!
Poczujmy to, gdy jesteśmy jeszcze młodzi i nieustraszeni.

Pozostaw światło.

Oddaj się ciemności."

😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈

W załączniku: Theo

Piosenka: Alan Walker - Dark Side

NOTKA OD AUTORA
No więc się powtórzę i napiszę to co kiedyś w Stay With Me....

NIGDY BYM NIE ZABIŁA DYLANA! W ŻADNYM FF!

Ave, Lucki!

😈🔨

Ps: Czy chcecie w dodatku "Jak Theo poznał Lucka" wątek też o tym jak Dylan dostał władzę i jak Brett wcześniej ją odrzucił? Bo nwm czy to ciekawe...xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro