????ROZDZIAŁ 58????
Perspektywa: Thomas
Siedziałem spokojnie przy stole w salonie, trzymając w rękach pięć kart. Były niezłe. Dwa asy, dwie damy i dziewiątka. Mogłem nimi wygrać. Podniosłem wzrok na przyjaciół i nie mogłem pojąć jak można być takimi debilami.
Brad rumienił się obficie na twarzy i starając się nie patrzeć na obrazki na kartach, wziął jedną z kupki tali leżącej obok, bo pewnie miał jakieś kiczowate rozdanie.
Brett natomiast zamiast grać, to piorunował Liama za każdym razem, gdy ten chciał podejrzeć swoje karty od drugiej strony.
A najgorszy to był Zane! Trzymał swoje karty obrazkami do siebie i każdy z nas widział, że miał w rękach króla, dziewiątkę, dwie dziesiątki i dame! On sobie po prostu oglądał obrazki!
Toć tu same zboki! Nie wytrzymam! Jak ja mam grać z nimi?!
- Pass. Mam same badziewie. - odezwał się Minho, rzucając swoje karty na stół.
- Ej, pokaż jakie masz obrazki! - zainteresował się Zane, zgarniając karty Minho i dołączając je do swoich (oczywiście obrazkami do siebie i znów każdy widział jego karty).
Scott zirytował się chyba za bardzo, bo walnął fioletowowłosego z otwartej dłoni w tył głowy tak mocno, że aż mu karty z rąk wypadły.
- Ała, kurwa! Czemu cały czas mnie bijesz?! - wkurzył się.
- Bo jesteś idiotą! - odpowiedział mu ze złością Scott.
- Nie no! Z wami się grać w ogóle nie da! - rzuciłem swoje karty na stół.
Okazało się, że na samej górze kart miałem jakiegoś kolesia z mocno rozłożonymi nogami.
- Wow...- wyszeptał Zane z zachwytem, po czym wziął wspomnianą kartę do ręki - Umiesz tak, Scotty? - spytał, patrząc na ciemnowłosego chytrze.
- Dość tego! Teraz cię zabiję! - wykrzyczał Scott i zaczął szarpać się z Zane'm.
- Ehhh...- westchnąłem, opierając głowę o rękę.
A to miała być taka fajna gra...
- W sumie...- zaczął Liam, biorąc w dłoń kartę o którą wkurzył się Scott - Ja chyba mógłbym rozłożyć tak nogi. - stwierdził, na co Brett siedzący obok upuścił swoje karty i zaczął kasłać.
- Zgorszę się przy was! - prychnął Brad, krzyżując ręce na piersi.
- To chyba dobrze. - skomentował Minho, a niebieskooki oblał się rumieńcem.
- Ludzie! Mamy poważny problem! - do salonu wpadł Dylan, a jego mina mówiła sama za siebie.
Każdy spojrzał na niego z uwagą i nawet Zane ze Scott'em przestali się szarpać ze sobą.
- Connor i Marcus uciekli z lochów. - powiadomił.
- Uciekli? Ale jak? - zdziwił się Brett.
- Ktoś im pomógł i wyrwał kraty. - wyjaśnił.
- Tylko kto? - zastanawiał się Brad, wciąż uważając by nie zerknąć na karty na stole.
Dokładnie po jego pytaniu usłyszeliśmy gwizdanie, dochodzące z dworu.
Wstałem powoli i podszedłem do okna. Przed domem stał Lucyfer, a zaraz za nim jakiś chłopak.
Poczułem szarpnięcie w tył i Dylan odciągnął mnie od okna.
- To Lucek i Theo. Raczej wiemy po co tu przyszli. - prychnął szatyn, po czym spojrzał na nas - Idźcie po Nate'a i Cody'ego. - nakazał - Ja pójdę przed dom. - oznajmił.
- Nie pójdziesz sam. - odparł Zane.
- Właśnie. - zgodził się z nim Brett.
- Pójdziemy wszyscy. - zdecydował Scott.
- Mowy nie ma! - zakazał szatyn.
- Nie masz nic do gadania. - w salonie pojawił się Nate, trzymając za rękę zarumienionego Cody'ego.
Dylan spojrzał na mnie błagająco. Wiem, że obiecałem mu, że zabiorę wszystkich i uciekniemy, ale kłamałem i nigdy nie zamierzałem go zostawiać na pastwę Lucka.
- Więc chodźmy. - zdecydowałem, a reszta przytaknęła, na co Dylan nie był zbyt zadowolony.
- Dobra, ale gdy tylko sytuacja stanie się niebezpieczna, uciekacie, rozumiecie? - burknął i jako pierwszy wyszedł z domu, a zaraz za nim, my.
Złapałem kontakt wzrokowy z Brett'em i już wiedziałem, że chłopak na pewno nigdzie nie będzie uciekał. Ja tak samo. W ostateczności każemy Nate'owi i Minho zabrać Brada oraz Cody'ego. Oni są zbyt delikatni i mogłoby coś im się stać.
Dylan zatrzymał się jakieś trzy metry przed Lucyferem. My także przystaliśmy za nim.
- Widzę, że rodzinka w komplecie. - skomentował Damon - Ale już bez zbędnych słów...Zane, Scott i Minho, zapraszam. - wskazał na miejsce obok Theo.
Żaden z wymienionych nie ruszył się. Zastanawiałem się co mężczyzna może chcieć od nich.
- Oni nigdzie z tobą nie pójdą. - oznajmił złowrogim głosem szatyn.
- Więc przynajmniej niech się odsuną. - przewrócił oczami Lucyfer.
- Po co mamy to robić? - zapytał hardo Scott, krzyżując ręce na piersi, na co Zane wyszedł lekko przed niego, chcąc zasłonić go swoim ciałem.
- Bo nie chcę was uszkodzić. A teraz bądźcie grzecznymi chłopcami i się odsuńcie. - nakazał.
- Zrób to, Zane. - polecił Theo, patrząc ciepło na przyjaciela.
Fioletowowłosy spojrzał na Dylana, a gdy otrzymał od niego skinięcie głowy, wziął wyrywającego się Scott'a za ramię i ustał koło Theo. Wiedziałem czemu szatyn na to przystał. Przynajmniej oni są teraz bezpieczni.
- Minho? - poganiał go Lucek.
- Nie dołączę do ciebie. - powiedział głosem nie przyjmującym sprzeciwu i złapał Brada za rękę.
- Jak chcesz. - wzruszył ramionami - Pamiętaj, że dałem ci szansę. - upomniał, po czym jego wzrok spoczął na Dylanie - A więc podsumujmy...podpisałeś pakt o pokój z Michaelem bez mojej zgody oraz wpuściłeś do mojego Piekła anioły. Wiesz co cię za to czeka? - spytał.
- Pewnie śmierć. - prychnął szatyn.
- Zgadłeś. - uśmiechnął się Damon.
- Z punktu prawa Dylan nie zrobił nic złego. - odezwał się Brett - Oddałeś mu władzę i miał prawo zrobić z nią co chce. Ty już nie masz tu nic do gadania. - stwierdził.
- A przypomnieć ci co mi obiecywał, gdy dawałem mu władzę? - Lucyfer uniósł jedną brew w górę.
- Że będę prowadził wojnę z aniołami i zabijał każdego z nich, który stanie mi na drodze. - westchnął szatyn - I to robiłem. Do teraz. Masz rację. Jestem winny. Nie wywiązałem się z umowy. Ale oni nie mają z tym nic wspólnego. - wskazał na nas - Ja sam podpisałem ten pakt. Ja sam zabrałem anioły z Nieba i przyprowadziłem tutaj. Chcesz kogoś ukarać? Ukaż tylko mnie. - nakazał.
Serce zaczęło bić mi jak szalone w piersi ze strachu. Chciałem coś zrobić, coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Byłem tylko zwykłym aniołem, a przed sobą miałem Lucyfera, który był potężny i przez to nie miałem jak ochronić swojego szatyna.
- To tak nie działa, Dyl. - zaśmiał się Damon - Ale jeśli to ma cię uspokoić, to zdradzę ci, że Brett'a również zostawię przy życiu, chociaż nie za bardzo jestem z tego powodu zadowolony, ale ktoś musi objąć władzę po tobie. - wyjaśnił.
- Chyba cię popierdoliło. - skomentował Brett, patrząc z nienawiścią na Lucyfera.
- Dobra, koniec tych pogawędek. Znudziło mnie to już. - westchnął, po czym w jego dłoni pojawiła się jasna kula światła.
Rzucił ją prosto na nas. Na szczęście każdy schylił się w dobrym momencie i kula trafiła prosto w ścianę domu. Gruz nieznacznie przysypał rozwalone auto Connora.
I gdybym wiedział wtedy, że to nie miało nas zabić, a tylko odwrócić uwagę...
Spojrzałem na Dylana w momencie, gdy szarpał się on z Lucyferem. To działo się tak szybko. Szatyn nieźle blokował ciosy i nawet parę razy udało mu się uderzyć Damona w twarz. Przez sekundę nabrałem nadziei, a potem wszystko rozsypało się jak domek z kart.
Nikt nie zdążył zareagować, wytrącony z równowagi tą kulą. I w momencie, gdy ręka Lucyfera wbiła się w klatkę piersiową Dylana, a on sam znieruchomiał, patrząc mu niedowierzająco w oczy, a potem Damon wyrwał jego serce, poczułem jak jednocześnie wyrywa moje.
Dylan upadł na ziemię tuż przy nogach uśmiechniętego Damona.
- NIE! - wykrzyczał Brett, podbiegając do Lucyfera.
Chłopak złapał go mocno, po czym rzucił nim z wielką siłą w ścianę domu, która już doszczętnie runęła, zasypując przód auta Connora gruzem oraz samego Lucyfera.
- Lucy! - krzyknął Theo ze strachem, a zaraz potem został popchnęty przez Zane'go, który podbiegł do Dylana.
Ja również od razu zerwałem się do biegu i upadłem przy ciele szatyna.
- Dylan? - wyszeptałem ze łzami w oczach, biorąc w dłonie jego twarz.
Szatyn zamrugał kilka razy, patrząc na mnie, a potem zaczął pluć krwią.
Czułem całym sobą, że równocześnie umieram teraz razem z nim.
"Jak mogę to powiedzieć bez załamania się?
Jak mogę to powiedzieć bez zrzucenia tego?
Jak mogę to ubrać w słowa?
Kiedy to niemal za dużo już tego dla mojej samotnej duszy.
Kochałem, i kochałem i cię straciłem.
Kochałem, i kochałem i cię straciłem.
Kochałem, i kochałem i cię straciłem.
I to boli jak cholera.
Tak, boli jak cholera."
😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈
W załączniku: Dylan
Piosenka: Fleurie - Hurts Like Hell
NOTKA OD AUTORA
Nie zabijajcie mnie?
Ave?
😈🔨😭
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro