🔯ROZDZIAŁ 47🔯
Perspektywa: Thomas
Zdążyłem się ubrać, gdy w drzwiach gabinetu ustał nagle Nate. Zamarłem, kiedy chłopak ze zdziwieniem oblukał całe pomieszczenie. Dylan na szczęście także zdążył się ubrać i nawet zmyć moją spermę z biurka, ale nadal mebel stał krzywo pod ścianą, a wokół na podłodze walały się kartki.
- To widzę, że nieźle się tu bawiliście. - skomentował czarnowłosy, a ja natychmiast spaliłem buraka.
- Nie interesuj się. - prychnął szatyn - Czego chcesz? - spytał mało przyjemnie.
- Wróciłem z Cody'm ze spaceru i dziwi mnie czemu w domu panuje taka cisza. - wyjaśnił.
- Zamknąłem wszystkich w lochach. Wkurwili mnie. - wzruszył ramionami.
Zrobiłem wielkie oczy i wlepiłem je w Dylana.
- CO ZROBIŁEŚ?! - wybuchłem.
- Należało im się. - burknął cicho.
- Masz natychmiast ich wypuścić! - nakazałem.
- Scott z Zane'm rozpierdolili samochód na ścianie! - wytknął.
No w sumie...im to może się trochę należało parę godzin w lochach. Przynajmniej wytrzeźwieją.
- A reszta? - spytałem, krzyżując ręce na piersi.
- Brett mnie uderzył, Liam za głośno darł mordę, Brad postawił mi to coś na biurku...- wskazał na stokrotki w doniczce - I wszedł tutaj bez pozwolenia, Connor chciał was wydać, Marcus chciał być z Connorem, więc spełniłem jego prośbę, a Minho się tak jakoś napatoczył i tak wyszło, że też tam siedzi. - wyjaśnił przejętym głosem Dylan - A dodatkowo Scott rzucił we mnie pająkiem! - dodał z oburzeniem.
Pokręciłem głową. Dylan zachowywał się czasami jak małe, rozwydrzone dziecko.
- Nie obchodzi mnie co ci zrobili! To moi przyjaciele i nikt nie ma prawa ich zamykać w lochach! - oznajmiłem z determinacją.
- Wiecie co? Zamiast się kłócić, zróbcie walkę w kisielu. Będzie co oglądać przynajmniej. - zaproponował nam Nate z uśmiechem.
- Kisiel to ty będziesz miał w gaciach zaraz. Czego się w ogóle tak szczerzysz? - wkurzył się szatyn.
- Bo jestem szczęśliwy. - wyznał.
- Och, mały Cody odwzajemnił twoje uczucia? - skomentował chamskim tonem.
- A żebyś wiedział. Pewnie jesteś zazdrosny, co? - stwierdził Nate, patrząc wyzywająco na Dylana - Twoich nikt nie odwzajemnia. - dodał, wychodząc z pomieszczenia.
Spojrzałem na szatyna i przez chwilę zdawało mi się, że słowa Nate'a dotknęły Dylana, ale chłopak zadarł głowę do góry i nie okazał żadnych emocji.
No tak...bo on ich nie ma.
- Idziemy do lochów. - zdecydowałem, robiąc krok w stronę drzwi.
- Jeszcze ci mało, Tommy? - usłyszałem jego zmysłowy głos za plecami.
- Do lochów, aby uwolnić przyjaciół. - sprostowałem.
- I tak wiem, że chciałbyś, żebym cię przykuł do ściany i wykorzystał na różne sposoby. - zamruczał, przechodząc obok mnie.
Pfff! No chyba nie!
A może trochę...
Odepchnąłem wszystkie nieprzyzwoite myśli i ruszyłem za szatynem. Gdy dotarliśmy pod cele, panował tam istny chaos. Marcus z miną pedofila uśmiechał się do przerażonego Connora, Liam i Brett się kłócili, Zane z niepokojem patrzył na rękę Brett'a, którą wymachiwał i trzymał w niej pająka, Scott siedział w kącie, obejmując nogi ramionami, a Brad próbował nieudolnie podrywać Minho.
- Minho? Zimno mi. Przytulisz mnie? - spytał przyjaciel, robiąc słodkie oczka.
- Anioły nie odczuwają różnicy temperatur. - chłopak spojrzał na niego ze zdziwieniem.
Brad zrobił obrażoną minkę i tupnął nogą.
- Ciesz się, że mi zależy na tobie! W przeciwnym razie, już dawno bym cię zajebał! - wydarł się Brett.
- Chyba ja ciebie prędzej, jełopie! - odpowiedział mu Liam.
- POMOCY! To jakiś psychol! - wykrzyczał Connor błagalnie.
- Zamknijcie się do cholery! - nakazał im Dylan - Wy! - wskazał na Scott'a i Zane'go - Jeszcze raz się ućpacie jakimś gównem, to was wypierdolę z domu! - zagroził, po czym otworzył ich drzwi od celi, aby wyszli - A wy przestańcie drzeć pizdę i w dupie mam te wasze zasrane zwierzątka! - oznajmił ze złością, także otwierając kratę, ale dodatkowo teleportując Brett'a do siebie, bo i tak nie mógłby wyjść poza obszar pentagramu na suficie - Natomiast ty! - wskazał na Brada - Nie widzisz, że tu kurwa nikt nie lubi różowego koloru?! - spytał, ale również uwolnił go oraz Minho.
- A ja co zrobiłem? - zaciekawił się ten ostatni.
- Bo zaraz cię tu zostawię! - zagroził, na co Minho posłusznie wyszedł z celi.
Dylan ruszył w stronę schodów na górę, omijając celę z Marcusem i Connorem.
- Ej! A ja?! - zatrzymał go - Proszę, ten koleś dziwnie się na mnie patrzy, a już nie wspomnę jak przejebane mam u niego! - lamętował.
- Oj masz przejebane. - potwierdził Marcus z uśmiechem.
- A co mnie to obchodzi? Chciałeś nas wydać Luckowi. Siedź se tutaj. Mogę co najwyżej wypuścić Marcusa. - stwierdził szatyn.
- Nah, mi tu dobrze. - machnął ręką mężczyzna.
- Co? Wydać Luckowi? Nie, nie zrobiłbym tego. - wymamrotał nerwowo Connor - W sumie to lubię anioły. Naprawdę. - uśmiechnął się niewinnie.
- Tsa, a ja jestem dobrem i światłością. - przewrócił oczami Dylan i zostawił Connora w celi.
Także podążyłem za nim oraz przyjaciółmi. W salonie zastaliśmy Cody'ego, który z zainteresowaniem łączył ze sobą jakieś kabelki od kamer do wielkiego pudła, zwanego w świecie ludzi, telewizorem. Szczerze dziwiło mnie, że Cody zna się na takich rzeczach. Chociaż w sumie bardzo interesował się kiedyś życiem na Ziemii i może stąd wie jak obsługiwać te skomplikowane urządzenia.
- Kruszynko, wątpię, że to działa. W ogóle skąd to tutaj? - zdziwił się Nate, leżący na kanapie.
- Connor zostawił. - odrzekł Dylan, następnie podchodząc do przyjaciela i kopiąc go w nogę, aby się przesunął.
Nie rozumiem...przed chwilą się pokłócili i tak bez słów wyjaśnienia się godzą? Naprawdę dziwna jest przyjaźń demonów.
- Fajnie, więc skoro jestem wolny to idę sobie...- zaczął beznamiętnie Scott.
- Ej! To chyba monitoring z jego samochodu! - przerwał mu Cody.
Rzeczywiście na ekranie pojawił się Connor, śpiewający, a raczej drący japę do jakiejś piosenki.
- Błagam! Już się wystarczająco nasłuchałem tego idioty, gdy nas wiózł do Góry Śmierci. - jęknął cierpienniczo Liam.
- Może tu być coś ważnego. - stwierdził Nate - Przewiń do przodu. - nakazał fiołkowookiemu.
- Nie! Wątpię, że coś tam jest! Najlepiej weźmy to spalmy czy coś albo...- zaczął szybko Zane, po czym zakrył sobie twarz dłońmi.
- "Nie przestawaj, Scotty".
Otworzyłem szeroko buzię z szoku. Spojrzałem na przyjaciela, a ten jakby znieruchomiał i na twarzy był bardziej czerwony niż Cody kiedykolwiek. Brad złapał się za serce, Brett powstrzymywał się od tego, aby nie wybuchnąć śmiechem, a reszta po prostu patrzyła tępo w ekran z szokiem.
- Emmm...- spanikował fiołkowooki i chciał wyłączyć nagranie, ale bardziej je przewinął do przodu, gdzie Zane uczył Scott'a jeździć i wspólnie śmiali się co będzie, gdy Dylan dowie się, że wjebali mu samochód do rowu i zostawili cholera wie gdzie na polu.
Zerknąłem niepewnie na szatyna, który wręcz gotował się ze złości.
Scott w końcu oprzytomniał i zerwał się, biegnąc zapewne gdzieś się ukryć z zażenowania i pobyć sam.
- Scotty! - krzyknął za nim Zane.
To się porobiło...
😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈
W załączniku: Brett
NOTKA OD AUTORA
Odpowiedź D była poprawna 😏
Nwm jeszcze jak to rozegrać, więc nie ma pytań dziś;*
Ave!
😈🔨
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro