Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🔯ROZDZIAŁ 38🔯

Perspektywa: Scott

Wszedłem do pokoju, próbując ignorować ten cały róż wokół. Nie, że nie lubiłem tego koloru, ale Brad zdecydowanie z nim przesadzał.

Ubrałem na siebie szybko czarne rurki oraz ciemną koszulę, której rękawy podwinąłem do łokci. Poprawiłem trochę włosy i wyszedłem na korytarz, uprzednio chowając do kieszeni posklejaną mapę Piekła. Myślałem przez chwilę czy nie zostawić jakiegoś listu dla przyjaciół, ale wydaje mi się to zbędne. Będą wiedzieli dlaczego uciekłem.

W salonie oprócz czekającego na mnie Zane'go, był także Brad, patrząc niepewnie na Minho, który siedział na kanapie ze szklanką jakiegoś alkoholu, oraz to co bardzo mnie zdziwiło, był tu również ten gościu co nas podwiózł.

- I kumasz, że nie chciała sprzedać mi tych muszelek? Wkurzyłem się na maksa. Wróciłem tam po jakimś czasie i wysadziłem jej sklep. - mówił Connor, kiedy podszedłem do Zane'go.

- Wow! - fioletowowłosy przewrócił oczami, po czym spojrzał na mnie z ulgą - W końcu. Idziemy stąd. - nakazał.

- BRAD! - odwróciłem się na głośny krzyk Brett'a, który zaraz potem wpadł do salonu - Dlaczego Stasiek jest różowy?! - spytał ze złością.

- Upiększyłem go. Namalowałem mu tylko zygzak mazakiem. - wyjaśnił cicho przyjaciel.

- Oddawaj te mazaki! - rozkazał Brett.

- Nie! Mowy nie ma! - uparł się niebieskooki.

- Ej! Spokojnie. - wtrącił Minho, wstając z kanapy i stając pomiędzy chłopakami - Myślę, że da się to jakoś...- urwał i spojrzał ze zdziwieniem na Brada - Czy ty pachniesz spirytusem? - spytał, na co mój przyjaciel zarumienił się na twarzy.

Zaraz potem Zane pociągnął mnie za ramię i musiałem opuścić salon.

Po drodze spotkaliśmy idącego w przeciwną stronę Liama z bardzo wkurzoną miną, który trzymał w ręku kawałek materiału ubrudzonego lekko na różowo.

- Wszystko w porządku? - zmartwiłem się.

- Idę powiedzieć Kotlecikowi, że ten mazak nie chce zejść ze Staśka. - westchnął ciężko.

- Spróbuj rozpuszczalnikiem. - zażartował Zane, ale Liam chyba nie skumał.

- O! Co racja to racja! - ucieszył się i zanim zdążyłem mu wyjaśnić, że szarooki żartował, już go nie było.

- Biedny Staś. - mruknął pod nosem Zane, kontynuując marsz.

Zjechaliśmy windą w dół. Pierwszy raz byłem tutaj, a zdążyłem zwiedzić już sporo pomieszczeń w tym pałacu.
W wielkiej hali stało kilka aut i motorów. Demon podszedł do jednego z czarnych, sportowych samochodów i otworzył mi drzwi, następnie bez słowa zasiadając za kierownicą. Zająłem swoje miejsce i przez całą drogę milczałem, patrząc w okno. Zane jechał trochę za szybko, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. W sumie lubiłem szybko się przemieszczać. Pamiętam jak robiliśmy sobie wyścigi z innymi aniołami w pałacu Michaela i zawsze wygrywałem. Miałem po prostu niesamowitą zdolność szybkiego latania, które dobrze wyćwiczyłem.

Wjechaliśmy do jakiegoś miasta. Było tu bardziej ponuro niż przy pustkowiach. Nie czułem się tutaj bezpieczny. Serce zaczęło bić mi szybciej z nerwów. Fioletowowłosy zatrzymał auto przy jakimś budynku z którego było słychać głośną i dziwną jak dla mnie muzykę. Nigdy takiej nie słyszałem. Była zdecydowanie za szybka niż ta którą znałem do teraz.

- Gdy wejdziemy, każdy idzie w swoją stronę i udajemy, że się nie znamy. - oznajmił beznamiętnie.

I mimo, że taki przebieg spraw działał na plus dla mojej ucieczki, to i tak zrobiło mi się trochę przykro.

Nic nie mówiąc, opuściłem auto i podążyłem za chłopakiem do budynku. Gdy przekroczyłem próg uderzył we mnie głośny gwar. Po środku tańczyło naprawdę sporo osób.

- Baw się dobrze! - krzyknął mi do ucha Zane - Jeśli w ogóle potrafisz! - dodał chamsko i odszedł w kierunku jakiejś grupki chłopaków.

Nie zwracając uwagi na otoczenie, ruszyłem przez tłum. Postanowiłem trochę poczekać i dopiero wtedy wyjść z klubu. Ustałem przy dużej ladzie za którą stał mężczyzna z wieloma kolczykami na twarzy. Nalewał alkohol do szklanek i podawał różnym osobom.

- Hej. - usłyszałem przy uchu i odwróciłem w stronę jakiegoś chłopaka.

Był wyższy ode mnie. Włosy miał w różnych kolorach, zaczynając od czarnego, czerwonego, rudego i kończąc na blondzie. Oczy natomiast miał w bardzo ciemnym kolorze brązu.

- Śliczny z ciebie chłopaczek. - stwierdził, mocno naruszając przy tym moją przestrzeń osobistą - Mam pokój w tej spelunie. Idziesz? - zaproponował, łapiąc mnie za biodro.

- Nie, dzięki. - odpowiedziałem, próbując się odsunąć, ale chłopak skutecznie mnie do siebie przycisnął - Puszczaj! - wykrzyczałem.

- Och, patrzcie jaki wstydliwy. - zaśmiał się.

Szykowałem się do zadania ciosu, ale nagle ktoś odepchnął ode mnie tego natarczywego demona. Spojrzałem z niedowierzaniem na Zane'go, który piorunował kolorowowłosego wzrokiem.

- Powiedział, że nie chce nigdzie z tobą iść. Nie rozumiesz i trzeba ci to wytłumaczyć jaśniej? - spytał ze złością.

Chłopak tylko prychnął i odszedł. Poczułem ulgę, ale tylko lekką, bo nadal tutaj byłem, a to miejsce nie podobało mi się wcale, a demony tutaj jeszcze bardziej.

Przykleiłem swój wzrok do Zane'go. Był tu jedynym którego znałem jako tako i czułem się troszkę bezpieczniej z nim u boku. Poza tym uratował mnie przed chwilą od tego napaleńca.
Szarooki oparł się o bar i wypił naraz kieliszek jakiegoś alkoholu. Ustałem obok, na co spojrzał na moją twarz.

- Zdecydowanie nie umiesz się bawić. Wyglądasz jak wystraszone dziecko. Masz, napij się. - powiedział, przysuwając mi pełny kieliszek.

Od razu pokręciłem przecząco głową.

- Nie, dzięki. W przeciwieństwie do ciebie, ja jestem odpowiedzialny. - oznajmiłem.

No oprócz jednego razu, gdy upił mnie Minho...

- O ja pierdole. - załamał się - Co z tobą nie tak? - spytał z pretensją.

- A z tobą? Najpierw mówisz, że mamy udawać, że się nie znamy, a potem i tak przyłazisz. - wytknąłem.

- Uratowałem ci dupę. Gdyby nie ja, byłbyś w tej chwili gwałcony. Powiem szczerze...nie lubię cię, no po prostu nie znoszę. Chciałem żebyś się wyluzował, bo jesteś okropnie wkurwiający, ale nigdy nie pozwoliłbym, aby jakiś frajer cię wykorzystał. - wyznał, wypijając zawartość mojego kieliszka.

- Dałbym sobie z nim radę. Miałem mu przywalić, ale się zjawiłeś. - burknąłem - Ale dzięki i tak. - dodałem ciszej i nie byłem pewien czy usłyszał przez głośną muzykę.

Rozejrzałem się dookoła, rozmyślając nad tym jak wymknąć się Zane'mu i nagle zauważyłem coś bardzo oczywistego.

- Koleś, tu są sami kolesie. Chyba jesteśmy w klubie dla gejów. - powiedziałem.

- Wow! Naprawdę? - spytał z sarkazmem - Poza tym po co mówisz "gejów"? To nazwa ludzka, a my się nie ograniczamy i każdy o tym wie. - przewrócił oczami.

- Skąd w ogóle przyszło ci do głowy mnie tu zabierać? Może wolę bardziej dziewczyny? - skrzyżowałem ręce na piersi.

Demon spojrzał na mnie od góry do dołu.

- Wątpię. - stwierdził.

Miałem zaprzeczyć, ale nagle zobaczyłem tego kolesia z kolorowymi włosami, idącego wprost na nas ze sporą grupą napakowanych chłopaków.

- Emmm...Zane? Odwróć się. - nakazałem ze strachem.

Fioletowowłosy zrobił co powiedziałem, po czym złapał mnie za dłoń.

- Okej. Spadamy. - zdecydował, ciągnąc mnie przez tłum ludzi na parkiecie.

Jak szaleni wypadliśmy z klubu i wbiegliśmy w uliczkę obok. Zane wybuchł śmiechem, gdy tylko się zatrzymaliśmy.

- Z czego rżysz? Mogli nas pobić albo zabić! - ochrzaniłem go.

- Mnie by pobili i zabili, ciebie to by najpierw zgwałcili, a potem zabili. - zachichotał.

Zrobiłem obrażoną minę i wyrwałem rękę z jego uścisku.

Chłopak nie przejął się tym, tylko usiadł na murku i wyjął z kieszeni papierosa oraz zapalniczkę.

- Siadaj. - wskazał miejsce obok siebie - Nie chciałeś pić, to masz to. - podpalił papierosa i podał mi.

W sumie od tego nic mi się nie stanie, a on może w końcu się odwali.

Przyjąłem fajkę i usiadłem obok Zane'go. Zaciągnąłem się dymem. Smakował bardzo dziwnie. Wiem jaki zapach ma tytoń, bo Michael palił od czasu do czasu.

- Co to jest? - zdziwiłem się.

- Zioło. - wzruszył ramionami, a ja myślałem, że go zabije w tej chwili.

- Czy ciebie powaliło? Dałeś mi zioło?! - wybuchłem.

- Nie pierdol, tylko pal. - odrzekł.

- Nie chcę tego! - wcisnąłem mu w rękę tlącego się skręta.

- Bosz, jaki ty jesteś nudny. - westchnął.

Spojrzałem na niego i miałem ponownie ochrzanić, ale zamiast tego się roześmiałem. Nagle poczułem się szczęśliwy i nie mogłem przestać się uśmiechać.
Zane widząc to, także uniósł swoje kąciki ust w górę.

- To może jednak się skusisz? - zapytał, wyciągając w moją stronę skręta, przed tym sam się zaciągając.

W sumie to czemu nie?

Jestem taki szczęśliwy! Kocham życie!

Przyjąłem fajkę i takim sposobem wypaliliśmy ją całą na zmianę.

- Ej! Pojedźmy gdzieś! - wykrzyczałem, zeskakując z murku.

- A jak się zgubimy? - zaśmiał się Zane.

- Mam mapę! - wyjąłem wspomnianą rzecz z kieszeni.

- Po co nosisz przy sobie mapę? - spytał, zschodząc z murku.

- Bo uciekam. Na Ziemię. - wypaplałem.

Zane patrzył na mnie przez chwilę, po czym wybuchł śmiechem, a ja zaraz po nim.

- Ty ułomny głupku! Oddawaj to! - nakazał wesoło, następnie zabierając mi mapę - To gdzie jedziemy? - zastanawiał się, przyglądając kartce - Kurdę, czaisz coś z tego? Bo mi za bardzo obraz się pierdoli przed oczami. - stwierdził.

- Będę nawigatorem! - ucieszyłem się.

- Zgoda! - przytaknął i pociągnął mnie za sobą w stronę auta - A tak w ogóle to czemu ta mapa jest taka rozjebana? - zapytał po chwili.

- Wycinałem sobie kwiatki. - odparłem z uśmiechem.

- Ehh, czasami mam wrażenie, że nadajesz się na topsa, ale chyba jednak jesteś bottom. - westchnął.

- Co? - niezrozumiałem.

- Sprzęgło. Trzymaj tą mapę i mnie nawiguj. - nakazał, gdy wsiedliśmy do auta.

Spojrzałem na mapę.

Te niebieskie kreski to droga? A te czarne to pewnie rzeki?

A w sumie, kit z tym!

- Skręć w prawo. - nakazałem, kiedy wyjechaliśmy z miasta.

- Tu nie ma żadnej drogi, Scotty. - oznajmił.

- Emm...to nie wiem. Jedź na przełaj? - zaproponowałem niepewnie.

Zane wzruszył ramionami i zjechał z drogi na pole.

Spojrzałem znów na mapę.

Poczekaj....gdzie my właściwie jesteśmy?

A w sumie...kit z tym!

- To teraz gdzie? - spytał, gdy znaleźliśmy się na jakimś pustkowiu.

- Nie wiem. Zgubiłem się. - wyznałem niewzruszenie.

- Okej. To jadę dalej. - wzruszył ramionami.

Nagle autem szarpnęło mocno i od razu zgasł silnik.

- Hmmm...myślę, że wpierdoliliśmy się właśnie do jakiegoś rowu. - wyznał Zane, po czym wybuchł śmiechem.

Ta sytuacja rozśmieszyła i mnie, chociaż w sumie to cały czas się śmiałem i nie wiedziałem do końca z czego tak naprawdę.

Szarooki ciągle chichotając wyjął z kieszeni kolejnego skręta. Podpalił go i zaciągnął się dymem, po czym spojrzał na mnie. Chwycił mnie pod brodę, przysuwając twarz do mojej. Muskając leciutko nasze usta, wpuścił mi dym prosto do buzi. Zaraz potem roześmialiśmy się.

Kiedy w końcu po dłuższej chwili mój motoryczny śmiech przeszedł w cichy chichot, rozejrzałem się po okolicy.

- Ej, a tak w ogóle to jak wrócimy do domu? - spytałem.

Zane zamyślił się nad moim pytaniem.

- Za chuja nie wiem. - odpowiedział po jakichś pięciu minutach.

- A to spoko. - uśmiechnąłem się, nie kontaktując z rzeczywistością - Ładnie ci w tych włosach, wiesz? - powiedziałem, zaciągając się dymem, gdy po raz kolejny Zane wpuścił mi go do ust.

- Dziękuję, Scotty. - odparł słodkim głosem i przygryzł mi dolną wargę.

Zachichotałem, odsuwając się nieznacznie.

- Co robisz, głupku? - skarciłem go.

- Nie moja wina, że po ziele jestem napalony. - wzruszył ramionami - I upalony. - dodał.

Wybuchłem śmiechem na jego słowa.

- Ty się nie śmiej! To poważna sprawa! - ochrzanił mnie - Miałem poznać dziś kogoś fajnego, a przez ciebie i tego zboczonego, kolorowowłosego chuja zostałem na lodzie! - poskarżył się - A nie. Nawet na lodzie nie zostałem. - stwierdził po chwili.

- Czemu moja wina? Winny jest tylko ten zboczony, kolorowowłosy chuj! - oburzyłem się.

- Twoja! Bo masz za uroczą twarz i przyciągasz do siebie zjebów! - oznajmił.

- Sam jesteś zjebem! - wypaliłem zanim pomyślałem co mówię.

- No w sumie...mogę być. - stwierdził z zamyśleniem, po czym wyrzucił niedopałek skręta przez okno.

Spojrzał na mnie i znów chwycił pod brodę, po czym złączył nasze usta. Od razu poczułem jego język w buzi. Całował mnie natarczywie. Przechyliłem odrobinę głowę na bok, kładąc dłoń na policzku chłopaka i zaczynając go delikatnie po nim gładzić. Jednocześnie oddałem pocałunek tak, aby zmniejszyć tempo, co po chwili mi się udało. Teraz całowaliśmy się namiętnie i leniwie, co mi bardziej odpowiadało.

Po dłuższej chwili powoli rozłączyliśmy nasze wargi. Zane spojrzał mi w oczy.

- Nigdy nikt nie całował mnie tak delikatnie. - wyznał.

- Cóż, ja przyciągam zjebów, a ty jakichś niewyżytych psychopatów. - zaśmiałem się.

- Czemu nazywasz siebie niewyżytym psychopatą? - spytał cwaniacko.

- A pierdol się! - wybuchłem i otworzyłem drzwi, po czym wysiadłem z auta - Chodź lepiej do domu. Muszę dokończyć "Igrzyska Śmierci", bo nie wiem czy Katniss będzie z Peetą czy Gale'm. - oznajmiłem.

- Tego dowiesz się dopiero w ostatniej części. - wyspoilerował, także wychodząc z samochodu.

- Jak mogłeś?! - złapałem się za serce.

- Przecież nie powiedziałem nic takiego! Gorzej byłoby gdybym powiedział, że Gale na końcu wyjedzie, a Katniss będzie z Peetą! - wykrzyczał.

- Ty chuju! - rzuciłem się na niego, przez co wpadliśmy do rowu w którym utknęło auto.

Zaczęliśmy się śmiać obydwoje i naprawdę w tej chwili nie wiedziałem czy kiedykolwiek czułem się lepiej.

Nagle Zane spoważniał.

- Kurczę. Mamy przejebane, bo w sumie to nie jest to moje auto tylko Dylana. - wyznał.

Spojrzałem to na niego, to na samochód, który przód miał w rowie, a tył wysiał lekko w powietrzu.

- Może się nie skapnie. - machnąłem ręką.

- Możliwe. Ale jakby co to nic nie wiemy. - odrzekł i wstał z ziemi - To co? Idziemy do domu? - spytał, wyciągając dłoń w moją stronę.

- Jasne. - złapałem go za nią i także wstałem na nogi.

Zrobiliśmy krok naprzód i zatrzymaliśmy jednocześnie.

- W którą stronę? - spytaliśmy naraz.

Nosz cholera! Zapomniałem, że się zgubiliśmy!

😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈

W załączniku: Scotty oraz Kailee Morgue - Fuck You

NOTKA OD AUTORA
Odpowiedź C była prawidłowa 😂

Co się stanie w następnym rozdziale?

a) seksy Dylmasa

b) seksy Dylmasa

c) seksy Dylmasa

d) seksy Dylmasa

Ave!

😈🔨❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro