🔯ROZDZIAŁ 22🔯
Perspektywa: Liam
Patrzyłem z założonymi rękami jak Brecik Kotlecik odkłada z powrotem węża do akwarium.
- Okej, to teraz porozmawiamy. - zapowiedział, zamykając wieko i odwracając się w moją stronę - Tylko bez krzyków, dobra? - dodał szybko.
- Zastanowię się. - burknąłem, na co Brett westchnął.
- Słuchaj, ja wiem, że złościsz się, bo chcesz wrócić do domu, a nie możesz. Rozumiem to, naprawdę. Ten świat nie jest dla ciebie. - oznajmił spokojnym głosem.
- A co ty niby możesz o tym wiedzieć? - prychnąłem.
- Wiem bardzo dużo. - odrzekł.
- Nic nie wiesz! - wybuchłem - Nie wiesz jak to jest, gdy znienacka odbierają ci dom i wszystko co kochałeś! Z pięknego, kolorowego i wspaniałego miejsca trafiasz do ponurego, zasyfiałego gówna! Nigdy już nie zobaczę kwiatów! Nie dotknę rosy na zielonej trawie! A najgorsze w tym pierdolonym Piekle jest to, że nie ma tu słońca! Nawet nie wiesz jakim cudownym widokiem jest zachodzące słońce! Dla was liczy się tylko ciemność, smutek, cierpienie i śmierć! - wykrzyczałem.
Brett patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu, jakby analizując moje słowa i zastanawiając się co odpowiedzieć.
- Nie osądzaj mnie na starcie, Liam. - powiedział w końcu, a mnie przeszedł lekki dreszcz, gdy wypowiedział moje imię.
Cały czas zwracał się do mnie "Sezamku", do teraz.
- I może w to nie uwierzysz, ale doskonale wiem jak się czujesz. - wyszeptał ledwo, jakby nie miał ochoty o tym gadać, po czym odwrócił się plecami do mnie i oparł rękami o szafkę na której trzymał te swoje paskudztwa.
Szczerze zaciekawiło mnie to, co chłopak chce przez to powiedzieć. Może to ma związek ze zdjęciem, które mu ukradłem i noszę przy sobie w kieszeni?
Czekałem dość długo, ale Kotlecik milczał, więc spojrzałem na drzwi i w momencie, gdy postanowiłem wyjść, usłyszałem jego głos.
- Zostałem stworzony na samym początku razem ze światem. Nie było wtedy demonów. Pojawiły się trochę później, a ich zadaniem było karanie istot, które nie przestrzegały zasad. - zaczął, a mi od razu zrodziło się bardzo ważne pytanie w głowie.
Jak on mógł być stworzony przed pierwszymi demonami, skoro sam jest demonem?
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że byłeś aniołem? - niedowierzałem.
- Nie do końca. - zaprzeczył.
- Więc, nie za bardzo rozumiem...- zacząłem.
- Byłem archaniołem. - przerwał mi.
Znieruchomiałem i patrzyłem się w plecy chłopaka z szokiem i mocno bijącym sercem. Archaniołowie byli najpotężniejszymi istotami...i najświętszymi. Jedynymi archaniołami, którzy jeszcze żyją to Gabriel i Michael. Każdy ma do nich ogromny szacunek, a zarazem każdy się ich boi.
- Zaczęła się ta cała jadka z Lucyferem, który zaczął się rządzić i siać popłoch. Chciałem z nim walczyć, ale zaufałem nie tej osobie co trzeba. Okazało się, że pracowała potajemnie dla Lucka, a potem, gdy go strącono z Nieba wraz z jego zwolennikami, nikt nie słuchał, że padłem ofiarą kłamstwa i mnie również strącono razem z nimi. - wyjaśnił, po czym odwrócił się w moją stronę.
Dostrzegłem smutek w jego szaroniebieskich oczach.
- Ale w sumie została mi moc archanioła, no i dostałem dodatkowo moc demona. - wzruszył ramionami, a mi tylko przemkło przez myśl, że jest potężniejszy w takim razie od samego Gabriela - Więc już wiesz, że rozumiem bardzo dobrze twoją złość, Sezamku. Ja również tęsknię za słońcem i kwiatami. Ale powinieneś się cieszyć, że masz przynajmniej skrzydła, bo ja oddałbym wszystko, żeby choć jeszcze raz wznieść się w powietrze. - wyznał.
Po ostatnim słowie zamilkł i czekał na moją reakcje.
Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Jeśli to co mówi jest prawdą, to ja właśnie wyzywałem, szarpałem i kopnąłem raz w kostkę najprawdziwszego archanioła! Mam przejebane! Gdyby w Niebie dowiedzieli się jak traktowałem najświętszą osobę zaraz po Bogu, to bym skończył martwy!
- Przepraszam. - wyszeptałem, nie wiedząc co bym mógł jeszcze powiedzieć na swoje usprawiedliwienie.
- Co? - zmarszczył brwi, wyraźnie dziwiąc się.
Uklęknąłem na kolana i chciałem powtórzyć przeprosiny, ale wyprzedził mnie.
- Mogę wiedzieć co ty teraz odpierdalasz? - spytał z szokiem.
- Jesteś najświętszą osobą i...- urwałem, bo nagle podszedł do mnie, następnie podnosząc w górę za ramiona.
- Nie jestem. - zaprzeczył - Straciłem skrzydła i nie jestem teraz niczym innym jak demonem. - stwierdził, a potem zmarszczył brwi - I weź zachowuj się normalnie, bo trochę mi głupio, gdy jesteś...taki. - wskazał na miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu klęczałem.
- W takim razie, a spierdalaj. - burknąłem, a Kotlecik od razu się uśmiechnął, kręcąc głową.
- Ale też bez przesady, Sezamku. - nakazał.
No chyba nie.
- Wracaj już do swoich przyjaciół i pamiętaj, żeby być grzecznym. Nie chcę słyszeć na ciebie żadnych skarg. - upomniał, ale jego głos był łagodny i delikatny.
- Nic nie obiecuję. - powiedziałem, chociaż tak naprawdę nie chciałem, aby Brett miał jakieś problemy z mojego powodu.
Teraz rozumiałem go lepiej i szczerze było mi chłopaka bardzo żal. I mimo, że jest demonem, zresztą niesłusznie, uważam go za jednego z nas.
No i jest mega przystojny, ale to tak na marginesie...
- Mogę zadać ci jedno pytanie? - spytałem.
- Oczywiście. - zgodził się.
- Nigdy nie próbowałeś domagać się sprawiedliwości? Oskarżono cię przez pomyłkę. - oznajmiłem.
- Sezamku, jak ty nie znasz świata. - westchnął - Nikogo to nie obchodzi. Każdy dba tylko o siebie. Nie ma sprawiedliwości. Zresztą i tak nikt mi nie wierzy, że nie miałem nic wspólnego z Lucyferem. - wzruszył ramionami - Poza tym nie uzyskałbym poparcia. Jestem mieszanką archanioła i demona, a tak już jest, że świat nie lubi tych, którzy się wyróżniają, Liam. Dlatego lepiej jest, gdy niewtajemniczeni myślą, że jestem demonem. - dodał z powagą.
- Nie możesz pozwolić, aby inni ustalali kim masz być. Ty sam powinieneś o tym decydować. - stwierdziłem.
Kotlecik zamyślił się na chwilę, rozważając moje słowa.
- Czasami nie można pokazywać kim naprawdę się jest. To przyciąga kłopoty. - odrzekł w końcu.
Zrobiło mi się jeszcze bardziej żal chłopaka. Chciałbym mu jakoś pomóc, ale nie wiedziałem narazie jak.
- To dlatego Dylan rządzi Piekłem, nie ty? Bo nie chciałeś, żeby wszyscy dowiedzieli się kim jesteś? Nie chcesz, aby się ciebie bali? Czemu wolisz stać z boku, niezauważony? - zapytałem.
- A czy dla ciebie "jedno pytanie" oznacza jedno plus dziesięć innych? - zażartował, lecz zaraz potem odpowiedział - Tak, chciałem pozostać niezauważony. Lubię spokój. Zresztą nie sądzę, abym nadawał się do karania dusz i całej tej papierkowej roboty. Wystarczy, że muszę dźwigać te zasrane listy i inne badziewia. Dylan się lepiej orientuje w tym wszystkim i...- urwał na chwilę, a mi się zdawało, że trochę posmutniał - Chociaż czasami żałuję, że oddałem mu władzę. Bardzo się zmienił i nie wiem czy cokolwiek sprawi, że będzie znów taki jak kiedyś. - wyznał.
- To nie jest twoja wina, że mu odbiło. To raczej tylko i wyłącznie jego wina. - prychnąłem.
Nie lubiłem Dylana. Zamknął mnie w lochach, lamus jeden!
Ale też wiedziałem, że to przyjaciel Brett'a. Uratował go przecież przed bólem i naskoczył na Thomasa, gdy ten powiedział, że zasługuje na cierpienie. Bronił szatyna zaciekle, jakby wierzył, że jest tego wart.
Więc może gdzieś w głębi, Dylan jest dobry...
😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈
W załączniku: Liam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro