Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🔯ROZDZIAŁ 22🔯

Perspektywa: Liam

Patrzyłem z założonymi rękami jak Brecik Kotlecik odkłada z powrotem węża do akwarium.

- Okej, to teraz porozmawiamy. - zapowiedział, zamykając wieko i odwracając się w moją stronę - Tylko bez krzyków, dobra? - dodał szybko.

- Zastanowię się. - burknąłem, na co Brett westchnął.

- Słuchaj, ja wiem, że złościsz się, bo chcesz wrócić do domu, a nie możesz. Rozumiem to, naprawdę. Ten świat nie jest dla ciebie. - oznajmił spokojnym głosem.

- A co ty niby możesz o tym wiedzieć? - prychnąłem.

- Wiem bardzo dużo. - odrzekł.

- Nic nie wiesz! - wybuchłem - Nie wiesz jak to jest, gdy znienacka odbierają ci dom i wszystko co kochałeś! Z pięknego, kolorowego i wspaniałego miejsca trafiasz do ponurego, zasyfiałego gówna! Nigdy już nie zobaczę kwiatów! Nie dotknę rosy na zielonej trawie! A najgorsze w tym pierdolonym Piekle jest to, że nie ma tu słońca! Nawet nie wiesz jakim cudownym widokiem jest zachodzące słońce! Dla was liczy się tylko ciemność, smutek, cierpienie i śmierć! - wykrzyczałem.

Brett patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu, jakby analizując moje słowa i zastanawiając się co odpowiedzieć.

- Nie osądzaj mnie na starcie, Liam. - powiedział w końcu, a mnie przeszedł lekki dreszcz, gdy wypowiedział moje imię.

Cały czas zwracał się do mnie "Sezamku", do teraz.

- I może w to nie uwierzysz, ale doskonale wiem jak się czujesz. - wyszeptał ledwo, jakby nie miał ochoty o tym gadać, po czym odwrócił się plecami do mnie i oparł rękami o szafkę na której trzymał te swoje paskudztwa.

Szczerze zaciekawiło mnie to, co chłopak chce przez to powiedzieć. Może to ma związek ze zdjęciem, które mu ukradłem i noszę przy sobie w kieszeni?

Czekałem dość długo, ale Kotlecik milczał, więc spojrzałem na drzwi i w momencie, gdy postanowiłem wyjść, usłyszałem jego głos.

- Zostałem stworzony na samym początku razem ze światem. Nie było wtedy demonów. Pojawiły się trochę później, a ich zadaniem było karanie istot, które nie przestrzegały zasad. - zaczął, a mi od razu zrodziło się bardzo ważne pytanie w głowie.

Jak on mógł być stworzony przed pierwszymi demonami, skoro sam jest demonem?

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że byłeś aniołem? - niedowierzałem.

- Nie do końca. - zaprzeczył.

- Więc, nie za bardzo rozumiem...- zacząłem.

- Byłem archaniołem. - przerwał mi.

Znieruchomiałem i patrzyłem się w plecy chłopaka z szokiem i mocno bijącym sercem. Archaniołowie byli najpotężniejszymi istotami...i najświętszymi. Jedynymi archaniołami, którzy jeszcze żyją to Gabriel i Michael. Każdy ma do nich ogromny szacunek, a zarazem każdy się ich boi.

- Zaczęła się ta cała jadka z Lucyferem, który zaczął się rządzić i siać popłoch. Chciałem z nim walczyć, ale zaufałem nie tej osobie co trzeba. Okazało się, że pracowała potajemnie dla Lucka, a potem, gdy go strącono z Nieba wraz z jego zwolennikami, nikt nie słuchał, że padłem ofiarą kłamstwa i mnie również strącono razem z nimi. - wyjaśnił, po czym odwrócił się w moją stronę.

Dostrzegłem smutek w jego szaroniebieskich oczach.

- Ale w sumie została mi moc archanioła, no i dostałem dodatkowo moc demona. - wzruszył ramionami, a mi tylko przemkło przez myśl, że jest potężniejszy w takim razie od samego Gabriela - Więc już wiesz, że rozumiem bardzo dobrze twoją złość, Sezamku. Ja również tęsknię za słońcem i kwiatami. Ale powinieneś się cieszyć, że masz przynajmniej skrzydła, bo ja oddałbym wszystko, żeby choć jeszcze raz wznieść się w powietrze. - wyznał.

Po ostatnim słowie zamilkł i czekał na moją reakcje.

Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Jeśli to co mówi jest prawdą, to ja właśnie wyzywałem, szarpałem i kopnąłem raz w kostkę najprawdziwszego archanioła! Mam przejebane! Gdyby w Niebie dowiedzieli się jak traktowałem najświętszą osobę zaraz po Bogu, to bym skończył martwy!

- Przepraszam. - wyszeptałem, nie wiedząc co bym mógł jeszcze powiedzieć na swoje usprawiedliwienie.

- Co? - zmarszczył brwi, wyraźnie dziwiąc się.

Uklęknąłem na kolana i chciałem powtórzyć przeprosiny, ale wyprzedził mnie.

- Mogę wiedzieć co ty teraz odpierdalasz? - spytał z szokiem.

- Jesteś najświętszą osobą i...- urwałem, bo nagle podszedł do mnie, następnie podnosząc w górę za ramiona.

- Nie jestem. - zaprzeczył - Straciłem skrzydła i nie jestem teraz niczym innym jak demonem. - stwierdził, a potem zmarszczył brwi - I weź zachowuj się normalnie, bo trochę mi głupio, gdy jesteś...taki. - wskazał na miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu klęczałem.

- W takim razie, a spierdalaj. - burknąłem, a Kotlecik od razu się uśmiechnął, kręcąc głową.

- Ale też bez przesady, Sezamku. - nakazał.

No chyba nie.

- Wracaj już do swoich przyjaciół i pamiętaj, żeby być grzecznym. Nie chcę słyszeć na ciebie żadnych skarg. - upomniał, ale jego głos był łagodny i delikatny.

- Nic nie obiecuję. - powiedziałem, chociaż tak naprawdę nie chciałem, aby Brett miał jakieś problemy z mojego powodu.

Teraz rozumiałem go lepiej i szczerze było mi chłopaka bardzo żal. I mimo, że jest demonem, zresztą niesłusznie, uważam go za jednego z nas.
No i jest mega przystojny, ale to tak na marginesie...

- Mogę zadać ci jedno pytanie? - spytałem.

- Oczywiście. - zgodził się.

- Nigdy nie próbowałeś domagać się sprawiedliwości? Oskarżono cię przez pomyłkę. - oznajmiłem.

- Sezamku, jak ty nie znasz świata. - westchnął - Nikogo to nie obchodzi. Każdy dba tylko o siebie. Nie ma sprawiedliwości. Zresztą i tak nikt mi nie wierzy, że nie miałem nic wspólnego z Lucyferem. - wzruszył ramionami - Poza tym nie uzyskałbym poparcia. Jestem mieszanką archanioła i demona, a tak już jest, że świat nie lubi tych, którzy się wyróżniają, Liam. Dlatego lepiej jest, gdy niewtajemniczeni myślą, że jestem demonem. - dodał z powagą.

- Nie możesz pozwolić, aby inni ustalali kim masz być. Ty sam powinieneś o tym decydować. - stwierdziłem.

Kotlecik zamyślił się na chwilę, rozważając moje słowa.

- Czasami nie można pokazywać kim naprawdę się jest. To przyciąga kłopoty. - odrzekł w końcu.

Zrobiło mi się jeszcze bardziej żal chłopaka. Chciałbym mu jakoś pomóc, ale nie wiedziałem narazie jak.

- To dlatego Dylan rządzi Piekłem, nie ty? Bo nie chciałeś, żeby wszyscy dowiedzieli się kim jesteś? Nie chcesz, aby się ciebie bali? Czemu wolisz stać z boku, niezauważony? - zapytałem.

- A czy dla ciebie "jedno pytanie" oznacza jedno plus dziesięć innych? - zażartował, lecz zaraz potem odpowiedział - Tak, chciałem pozostać niezauważony. Lubię spokój. Zresztą nie sądzę, abym nadawał się do karania dusz i całej tej papierkowej roboty. Wystarczy, że muszę dźwigać te zasrane listy i inne badziewia. Dylan się lepiej orientuje w tym wszystkim i...- urwał na chwilę, a mi się zdawało, że trochę posmutniał - Chociaż czasami żałuję, że oddałem mu władzę. Bardzo się zmienił i nie wiem czy cokolwiek sprawi, że będzie znów taki jak kiedyś. - wyznał.

- To nie jest twoja wina, że mu odbiło. To raczej tylko i wyłącznie jego wina. - prychnąłem.

Nie lubiłem Dylana. Zamknął mnie w lochach, lamus jeden!

Ale też wiedziałem, że to przyjaciel Brett'a. Uratował go przecież przed bólem i naskoczył na Thomasa, gdy ten powiedział, że zasługuje na cierpienie. Bronił szatyna zaciekle, jakby wierzył, że jest tego wart.

Więc może gdzieś w głębi, Dylan jest dobry...

😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈

W załączniku: Liam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro