Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🔯ROZDZIAŁ 7🔯

Perspektywa: Liam

Wyszedłem z naszego pokoju i skierowałem się do salonu. Miałem mega szczęście, bo akurat w fotelu siedział blondyn z pasemkami, czytając jakąś książkę. Wziąłem głęboki wdech i podszedłem do chłopaka.

- Hej. - przywitałem się słodkim głosem - Podobają mi się twoje tatuaże, wiesz? - wymruczałem zmysłowo.

A tak na serio działasz na mnie jak viagra na dziadka, czyli wcale...

Zabrałem mu książkę i odłożyłem ją na stolik, po czym usiadłem Zane'mu na kolanach.

- Naprawdę ci się podobają? - połknął haczyk, bo patrzył na mnie jak w obrazek i objął w pasie.

Uśmiechnąłem się zwycięsko.

- Bardzo. - wyszeptałem mu do ucha, następnie jeżdżąc palcem po jego smoku na przedramieniu - Bolało cię, gdy ci je robiono? - spytałem.

- Nah, powiedziałbym, że to raczej pewien rodzaj łaskotek. - stwierdził - Mam rozumieć, że przyszedłeś mnie ładnie przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie? - zapytał z cwanym uśmiechem.

- Hmmm, w sumie to mam do ciebie pytanie. Takie jedno, malutkie. - wymruczałem, bawiąc się dłonią w jego włosach.

- Mmm?

- Bo jestem bardzo ciekawskim chłopcem i zastanawiam się czy byłeś kiedyś na Ziemi? - zapytałem.

- Byłem. - przejechał dłonią po moim udzie.

- Czyli jest w Piekle brama prowadząca na Ziemię? - pytałem dalej.

- Jest. - wyszeptał, zerkając na moje usta.

- Bardzo chciałbym wiedzieć gdzie jest ta...- zacząłem, ale przerwał mi nagle głośny huk drzwi.

- WRÓCIŁEM! - wykrzyczał jakiś koleś - Łooooo! Zane, to ty masz chłopaka?! - zdziwił się, gdy na nas spojrzał.

- To nie jest mój chłopak! - blondyn oburzył się i zwalił mnie ze swoich kolan, przez co upadłem dupą na podłogę.

Ty obdziargana kurwo!

- Gdzieś ty był w ogóle, Minho? - Zane wstał z fotela - Znowu chlałeś? - zirytował się.

- Trafiłem na jakiś melanż. Chyba. Nie wiem. Nie pamiętam. Idę wytrzeźwieć. - zdecydował i ruszył przed siebie.

- Ej! Ej! Ej! Jakie wytrzeźwieć?! Najpierw wytłumacz się Dylanowi! - blondyn pobiegł za nim.

Aha? To niezły podryw mi wyszedł! A byłem już tak blisko!

Westchnąłem cicho i podniosłem z podłogi. Stałem tak przez chwilę, zastanawiając się co robić, gdy do salonu wszedł jakiś chłopak. Był strasznie wysoki. Sięgałem mu zapewne tylko do ramienia. Włosy miał brązowe, które lekko mu się kręciły, a na jego ręce dostrzegłem tatuaż węża. Nie mogłem stwierdzić natomiast jakiego koloru ma oczy. Była to jakby mieszanka niebieskiego z szarym. A przynajmniej dla mnie to tak wyglądało. Jak pochmurne niebo.

Plan B. Jak się nie uda poderwać konkretnego demona, poderwij innego.

- Hej, my się jeszcze nie znamy. Jestem Liam. - przedstawiłem się słodko i zacząłem podchodzić do chłopaka, prowokacyjne kręcąc biodrami, ale pech chciał, że zawadziłem stopą o nogę od stołu i runąłem na podłogę.

Demon wybuchł głośnym śmiechem, łapiąc się za brzuch.

- No tak to mnie jeszcze nikt nie podrywał. - wyksztusił, a ja zagotowałem się ze złości.

Zrobiłem obrażoną minę i już przeszła mi chęć na udawanie, że mi się podoba, by zdobyć od niego informację.

Chłopak podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moją stronę z szerokim uśmiechem. Zamiast ją przyjąć i wstać z jego pomocą, kopnąłem go mocno w kostkę, tylko nie spodziewałem się, że przewróci się centralnie na mnie.

Poczułem jego ciężar ciała, a jego twarz nagle znalazła się bardzo blisko mojej. Spojrzałem mu w oczy i zadrżałem lekko.

Czemu tu tak gorąco się nagle zrobiło? Dylan rozpalił gdzieś ogień zagłady?

- Złaź ze mnie natychmiast! - wykrzyczałem.

- Rumienisz się. Czy to znak, że ci się podobam? - spytał.

- Co?! - niedowierzałem.

No chyba go pojebało!

- Ach, słodki jesteś. Szkoda tylko, że jesteś kolejną z zabawek Dylana i pewnie niedługo zwariujesz. - westchnął.

- Po pierwsze, nie jestem żadną zabawką Dylana. Po drugie, możesz w końcu ze mnie zejść?! - wybuchłem.

- A po trzecie? - zaśmiał się, opierając brodę o swoją rękę, jakby w ogóle nie planował uwolnić mnie spod siebie.

- Po trzecie to, a spierdalaj! - burknąłem pod nosem, próbując go z siebie zrzucić.

Złapał mnie za nadgarstki i przycisnął je do podłogi po obu stronach mojej głowy.

- Dla twojej wiadomości, jestem prawą ręką Dylana i posiadam tyle umiejętności oraz siły co on, a nawet więcej, więc uważaj, gdy następnym razem będziesz chciał się tak do mnie odezwać. - upomniał z uśmiechem.

Co za typiarz! A może to ten nerwus o którym mówił Scott?

Jak on miał?

- Słuchaj, Britt, gówno mnie obchodzi, że jesteś jakąś tam prawą ręką Dylana. Mam tyle szacunku do ciebie co do niego, czyli wcale! - oznajmiłem wściekle.

- Mam na imię Brett, a nie Britt. Britt to imię dla kobiety! - oburzył się.

- Oj tam, ja nie widzę żadnej różnicy. - wzruszyłem ramionami.

- Na pewno? - spytał niskim, zmysłowym głosem.

Znów zacząłem drżeć na ciele, szczególnie, gdy noga chłopaka nagle znalazła się pomiędzy moimi, rozchylając je nieznacznie.

- Jesteś pewny? - zapytał ponownie tym samym zboczonym tonem.

Pomocy?

- Ooooo! Mogłem się spodziewać każdego, kto by urządzał sobie gwałty na podłodze, ale ty Brett? - usłyszałem nagle głos Dylana i spojrzałem w bok.

Szatyn opierał się z szerokim uśmiechem o ścianę ramieniem.

- A co? Jesteś zły, że dotykam twoją zabaweczkę, parówo? - prychnął chłopak nade mną, po czym w końcu zszedł ze mnie, pomagając mi jednocześnie wstać.

- Liam nie jest mój. - zaprzeczył.

- Potwierdzam! - zgodziłem się z szatynem.

- Mój jest tylko Tommy, a pozostała czwórka mnie nie obchodzi. Mają tylko traktować mnie z szacunkiem. Jak chcesz to możesz sobie wziąć Liama. - stwierdził.

- Nie potwierdzam! - powiedziałem szybko.

- Och, serio? - Brett spojrzał na mnie z cwanym uśmieszkiem.

- A spierdalaj! Nawet się nie waż! - wykrzyczałem.

Nie miałem ochoty słuchać jak ci dwaj imbecyle gadają o mnie, jakbym był rzeczą, którą można sobie od tak wziąć. Ruszyłem zezłoszczony korytarzem, a po chwili wpadłem do pokoju. Wszyscy spojrzeli na mnie z nadzieją, nawet Tom, który przestał już płakać. Z tego wszystkiego zapomniałem, że miałem uzyskać informacje o bramie.

- Przepraszam, ale się nie udało. Zane olał mnie dla jakiegoś skośnookiego typa, Brett aka Britt chciał mnie zmolestować na podłodze, a Dylan powiedział, że mu mnie odda. - wyznałem.

- Za jakiś czas spróbujemy znowu, albo poczeka się na dobrą okazję. - zaproponował Scott.

- Zajebiście. - wyszeptał smutny Thomas.

- Naprawdę przepraszam. Robiłem co w swojej mocy, ale oni są popieprzeni. - stwierdziłem.

- Nic się nie stało, Liam. Ważne, że próbowałeś. - Brad posłał mi ciepły uśmiech.

A może nie wystarczająco?

😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈

W załączniku: Liam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro