Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🔯DODATEK 1🔯

JAK THEO POZNAŁ LUCKA I DLACZEGO DYLAN DOSTAŁ WŁADZĘ?

Perspektywa: Theo

Miałem ochotę się dzisiaj najebać. Nic mi nie wychodziło i czułem się beznadziejny. Podły humor mnie dopadł i nic nie mogłem z tym zrobić.

Wszedłem do jednego z wielu barów w mieście. Nigdy tu nie byłem i może dlatego wolałem przyjść tutaj. Nowe otoczenie, nowi ludzie i tak dalej. Jakaś odskocznia.

Podszedłem do lady i rozejrzałem wokół. Przy stolikach siedzieli mężczyźni, obściskujący kobiety i pijący na umór alkohol. Na końcu pomieszczenia gdzie była wolna przestrzeń, tańczyła ze sobą jakaś para dziewczyn, skradając sobie od czasu do czasu buziaki. Przy barze natomiast siadziała kolejna para, tym razem dwóch chłopaków, uśmiechających się do siebie szeroko oraz jeden samotnik, pijący wiskey. Przyjrzałem mu się bardziej i kurwa, co to było za ciacho! Nie rozumiem czemu siedzi sam. Go powinien otaczać wianuszek wielbicieli!
Poza tym, im bardziej mu się przyglądałem, tym bardziej miałem wrażenie, że skądś go znam.

- Co podać? - usłyszałem, więc odwróciłem wzrok od samotnika obok i spojrzałem na barmana.

- Obojętnie, byle by coś mocnego. - oznajmiłem, na co kątem oka zauważyłem, że samotnik na mnie spojrzał.

Serce zabiło mi trochę szybciej niż zwykle, a gdy zobaczyłem, że mężczyzna wziął swoją szklankę i ruszył w moją stronę, myślałem, że wyleci mi zaraz z piersi i ucieknie! Na dodatek zrobiło mi się okropnie gorąco.

O ja pierdole! On do mnie idzie! Co robić?! Osz fuck!

- Hej, pierwszy raz cię tu widzę. - powiedział, zajmując miejsce przy mnie.

Spojrzałem mu w oczy i myślałem, że zaraz spłonę. Co się ze mną dzieje?!

- Bo jestem tu pierwszy raz. - odparłem, próbując zebrać myśli.

Mężczyzna oparł łokieć o blat baru, podpierając na ręku głowę, przy czym cały czas patrzył na mnie intensywnie, przez co miałem wrażenie, że zaraz dojdę w spodnie.

- Wydaje mi się, że gdzieś już cię widziałem. - powiedziałem niepewnie.

- Tak? - uniósł jedną brew w górę i cholera, wyglądał seksownie - Nie wydaje mi się, żebyśmy się wcześniej spotkali. Zapamiętałbym taką śliczną twarzyczkę. - uśmiechnął się lekko, a pode mną ugięły się nogi.

Kurwa, wie jak dobrze poderwać!

A nawet gdyby nie umiał, to jego seksapil skutecznie by to nadrabiał!

- Nie pijesz? - spytał, przekręcając lekko głowę w stronę baru.

Spojrzałem przed siebie i okazało się, że na blacie stoi moja zamówiona szlanka z alkoholem.

Kiedy w ogóle barman mi to przyniósł?

Wziąłem do ręki szklankę i upiłem spory łyk. Alkohol piekł mnie w gardło, ale nie skrzywiłem się.

- Może masz ochotę poznać się bliżej? - spytał nagle, a mnie oblała fala gorąca i nie wiedziałem czy przez mocną wódę czy przez niego.

Poznać się bliżej? To znaczy? Chcesz mnie zabrać do łóżka? Cholera, jestem za!

Pokiwałem ochoczo głową, na co mężczyzna uniósł kącik ust w górę i teraz nie byłem pewien czy czasami nie zemdleje przez ten widok.

- Więc jak masz na imię, laleczko? - spytał z zadowoleniem.

Ach, takie poznanie bliżej...no cóż...też fajnie.

Chociaż wolałbym nieco dogłębniejsze poznanie. Na blacie tego baru na przykład.

Kurwa, odpierdala mi! Ogarnij hormony!

- Theo. - odpowiedziałem, czując jak policzki mnie lekko pieką przez to o czym przed sekundą myślałem.

- Ładnie. - uśmiechnął się zniewalająco.

- A ty? - zapytałem.

- Damon. - odparł, i cholera, czy on musi pożerać mnie tak wzrokiem?

Nie zauważyłem, żeby w ogóle odrywał ode mnie swoje spojrzenie!

- Oryginalnie. - zaśmiałem się cicho, bo w sumie "Damon" brzmiało podobnie jak "demon".

Gadaliśmy przez dłuższy czas. Wypiłem pare kieliszków mocnego alkoholu i czułem w towarzystwie Damona coraz bardziej swobodnie. Oczywiście nadal zniewalał mnie swoim seksapilem i nie mogłem nic poradzić, że najchętniej to bym się na niego rzucił.

- Wiesz...- zaczął, rozglądając się wokół na demony, które właśnie wchodziły do baru - Tłoczno się tu robi. Co powiesz na drinka u mnie? - zaproponował.

I jak ja mogę odmówić takiemu przystojniakowi?

Ale jak się zgodzę od razu, to pomyśli, że jestem łatwy...

Kurwa!

- Sam nie wiem. - zmieszałem się.

- Nie gryzę, lalcia. Spokojnie. - zapewnił, posyłając mi ten swój zniewalający uśmiech.

- No dobrze. - zgodziłem się, bo i tak nie potrafiłem mu odmówić.

Ja naprawdę nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nie znałem tego mężczyzny, a on już owinął mnie sobie wokół palca. (oj Theoś, ty bardziej owinąłeś sobie jego xd)

Damon zapłacił za mój alkohol, chociaż sam chciałem to zrobić, ale czarnowłosy się w tej kwestii uparł. Następnie wyszliśmy z baru. Chłopak otworzył mi drzwi do zajebistego, sportowego, czarnego auta. Podróż przebiegła szybko. Wymieniliśmy między sobą pare słów. Czułem się komfortowo i w sumie bezpiecznie przy kolesiu, którego co dopiero poznałem.

No właśnie, Theo! Dopiero go poznałeś, a dajesz się wywieść cholera wie gdzie!
A jak to jakiś psychol?!

Poprawka! Przystojny psychol!

Ten świat nie był bezpieczny. Na każdym kroku ktoś mógł ci wyrwać serce z byle powodu. Już nie raz prawie mnie ktoś zabił! A teraz co robię?
Naprawdę niczego się nie nauczyłem przez te wszystkie lata?

Moje rozmyślania przerwał dźwięk gaszonego silnika. Damon wysiadł z auta i szybko otworzył mi drzwi, abym zrobił to samo.
Zamarłem i nie byłem w stanie wyjść z podziwu, gdy ujrzałem piękną, wielką willę.

Ten koleś musi być kimś ważnym!

- Pracujesz dla samego Lucyfera czy jak? - zdziwiłem się mocno.

- No można tak powiedzieć. - zaśmiał się cudownie.

Na sekundę przeszły mnie ciarki po plecach. Nie rozumiem jak można pracować dla Lucyfera. Nie chciałbym go spotkać. To najgorszy i najbrutalniejszy demon w historii tego świata!

Nagle poczułem ciepłą dłoń na swojej. Damon złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę willi. Przez ten gest zapłonął we mnie ogień, a wszystkie wątpliwości się rozwiały.

Weszliśmy do salonu. Na środku stały kanapy, a przy ścianie znajdował się kominek i szafki. A dalej widziałem tylko masę korytarzy.

- Usiądź sobie, a ja zrobię drinka. - mężczyzna puścił mi oczko i pomyślałem, że zajęcie miejsca na kanapie jest dobre, bo czułem, że zaraz zemdleje.

Usiadłem i w końcu moje biedne nogi, które miękkną mi przez Damona, mogą nareszcie odpocząć.

Nagle usłyszałem niewyraźny jęk bólu gdzieś z głębi domu. Rozejrzałem się po salonie. Czarnowłosego nigdzie nie było. Wstałem niepewnie i podążyłem wzdłuż jednego z korytarzy. Po chwili natrafiłem na schody prowadzące w dół i znów usłyszałem jęk, tym razem głośniejszy.

Czy tam ktoś umiera czy jak?

- Lalka, a ty co tu robisz? - podskoczyłem ze strachu, odwracając przodem do Damona.

- Trzymasz kogoś w piwnicy? - przeszedłem od razu do rzeczy, bo nie byłem z tych co najpierw ratują własną skórę.

- Masz mnie. Teraz gdy poznałeś mój sekret, będę musiał cię zabić. - powiedział poważnym tonem, a mi o mało serce nie wyskoczyło z piersi ze strachu - Żartuję. - zaśmiał się - To tylko moje koty. Mają ruję. - wyjaśnił spokojnie.

- Masz koty w domu? - upewniałem się.

- Dokładnie tak. - potwierdził.

Odetchnąłem z ulgą. Jak ja mogłem go ostarżyć o to, że torturuje demony w piwnicy?! Cholera, ale jestem głupi! Co on sobie o mnie teraz pomyśli?!

- Jesteś strasznie spięty. - zauważył - Chyba drink na rozluźnienie tutaj nie pomoże. Trzeba czegoś mocniejszego. - wymruczał ze zmysłowym uśmiechem, a ja poczułem uderzenia gorąca.

Nawet nie wiem kiedy mężczyzna przycisnął mnie do ściany. Był cholernie sliny i od razu zrozumiałem, że jestem na przegranej pozycji. Serce biło mi mocno w piersi. Zagubiłem się w oczach czarnowłosego. Jego twarz była tak blisko. On cały był tak blisko.

(18+)
(oznaczam, bo wiem, że niektórzy nie czytają i omijają takie treści, nmzc)

Nie patyczkował się i od razu wpił w moje usta. Ten pocałunek był tak niespodziewany, że jęknąłem na wpół z zaskoczeniem w wargi chłopaka. Poczułem jego dłonie na swoim tyłku i natychmiast uległem. Nie potrafiłem mu się sprzeciwiać, gdy całował mnie i dotykał. Wsunął mi swój język do ust, na co od razu zacząłem się o niego ocierać swoim. Jednocześnie Damon uniósł mnie w górę i zaczął gdzieś iść.

Byłem naprawdę bardzo napalony. Chyba pierwszy raz w życiu byłem całkowicie twardy tylko od pocałunku. Ten mężczyzna powinien nosić tytuł Boga Seksu.

Nagle upadłem na miękką pościel i już widziałem, że nie ma odwrotu i mu się oddam. Cholera, co ja gadam, pragnąłem mu się oddać, teraz!

Ściągnął ze mnie bluzkę, a potem zawisł nade mną i zaczął z pasją całować moją szyję. Jęknąłem cicho, przymykając oczy i odchylając głowę na bok, aby dać mu większe pole do popisu, jednocześnie pokazałem jak bardzo jestem mu uległy. Po jakimś czasie jego usta zjechały w dół i nie mogłem powstrzymać mruczenia z przyjemności, kiedy zaczął pieścić na przemian językiem moje sutki. Dosłownie rozpadałem się pod nim, a nawet jeszcze do niczego wielkiego nie doszło.

Po chwili zjechał na mój brzuch, cały czas muskając moją skórę wargami i rozpiął mi rozporek. Szybko pozbawił mnie spodni wraz z bielizną, a następnie zawisł nade mną, oglądając moje ciało z pożądaniem w oczach.

- Nagi, bezbronny i zdany tylko na mnie. Zupełnie tak jak chciałem. - wymruczał z zadowoleniem.

Poczułem jak rumienie się lekko na policzkach. Nikt nigdy nie patrzył na mnie tak, jak on to robi.

- A czemu ty nadal jesteś ubrany? - przygryzłem dolną wargę, chcąc się z nim podroczyć.

- Czekam aż mnie rozbierzesz. - posłał mi zniewalający uśmiech, przez co moje kąciki ust również uniosły się w górę.

Chwyciłem krańce jego koszulki i zdjąłem ją z niego. Następnie przewróciłem mężczyznę na plecy, usadawiając się na jego biodrach w rozkroku i zacząłem rozpinać mu spodnie. Mój wzrok prześlizgiwał się po torsie czarnowłosego, stwierdzając, że ma nie tylko przystojną twarz, ale i cały jest seksowny.

Z kimś takim jak on mógłbym spędzić resztę życia.

Chciałem sprawić mu jak najwięcej przyjemności, aby mu się bardziej spodobać, więc zsunąłem z niego spodnie, a następnie, patrząc mu pożądliwie w oczy, zdjąłem mu bokserki zębami. Widziałem po jego twarzy, że jest zadowolony z mojej dzikości.

Czas przypodobać mu się bardziej!

Oplotłem ręką penisa Damona, drażniąc przez chwilę jego główkę kciukiem, a potem pochyliłem się i zacząłem zataczać kółeczka językiem na samym czubku, by w nastepniej kolejności zassać się na nim. Mężczyzna z uwagą obserwował moje poczynania. Widać było jak na dłoni, że cholernie go kręcę, co dodawało mi odwagi. Wsunąłem sobie do buzi jak najgłębiej erekcję chłopaka. Zamruczał z zadowoleniem, łapiąc mnie mocno za włosy i cholera, to było gorące!

Nie znałem go. Wymieniliśmy tylko kilka zdań ze sobą. Widziałem go dziś pierwszy raz na oczy, chociaż nadal wydaje mi się, że skądś go znam. A jednak wylądowałem z nim w łóżku i czuję się zajebiście z tego powodu. Zresztą, kto by się nie oparł nieznajomemu, mega przystojnemu mężczyźnie? Więc chyba moje zachowanie jest normalne.
Może rzeczywiście on jest Bogiem Seksu.

Poczułem jak nadaje mi swój własny rytm, poruszając moją głową na której nadal zaciskał pięść we włosach. Spodobało mi się, że tak bardzo rządzi mną w łóżku. Gdyby dał mi smycz, bez wachania zostałbym jego wiernym pieskiem, bo bije od niego ta władczość i to sprawia, że pragnę być mu uległy we wszystkim.
Zacisnąłem mocniej usta wokół jego penisa, chcąc sprawić mu więcej przyjemności, za co nagrodził mnie swoim seksownym jękiem.

- Cholera, chodź tutaj. - wysapał nagle, na co przerwałem obciąganie mu.

Chwycił mnie w pasie i wciągnął na siebie, a następnie przewrócił nas tak, że to on górował.

- Niegrzeczna z ciebie laleczka. - wszeptał mi w wargi - I to mi się podoba. - uśmiechnął się lekko, a następnie wpił w moje usta.

Całował mnie gwałtownie tak, jakby to miałby być nasz ostatni pocałunek, a on próbowałby się nim odpowiednio nasycić. Po chwili oderwał się od moich warg, naślinił szybko swoje dwa palce, a potem znów złączył nasze usta, dokładając tym razem swój język, na co potraciłem zmysły.
Całując mnie namiętnie, zaczął kręcić kółeczka wokół mojego wejścia. Jęknąłem poprzez pocałunek z niecierpliwością. Trochę droczył się ze mną, sprawiając, że drżałem nieznacznie na ciele, ale w końcu wsunął we mnie swoje palce. Poruszał nimi odważnie, prawie od razu trafiając w mój czuły punkt.

Zacisnąłem dłonie na ramionach czarnowłosego, jęcząc i wijąc się pod nim, przez co przerwał pocałunek, aby przyglądać się mi z pożądaniem i zadowoleniem.

- Taki potrzebujący. - wymruczał z uśmiechem.

- Nie gadaj, tylko weź mnie już. - wyjąkałem, mocniej kręcąc biodrami na boki.

- I cięty języczek też masz. A nie wspomne już o tym jaki zręczny. - zaśmiał się i może normalnie wkurzyłbym się na to jego droczenie, ale aktualnie przyjemne uczucie w dole brzucha mi na to nie pozwalało.

Poczułem jak wyjmuje ze mnie palce. Następnie sięgnął do szafki po lubrykant, a ja dosłownie wybuchałem z niecierpliwości. Pierwszy raz pragnąłem kogoś tak bardzo mocno.

Zaraz po tym jak nasmarował swój wzwód, odwrócił mnie na brzuch i zaczął składać pocałunki na moich łopatkach. Rozluźniłem się przez to, ale zaraz potem z powrotem ogarnęło mnie podniecenie, bo poczułem jego twardą erekcję pomiędzy pośladkami. Uniosłem biodra, bardziej wypinając się ku niemu, co skomentował cichym sapnięciem zadowolenia.

Wszedł we mnie od razu do końca, jednym, sprawnym ruchem. Wyjęczałem głośno jego imię na to uczucie przyjemności pomieszanej z bólem. Zaczął przygryzać płatek mojego ucha, czasami nawet go ssąc, jednocześnie wykonując spokojne ruchy biodrami. Jęknąłem raz jeszcze, a potem znowu, nie mogąc się opanować. Było mi zbyt dobrze, gdy leżał na mnie, zagłębiając się w moje wnętrze raz za razem.

Zacisnąłem dłonie na pościeli, ale Damon widząc to, nakrył moją lewą rękę swoją i splótł ze sobą nasze palce, nadając szybsze tempo od którego jeszcze mocniej odczuwałem przyjemność. Drugą rękę wplątał mi we włosy i pociągnął lekko moją głowę w tył. Jęknąłem przeciągle, odwracając twarz bokiem w stronę niego. Szybko to wykorzystał i zaczął skubać moje wargi zębami. Było mi coraz goręcej, a rozkosz kumulowała się we mnie w coraz to większych ilościach.

- Damon...- wyszeptałem mu w usta jego imię, po czym znów jęknąłem.

Jeszcze nigdy nikt tak dobrze się mną nie zajął w łóżku. Mógłbym się zakochać w tym mężczyźnie już teraz.

Czarnowłosy zostawił moje usta, ale za to ponownie zaczął drażnić językiem moje ucho. Po paru minutach tej cudownej przyjemności jaką mi sprawiał, nie potrafiłem unieść już więcej tych rozkosznych doznań i doszedłem z głośnym jękiem, zaciskając się mocno na penisie chłopaka. Sapnął mi seksownie do ucha, co jeszcze przedłużyło mój orgazm, a potem poczułem jak on sam szczytuje i zalewa mnie głęboko wewnątrz.

(Koniec 18+)

Damon zszedł ze mnie, po czym wziął w ramiona, patrząc na moją twarz z uśmiechem. Leżeliśmy tak w ciszy i nawet nie wiem kiedy, ale w którymś momencie spojrzałem na mężczyznę, a on nadal uśmiechając się, przymknął oczy, zapewne chcąc nacieszyć się jeszcze chwilą.

Pomyślałem, że powinienem wracać do domu. Wyplątałem się z ramion Damona, po czym wstałem i zacząłem ubierać. Gdy skończyłem, odwróciłem się w stronę łóżka, ale nie było w nim chłopaka.
Okazało się, że stał w samych bokserkach w dzwiach pokoju z założonymi rękami.

- Wybierasz się dokądś? - spytał groźnie.

Mój puls odrobinę przyspieszył na jego słowa.

- Idę do domu. - wyjaśniłem.

- I myślisz, że cię wypuszczę? - uśmiechnął się przebiegle.

No nie mówcie mi, że to jednak psychol, bo się załamie!

Czarnowłosy zaczął podchodzić do mnie powoli. Stałem w miejscu, bo wiedziałem, że cofanie się w tył nie pomoże, ponieważ za mną było tylko okno.

- Jesteś mój i już cię nie oddam. - powiedział władczym tonem na który moje serce zaczęło bić szybciej.

Zatrzymał się przede mną, a ja korzystając z okazji kopnąłem go w krocze, po czym wyminąłem szybko i zacząłem uciekać.

Mimo, że ten facet jest mega przystojny i mokro mi się robi na sam widok jego uśmiechu, to jednak przestraszyłem się, gdy zaczął gadać takie rzeczy.

Biegnąłem przez labirynt korytarzy, aż w końcu dotarłem do schodów, prowadzących w dół, czyli salon był niedaleko, a w nim wyjście z domu.

- Po-Pomocy. - usłyszałem nagle przepełniony strachem i bólem głos z piwnicy.

Następnie ktoś złapał mnie od tyłu i położył mi rękę na usta. Zacząłem się szarpać.

- Spokojnie, lalka. Ale z ciebie numer, no no. Walnąć to ty umiesz. - wyszeptał mi do ucha Damon.

Ugryzłem go w dłoń, na co szybko zdjął ją z moich ust.

- Auć! - spojrzał na mnie karcąco.

Wycofałem się w tył pod samą ścianę i wskazałem palcem na schody.

- Ty psychopato! Kogo tam trzymasz?! - wybuchłem.

Zaczynałem bać się coraz bardziej.

- Mówiłem ci już. Kotki. - uśmiechnął się.

- Kotki nie jęczą z bólu i nie wołają o pomoc! - wytknąłem, na co westchnął.

- No dobra. Torturuje tam demony. Zadowolony? - rozłożył ręce na boki.

Spojrzałem na niego wielkimi oczami. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem.

- To moi wrogowie, którzy chcieli mi zaszkodzić. Nie ma co ich żałować. - wzruszył ramionami - Ahh...lalka, chcę być z tobą szczery. Tylko nie panikuj, dobrze? - nakazał łagodnie - Jestem Lucyferem. Damon to imię, które sam sobie wymyśliłem bardzo dawno temu. - wyznał.

Przeżyłem szok. Całe moje ciało znieruchomiało, a nawet zapomniałem o oddychaniu.

O ja pierdole...
Przespałem się z Lucyferem!

Mało tego...kopnąłem go w krocze i ugryzłem w rękę!
Mam przejebane!

- Lalka, spokojnie... - wyszeptał, gdy zobaczył w jakim szoku jestem - Nie zrobię ci krzywdy. - obiecał.

- Pozwól mi wyjść. - wyjąkałem ze strachem.

Mężczyzna westchnął niepocieszony.

- No okej. - zgodził się niechętnie.

Nie czekając na nic, ruszyłem do salonu. Gdy tylko się w nim znalazłem, chwyciłem za klamkę od drzwi wyjściowych.

- Theo. - zatrzymał mnie - Wiem, że pewnie nie będziesz chciał, ale moglibyśmy się jeszcze spotkać? No nie wiem...na randce? - zaproponował niepewnie.

Odwróciłem głowę w jego stronę. Napotkałem cudowne i hipnotyzujące oczy Damona...znaczy Lucyfera i nie potrafiłem mu odmówić, więc powiedziałem to, co wydawało mi się najrozsądniejsze.

- Zastanowię się. - odparłem, po czym szybko opuściłem willę.

Gdy byłem już w sporej odległości od posesji, zatrzymałem się.

To sam Lucyfer, ale...nie zrobił mi krzywdy.

Wręcz przeciwnie.

Pare lat później...

Perspektywa: Damon

Zawsze myślałem, że czuję się szczęśliwy do granic możliwości wtedy, gdy torturuje swoje ofiary, ale się myliłem. Najbardziej szczęśliwy jestem przy Theo. Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale zakochałem się. Co było cholernie dziwnie, bo nie miałem pojęcia, że jestem w stanie do takiego uczucia.

Pamiętam jak dziś, naszą pierwszą randkę z laleczką. Bałem się, że nie przyjdzie. W końcu wątpiłem, że chciałby się spotykać z samym Diabłem.

Ale przyszedł.

Na początku byłem zafascynowany jego urodą i tym jak uległy jest w łóżku. Naprawdę nigdy nie miałem lepszego seksu niż z nim. Ale po jakimś czasie spotykania się, zauważyłem jak chłopak na mnie patrzy. Z taką czułością. Trochę czułem się głupio, bo nikt nigdy na mnie tak nie patrzył i nie znałem tego.

Aż pewnego razu, gdy siedzieliśmy w salonie przy kominku powiedział mi, że mnie kocha. Pierwszy raz usłyszałem takie słowa od kogoś. Nie za bardzo wiedziałem jak się zachować, więc tylko uśmiechnąłem się lekko i go przytuliłem. Nie wyglądał jakby był zły, że nie odpowiedziałem mu tym samym. Był wyrozumiały. W sumie to musiał być, skoro miał za chłopaka kogoś takiego jak ja.

A teraz stoję tutaj i jedyne co wiem na pewno, to to, że kocham moją słodką laleczkę. I wraz z uczuciem miłości do niego, przyszło także martwienie o przyszłość. Bądźmy szczerzy, jestem tyranem i podłym chujem. Rządzę tym miejscem i oprócz samego siebie oraz Theosia, resztę mam za nic, co przez wieki przysporzyło mi wrogów. I wiem, że nie będą oni celować teraz we mnie, bo jestem nie do pokonania. Będą celować w mój największy skarb. W Theo.

Długo zastanawiałem się jak rozwiązać tę sytuację. Jak zapewnić mojej lalce bezpieczeństwo? Pozbycie się ich nie wchodzi w grę, bo musiałbym wybić z pół Piekła, a demonów jest tutaj około miliona, także... Zresztą niektórzy są w miarę przydatni, nawet jeśli chcą mi wbić nóż w plecy.

Na pomysł rozwiązania problemu ze swoimi wrogami, wpadłem dopiero po tym, gdy wydarzył się najgorszy moment w moim życiu...

- Lucy? - zaczepił mnie Theo, gdy wypełniałem papiery.

Nienawidziłem tego robić. Nudziło mnie ciągłe karanie dusz.
Uniosłem wzrok znad sterty kartek i spojrzałem w oczy swojej laleczce. Chłopak podszedł do mnie, po czym dał mi buziaka w policzek.

- Wychodzę. Potrzebujesz czegoś z miasta? - spytał.

- Potrzebuję tego. - uśmiechnąłem się, następnie łapiąc go za kołnierz bluzki.

Złączyłem nasze usta i poczułem jak chłopak uśmiecha się lekko poprzez pocałunek. Po chwili oderwał się ode mnie, dając mi jeszcze na koniec małego buziaka.

- Miłej pracy, Lucy. - posłał mi swój śliczny uśmiech, po czym opuścił gabinet.

Zawsze mówił na mnie zdrobniale. No chyba, że się wkurzył. Wtedy nazywał mnie "Damonem" wrzeszcząc przy tym okropnie.

Miałem już zabrać się ponownie za papiery, ale właśnie wtedy usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła oraz krzyk mojej lalki. Serce zabiło mi ze strachu i rzucając wszystko, pobiegłem w stronę hałasu.

To co zobaczyłem, zostało mi już w pamięci na zawsze...

Zastałem w salonie jedną z grup swoich wrogów. Na podłodze leżały ciała mojej ochrony oraz kawałki zbitego wazonu.

A to był mój ulubiony wazon! Skurwiele!

Podniosłem wzrok przed siebie i zamarłem. Jeden z tych sukinsynów trzymał moją lalkę z nożem przy jego piersi.

- Puście go. - nakazałem - To sprawa tylko i wyłącznie między nami.

- Może i między nami, Lucyferze, ale skoro już przyszliśmy tu po zemstę, taki obrót spraw wydaje się jak najbardziej pasować. - uśmiechnął się.

Przez chwilę mój wzrok napotkał przestraszony wzrok Theo. Zakipiał we mnie gniew. NIKT NIE MA PRAWA TKNĄĆ MOJEJ LALKI! NIKT!!!

Szybko w głowie wyznaczyłem sobie trasę. Uwzględniłem odległość i kolejność zabijania swoich wrogów. Było ich sześciu.

Ruszyłem do ataku i jako pierwszym zająłem się demonem, który trzymał moją lalkę. Zdezorientowany nawet nie zauważył, kiedy do niego podbiegłem, wytrąciłem mu nóż z ręki, odepchnąłem Theo, a sam wyrwałem wrogowi serce. Naraz pozostali rzucili się na mnie. Skupiłem się maksymalnie na uśmiercaniu ich i to był mój błąd. Nie zauważyłem jak jeden, przyczajony za ścianą, dopadł moją laleczkę. Gdy wyrwałem serce ostatniej osobie, nagle usłyszałem cichy, zachrypnięty głos.

- Lucy...- wyszeptał Theo, a gdy odwróciłem się w jego stronę, czułem jak moje całe życie właśnie runęło.

Mężczyzna stojący na przeciwko lalki trzymał w dłoniach zakrwawiony nóż oraz...serce Theo. Mój chłopak upadł na podłogę. Czułem się jeszcze gorzej zrozpaczony niż gdy mnie z Nieba wygnali. Straciłem najcenniejszy skarb jaki posiadałem. Nie miałem już nic.
Krzyknąłem wściekle, po czym rzuciłem się na mężczyznę. Oprócz wyrwania mu serca, oderwałem mu także głowę. Następnie upadłem przy ciele Theo. Z moich oczu popłynęły łzy i to był pierwszy raz w życiu jak płakałem.

- Nie dam ci umrzeć. - pokręciłem głową.

Nie wiedziałem co robię. Chciałem tylko go uratować. Z determinacją położyłem mu dłonie na klatce piersiowej. Użyłem całej swojej mocy. Była niewystarczająca i po chwili poczułem jak krew kapie mi z nosa. Zignorowałem to i nadal uparcie próbowałem uleczyć jakoś swojego chłopca. Nawet nie miałem nadziei, że to się uda, ale nagle Theo poderwał się do siadu, wpadając w moje ramiona, ciężko oddychając.

- Lalka? - wyjąkałem ze strachem i znów przyłożyłem dłoń do jego klatki.

Z niedowierzaniem poczułem pod palcami szybkie bicie jego serca. Spojrzałem na narząd, leżący obok mężczyzny, ktory wyrwał go z mojej laleczki.

Czy ja właśnie wytworzyłem nowe serce w ciele Theo?

I tak oto zdecydowałem, aby rzucić to całe rządzenie, znaleźć ładną willę, zamieszkać w niej z lalką i ukryć się przed resztą świata.

Posadziłem swojego chłopaka na kanapie. Był zdezorientowany tym co się stało, tak samo jak ja. Dla pewności, pozbierałem wszystkie serca w salonie i wrzuciłem je do kominka.

- Damon? - usłyszałem za plecami, więc odwróciłem się w stronę jednego z moich ochroniarzy - Co tu się...- rozejrzał się po salonie, po czym na powrót skupił wzrok na mnie - Zaatakowali tyły. Zginęło trzech naszych, ale daliśmy radę. - poinformował.

Wpatrywałem się przez chwilę w niego i błyskawicznie zdecydowałem.

- Przyjaźnisz się jeszcze z tym całym Brett'em? - spytałem.

- Tak. - odpowiedział niepewnie Dylan.

- Przyprowadź go tutaj. - nakazałem.

- Po co? - chłopak zrobił się podejrzliwy i w sumie wcale mu się nie dziwiłem.

Wiedział, że nienawidzę Brett'a, bo chłopak był taki jak ja. Miał tą samą moc i był taką samą mieszanką archanioła i demona co ja. Mógłbym go mieć po swojej stronie, no ale cóż...Brett raczej nie siedzi tu z własnej woli. Nienawidzi mnie. A ja jego równie mocno. Jego widok przypomina mi o Niebie. A nie lubię tych wspomnień.

- Chcę go mianować na władcę Piekła. - wyjaśniłem krótko.

Tak, plan był idealny. Miałbym spokój z karaniem dusz, papierkową robotą i całym tym rządzeniem. Żyłbym sobie spokojnie z Theo. No może od czasu do czasu bym kogoś potorturował dla zabawy. Tylko teraz wystarczy namówić Brett'a do władzy.
Musiałem wybrać akurat jego, bo był potężny. Zwykły demon nie może przecież być władcą. Obalili by go w pare godzin.

- Lucy, czy ty na pewno tego chcesz? - usłyszałem głos swojej lalki, a potem poczułem jak łapie mnie za rękę.

Spojrzałem mu głęboko w oczy.

- Tylko tak zapewnię ci bezpieczeństwo. - oznajmiłem.

- Przecież ty lubisz władać. - wytknął - Nie chcę byś z mojego powodu oddawał to co sprawia ci przyjemność.

- Lalka, ty mi sprawiasz największą przyjemność. - wyznałem, posyłając mu szeroki uśmiech, który od razu odwzajemnił.

Nagle drzwi się otworzyły i do salonu wszedł Dylan, a zaraz za nim znienawidzony przeze mnie Brett. Od razu w mojej głowie pojawiły się nieprzyjemne wspomnienia z Nieba na jego widok. Skrzywiłem się nieco.

- Dyl powiedział mi czego chcesz i od razu mówię "nie". - rzekł szybko.

- Że co, kurwa? - zdziwiłem się, bo kto by nie chciał władzy?

- To co słyszałeś. Chyba cię popierdoliło, jeśli myślisz, że zostanę władcą Piekła. - wysyczał Brett.

- Słuchaj, gówno mnie obchodzi czego ty chcesz. Mianuję cię władcą i tyle. Nie masz nic do gadania, ćwoku. - wkurzyłem się - A ja spadam na wieczne wakację! Narka! - skończyłem temat.

- Fajnie. Skoro jestem władcą, to ja oddaję teraz władzę i mianuje Dylana. - powiedział, a mnie o mało szlag nie trafił.

- Co? - szatyn posłał niedowierzające spojrzenie swojemu przyjacielowi.

- Dylan nie może zostać władcą! To podrzędny demon! - nie zgodziłem się.

- Jest z drugiego miotu. My jako jedyni jesteśmy z pierwszego, a z naszej strony raczej nic mu nie grozi. - oznajmił Brett.

- Chyba zapomniałeś o reszcie z drugiego miotu. Mogą go pokonać jednym palcem. - westchnąłem, mając już dość tej rozmowy.

- Wow! Skoro twierdzisz, że jest taki słaby, to czemu został twoim ochroniarzem? - wytknął i tu mnie miał.

Cholerny Brett!

- On nie da sobie rady! - uparłem się.

- Zostanę jego prawą ręką. Dam mu ochronę. Nikt go nie tknie. - zapewnił.

- To nie jest głupi pomysł. - wyszeptał do mnie Theo, a ja przez to zaczynałem się powoli przełamywać.

- Dobra! Niech tak będzie! - poddałem się, po czym spojrzałem na szatyna - Masz jeszcze jakieś swoje zaufane osoby? - spytałem.

- No jest takich dwóch wariatów. Nate i Zane. - odparł niepewnie.

- Świetnie! Mianuj ich swoimi doradcami. - nakazałem - Zostawiam wam również ten dom. - dodałem, po czym została mi jeszcze jedna sprawa do obgadania, także podszedłem do Dylana - Oprócz karania dusz, papierkowej roboty, pokonywaniu wrogów i innych gówien, masz pamiętać o prowadzeniu wojny z aniołami. Ci skurwiele zasługują na najgorszy los. Masz mi przysiąść, że zabijesz każdego jakiego napotkasz. - rozkazałem.

- Obiecuję prowadzić z nimi wojnę i zabić każdego z nich, który stanie mi na drodze. - przyrzekł.

- No i super! - ucieszyłem się - To miłego rządzenia, patafiany! - wyciągnąłem lalke za rękę z domu, czując się wolny jak nigdy przedtem.

Parę godzin później...

- No to jesteśmy. - uśmiechnąłem się, wchodząc do nowego domu.

- Musiałeś? - prychnął Theo, więc posłałem mu zdziwione spojrzenie - Myślałem, że kupileś jakiś mały, przytulny domek na wzgórzu! Po co nam taka locha?! - spytał ze złością.

- Wyobrażasz sobie mnie w jakiejś małej klitce? - burknąłem.

Lalka przewrócił oczami i chciał wejść bardziej w głąb domu, ale złapałem go w pasie i przyciągnąłem do siebie.

- Wiesz...- zacząłem uwodzicielskim tonem.

- Tak, wiem. Pewnie chcesz ochrzcić łóżko. - westchnął.

- To też. - zaśmiałem się - Ale chciałem ci powiedzieć, że...- musnąłem jego usta swoimi - Cię kocham. - wyznałem po raz pierwszy.

Theo spojrzał mi głęboko w oczy, a na jego ustach od razu pojawił się szeroki uśmiech.

- Ja ciebie też. - odpowiedział, następnie złączając nasze usta w namiętnym, powolnym pocałunku.

Bo ty jesteś moją władzą i dla ciebie zrobię wszystko.

😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈

W załączniku: Damon aka Lucy

Piosenka: Logan Henderson - Bite My Tongue

NOTKA OD AUTORA
O luju! Jakie to długie wyszło! 4,5 tys słów! Pojebało mnie chyba!

Następny dodatek dodam może nawet i jutro, bo będzie miał on długość zwykłego rozdziału 😘

Ave!

😈🔨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro