Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#19

Per. Rosji
Zdziwiony jego zachowaniem wstałem i poszedłem do sypialni. Położyłem się koło niego i sam z siebie go przytuliłem. Muszę przyznać, że jest mi cholernie przykro wiedząc, że to wszystko to moja wina. Ameryka się odwrócił i mocno się we mnie wtulił. W tym momencie chciałem go odepchnąć, lecz z drugiej wiedziałem, że Ameryka potrzebuje tego i, że to moja wina. Czemu dopiero teraz widzę swoje zachowanie? Może gdybym się z nim spotkał to może by teraz mnie tutaj by nie było. Teraz juz za późno na takie rozmyślania. Chyba muszę ponieść konsekwencje mogę wcześniejszego zachowania. 

—Przepraszam, za wszystko. —Pocałowałem go w czoło. 
—Za co?
—Za to co robiłem Ci w szkole średniej, ja nie zdawałem sobie sprawy z tego. Przepraszam.

Nic mi nie odpowiedział tylko zaczął bardziej płakać. Najwyraźniej nie chce aby ktokolwiek mu o tym przypominał, chodź co mam się dziwić, kto chciałby pamiętać o tym, że był bity i wyzwany przesz osobę, którą kocha. Jestem zły.

Ameryka trochę się ode mnie odsunął, a następnie usiadł na łóżku. Czułem się winny, że on płacze, więc również usiadłem i go mocno przytuliłem.

—Rosja proszę puść mnie chociaż na chwilę.
—Czemu? Chyba mnie kochasz, więc chyba chcesz abym Cię przytulał.
—Oczywiście, że chce, ale chcę trochę odpocząć w samotności. Przypomniałeś mi o tym wszystkim, a to nadal boli i zawsze będzie.
—Ame, ja przepraszam, proszę zapomnij o tym, to było już dawno, teraz jest inaczej. Tamten wydarzenia już nigdy nie wrócą. —Sam nie wierzyłem, że go pocieszam.
—Przecież niedawno mnie pobiłeś, więc wróciły. —Jego łzy się nasiliły.
—Może powinieneś spojrzeć jak ty się zachowujesz —powiedziałem szeptem.
—A więc to teraz moja wina? —podniósł ton głosu.
—No tak jakby —odpowiedziałem bardzo niepewnie i cicho.
—Jesteś okropny, to nie moja wina, że jesteś agresywny i mnie pobiłeś.
—Dobra już nieważne —odparłem trochę poirytowany.
—Chodź pojedziemy odebrać obrączki.
—A muszę? —zapytałem.
—Musisz, a teraz idź się ubrać, a ja pójdę się trochę ogarnąć. 
—Ale najpierw musisz mi coś powiedzieć —powiedziałem bardzo poważnie. —Liczę, że odpowiesz mi szczerze. 
—Słucham Cię.
—Mimo iż Cię biłem i wyzywałem to ty i tak mnie kochasz i to do takiego stopnia, że zrobiłeś wszystko żeby mnie zdobyć, więc moje pytania brzmi, czemu mimo wszystko mnie nadal kochasz i jak to się stało, że zakochałeś się we mnie.
—Oh sweetie za długie to pytanie, możesz tylko jedno zadać. 
—W którym momencie swojego życia się we mnie zakochałeś? —Ameryka zaczął patrzeć na mnie, co oznaczało, że moje pytanie sprawiło mu trudność.
—W wakacje przed szkołą średnią. Wtedy zacząłeś umawiać się z Niemcem i widząc jak go traktujesz też tak chciałem, więc zacząłem sobie wyobrażać jak jestem z tobą i tak wyszło, że się zakochałem i nadal to trwa i chyba nigdy nie przestanie. —Mówiąc to trochę się jąkał, przez co czułem jakbym rozmawiał z Ameryką ze szkoły średniej. —Więc jedziemy?
—A mogę wiedzieć jak z kim jest teraz Niemiec?
—Niemiec, jest teraz z Polską, spotkają się i takie tam, to mało istotne. Idź się ubierz, a ja pójdę się trochę ogarnąć —powiedział zapłakany. Zrobiło mi się go szkoda.
—A mogę Cię jeszcze przytulić? —Sam nie wierzyłem w to co mówię i dlaczego. 
—No dobrze.

Ameryka usiadł ma moich kolanach i się we mnie wtulił, a ja go przytuliłem.  Czy mogę już stwierdzić, że wpadłem w syndrom sztokholmski czy po prostu mam w sobie jakieś uczucia? Myślę, że obie opcje nie są za dobre, chodź pierwsza jest gorsza. Muszę się pilnować, bo może to kolejna sztuczka Ameryki, cały czas muszę być czujny, aby nie zrobić co on chce. W dalszym ciągu muszę pamiętać, że mam stąd uciec, albo znaleźć pomoc, a nie pomagać Ameryce w niszczeniu mnie. Ciężko westchnąłem i poklepałem go po plecach. On delikatnie pocałował mnie w szyję i zszedł ze mnie. Wyszedł z pokoju, najpewniej do łazienki, aby się ogarnąć tak jak mówił. Chcąc, nie chcąc musiałem też się ogarnąć, bo nie dał by mi spokoju. Wstałem i poszedłem do garderoby, aby się przygotować do wyjścia. Ubrałem takie ubrania żeby było mi ciepło i żebym wyglądał w miarę dobrze.

Wyszedłem z garderoby i stałem na korytarzu jak słup soli, sam nie wiem czego oczekiwałem lub co chciałem tym osiągnąć. Usłyszałem jak zamykają się drzwi od łazienki, więc Ameryka również był gotowy. Muszę stwierdzić, że gdy jest taki w miarę normalny to można z nim normalnie pogadać, chodź cały czas musiałem bym czujny, aby nie nabrać się na to. Obróciłem się aby spojrzeć na Amerykę. Ten był gotowy i nie było po nim widać, że jest pobity.

—Może najpierw coś zjesz? Sam nie wiem czy długo nam zejdzie, a nie chce abyś był głodny.
—Może i masz rację, możesz mi coś zrobić —powiedziałem obojętnie.
—Nie ma problemu, więc usiądź sobie w salonie, a ja Ci zrobię. —Uśmiechnął się do mnie.
—Dziękuję.

Poszedłem do salonu i tam się położyłem na kanapie. Muszę przyznać, że życie z nim ma też swoje plusy. Nie muszę sprzątać, ani gotować, ani nic, on robi wszystko, a ja tylko odpoczywam. W jakimś stopniu jestem na wygranej pozycji, ale również w jakimś stopniu jestem na przegranej pozycji, chodź bardziej przegrałem niż wygrałem. Odgoniłem od siebie te zbędne myśli i zacząłem rozmyślać o Niemcu.  Jestem ciekawy czy za mną tęskni, czy serio jest z Polską czy tylko Ameryka tak mówi. Mam tyle do niego pytań, a na żadne nie dostanę odpowiedzi. Mam nadzieję, że on za mną tęskni i myśli o mnie. Również chce wierzyć w to, że nie jest z Polakiem, chodź bardzo prawdopodobne, że Ameryka się przyczynił do tego, że Polak zaczął się koło niego kręcić.  Pamiętam, że przez jakimś czasie często widziałem Polaka z Ameryką i Jamajką.

Poczułem zapach jedzenia, więc najpewniej Ameryka już skończył robić jedzenie. 

—Proszę. —Powiedział Ameryka, kładąc talerz na małym szklanym stole.
—Dzięki —odpowiedziałem obojętny.
—Mam nadzieję, że będzie Ci smakować. —Uśmiechnął się.
—A co ty taki miły jesteś? —zapytałem podejrzliwie.
—Bo mam już swój strój na ślub, a po twój jedziemy jutro, więc wstać tam w miarę wcześnie.
—No dobrze — odpowiedziałem bardzo niechętnie. 
—Jeszcze po zakupie obrączek pojedziemy kupić jakieś ozdoby na święta i jeśli spróbujesz mi uciec to nie będziesz miał tak wesoło. —Stary Ameryka wrócił. 
—Pamiętam.
—I bardzo dobrze.

Ciężko westchnąłem i zacząłem jeść. Dzisiaj czeka mnie dość trudny dzień.  Mam nadzieję, że jak najszybciej on się dla mnie skończy lub znajdę kogoś kto mi pomoże stąd uciec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro