Chodź, ogrzeję Cię
- Cholera, jak zimno! - zakląłem.
Lubiłem zimę, ale no bez przesady. Dziesięć stopni na minusie to o dziesięć za dużo. Pomimo tego potwornego mrozu, szedłem ze szkoły z uśmiechem na ustach. Co z tego, że na moich wyszczerzonych zębach lądowała większość śniegu spadającego na moją osobę. Zaczęły się ferie. Zapowiadały się one idealnie. Co roku rodzice organizowali mnie i mojemu bratu sporo atrakcji na czas wolny od szkoły. Maszerowałem tak przed siebie, czasem podskakując, żeby łapać płatki śniegu. Może i siedemnastolatek taki jak ja, nie powinien tego robić, no ale... nawyki z dzieciństwa pozostały.
- Dobrze się czujesz? - usłyszałem donośny śmiech mojego przyjaciela Yoongiego. - Wyglądasz jak mały dzieciaczek, który biegnie do domu pobawić się swoimi misiami. - zadrwił.
- No bardzo zabawne, Suga. - uderzyłem go lekko w ramię nadal się uśmiechając.
- Aishh! Delikatniej, co? Jeszcze będę mieć siniaka i moja dziewczyna pomyśli, że uprawiałem jakieś BDSM czy coś... - popatrzył na mnie z wyrzutem.
- Nie masz dziewczyny, Min. I nie zapowiada się, żeby jakakolwiek zechciała pójść z Tobą do łóżka. - zaśmiałem się. Byliśmy już przed moim miejscem zamieszkania, więc postanowiłem się pożegnać. - To miłych ferii z Twoją prawą ręką! Pozdrów ją ode mnie! - krzyknąłem wbiegając po schodach do klatki.
- Zawsze możesz ją zastąpić, Park! - odkrzyknął natychmiastowo. - Udanego wyjazdu! Odzywaj się czasem! - pomachał mi ręką.
W biegu odmachałem mu niechlujnie, po czym udałem się schodami na trzecie piętro. Nie, żebym był słaby z wf'u, czy coś, ale... mogliby tu zrobić windę! Zastanawiałem się nad tym, czy V jest już w domu. Zawsze kończył lekcje wcześniej ode mnie i szczycił się tym przy każdej możliwej okazji. W sumie, ciężko się dziwić, skoro jest młodszy. Cieszę się, że mam takiego brata, przynajmniej nie czuję się samotny w domu, kiedy rodzice gdzieś pojadą. Otwierając drzwi rzuciłem plecak w kąt. Ściągnąłem buty, kurtkę, czapkę oraz inne części garderoby charakteryzujące tę porę roku i udałem się do kuchni, z której pięknie pachniało obiadem. Przywitałem się z mamą, to znaczy, macochą, ale po tak długim czasie pokochałem ją jak najprawdziwszą matkę. Kiedyś moja biologiczna matka stwierdziła, że potrzebuje nowego życia, innego mężczyzny przy swoim boku, a nie mojego taty i, że dziecko jest jej zupełnie zbędne. Wtedy odeszła. Przez wiele lat jej nienawidziłem, za to co zrobiła. Chciałem ją odnaleźć i pokazać jej, że powinna być odpowiedzialna, za to co jest jej - za mnie. Z czasem zrozumiałem, że nie ma co żywić do niej urazy. Lepiej, że zniknęła. Doszedłem do wniosku, że jeśli miałaby mnie wychowywać w nienawiści i niechęci do mnie, to wolałbym umrzeć. Zamiast niej dostałem "w prezencie" lepszą mamę, taką prawdziwą, która obdarzyła mnie miłością i ciepłem, którego dziecku potrzeba.
Przechodząc przez kuchnię posłałem jej uśmiech, po czym udałem się do swojego pokoju. W sumie, mojego i V. Nie wiem, dlaczego chce, żeby go tak nazywać, ale skoro mu się podoba, to czemu nie. Krótkie, chwytliwe i zabawne przezwisko do niego pasuje. Jest typem uroczego chłopca, którego trzeba chronić. Kiedy ktoś mu coś robi, ja, Boski, Wielki i Wszechpotężny Park Jimin(wspominałem, że jestem bardzo skromny?) staję w jego obronie. Otworzyłem drzwi do pomieszczenia i wszystko wyglądało tak jak przed wyjściem do szkoły: piętrowe łóżko, dwa biurka, mój brat czytający książkę. Czy on naprawdę nie robi już nic innego poza czytaniem?
- A dzień dobry Panu. - przywitałem się cicho. - Pan znów jest pochłonięty w lekturze i nie znajdzie czasu dla swojego brata? - zrobiłem smutną minkę.
- Hyung! - krzyknął młody i podrywając się z krzesła podbiegł do mnie i objął mnie za szyję. - Ileż można wracać ze szkoły?! Kończysz godzinę po mnie, co Cię tak długo nie było? Martwiłem się! - udawał zdenerwowaną mamusię, której synek zrobił coś czego nie powinien, a ona była zrozpaczona. Wychodziło mu to idealnie. Dobry aktor z tego mojego braciszka.
- No przepraszam... To był ostatni raz... Nie denerwuj się... - udawałem smutnego dalej, żeby go rozczulić. - Nie gniewasz się już, prawda? - poczochrałem jego rudą czuprynę.
- Tym razem Ci wybaczę. Ale już nigdy więcej! - zaśmiał się pokazując swój kwadratowy uśmiech. Wyglądał naprawdę przesłodko.
Kiedy skończyliśmy nasze czułości, poszliśmy zjeść obiad. Rozmawialiśmy dużo z rodzicami. Musieliśmy się dopakować do końca, bo dziś wieczorem wyjeżdżaliśmy. Jedzenie było pyszne, jak zawsze. Mama potrafiła gotować, bardzo dobrze. Po skonsumowaniu pomogliśmy posprzątać ze stołu i pobiegliśmy do pokoju się spakować. Zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy na prawie dwutygodniowy wyjazd - mieliśmy tam spędzić 10 dni. Kiedy nadszedł czas wyjazdu upewniliśmy się, że mamy wszystko i znieśliśmy bagaże na dół. W tej sytuacji to pół biedy, ale co jak wrócimy i trzeba je będzie wnieść? Mam ogromną nadzieję, że do tego czasu wybudują nam tutaj windę... Inaczej będziemy musieli zamawiać jakiś dźwig.
Podróż minęła szybko, nie było korków na drogach, na szczęście. Jechaliśmy w góry, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym w taki mróz. Na miejscu okazało się, że pomylili nasze pokoje. Dostaliśmy dwa pokoje z łóżkiem małżeńskim. No dobra, dla rodziców jeden. Ale ja i Tae? Coś im się pomieszało w tych rezerwacjach, że załatwili nam dwa takie. No cóż, jakoś się przeżyje. Ustaliliśmy z V, że dziś w nocy on śpi na łóżku, a ja na niewielkiej sofie. Jutro zmiana. I tak co noc. Weszliśmy wreszcie. Pokój był ogromny. Ten naszych rodziców wyglądał podobnie, tylko był w innych barwach. Nasz był błękitno-biały. Bardzo ładny. Duża szafa, do której mogliśmy przenieść nasze rzeczy, żeby przez czas pobytu nie gnieździły się w walizkach. Telewizor. Lodówka z jakimiś napojami i przysmakami, które były za darmo! To dopiero luksus. Duża łazienka. Spory prysznic z brodzikiem. Ogromne lustro. W pokoju jakiś stolik, dwa krzesła. Wspomniana wcześniej sofa i ogromne łóżko. Zmieścilibyśmy się obydwoje, ale skoro młodszy chciał się podzielić, to nie będę się przeciwstawiał.
V pomimo swojego uroku był bardzo przystojny, ale to bardzo. Nie wiem, czy można by było to tak nazwać, ale czułem pewne przyciąganie do niego. A, no tak, zapomniałem wspomnieć, że Przecudowny i Boski Park Jimin (znów ta moja skromność; wspominałem?) jest gejem. Tak, homoseksualistą, pedałem, jak zwał tak zwał. To po prostu ja. Miałem w życiu kilku chłopaków. Kiedy byłem jeszcze w pierwszej gimnazjum starałem się mieć dziewczynę. I ze względu na moją Wspaniałość (no nie mogłem się powstrzymać, skromność zwyciężyła), większość dziewczyn chciała ze mną być. Niestety... jakoś mi to nie podchodziło. No i wyszło na to, że interesują mnie osobniki tej samej płci. Wiedzą o tym w klasie, wie o tym Yoongi (w końcu jest moim przyjacielem, jak mógłbym mu nie powiedzieć?) i rodzice też wiedzą. Przynajmniej tak sądzę, po tym, jak kiedyś nakryli mnie na chodzeniu za rękę i całowaniu z chłopakiem. Tae nie wie. Nie chcę, by stracił do mnie zaufanie, lub, żeby zanikła nasza więź. Nie wiem, czy on mnie pociąga. Nie miewam jakichś przeogromnych erekcji, gdy tylko mnie dotknie, więc nie wiem. Mam do niego chyba tylko lekką słabość. Ten jego uśmiech... Rude włosy... Jego ślinienie się na poduszkę kiedy śpi... Zaraz, zaraz, Park, ogarnij się!
Ze względu na to, że dziś młody będzie okupował łóżko, dostałem zezwolenie, na kąpiel pierwszemu. Chciał mi wynagrodzić to, że dziś ja będę odgniatał plecy na sofie. W takim razie poszedłem pod prysznic. Rozebrałem się, przejrzałem się w lustrze.
- No nieźle, przystojniaku! - pomyślałem i uśmiechnąłem się do siebie.
Wszedłem pod prysznic. Gorąca woda spływała po moim nagim ciele, nie omijając żadnej jego części. Zacząłem się myć. Nie wiedzieć czemu, od razu przypomniał mi się mokry Taehyung. Ale... nie w tym sensie! Często chodziliśmy na basen, więc przypomniało mi się, jak z niego wychodzi... Ruda grzywka przyklejona do czoła, krople wody spływające po jego torsie i mokre spodenki opinające jego penisa... O nie, nie, nie! Na dół, ale już! No i przyszło mi się myć z tym drągalem, ech. Na szczęście zacząłem myśleć o czymś dziwnym, więc szybko opadł.
- Ufff, jaka ulga... - pomyślałem wycierając się.
Wyszedłem z przewiązanym ręcznikiem na biodrach, w rękach niosąc ubranie. V oglądał jakiś film. Kiedy mnie zauważył polecił, żebym również pooglądał, bo bardzo ciekawy. On w tym czasie poleciał się myć. Zerkałem na telewizor ubierając bokserki i koszulkę. Nie miałem zamiaru spać w niczym innym. W pokoju było ciepło na tyle, że nie musiałem się męczyć w długich spodniach i bluzce z długim rękawem od piżamy. Niedługo film się skończył. Wyłączyłem telewizję i zamknąłem pokój na klucz, żeby żadni nieproszeni goście nie wpadli do nas w nocy. Zgasiłem górne światło i pozostawiłem tylko lampkę stojącą w rogu pokoju. Napisałem smsa do Yoongiego, że dojechałem, że wszystko okej i co tam u niego. Nie doczekałem się odpowiedzi tego wieczoru. Pewnie już spał. Był strasznym śpiochem, więc dla niego każda pora była dobra do spania. Leżałem grając w jakąś grę na telefonie. Wtedy otworzyły się drzwi łazienki. Wyszedł z niej Taehyung, ale... ubrany. No cholera, Park, na coś Ty liczył?
- Dobranoc braciszku. - podbiegł do mnie z tym swoim kwadratowym uśmiechem i objął mnie z całej siły. - Słodkich snów!
- Dobranoc mały. - zaśmiałem się.
- Nie chcę przypominać, kto tu jest mały... - odgryzł mi się śmiejąc się głośniej ode mnie. No co za mała menda...
Zgasiłem światło i zapadliśmy w sen. Przynajmniej on. Ja leżałem i myślałem, chociaż w końcu zasnąłem, nawet nie wiem kiedy. Obudziło mnie potrząsanie ramieniem.
- Hyung, wstawaj! Już rano! Idziemy na dwór! - krzyczał młody podskakując. Cieszył się tak bardzo. - Szybko, szybko! Bo pójdę bez Ciebie! Kto zje ze mną śniadanie?
Przetarłem oczy i ubrałem się, jak prosił młodszy. Zeszliśmy na dół na śniadanie i rozmawialiśmy z rodzicami, o tym, jak nam się spało pierwszej nocy i co tego dnia mamy w planach. Trochę jazdy na nartach i prawdopodobnie łyżwy. Po śniadaniu poszliśmy obejrzeć stok i wypożyczyć sprzęt. Szczerze, to ani ja ani Tae nigdy nie jeździliśmy na nartach. Rodzice postanowili nas poduczyć. Próbowaliśmy. Kiedy zaczęło nam w miarę wychodzić to zastała nas pora obiadowa. Zjedliśmy obiad całą rodzinką obiad. Rodzice postanowili resztę dnia zarezerwować dla siebie i pojechać do niedalekiej miejscowości, bo tam się poznali, czy coś takiego i chcą powspominać. Życzyliśmy im dobrej zabawy, kazali nam uważać na siebie i pojechali. Pojeździliśmy z bratem jeszcze do kolacji, na którą oczywiście musieliśmy wrócić, bo co ja bym zrobił bez jedzenia... Jedno z przykazać Parka Jimina brzmi: "Jedzenie to najważniejszy posiłek dnia". To brzmi trochę, jakby należało jeść cały dzień. A w sumie, mi to pasuje! Jedzenie jest dobre. Ludzie, którzy rezygnują specjalnie z jedzenia, żeby się odchudzić są głupi. Jak można nie lubić jeść?!
Po wieczornym posiłku postanowiliśmy pójść na te łyżwy. Znajdowały się one w zamkniętym budynku, więc wchodząc na lodowisko ściągnęliśmy kurtki, bo przecież, będzie ciepło. Taa, jasne. Zmarzliśmy jak nigdy. Na dworze jeszcze tak mocno padał śnieg, że ledwo szło przejść. I ten wiatr... O matko, ledwo dostaliśmy się do pokoju. Dziś była moja kolej na spanie w łóżku. Cieszyłem się niezmiernie. Tylko weszliśmy, zamknęliśmy drzwi na klucz, a ja rzuciłem się na łóżko i wparowałem pod kołdrę. Och, jak tam było ciepło! Tae ledwo ściągnął buty i się rozebrał. Doszedł powoli do sofy i postanowił się na niej położyć. Mimo, że w pokoju było ciepło, to nadal my byliśmy zimni. Popatrzyłem na tego biedaka, a moje serce się łamało.
- Taeś, zimno Ci? - zagadnąłem.
- Mhm... - mruknął, trzęsąc się z zimna.
Podniosłem kołdrę odsłaniając miejsce obok siebie.
- Chodź, ogrzeję Cię. - uśmiechnąłem się do niego szeroko. - Razem będzie nam o wiele cieplej.
Zawahał się, ale po chwili podszedł i wtulił się we mnie leciutko. Jeju, jaki on był delikatny i kruchy. Objąłem go ramieniem. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, aż on postanowił pogłębić swój uścisk i położyć się tak, bym czuł jego oddech na mojej szyi. No nie, tego nie wytrzymam.
- Jimiś, porozmawiajmy... - zaczął powoli, widać było, że nie chce tak po prostu leżeć, chyba mu się nudziło. - Jesteś moim starszym bratem, chcę, żebyś mnie uczył. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale... pewnie miałeś już wiele dziewczyn, prawda?
Zamurowało mnie. Krople potu zaczęły spływać po mojej skroni. Zestresowałem się jak nigdy. I co, mam mu tak teraz prosto z mostu powiedzieć, że jestem gejem? Że ukrywałem to przez te wszystkie lata? Znienawidzi mnie! Ale, no muszę być szczery. W końcu go kocham, tak? No tak, Park, kochasz go. Chyba, aż za mocno. Raz kozie śmierć.
- Nie, nie miałem nigdy. - wypaliłem prosto z mostu. - Braciszku, bo chodzi o to... - zacząłem niepewnie. - Że mnie nie interesują dziewczyny.
- J-jak to? - puścił mnie i podniósł się na łokciach bacznie obserwując moją zakłopotaną twarz.
- Jestem ge... - nie zdążyłem dokończyć, kiedy poczułem, że coś delikatnie zaczyna napierać na moje wargi. Były to usta mojego brata. Już chciałem oddać pocałunek, ale on nagle się odsunął i wstał z łóżka.
- Przepraszam. To... tak samo wyszło... ze mnie... - powiedział takim tonem, jakby zaraz miał się rozpłakać. - Przecież jestem Twoim bratem, ech, co ja sobie myślałem. Przecież nie pragniesz mnie w ten sposób... Przepraszam.
Pospiesznie wstałem i zrównałem się z nim wzrostem. No, może nie do końca, bo byłem niższy, ale zawsze coś. Popatrzyłem mu w oczy i przybliżyłem się do niego.
- A żebyś się nie zdziwił... - szepnąłem mu do ucha.
Chwyciłem delikatnie jego twarz i wpiłem się w jego usta. Już nie tak delikatnie, jak on zaczynał ze mną. Powoli doszliśmy do łóżka, nie rozłączając naszych warg. Położyłem go w miękkiej pościeli, by chwilę później nad nim zawisnąć. Wsadziłem mu rękę pod koszulkę i zacząłem delikatnie głaskać go po brzuszku. Postanowiłem, że rozluźnię trochę atmosferę, więc zacząłem ściągać jego koszulkę. Nagle usłyszałem jego cichy głosik.
- Braciszku... nie... nie możemy. Wiem, do czego dążysz. - popatrzył na mnie i oblał się rumieńcem. - Ale, ja... nigdy tego nie robiłem. Jestem, um, tak jakby, dziewicą. - przeniósł wzrok na ścianę, by nie patrzeć mi w oczy. Było mu głupio.
- Tae, to nie jest problem. Żaden. - uśmiechnąłem się. - No, chyba, że tego nie chcesz...
- Chcę! - wyrzucił z siebie, oplatając mnie nogami w pasie.
Zaczęliśmy się znów całować. Uchylił swoje różowe wargi na tyle, bym mógł wtargnąć swoim językiem do środka. Ściągnął ze mnie koszulkę i opuszkami palców zaczął badać dokładnie każdy mięsień, każdą część mojego torsu. Zszedłem z pocałunkami na jego szyję, jego mlecznobiała cera była tak kusząca, aż chciałoby się go zjeść. Tak, Jimin, a Ty znów o żarciu... Całowałem go wzdłuż jego brzucha, aż doszedłem do dresów, które sprawnie z niego zdjąłem i wracając z pocałunkami do już zaczerwienionych ust, złapałem dłonią za jego krocze i powoli masowałem. Jęknął mi prosto w usta, co było iskrą, zapalającą ognisko zwane Parkiem Jiminem. Usadowiłem się między jego udami i muskałem delikatnie jego penisa przez materiał bokserek. Z jego czoła zaczął spływać pot. Oddychał ciężko. Nie mogłem pozwolić, żeby doszedł od samego drażnienia jego męskości. Zdjąłem z niego te bokserki. On nie pozostał dłużny. Podniósł się szybko i zsunął mi spodnie razem z majtkami, rzucając je w niezidentyfikowany, ciemny kąt.
- Do czorta, nie wziąłem lubrykanta! - zakląłem w myślach. - Ale chwila, chwila...
Położyłem go znowu, zjeżdżając językiem na jego dziurkę. Jejku, była taka maleńka... Zacząłem go powoli tam lizać, chcąc go w jakiś sposób rozluźnić i namoczyć. Zaczął jęczeć i rozkładać nogi. Zrozumiałem, że jest mu dobrze. Wsadziłem sobie do ust palec, który później umieściłem w jego wejściu. Widziałem, że go bolało, jednak znosił to dzielnie. Po dłuższej chwili dołożyłem drugi palec i rozciągałem go robiąc w środku "nożyczki" palcami. W międzyczasie, by załagodzić ból, zacząłem ssać jego penisa. Jak na szesnastolatka miał całkiem spore przyrodzenie. Och, spore, to za małe słowo. No miał olbrzyma w gaciach! I nigdy się nie pochwalił?
- Ach, Jimiś! - niemal krzyknął. - Jak dobrze... ojej...
- A co byś powiedział, na coś większego? - opuściłem jego wnętrze i pochylając się nad nim.
- A-ale... - zawahał się.
- Będę delikatny. - posłałem mu lekki uśmiech i go pocałowałem. Był taki słodki.
W pewnym momencie chwycił mojego penisa i zaczął nim poruszać. Zdziwiłem się, on wykorzystał moje chwilowe zamyślenie i przewrócił mnie na plecy. Polizał całą jego długość, a po moich plecach przeszedł dreszcz pożądania. Wziął główkę do ust i się na niej zassał. Boże, myślałem, że oszaleję. Chwyciłem jego rudą głowę i szarpiąc delikatnie za końcówki powoli nim poruszałem. Mimowolnie przyspieszył. Znów mnie zadziwił. Lubił to robić. Kiedy czułem, że jestem już blisko odsunąłem go i znów ułożyłem na poduszkach. Podłożyłem mu jedną pod lędźwiami, żeby nie czuł zbytniego dyskomfortu.
- Jesteś tego pewny? - zapytałem go, całując po szyi.
- T-tak. - spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się i oplótł nogami w pasie. - Zaczynajmy, hyung.
Nakierowałem swojego członka na jego wejście i znów zacząłem okupować jego usta. Przecisnąłem główkę przez jego ciasne wejście. Taehyung załkał cicho. Powoli wchodziłem w niego głębiej i postanowiłem odczekać chwilę, żeby się przyzwyczaił. Skinął na mnie głową, że już jest gotowy. Zacząłem się w nim poruszać. Na jego twarzy pojawiły się rumieńce, a z czoła zaczęło spływać więcej potu. Zacząłem się w nim poruszać szybciej, by w pewnym momencie uderzyć w jego prostatę.
- Ji-jimin! To jest to mie-miejsce! - krzyknął głośno, a ja znów złączyłem z nim usta. Tym razem pocałunek był chaotyczny i urywany.
Jęczeliśmy w tym samym czasie. Wiedziałem, że V jest już blisko, więc wzmocniłem ruchy i ująłem jego dumę w dłoń i zacząłem poruszać w górę i w dół. W pewnym momencie ubrudził cały swój brzuch. Poczułem, jak mięśnie jego seksownego i jędrnego tyłeczka się na mnie zaciskają, wystarczyło kilka ruchów, bym i ja skończył. W nim. Rozlałem się w nim obficie, a potem opadłem bez sił obok niego. Leżeliśmy przez kilka minut bez ruchu, próbując ustabilizować oddechy. Objąłem go ramieniem, a on położył głowę na mojej klatce piersiowej.
- I jak tam, braciszku? Wszystko w porządku? - spytałem z rozczuleniem w głosie.
- Dobrze, bardzo dobrze.. - powiedział. - Serce Ci szybko bije. - szepnął.
- Bo Cię kocham, skarbie. - powiedziałem i ucałowałem jego spierzchnięte wargi. - Ale już nie jak brata.
- Jimin... - zaczął niepewnie. - Czy to znaczy, że jesteśmy razem?
- Tak, maleństwo. - pogłaskałem go po głowie. - Teraz jesteś tylko mój.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To moje pierwsze fanfiction, mam nadzieję, że się spodobało! O ile ktokolwiek to przeczytał, oczywiście. *^* Do następnego! x33
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro