Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. zakochanie się w nim było jak wpadniecie w niełaskę

      czekolada na eklerce

   Pociąg seksualny rodzi się różnie. Czasem patrzysz na kogoś i wiesz, że to właśnie ten człowiek, który spełnia twoje wymagania estetyczne na tyle, byś w jakiejś alternatywnej rzeczywistości była w stanie nie wypuścić go z łóżka. Innym razem dopiero po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać detale aparycji "obiektu". 

     Widzisz jego szerokie barki, duże dłonie, delikatny, regularny zarost, to jak błękitne oczy chowają się za wachlarzem gęstych rzęs... I ten uśmiech. Trochę dziecinny, ale zdecydowanie powalający w komplecie z dołkami w policzkach. 

     Z czasem, gdy tak patrzysz, jesteś w stanie zorientować się, iż pewne kwestie, wcześniej uznane przez ciebie za żałosne, mogą wydać ci się równie atrakcyjne, bo są specyfiką danej jednostki. 

     Luke Hemmings miał w sobie dostatecznie wiele ognia, by mnie pociągać i z każdą chwilą gdy tylko na niego patrzyłam, coraz bardziej nienawidziłam siebie za ten fakt. 

    Nie chodziło o to, że był przystojny aż tak bardzo. Prędzej utkwił mi w głowie incydent, gdzie sprowadził mnie na ziemię, przy okazji dając mi trochę nieba. Głupie, mam rację?

     Ale żaden inny facet nie okiełznał nigdy wcześniej tego kim byłam. Nie miał w garści, nie czułam dziwnego ciepła w jego towarzystwie, a przede wszystkim nie zadał mi ćwieka. 

    Po mnie pocałował? Nie wiem. 

    Żałował tego? Och, również nie wiem! 

    Czy ja żałowałam?

     I znów - dwa różne aspekty jednej, jakże banalnej sprawy:

    a. powinnam żałować

    b. nie żałowałam

    Sam moment pocałunku był niezwykle absorbujący, mógłby nigdy się nie skończyć. Ale konsekwencje jakie przyniósł, zaczęły mi ciążyć już w momencie, gdy następnego dnia pracy, spojrzałam w twarz winowajcy. 

    Luke był zbyt pewny, był perfidny i nieokiełznany. Był złym chłopcem, wbrew pozorom. Ale przecież źli chłopcy powinni mieć grzeczne dziewczynki, czyż nie? Ja wcale nie byłam grzeczna. 

    Nasze relacje wróciliśmy na poziom zawodowy, to znaczy ja wróciłam. I mimo, że Cassie wywracała oczami, to nie jej dotyczył problem. Ja z nim zostałam, więc ja postanowiłam go rozwiązać. 

    Zaparkowałam Honde na swoim miejscu przed 8 rano. Poprawiłam szminkę w lusterku, a potem wygładziłam spódnicę. Wyglądałam tamtego poranka szczególnie dobrze, bo miałam spotkanie z panem Hoodem, a wbrew pozorom człowiek zadbany robi lepsze wrażenie. 

     Kiedy jednak chciałam wejść do biura tyłem, od strony dla personelu, poczułam znajomy zapach dymu papierosowego. 

    Hm...

    Najpierw zwróciłam uwagę na papieros, później na dłoń, która go trzymała. Znajomy sygnet i te długie palce. Oblizałam podświadomie usta. 

    Luke Hemmings chyba coś do mnie mówił, ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. Dopiero kiedy poniosłam na niego pytający, trochę zimny, zagrany wzrok, wywrócił oczami. 

    Wymieniliśmy się spojrzeniami. Przez dłuższą chwilę prowadziliśmy wręcz niemą dyskusję, aż wreszcie uznałam, że cisza jest zbyt ciężka. 

    - Nie pal. - On opierał się o ścianę, ja oparłam się o przeciwległą, wyciągając rękę w kierunku jego ręki. - Chcesz dostać raka i osierocić Nate'a? - Zdezorientowany Luke aż uchylił usta, a ja tym czasem wzięłam jego papierosa i przystawiłam sobie do warg. 

    Nie robiłam tego często. Właściwie nawet tego nie lubiłam, ale czasem jest myśl, że to świadoma trucizna i każdy kto ją przyjmuje - robi to na własną odpowiedzialność.

    O ironio, Luke Hemmings struł mnie zatem podwójnie. 

    Czułam z jak wielkim zapamiętaniem obserwuje mój profil, gdy układam umalowane, pełne wargi na ustniku. Zaciągnęłam się mocno, wzięłam dym do płuc, a potem wypuściłam go, połowę nosem, połowę ustami. 

     Aż zamrugał szybciej, podczas gdy ja zgasiłam peta w popielniczce. 

    Uzależniająca przyjemność, zwłaszcza gdy ktoś prowadzi tak stresujący tryb życia.

    Papieros i wino. 

   Jako nastolatka miałam skłonności bardziej do piwa i trawy, ale to był incydent, z resztą kto nigdy nie próbował marihuany będąc młodym i głupim?! 

     Okej, nieważne, wiecie że dorastałam burzliwie. Ale Luke na przykład nie musiał o tym wiedzieć, prawda?

     - A ty, Meg?

    - Ja nie mam kogo osierocić, Luke. - Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam gumę do żucia z torebki. 

    - Twój narzeczony?

     Zgromiłam go spojrzeniem. 

    - No proszę, jednak pamiętasz o jego istnieniu. - Jakby nigdy nic wpisałam kod otwierający drzwi i zostawiłam go samego na dworze. 

    Ugh, ten facet doprowadzał mnie do szewskiej pasji. 

~*~

    Ze szczerą nadzieją weszłam na salę konferencyjną, chcąc przedstawić krótką prezentację, bardziej spraw organizacyjnych, niż projektu de facto. Ale stresowało mnie to bardziej niż wystąpienie przed panem Hoodem, jeszcze nim dostałam tę pracę. 

     Rozejrzałam się po siedzących na swoich stanowiskach członkach mojej grupy kreatywnej. Sama nie wiem jak wielkie kolesiostwo musiało tam panować, że na przykład taki Oleg dostał pracę. Mniejsza. 

    Wzięłam głęboki oddech, spojrzałam na zegarek. Westchnęłam jeszcze zła na Luke'a, który spóźnił się minutę, wskazując znacząco na kubek do połowy zapełniony kawą. 

     Wreszcie włączyłam projektor. 

    - Posłuchajcie mnie, zanim przejdziemy do swoich codziennych spraw, mam komunikat. - Rozejrzałam się po sali. Boże to będzie porażka. - Pewna firma, to znaczy nasz niezwykle istotny klient jest zainteresowany kampanią dopiętą na ostatni guzik. Projekt to naprawdę ogromna szansa dla nas, możemy dzięki temu zarobić wielkie pieniądze i póki co tyle chcę wam powiedzieć. Prezentacja ma odbyć się w Los Angeles podczas bankietu. Pan Hood poprosił mnie, bym zajęła się sprawą osobiście, ale nie mogę zrobić tego w pojedynkę. Mam sobie dobrać jedno z was do pomocy, jak i również prezentacji w LA. 

     Widziałam to obruszenie. Eldica, Derek i Oleg zaczęli żwawo dyskutować szeptem pomiędzy sobą, a Luke uśmiechał się złośliwie, wypalając wręcz dziurę wzrokiem w mojej sylwetce. Tsa, mógł pomarzyć. 

     Nie zrozummy się źle. Jakkolwiek dobry by nie był, wciąż nie wyobrażałam sobie nas razem w hotelu, nas razem na bankiecie, nas razem w LA. Nas razem. W ogóle. Pomijając stricte zawodowy fakt, że był niekompetentny do tego. 

    Tsa, kogo ja próbuje oszukać. 

    To było bardzo nieprofesjonalne podejście. 

    - Mam dla was przykładowy temat, bo niestety zostało mi z góry zabronione przedstawienie wam realnego pomysłu i w ogóle konceptu. Po prostu chciałabym abyście dokonali takiej burzy mózgów, bo jeśli mam być szczera, od paru tygodni rozprawiam się z tym i sama utknęłam w miejscu. Mimo że mam już kandydata do współpracy, chcę sprawdzić czy może ktoś z was wpadnie na coś lepszego. Calum?

    - Niestety nie dam rady, pani Langford. Muszę dokończyć tę akcję z psią karmą, bo ta sprawa nie znosi zwłoki, więc odpadam z góry. 

    - Nie zawodź mnie, proszę. 

    Luke znów uśmiechnął się złośliwie, z założonymi na piersiach rękoma, a ja stałam pod tym wyświetlaczem, patrząc jak moja ostatnia szansa na uratowanie tego projektu, czyli Calum, zostawia mnie na pastwę losu. 

    Przełknęłam głośno ślinę. Cholera. 

    Luke i tak był lepszy nawet od Hooda. 

    Ale Luke odpadał w przedbiegach, koniec kropka. 

~*~

     Stukałam paznokciami o blat biurka i gryzłam ołówek. Pomijając to, że nie miałam pojęcia jak rozwiązać problem doboru partnera, nie mogłam ruszyć dalej. Bo z drugiej strony mogłabym zaproponować komuś po prostu podpisanie się pod moim dziełem, żeby nie skompromitować Hood&Dunning, ale bałam się, że sama siebie skompromituje. Potrzebowałam współpracownika, cholera. 

    - Może powinnaś zjeść coś bardziej wartościowego niż drewno, hm? - Mój przystojny (bo to już ustaliliśmy) prześladowca, opierał się o futrynę drzwi. 

     Wciąż z ołówkiem między zębami, obserwowałam jego nonszalancko rozpiętą do pewnego momentu, białą koszulę i podwinięte rękawy, czym zwracał uwagę na drogi zegarek. Wbrew pozorom, Luke mimo że wyglądał niechlujnie, wyglądał niepoprawnie dobrze. 

    Pójdę za to do piekła. 

     Hemmings trzymał kubek z kawą oraz papierową torebkę z piekarni. 

    - Trzymaj. 

    Uśmiechnęłam się z politowaniem, że przyniósł mi dokładnie taką kawę, o jaką poprosiłam go... Wtedy. 

    Kurwa mać, czy ta myśl może opuścić moją pustą głowę?! 

    - Nie ma szans, Hemmings. - Wzięłam łyk życiodajnego, gorącego napoju. 

    - Ale na co? - Zamknął za sobą drzwi, rozsiadłszy się wygodnie na fotelu przede mną. 

     Okręcił się, rozluźnił i poruszył znacząco brwiami. Oburzona założyła nogę na nogę. 

    - Nie pozwolę ci nawet spojrzeć na tę pracę, wiesz? Nie i już.  

    - Och, jak sobie chcesz Maggie, ale chyba nie bardzo masz wybór. 

    - Może Oleg nas jeszcze czymś zaskoczy? - Uniósł jedną brew w odpowiedzi. - Nie chcę, bo wiem, że się nie dogadamy, nie zamierzam zniszczyć projektu przez osobisty konflikt. 

    - To głupie, skarbie, bo doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteśmy na tyle kompatybilni, że pójdą fajerwerki. Ale nie przyznasz się do tego, bo będziesz musiała uznać mnie za równego sobie, albo lepszego. 

    Prychnęłam. 

    - Czy ty myślisz, że to jest powód? 

    - Twoje ego nie mieści się w tym pokoju, Langford. 

     - Twoje natomiast nie mieści się na jednym pasie ruchu, Hemmings. I nie są to moje słowa. - Puściłam mu oczko, jakby nigdy nic otwierając papierową torebkę. 

     Milczeliśmy przez chwilę, aż wreszcie ujęłam w dłoń przez serwetkę eklerkę. Tak. Zdecydowanie Luke kojarzył mi się z tą eklerką. 

    - Jesteś słodki, Luke. 

     Zdziwił się. Nawet trochę odsunął się na fotelu, widząc jak zlizuję czekoladę z ciastka.

    - Słyszałem żałosny, beznadziejny, irytujący, prawa ręka diabła... Ale słodki? Uderzyłaś się w tę piękną główkę?

     - Nie. Skąd. Jesteś słodki jak Eklerka.

   Wymieniliśmy po uśmiechu. On uśmiechnął się niepewnie, ale z wdzięcznością, ja natomiast podobnie złośliwie jak on wtedy na sali konferencyjnej. Pozbawiwszy eklerkę czekolady, podałam mu resztę słodkiego, tę z paskudną, bitą śmietaną. 

     - Dzięki. - Oblizałam palce. 

    Dostrzegłam to jak mężczyzna zawiesza dłużej wzrok, ponownie na moich ustach. Czy robiłam to specjalnie? Nie wiem. Może chciałam się upewnić, że nie jestem chora psychicznie czując do niego jakiś seksualny pociąg. 

    Ja po prostu... Doceniałam walory estetyczne Luke'a Hemmignsa. 

    - No ale, przyszedłem prosić cię o inną przysługę, jednak skoro sama rozważałaś włączenie mnie do projektu...

    - Do sedna. 

     - Wpadnij do mnie kolację. 

    - Że słucham?! - Niemal nie spadłam z fotela. 

    - Wiem, że to głupie, ale Nate prześladuje mnie od zeszłego tygodnia, kiedy powiesiłem ten obrazek, że chce, żebyś to ty go widziała. 

    - Ale widziałam...

    - Na żywo. Chce spędzić z tobą czas, Meg, a ja mam dość nalegania, więc proszę... Odwiozę cię później. 

    Zacisnęłam rękę na podłokietniku. Prowadziłam wręcz heroiczną walkę w głowie, bo z jednej strony chodziło o dziecko, a z drugiej... Tak dobrze szło mi odpychanie go od siebie... Przełknąwszy ciężko ślinę, pokręciłam przecząco głową. 

     - Nie dam rady, mam zajęty wieczór. Chcę skończyć wszystkie papierki, a nie zrobię tego w domu, więc będę siedzieć tu do nocy. 

    - To jutro. 

    - Luke. 

    - Margaret. 

    - Nie mogę. - Wzruszyłam ramionami. - Przeproś ode mnie Nate'a i idź już. 

     Pokiwał niepewnie głową. Był zawiedziony, ale nie mogłam się łamać. 

     Kiedy zostałam jednak sama, wcale nie czułam się z tym fair. 

~*~

     Ten dzień wcale nie był dobrym dniem. Kiedy wieczorem rozpadało się do zera, odniosłam wrażenie, że to deszcz zesłany przez piekło, żeby mnie pochłonął, czy coś. Czułam się coraz gorzej, bo rzeczy zaczęły się sypać, albo raczej bardziej trafnym określeniem będzie "spływać", podobnie jak mój dokonały, dopracowany perfekcyjnie makijaż. 

     Cel był prosty - przebiec spod budynku do auta. 

    Biegłam, rzuciłam się do klamki. 

    Cholera, kluczyk! Gdzie był kluczyk?! 

    Zatrzaśnięty w środku. 

     I tak byłam cała przemoczona, dlatego jakby nigdy nic oparłam się o Hondę. 

    - Czemu mnie tak pokarało?! - krzyknęłam w myślach, a potem...

    Potem zaczęło się robić jeszcze gorzej, bo srebrny Mercedes przystanął tuż obok mnie. Czy ten idiota był zawsze w najmniej oczekiwanym momencie?! 

    Nie miałam innej opcji, musiałam się, o zgrozo, poddać. Opuścił szybę i skinął, bym wsiadła. Spojrzałam jeszcze raz na swój samochód, jednak w ostateczności po prostu pociągnęłam za klamkę i taka przemoczona zajęłam miejsce tuż obok mężczyzny. 

     - Nic nie mów - powiedziałam szeptem, gdy ściszył muzykę niemal do zera. - Po prostu prowadź. - Założyłam ręce na piersiach. 

    Luke uśmiechnął się pod nosem i pokręcił lekko głową. Przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie, aż wreszcie wyciągnął ze schowka mokre chusteczki, które położył mi na kolanach. Zdezorientowana zmierzyłam jego skupiony na drodze profil, a potem zaczęłam zmywać makijaż. 

    Miałam w głowie tak dużo sprzecznych myśli. Czułam się głupio, ale miałam trochę dość walczenia ze sobą, bo robiłam to cały dzień. Zwłaszcza że zmokłam, a nie mogłam pozwolić sobie na grypę. Nie byłam pewna czy Cassie i Ash wrócili z dzieciakami do domu, klucze zostawiłam wraz z tymi od auta - w środku. 

     No i Nate. 

    Przygryzłam niepewnie dolną wargę. 

    - Luke...

    - Hm? 

    - Możemy pojechać do ciebie? - zapytałam zbyt niepewnie jak na mnie. 

    Spojrzał mi w oczy zdezorientowany, gdy zatrzymał auto na światłach. Uśmiechnęłam się nieśmiało. 

    Więc patrzyliśmy sobie w oczy. Jakby coś między nami znów rosło w siłę. To napięcie, które czułam w każdej drobince swojego ciała, choć za wszelką cenę próbowałam się go pozbyć. 

    Byłam znów nieczujna. 

    Luke przytaknął, oblizując usta, a ja założyłam kosmyk mokrych włosów za ucho. Jak pierdolona cnotka. 

    - Co? - zapytałam szeptem, niby nie rozumiejąc jego zawieszenia. 

    - Wyglądasz tak cholernie dobrze bez makijażu. 

     Zmierzyłam jego buzię, rozchyliwszy niepewnie wargi. Ponownie miałam na nich jego wzrok. Cholera, to robiło się coraz bardziej uciążliwe. 

    Oparłam się o zagłówek, przecierając twarz dłońmi. Byłam zaczerwieniona, a on dumny z siebie. 

    Tak, zdecydowanie ten deszcz wyszedł prosto z piekła, a on, ten szatan, go wywołał. 

   ___________________

   ja kiedyś naprawdę posprawdzam te rozdziały, obiecuję xdd

    he he he he he 

    Napięcie seksualne to kurwa! xd 

    Co myślicie o tym rozdziale? Bo to zaczyna się robić coraz bardziej niebezpieczne, ojej. Oni chyba nie wiedzą co robią xd Albo się testują, ja nie wiem, nie wiem. 

    Pamiętajcie o plejce na spotify, gdzie są wszystkie piosenki, nawet ze zwiastunu

    mój spotify: yourlittleboo, a plejka nazywa się #eklery 

    i znów jakiś mój filmik, tematycznie, ciągle robię filmy o dulenie. Tym razem taki trochę music video do Ghost of you od sosów.

https://youtu.be/gmEmjCBYla4

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro