7. oddaję pokłon królowej, która ma nogi owinięte wokół amerykańskiego snu
{nie sprawdzam rozdziału, bo jutro znowu idę na rano do pracy i mi się po ludzku nie chce, miłego czytania xx}
> #eklery na tt <
czekolada z chili
Wiecie jak wyglądają rodzinne spotkania, prawda? I mam na myśli ten moment gdy dziadkowie położą już dzieci spać, a przy stole zostają sami młodzi dorośli, od czasu do czasu doprawiając dyskusję procentami.
Pamiętam takie ekscesy jeszcze z dzieciństwa. Kiedy państwo Langford siadali do konwersacji ze swoim rodzeństwem, przyjaciółmi, jakimiś znajomymi, a ja zawsze byłam za młoda, by słuchać jaki temat tym razem poruszą.
Dorośli bez wątpienia są dziwni. I mówię to jako osoba dorosła. Oczywiście, o niektórych rzeczach dzieci nie powinny mieć żadnego pojęcia, ale czy komukolwiek naprawdę wydaję się, że nastolatkowie wypowiadają słowo na "s" ser, żeby przypadkiem nie powiedzieć seks? Albo mówią kurczę blaszka i motyla noga zamiast, ja pierdolę? Okej, są granice, pewnych rzeczy po prostu nie wypada, a jeśli już coś się wydarzy, z dzieckiem należy pogadać, tak myślę.
Dorośli... Wiecie, to dość zabawna sprawa, bo dorośli z reguły sami są przerażeni faktem bycia dorosłymi. Często przerasta ich fakt, że w oczach małego człowieka są wszystkowiedzący, więc gdy nie mają pojęcia jak wytłumaczyć pewne odstępstwa od przyjętej normy, wolą wyprosić dzieciaka za drzwi.
Cassie i Ashton nie wypraszali żadnej ze swoich pociech. Oczywiście, po ósmej siostra przyszła do mojej sypialni z wózkiem, prosząc mnie bym czasem zerknęła na słodko śpiącego Jamesa, ale nic poza tym. Tiana, Andy i Nate znaleźli sobie własne zajęcie, bo jak usłyszałam, temat ślubu Caluma i Jackie im nie podpadł. Przez chwilę młody wrócił się na kolana taty, słuchając zachwyt Michaela Clifforda nad emocjonalnym graniem Marvela w Infinity War, ale gdy temat znów zszedł na kwiaty, on wrócił do atakowania lalek Tiany zabawkowym Hulkiem.
Gadali o wszystkim, ciągle zmieniali stacje muzyczne, śmiali się na głos i sprawiali, że tonąc w papierach czułam się jeszcze gorzej sama ze sobą.
Nie miałam jakiejś większej potrzeby, by dołączyć do "imprezy". Po prostu unikałam sytuacji, w której zrobiłabym z siebie totalną idiotkę przed swoimi współpracownikami, a gdzie w grę wchodził alkohol, w grę wchodziła też tańcząca na stole Margaret Langford, a tego raczej nikt nie chciał oglądać.
Poza tym miałam ważny projekt do skończenia, właściwie mój debiutancki! Planowałam spotkanie z panem Hoodem, wiedziałam że szykuje dla mnie ciekawe wyzwanie więc potrzebowałam skupić się na tym, nie na... Żartobliwych historyjkach z życia Luke'a Hemmingsa, opowiadanych przez Jackie.
Przez chwilę poświęciłam temu uwagę, bo ściany i tak były żałosne, przenosząc każdy dźwięk. Swoją drogą, ciekawiła mnie trochę reakcja sąsiadów na ten kabarecik. Gdyby zadzwonili na policję, odebrałby Ashton. Nie no, żartuję, ale wiecie jaki jest przekaz.
Jackie przypominała właśnie o nastoletnim trądziku Luke'a, który wybraniał się, dźgając ją po bokach. Michael poszedł w jego obronie, ściągając uwagę na długą mutację Caluma, a Cal przypomniał Cliffordowi, że łysieje od farbowania. Ashton przyjął dobrze znaną sobie rolę, rolę ojca... Nie, nie doprowadził ich do porządku, tylko podpuścił, a potem rzeczywiście poszedł sprawdzić co Nate i Tiana zrobili płaczącemu Andy'emu.
Temat zszedł na dzieci; to jest Calum i Jackie przeszli przesłuchanie, pod znakiem szeptu Luke'a: "Nie rób tego teraz, matka nie przeżyje drugiej takiej sytuacji.".
Po dłuższej chwili zorientowałam się dopiero, że zamiast uzupełniać dokumentację, gryzę długopis, wsłuchując się w sytuację przy stole.
Cholera.
Byłam trochę przemęczona. Siedziałam na środku łóżka, po turecku, z roztrzepanym, spiętym wsuwkami kokiem na głowie, w białej koszulce i jasnych jeansach... Zamiast trochę się uspołecznić. Ale praca sama się nie zrobi, prawda?
Z ciężkim westchnieniem spojrzałam na papiery.
Cóż, czasem miałam dość faktu, że wyrzekłam się własnego życia. Boże, Meg, wyjdź ze smoczej jamy...
Spojrzałam na słuchawki bezprzewodowe. Świetnie, załadowały się na maska, więc mogłam włączyć zagłuszający imprezę kawałek. Ale zanim to się stało, zaburczało mi w brzuchu. Wywróciłam oczami teatralnie. Teraz?! Kiedy każdy z nich wypił już zapewne po paru piwach.
Zerknąwszy na wózek z Jamesem, wsunęłam na stopy kolorowe skarpety. Wyglądałam tak nie jak ja służbowo, jak to tylko możliwe... Ale trudno, nie będę się stroić, bo nie chce mi się i tyle. Przejrzałam się w lustrze.
Halo, wyłaniam się ze smoczej jamy, ludzie którzy wyłaniają się z jam wyglądają gorzej, co?
Otworzyłam drzwi, przemknęłam do kuchni i wyciągnęłam sobie talerz z szafki. Siłą rzeczy musiałam pochylić się nad kimś, padło na Cassie, by móc nałożyć sobie upragnionej sałatki.
- Meg, zmartwychwstałaś! - Ashton klasnął w dłonie, a ja pokręciłam przecząco głową, kradnąc jeszcze bułkę pełnoziarnistą.
- Wyszła na polowanie, szuka padliny. - Luke uśmiechnął się złośliwie, unosząc... Sok pomarańczowy do ust? Sok pomarańczowy? Och, no tak, był tu z dzieckiem, zapewne robił za kierowcę całej reszty.
- Sorry, stary, ale tak na ciebie patrzę i myślę sobie, że ty już dawno jesteś po stanie rozkładu. - Michael natomiast chyba się wstawił.
Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu.
- Margaret, usiądź z nami! - Jackie zaprotestowała gdy chciałam zniknąć znów w sypialni.
- Naprawdę bardzo bym chciała, ale mam jeszcze dużo pracy.
- Ty ciągle pracujesz! - Do protestu dołączyła moja siostra, na co odetchnęłam ciężko.
- Przyjechałam tu do pracy de facto.
- Wyluzuj trochę. - Michael wstał i pogłaskał mnie po ramieniu, na co spojrzałam po nim spod uniesionej brwi. Zabrał ręce do góry, w geście kapitulacji. - Po prostu chcemy cię lepiej poznać, no nie daj się prosić, Maggie.
- Naprawdę, bawcie się dobrze i mną nie przejmujcie, muszę to zrobić, bo jak nie teraz, zarwę nockę, bardzo dziękuję za troskę, jesteście kochani.
Zamknęłam się w sypialni znów. Przyjęłam swoją poprzednia pozycję i nim zabrałam się za pracę, sprawdziłam jeszcze telefon. Rick dalej się nie odezwał, dlatego włączyłam muzykę, oddając się w pełni... Bułce z ziarenkami.
Skończyłam wypełniać papiery szybciej niż bym tego chciała, dlatego dla relaksu, odpalając spokojniejszą muzykę, zerknęłam znów na swój nowy projekt.
W związku z nim miałam spotkać się z ojcem Caluma, a dalej utknęłam w jednym miejscu. Miałam jakiś pomysł na kampanię, wszystko utkwione w laptopie, ale zamiast przerzucić mój rysunek na program, poprawiałam go długopisem. Jasne, byli od tego graficy, ale jakoś tak lubiłam mieć własny zamysł przelany na papier.
Skupiona siedziałam może pół godziny, dopiero później zwróciłam uwagę na otwierające się drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu zastałam w nich nie Cassie, a Nate'a, który trochę poirytowany ściągnął polaną sokiem koszulkę.
Ściągnęłam słuchawki, i skinęłam chłopcu, przełykając ostatni kęs sałatki. Odłożyłam talerz na stolik nocny.
- Co się stało? - szepnęłam, pamiętając o śpiącym maluchu w wózku.
- Mój upośledzony ojciec strącił szklankę. - Próbowałam nie parsknąć śmiechem. - To ja powinienem być niezdarny, ale najwidoczniej on dojrzewa w zwolnionym tempie. Na szczęście Jackie przewidziała taką ewentualność i nie muszę chodzić w dziewczyńskich ubraniach Tiany.
Narzucił na siebie drugą koszulkę, od której dopiero co oderwał metkę. Była zwykłą, lekką koszulką z przeceny, ale takie drobne rzeczy od bliskich wcale nie muszą być drogie. Zwłaszcza, że Jackie wychodząc gdzieś z bratem i jego synem, dodatkowo z Calumem... Boże, ta kobieta musiała mieć łeb jak sklep. Niby dostałam grupę do zarządzania, ale tego kombo bym chyba nie ogarnęła umysłem. Mniejsza.
- To dobrze. - Wróciłam wzrokiem na kartkę.
Myślałam, że Nate wróci do pozostałych, ale on zamiast tego tylko usiadł na łóżku obok mnie, przeglądając niedokończone, pozgniatane rysunki. Zmarszczył nos, sięgnął po drugi, przerywający trochę długopis i zaczął... Kończyć obrazek. Uchyliłam usta ze zdziwieniem. Naprawdę dobrze rysował, jak na ośmiolatka oczywiście, ale wciąż... Woah.
- Czemu go pogniotłaś? - dzieciak również szeptał, orientując się, że James jest z nami.
- Bo mi się nie podobał.
- Ładny był, trochę nierówny, ale jak przeciągniesz te kreski, optycznie zatracisz granicę.
W milczeniu obserwowałam skupionego chłopca. Jasne loki leciały mu do oczu, dosłownie tak samo jak Luke'owi, dlatego uśmiechnęłam się mimowolnie. Byli jak dwie krople wody, naprawdę podobni do siebie. Ale przecież Jackie również nie wyrzekłaby się rodziny...
Bardziej jednak zwróciłam uwagę na wyciszenie dziecka, jego pełny spokój, który osiągnął chwytając tylko i wyłącznie za długopis.
- Lubisz rysować, co? - zagadnęłam.
- Niby lubię, ale to dziewczyńskie. - Wywróciłam oczami, prychnąwszy. - Tata robi takie rzeczy w komputerze.
- Nigdy nie rysowałeś z tatą? Nie wieszałeś obrazków na lodówce? - Pokręcił przecząco głową. - To strasznie smutne, wiesz, Nate?
- Daj spokój, Maggie, dziewczynki rysują, chłopcy mordują zombie w grach.
- To głupie - odparłam dość infantylnie, rozprostowując nogi na łóżku.
- Czemu? - Nadal nie oderwał wzroku od kartki.
- Wiesz, powiem ci cos co być może zniszczy twój cały światopogląd, dzieciaku. Ludzie robią rzeczy. Kropka.
Mały Hemmings przeniósł na mnie spojrzenie pełne wyrzutu, jakbym powiedziała coś tak odrealnionego, że aż obraźliwego.
- Nie istotne czy jesteś chłopcem czy dziewczynką, jeśli lubisz coś robić, to się nad tym skupiasz, nieistotne czy to dziewczyńskie czy chłopackie, bo ludzie robią rzeczy. Jestem szefową twojego ojca, Nate, jestem kobietą, która siedzi na męskim stanowisku, wiesz ile razy słyszałam, że to nie jest zajęcie dla mnie, bo nie mam męskiego mózgu? Baba sobie nie poradzi, nie podejmie ważnej decyzji, bo ma okres czy coś. Kobieta? Kobieta ma czymś rządzić? Chyba garami w kuchni.
- Ale to bardzo krzywdzące, przykro mi Meg, kobiety trzeba kochać, tata tak mówi.
- To ładnie z jego strony, ale ja ci powiem, że chłopców też trzeba kochać i szanować. Więc jeśli ktoś ci kiedyś powie, że rysowanie jest babskie, powiedz żeby... - Żeby wygooglował Hitlera. Boże, nie, poszłabym za to do piekła. - Powiedz, żeby zajął się sobą, bo to twoja sprawa co lubisz robić. I fakt co masz między nogami tego nie zmienia.
- Więc nie muszę grać w piłkę?
- Boże...
- No co?
- Nie lubisz grać w piłkę?
- Niby lubię, ale wolałbym pójść na kółko artystyczne w tym samym czasie.
- Bardzo byś chciał?
- Mhm...
- Zobaczę co da się zrobić. - Wystawiłam piąstkę w jego stronę.
- Uwielbiam cię, wiesz? Jesteś fajna. - Przybił mi żłówika, a na te słowa odpowiedziałam lekkim uśmiechem.
Wtedy drzwi ponownie skrzypnęły, a o ich framugę oparł się Luke patrząc po nas pytająco.
- Co tam, młody? Spoufalasz się z wrogiem?
- Maggie... - Skinął znacząco, na co znów zaczęłam chichotać. Luke nie wiedział jakie układy mamy między sobą.
- Spokojnie, nie od razu Rzym zbudowano.
- Ale mam to jak w banku? - Pokiwałam głową. - Cudownie się robi z panią interesy, pani Langford.
I przebiegł koło zdezorientowanego Luke'a, który nie wiedząc co się stało, zajrzał do wózka.
Chciałam ponownie ubrać słuchawki, ale ostatecznie wstałam, obserwując Jamesa razem z nim. Byliśmy w sypialni we trójkę. Zza zamkniętych drzwi słyszeliśmy śmiechy pozostałych, podchmielonych uczestników imprezy, oraz od czasu do czasu radosny pisk Andy'ego.
- Pamiętam kiedy Nate był taki mały - palnął nie spuszczając wzroku z dziecka. Niewinny uśmiech ozdobił usta Luke'a, mimo wszystko potem trochę spoważniał. - Jakie chore układy tam z nim masz, hm?
- Ja? Ja nic. - Postanowiłam rzeczywiście powiedzieć Luke'owi co myślę, mimo że wychowanie jego dziecka nie było moją sprawą. Po prostu polubiłam tego chłopca. Ale nie mogłam atakować go tak od razu. Chociaż może... - Wiesz... - Pochyliłam się nad obrazkiem, który Nate dokończył nim starszy Hemmings przyszedł. - Możesz zrobić coś dla swojego syna?
- To znaczy?
- Powieś to na lodówce. - Podałam mu kartkę. Nie zrozumiał. - Dobrze, inaczej, kup kolorowe magnesy i przypnij ten obrazek do lodówki, a potem poproś go by narysował ci coś jeszcze.
- Moment, Nate to narysował? - Luke aż zamrugał szybciej. Poklepałam go pokrzepiająco po ramieniu. - Ładnie...
- Bardzo, prawda?
- Nie wiedziałem, że tak umie.
- Więc powtórzę ci po raz setny, Luke. Ogarnij swoje życie. Niech to będzie pierwszy krok. Przypnij obrazek na lodówkę, a kiedy już podeślesz mi mailem zdjęcie wykonanego zadania, pokieruję cię co dalej.
- Słucham?
- A teraz chodź, idę upolować więcej tej sałatki.
Złamałam się... Nate mnie złamał. Więc razem dołączyliśmy do pozostałych, co Michael i Calum skomentowali słowami "no nareszcie, cholera!".
Przed północą zostałam przy stole sama z Cassie, Ashtonem i Luke'iem. Michael zwinął się wcześniej, bo i tak był umówiony ze stażystką - Eline, że odbierze ją ze stacji, gdziekolwiek jechała, wypisałam jej to wolne. Dzieciaki padły w sypialni wraz z Jamesem, a Calum i Jackie poszli na spacer. Więc siedzieliśmy w trójkę, a atmosfera zrobiła się naprawdę bardzo spokojna, choć stosunkowo zabawna.
- No dajcie jej to już. - Ashton wyrwał z dłoni żony, którą obejmował, konsolę manipulującą youtube na telewizorze i podał ją mnie. - Dalej jesteś takim muzycznym freakiem?
- Och, zaraz freakiem. - Przełączyłam yt, na spotify, gdzie byłam już zalogowana i odpaliłam playlistę, którą zaczynał Iron Man od Black Sabbath. - Po prostu lubię posłuchać muzyki.
- Kiedy poznałem Meg była zupełnie innym człowiekiem. - Ashton zwrócił się do Luke'a, na co aż zasłoniłam twarz dłońmi. Mężczyzna posłał mi rozbawione spojrzenie. - Miała fioletowe włosy, kolczyk w brwi, nosiła flanele i grała na perkusji, właściwie dzięki temu, że byłem na koncercie jej zespołu z kumplami, poznałem Cassie.
- Miałaś zespół? - Luke aż się ożywił.
- Nie powiedziałabym, że zespół, po prostu czasem pobrzdąkałam coś ze znajomymi, ale nie mamy już kontaktu, to naprawdę było dawno i nie prawda. - Wywróciłam oczami teatralnie.
Luke patrzył na mnie wtedy w taki dziwny, nieodgadniony sposób, a Cassie i Ashton wymienili spojrzenia.
- Chyba słyszałam Jamesa, pójdę do niego. - Moja siostra wstała od stołu. - Asthon, skarbie, przenieś proszę dzieci do ich pokoi.
- Ale teraz?
- Ash. - Zrobiła znaczącą minę.
- To ja tu trochę posprzątam. - Również wstałam.
- Siedźcie sobie, naprawdę. - Cassie machnęła ręką, a gdy już się zmyli, rzeczywiście usiadłam, próbując znaleźć coś na playliście.
Luke bez słowa po prostu zabrał pada z mojej ręki i lepiej potrafiąc się nim posłużyć wybrał Losing my religion.
Nic nie mówiliśmy wpatrując się tępo w ekran. Chyba oboje nie wiedzieliśmy jak się zachować.
- Też mieliśmy zespół z chłopakami, grałem na gitarze, trochę wyłem do księżyca. - Pokiwałam głową ze zrozumieniem, ale nie chciałam go zbyć, naprawdę miałam ochotę tego posłuchać.
Luke obrócił się w moją stronę, a potem pokazał mi leciutką bliznę pod swoją dolną wargę.
- Moje dziurki zarosły, na całe szczęście, bo wyobrażasz sobie tę garsonkę i piercing?
- Zastanawia mnie twoja punkowa wizja.
- Taki był ze mnie punk jak z koziej dupy trąbka - palnęłam, niewiele nad tym myśląc, na co Hemmings zaczął się śmiać. - Rzuciłam to, bo uznałam, że pora dorosnąć.
- Nie rzuciłbym tego gdybym nie musiał dorastać.
- Wierzę. - Nie bardzo wiem dlaczego, ale nim wstałam, mocno uderzyłam go w udo z otwartej ręki. Luke również wyraził swoją dezorientację mimiką.
Nic już więcej nie mówiłam, zaczęłam zbierać talerze, w rytmie Streets of Philadelphia. Ułożyłam je sobie w kupkę, sztućce do kufla, szklanki jedna w drugą, prędka segregacja.
Zniknęłam w kuchni tylko na moment, po tacę, ale Luke niósł już pierwszą partię talerzy do zmywarki.
- Chyba nie myślałaś, że jak król będę patrzył.
- Szczerze?
- Wal się, Margaret. - Wywróciłam oczami.
- Przyniosę to, pakuj.
Jakby nigdy nic zebrałam zastawę na dwie tace, które przyniosłam na raz, Luke aż uchylił usta z zaskoczenia.
- Jakim cudem trzymasz równowagę nosząc szkło?
- Lata praktyk, praca w gastro jest niewdzięczna, ale uczy skruchy, szacunku do pieniędzy, tajnego plucia do jedzenia i równowagi przede wszystkim.
Luke zaczął zbierać naczynia, a ja wróciłam się jeszcze by prędko zetrzeć stół. Potem podawałam mu kolejno talerze, zrzucając resztki do kubła. Współpraca szła nam zadziwiająco dobrze.
- Pracowałaś jako kelnerka?
- Och, gdzie ja nie pracowałam, jestem trochę człowiekiem orkiestrą. - Odpowiedział lekkim uśmiechem. - A ty?
- Zacząłem robiąc kawę ojcu Caluma, a teraz... Dalej zdarza mi się robić mu kawę. Wiesz, miałem po prostu trochę farta w życiu, fajne znajomości. - Pokiwałam głową i usiadłam na blacie, gdy zostało już niewiele do spakowania.
- Więc jako parobek nie popracowałeś ani dnia?
- Mówiłem, że parzyłem kawę, zamiatałem czasem podłogę... - Aż wybuchłam śmiechem. - To ciężka praca?
- Och, biedny chłopiec, musiał chwycić za miotłę... Już wiem dlaczego twoje ego przerasta tę kuchnię.
- Mówisz?
- Kiedyś ci opowiem jak wygląda zapierdol, kiedyś ci mogę nawet pokazać, ale skoro uważasz, że parzenie kawy ci urąga, jutro rano poproszę odtłuszczoną latte z dobrze spienionym mleczkiem sojowym i dwoma saszetkami brązowego cukru, który zamiast użyć, rozsypię na biurko, które ty zetrzesz "przypadkiem", bo tak robią nadęte buraki.
- Jesteś podła, wiesz?
- Luke, skarbie, jestem prawą ręką szatana.
Luke przestał pakować zmywarkę. Po prostu stanął przed blatem, na którym siedziałam i znów tak dziwnie zmniejszył odległość między nami. Ostatnimi czasy robił to coraz częściej, a ja nie mogłam zrozumieć dlaczego.
Podniosłam wzrok na jego roztrzepane loki. Wtedy nie przeszkadzały mi aż tak bardzo. Po prostu były jego częścią, a ja nie miałam aż tak wielkiej potrzeby, by je poprawić. Oczy mężczyzny błyszczały tajemniczym ogniem, miał bardzo ładne oczy.
Ogólnie cały Luke Hemmings był wyjątkowo estetyczny i całkiem dobrze mi się z nim rozmawiało. Nie umiałam tylko wyjaśnić tych dziwnych, nagłych wyskoków. Kiedy nieznacznie mnie dotykał, poprawiał moje ubranie, rzucał jakieś dwuznaczne komentarze.
Czy on w ogóle wiedział o tym, że byłam zaręczona?!
Czy on w ogóle rozpatrywał podrywanie własnej szefowej?
Z pewnością, proszę, o kim my mówimy.
Był irytujący, ale magnetyczny. Naprawdę wyjątkowo magnetyczny.
Może chciał przyzwyczaić mnie do swojego dotyku?
Dlaczego ja wtedy myślałam o takich rzeczach? Dosłownie miałam setkę koncepcji na minutę, a on tylko trochę się pochylił.
Chyba nigdy nie czułam się tak zdezorientowana przez żadnego faceta, zwłaszcza swojego pracownika!
- Więc będą następne razy kiedy będziemy rozmawiać? - Szepnął i tym razem to on założył niesforny kosmyk włosów za moje ucho. Miał chłodne dłonie, pachnące płynem do naczyń.
Margaret, proszę, przestań o tym myśleć! Jesteś zaręczona, a ten facet to pomyłka!
- Od słowa do słowa, wiesz, Meg? - Nie zidentyfikowałam momentu, w którym miałam jego nos przy swoim.
Poczułam się trochę jak zdezorientowana nastolatka, ale przecież... Ja miałam narzeczonego. Ja miałam zadanie do wykonania w Stanach. Ja nie chciałam... Boże...
Obróciłam głowę, ale Luke położył dłoń na moim policzku. Pokręciłam lekko, przecząco głową. Nic nie dało. Mogłam go odepchnąć.
Dlaczego go nie odepchnęłam?
Kiedy ktoś cię całuje, a ty jesteś tak cholernie ciekawy, nie potrafisz zrozumieć co się dzieje w pierwszej chwili. Granica przyzwoitości opada, mechaniczne poczucie ciała obcego na twoich ukrwionych wargach, przeradza się w emocjonalne odbicie sytuacji, a w głowie masz kompletną pustkę.
Kiedy całuje cię ktoś, kto powala cię na kolana i sprawia, że nie umiesz określić co w danej chwili czujesz.
Rick nigdy nie pocałował mnie w ten sposób, nikt nigdy nie pocałował mnie w taki sposób. Luke Hemmings po prostu przyszedł, ujął moją dolną wargę pomiędzy swoje, a ja dosłownie... Poczułam się w niebie, mając na sobie usta diabła.
Nie myślałam trzeźwo gdy położył dłoń w mojej tali. Oplotłam go nogami w pasie, a potem położyłam dłoń na karku mężczyzny.
Oddałam pocałunek.
Oddałam go.
Zdradziłam Ricka.
Ale to Luke mnie pocałował.
Pocałował mnie mój podwładny. Pocałował mnie ktoś, kto mnie zdominował, nie byłam wówczas wszechmocna, byłam słabą, nieporadną kobietą, która nie umiała obejść się z sytuacją. Prawdziwy diabeł.
Poczułam jak dociera do mnie świadomość chwili, dlatego odepchnęłam go od siebie.
Oboje mieliśmy zaczerwienione policzki i mokre, przekrwione wargi. Przez chwilę mógł widzieć mnie rozbitą i zdenerwowaną. Nienawidziłam w tamtej chwili własnego ciała, bo poczułam, że jestem podniecona, a to był tylko jeden pocałunek.
Przełknęłam ślinę, zeskoczyłam z blatu, założyłam ręce na piersiach. Podeszłam do Hemmingsa, który odsunął się wcześniej na krok.
Wzięłam lekki zamach.
Bronisz się, Meg, musisz się obronić.
Uderzyłam go w policzek.
- Nigdy więcej tego nie rób. - Spoważniałam zupełnie i zostawiłam go w kuchni zupełnie samego. Cassie spojrzała za mną gdy zniknęłam w toalecie, ale nic nie powiedziała.
Słyszałam tylko jej pytanie wobec Luke'a, które brzmiało: "co tu się stało?".
Nie wiedziałam jednak, że on tylko stał trzymając się za policzek.
_________________________
yaaas, taka sytuacja.
Czy wy chcecie plejkę do tego ff? Aka idk wszystkie piosenki, które zostały chociaż wymienione w treści, na spotifajku na przykład?
Ogólne co myślicie? bo jestem naprawdę meeega ciekawa waszych opinii. Jak myślicie, czemu Luke to zrobił? Jak będzie wyglądać ich relacja teraz? ;) I ogólnie co myślicie o postaciach? Moim faworytem jest Nate idk
Mam tak dużo planów na to ff, jejku!
Pozdrawiam mocno Werkę, specjalnie nie rozbiłam go na dwa rozdziały, żebyś połknęła na raz i się nie nudizła.
A Karolina siedzi w Pradze wiec pierwszy raz od miliona lat mam wolny wieczór, cri
All the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro