Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. hetman ciemności i ryż z kurczakiem

     czekolada z orzechami

     Przez dobre trzydzieści sekund, które w mojej głowie rozciągnęło się na wieczność, wpatrywałam się w hipnotyzująco błękitne oczy małego chłopca.

    Nie był wcale taki mały, ale to swoją drogą. 

    Dzieciak mógł mieć najwyżej dziesięć lat, miał sporo wzrostu, ale zdradzały go niewinne, anielskie rysy twarzy. Zdawał się zmęczony, tak po prostu. Zgaszone spojrzenie, zaciśnięte piąstki, zdecydowanie źle dobrana kurtka do pogody oraz sińce pod oczami od niewyspania. Pomijając te parę szczegółów, które zdążyłam zaznaczyć, ponad wszelką wątpliwość miał mnóstwo uroku osobistego. 

    Stojąc tuż obok postawnego, zaniedbanego Olega, z brodą w której mógł znajdować zapewne jeszcze świątecznego karpia, dzieciak wydawał się totalnie zagubiony. Rozglądał się czasem na boki, szukał jakiegoś ratunku z zewnątrz, a ja naprawdę próbowałam połączyć kropki i zgadnąć skąd dziecko mogłoby znaleźć się w środku oraz dlaczego ochrona tak ochoczo je wpuściła. 

    Sama zerknęłam za ratunkiem, ale Calum miał spotkanie, a Michael utknął w dziale finansów. Albo uganiał się za Eline, co również było bardzo możliwe. Mniejsza. Zatem zostałam ja versus dziecko, bo Olega jako opiekunkę skreśliłam już na starcie. 

    - I co mam niby zrobić? - zapytałam brodacza, a on wzruszył bezradnie ramionami. 

    Bez wódki był taki mozolny we wszystkim co robił.

    - Oddajmy do jakiegoś schroniska czy coś.  

    Żałowałam, że gdybym go walnęła, pewnie wyleciałabym z roboty i dostała kuratora, ale czasami miałam ochotę wyciągnąć zapalniczkę i potraktować te łoniaki na twarzy jako podpałkę. 

    - Sam się oddaj do schroniska, Oleg. Proszę, idź sobie. 

    - Umn, jasne... Dzieciak, idziemy... 

     Młody dalej nic nie mówił, w totalnym speszeniu pochłaniając wzrokiem całą moją sylwetkę. Czułam się dosłownie zlustrowana. 

    - On nie. 

    Przenosząc spojrzenie na sprawcę zamieszania, momentalnie zmiękłam. Chciałam za wszelką cenę nie wystraszyć chłopca mocą swojego głosu albo zołzowatą miną, dlatego uśmiechnęłam się delikatnie. 

    Oleg wyraził swoje zaskoczenie tą wersją Margaret Langford, poprzez dziwny wzdryg. Och, wal się, Oleg. 

    Jakby odczytał moje myśli - odszedł, więc mogłam pełną uwagę poświęcić dziecku. 

    - Umn, dzień dobry. Przepraszam za brak profesjonalizmu, ale już mogę przyjąć pana w moim biurze. - Błysnęłam uśmiechem, zmieniwszy tonację. Chciałam trochę rozluźnić atmosferę między nami żartem. 

    - Pani jest Hetmanem Ciemności, prawda? - Aż uniosłam obie brwi. 

     Wtedy dodałam dwa do dwóch. Jego błękitne oczy i ten doskonały... Nos. Cokolwiek, zapomnijcie, ja naprawdę miewam wejścia. Z drugiej strony czy Luke Hemmings mógłby być na tyle niekompetentny? 

     Odpowiedź brzmi: tak

    - Przepraszam, nie chciałem pani urazić, po prostu nigdy wcześniej tu nie byłem i uznałem, że zapytam o Hetmana Ciemności jeśli nie znajdę wujka Caluma. 

    - Twój tata jest taki upośledzony - powiedziałam zawyżonym złośliwym tonem. 

    Okej, Meg. Rozważ dostępne opcje:

    a. możesz go wyprosić, ale nie zrobisz tego dziecku

    b. możesz przekazać go Luke'owi, a potem go zwolnić. Nie... Marzenia. 

    c. możesz okazać... hatfu, serce. 

    Wiedziałam, że jeśli ktoś zobaczy mnie z chłopcem podczas godzin pracy i ja, i Luke wpadniemy w tarapaty. Najbardziej profesjonalne byłoby zadzwonienie po kogoś, kto mógłby go stamtąd zabrać i przydzielić Michaelowi albo Eline chwilową opiekę. 

    Ale on miał ciężki plecak, podkrążone oczy, był taki chudy, zmarnowany oraz przede wszystkim - wybity z całej sytuacji. 

    - Chodź - mruknęłam kładąc dłoń na ramieniu dziecka. Zaprowadziłam go do swojego gabinetu, zamykając za nami drzwi. - Masz na imię Nate, mam rację?

    - Mhm, a pani? 

    Rozglądał się po pomieszczeniu, jakby pierwszy raz w życiu znalazł się w miejscu tak schludnym będąc tym samym przepełnionym dokumentacją. Miałam ładne, zadbane biuro, a po tym tygodniu na zaklimatyzowanie się, zdążyłam przynieść swoje długopisy w pudełku, parę czasopism no i masę teczek. 

    - Na pewno nie Hetman Ciemności. - Mimo niezbyt korzystnego przydomka, zaśmiałam się pod nosem z absurdu tej sytuacji. - Napijesz się herbaty, co? Jesteś też pewnie głodny... 

    - Tylko trochę - przyznał. - Więc Żelazna Dama? 

    - Bliżej. - Pokręciłam głową z niedowierzaniem. - Margaret - przedstawiłam się. - Ale możesz mi mówić Meg. 

    - Pani Meg?

    - Nie, po prostu Meg. 

    Luke'a zabije później za te tytuły.

*

    Nigdy nie widziałam żeby ktoś z takim zamiłowaniem patrzył na ryż z kurczakiem, który przyniosłam sobie, by nie jeść przetwarzanego świństwa kupionego na mieście, w ramach lunchu. Nate siedział na moim biurku, a jego długie, podkurczone nogi robiły za stolik, bo zarzekał się, że tylko szefowa może siedzieć na szefowym krześle. Dlatego obserwowałam go z tego właśnie miejsca, zadowalając się batonikiem. On bardziej potrzebował tego obiadu, najwyżej pójdzie w biodra. 

    - Niby całe życie powtarzasz "nienawidzę groszku z marchewką", chcę do końca świata jeść pizzę, ale jak jesz pizzę codziennie od tygodnia, masz ochotę na groszek z marchewką - mówił z pełnymi ustami. - Dziękuję, nie jesteś taka zła jak mówi tata. 

    - Twój tata ma spaczony obraz rzeczywistości. - Wywróciłam oczami wręcz teatralnie. - Mogę spytać... Co tu robisz?

    - Obiecał, że zawiezie mnie na trening piłki nożnej. Obiecał po prostu. Od kiedy Barb, to znaczy mama wyjechała, on naprawdę stara się robić wszystko dobrze, ale nie zawsze mu wychodzi. Wiesz, po prostu trzeba mu przypominać o swojej obecności. - Zmarszczyłam czoło. - Czaję, że mu jest ciężko, ale mi też jest ciężko, Meg. 

    Przez kolejną chwilę wpatrywałam się w chłopca trochę zmieszania, nie będąc pewną, co powinnam powiedzieć. Nie spodziewałam się, że zacznie od zwierzeń tak otwarcie, albo że w ogóle będzie do mnie mówił. Z jakiej przyczyny wzbudziłam jego zaufanie? Może powinnam zapytać? Póki co jednak chciałam, by spowiadał się dalej. Dzieci potrzebują być wysłuchane bardziej niż dorośli. Tak myślę. 

    - Ja naprawdę nie chcę być dla nich ciężarem. Nie jestem idiotą, widzę że sprawiam mu trudność, dlatego stwierdziłem, że skoro nie zdążył przyjechać do mnie, ja przyjadę do niego. 

    - Hej, Nate... Nie jesteś problemem. Ja jestem wrogiem publicznym numer jeden twojego ojca, a to problem wyższej rangi niż cokolwiek na świecie. - Niepewnie poklepałam go po ramieniu, a on wcisnął sobie do ust kolejną porcję kurczaka. - Domyślam się jak to wygląda. Luke ma teraz na głowie mnóstwo pierdół, ale kocha cię tak jak wcześniej. 

    - Wcześniej widywaliśmy się może godzinę dziennie. 

    - Cóż...

    - Nie lubię być problemem, to jest mój problem. 

    Poczułam jak moje gardło ściska się do mikroskopijnych rozmiarów. Co miałam mu wtedy powiedzieć?! Jak go pocieszyć?! Cholera jasna. 

    - Tobie też pewnie zrobiłem teraz problem i będziesz ponadto głodna. 

    - Nawet tak nie mów. - Podniósłszy się z miejsca, pozwoliłam sobie na czułe objęcie dziecka. Przez chwilę nawet nie myślałam o mojej nowej sukience, która mogła się ubrudzić. 

    To był tylko ośmiolatek, mógł mieć ojca idiotę i nie był temu nic winny. 

    - Jesteś dla niego ważny, ale on dopiero uczy się to okazywać. Na pewno przeżywa rozstanie z twoją mamą i... Jezus, nie pomagam ci, nie nadaję się do tego, przepraszam, skarbie. 

    - Właściwie to zrobiłaś dla mnie dużo, dziękuję, Meg. - Odłożywszy pojemnik, po prostu zarzucił ręce na moją szyję. 

    Przez chwilę trwaliśmy w tym niecodziennym uścisku, a ja zastanawiałam się jakim cudem ta sytuacja w ogóle miała miejsce. Obiecałam sobie, że nie wyjdę poza służbowe ramy nigdy z nikim. Ale nie spodziewałam się kogoś tak bezbronnego jak Nate. 

    Z resztą... Czy ja muszę się wam tłumaczyć? Kto nie postąpiłby podobnie, niech pierwszy rzuci kamień! 

    - Najadłeś się? Chcesz coś jeszcze? - Odgarnęłam jasne loki z jego czoła. 

    - Nie, dziękuję. - Pokręcił przecząco głową. - Było super, sama gotowałaś?

    - To akurat tak, ale ryż z kurczakiem nie jest szczytem moich możliwości. - Cuda w kuchni Irwinów tworzyliśmy na zmianę ja z Ashtonem. Cassie umiała spalić nawet wodę na herbatę. 

    - A co nim jest?

    - Sama nie wiem, pewnie coś wspaniałego. 

    - Chciałbym tego spróbować. 

    - Jak będziesz z tatą w weekend u Irwinów na obiedzie... Nie wiem czy ja się zjawię, ale przekażę Cassie, żeby pokazała ci, które cudo jest moje. 

    - O, jesteś siostrą żony wujka Ashtona? Czekaj, nie pomieszałem się? Za dużo ludzi. - Zareagowałam szczerym śmiechem, na co również Nate się roześmiał. 

    - Coś w tym jest... Czym Luke cię karmi? Prócz pizzy?

    - Nie, to nie jest tak, że on nie umie albo mu się nie chce, po prostu nie lubię tak odgrzewanego, a ten pojemnik...

    - Trzyma ciepło. 

    - Och, myślałem, że jest jakiś zaklęty, wiesz, Hetman Ciemności i te sprawy. 

    - Ale jesteś złośliwy, Nate, no dalej, dowal mi bardziej. - Dźgnęłam go lekko w żebra. 

    - Lubię cię, Meg, dlatego cię oszczędzę. - Pokazał mi język. 

     Jaka nagła zmiana postawy... Mimo wszystko wciąż widziałam swego rodzaju gorycz w jego spojrzeniu, a to łamało mi serce. 

    - Zadzwonimy do twojego taty, co?

    - Ale nie dawajmy mu obiadu za karę!

     - Jeszcze czego! - zawtórowałam chłopcu, prychnąwszy pod nosem. - Żebym ja miała karmić Luke'a Hemmingsa... 

*

    Mężczyzna miał już chyba w zwyczaju wpadanie do mojego gabinetu jak oparzony. Mimo wszystko zazwyczaj spóźniał się złośliwie, może minutę, albo pół, przychodził na styk, obdarowując mnie jednym z tych swoich wrednych, firmowych uśmieszków. 

    Tym razem Luke był iście przejęty. Jakby zapomniał o całym wszechświecie, zatrzaskując wręcz za sobą drzwi, o czym Eldica i Oleg już zdążyli napomnieć Michaelowi. Ale nie dbał o nic. Wzrok Hemmingsa skupił się wyłącznie na Nat'cie, kiedy oparł się o biurko, gdzie miejsce wciąż zajmował chłopiec. 

    Nawet się nad tym nie zastanawiał, zignorował moją obecność, choć starałam się wypalić spojrzeniem dziurę w jego łopatkach, ale tylko dlatego, że mnie zirytował swoją postawą wobec dziecka. 

    - Nic ci nie jest? Żyjesz? Skąd się tu wziąłeś? 

    Przytulił go. Luke praktycznie drżąc z emocji przytulił swojego syna, a zdezorientowany dzieciak oddał jego uścisk. Wtedy zeszła ze mnie cała ta złość. 

    Fakt: nie byłam zła ze względu na konkretne persony, wściekałam się, bo zawsze uważałam, że sytuacje, w których poszkodowani są najmłodsi, to najokrutniejsze sytuacje, a dorośli, którzy je tworzą są skurwysynami dekady. 

    Drugi fakt: może puszczałam to mimochodem, ale wówczas dostrzegłam, że on naprawdę się troszczył, a to samo w sobie sprawiało, że budził we mnie już nie tylko odruch wymiotny, ale także trochę współczucia oraz cień podziwu.

    - Śmierdzisz fajką. - Nate się skrzywił. - Mocno, idź sobie. - Luke z ciężkim westchnieniem wykonał prośbę syna. 

    - Co ty tu robisz? - pytał bardziej ciekawy niż z wyrzutem. Ja zostałam obserwatorem sytuacji, odchodząc nawet cicho na kilka kroków w tył. 

    - Przyjechałem, bo uznałem, że muszę o sobie przypomnieć. 

    - Nie chrzań. - Luke odetchnął, ale ponownie z ulgą. - Nie da się o tobie zapomnieć. Po prostu wkręciłem się w pracę i... O tobie zapomniałem, kur...cze, masz rację, przepraszam, wynagrodzę ci to kinem, albo lodami, albo counter strikiem, cokolwiek. 

    - Spokojnie, jest okej, serio... Nie ciśnieniuj się, tato. - Luke uniósł jedną brew. - Wbrew pozorom miałem fajny czas. - Młody posłał mi piękny uśmiech, chcąc nie chcąc przypominając starszemu Hemmingsowi, że wciąż tam jestem. 

    - Naprawdę? - Był iście zaskoczony. 

    - Twojego syna też omamiłam, to ten groszek z marchewką. - Skinęłam na niedojedzony obiad. - Wszyscy go zjedli, teraz mogę wmusić go też tobie i zawładnąć światem. 

    Nate zaczął się śmiać, ja poruszyłam zabawnie brwiami, Luke był zmieszany, ale ostatecznie cicho parsknął. 

    - Jest najedzony, dostał herbaty z cytryną i jest bezpieczny. - Odchrząknęłam, przyjmując ponownie oficjalny ton. - Idźcie. 

    - Hm? - Mężczyzna jakby wybudził się z transu. 

    - Idźcie do domu, skończyłeś pracę na dziś. 

    - No tak... - Przetarł twarz dłońmi. 

    - Tato, czy Meg może iść z nami? To moja nowa przyjaciółka. - Wtedy już nie panowałam nad szczerym uśmiechem, jednak naprawdę musiałam pomyśleć trochę o realiach. 

    - Innym razem, słońce, Meg ma mnóstwo roboty. - Wystawiłam rękę w jego stronę, a potem ułożyłam palce w piątkę, widząc, że Nate robi tak samo. Przybiliśmy żółwika. - Dziękuję, że mnie odwiedziłeś. 

    Chłopiec aż się rozpromienił, na co Luke patrzył tym wzrokiem, którym jego syn wcześniej na groszek i marchewkę. 

    - Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. 

    Hemmings otworzył drzwi, chcąc zobaczyć czy nie wpadną czasem na nikogo niepożądanego. Choć i tak największy, ewentualny wróg okazał się być... Przyjacielem. Nate przeniósł wzrok na korytarz, a później znów na mnie, wreszcie jego uwagę przykuł wujek Michael, więc pożegnaliśmy się znów, a on uznał, że musi, cytuję: "zmolestować kogoś innego". 

    I stał się moment, którego chciałam uniknąć. Zostaliśmy z Luke'iem sami. Nie zamierzałam na niego krzyczeć, czy prawić mu więcej morałów. Pierwszy raz chyba stanęliśmy na innym gruncie. Ja mu pomogłam, a on był mi wdzięczny. 

    Wymieniliśmy spojrzenia. Cisza między nami narastała, aż wreszcie wziął oddech, by coś powiedzieć, jednak ja tylko skinęłam. To musiało zostać tak jak było. Koniec kropka. 

    Komunikowaliśmy się jakby na spojrzenia. Jeszcze po jednym, niezręcznym uśmiechu, aż wreszcie wyszedł, zawołany przez Clifforda, podczas gdy ja zostałam w biurze sama. Bez dziecka i bez lunchu, w obcierających butach i zmęczona wciąganiem brzucha do tej sukienki. 

    Dziwna, tak cholernie dziwna sytuacja. 

*

    Należałam raczej do osób, które zasypiają prędzej niż później, jeśli nie muszą pracować do rana, a to zdarzało się rzadko. Dlatego przeklinałam w duchu Ricka, który wydzwaniał zazwyczaj wtedy, gdy zdążyłam usnąć. 

    Ale nie obudził mnie sms od niego. Spojrzałam na zegarek. 2:14. Woah, cóż za świetny czas na zacieśnianie więzów międzyludzkich! 

    Ziewnęłam, oślepiłam się światłem z komórki i aż ciężko westchnęłam widząc nadawcę. 

    ekler: Dziękuję ci raz jeszcze za pomoc, Margaret. Rozmawiałem z Natem, właściwie sprowokowałaś nas do "dojrzałej" rozmowy, więc czuję się w obowiązku raz jeszcze ci podziękować. 

    ekler: skończyłem te raporty

    ekler: jutro dostarczę ci je na biurko

    Uśmiechnęłam się, raz jeszcze przecierając oczy. 

    hetman ciemności: to najlepszy dowód wdzięczności :)

    hetman ciemności: fajny jest 

    hetman ciemności: bardzo prostolinijny

    ekler: i wygadany, ma to mnie

    brytyjka: najpewniej

    brytyjka; ma twój nos

    ekler: co jest nie tak z moim nosem? xdd

    brytyjka: właśnie nic. Gdybym miała wybrać jedną pozytywną rzecz w tobie, wybrałabym twój nos

    ekler: wal się xd

    ekler: ty, jak się okazuje, nie zjadasz dzieci na śniadanie. Ale wybrałbym nogi

    brytyjka: chętniej zjadłabym ciebie

    Czekaj, Meg, co kruwa?!

   brytyjka: w sensie wiesz, nie je się surowego mięsa, nusialabym cię ugotować, a potem wtopic w ciebie nóż i widelec

     brytyjka: ok, to było słabe, wina godziny, następnym razem postaram się bardziej

    ekler: no kurwa, to nie fair szukałem lenny'ego żeby go skopiować i wrzucić

    ekler: ale tak, to było slabe

    brytyjka: jak cala twoja egzystencja, wooooo!

    ekler: meg, czy ty jesteś pijana? XD

    brytyjka: mocno śpiąca. Obudziłes mnie

    ekler: wybacz, ja chodzę tak spać

    brytyjka: mógłbyś zacząć wcześniej

    brytyjka: ogólnie dużo rzeczy musisz teraz ogarnąć i...

    brytyjka: powinnam iść spać i tak robię z siebie idiotke, porozmawiamy jutro

    ekler: o czym??

    brytyjka: o twoim spóźnialstwie min., hemmings

    brytyjka: dobranoc, luke

    ekler: dobranoc, meg

    ekler pisze...

    Nie zobaczyłam już co, bo zasnęłam z komórką na twarzy. 

  *

   Pewnie nie będzie akapitow bo dodaje z telefonu chlip. Uwielbiam czytać, że to wam się podoba. Naprawdę uwielbiam. Napisałam ten rozdział wczoraj więc dziś może uda mi się napisać następny Tym samym może będzie dziś taki mini maraton idk xd

   All the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro