36. Daddy kink
#eklery <--- tt
Jeden z najbardziej żenujących widoków dla dziecka? Ponad wszelką wątpliwość pijani rodzice, którzy opowiadają świńskie żarty i śmieją się z jak najbardziej prymitywnego humoru. Mimo wszystko Nate wydawał się być jeszcze bardziej rozbawiony niż Michael, którego po paru piwach Eline prawie zbierała z naszego salonu. Młody nie chciał nas opuścić, nawet jeśli Cassie proponowała, że odwieziemy go do Tiany, Andy'ego i Jamesa, z którymi siedziała mama Ashtona, która zjechała się z Teksasu by spędzić trochę czasu z wnukami. Zapewne dzieciaki miały niezły ubaw, bo teściowa mojej siostry nie dość, że mówiła ze śmiesznym akcentem to dodatkowo tak umiejętnie potrafiła podsumować wszystkich ze swoją grobową miną...
Czasami jej współczułam, czasami się z niej śmiałam, że ja owinę sobie teściową wokół palca, na co zdecydowanie się nie zapowiadało, bo póki co Liz była chyba jedyną osobą na świecie, która realnie mnie przerażała. Przestałam się dziwić Luke'owi w tym, że nawet jeśli oboje mieszkają po tej samej stronie East River, niekoniecznie chce się z nią widywać częściej niż raz na parę tygodni. Potrafiła być rzeczywiście... Zajmująca.
Dlatego nie truliśmy Liz o zajęcie się Natem, z resztą póki co nikt nie wymiotował, tematy seksu były sukcesywnie bagatelizowane, a kurw latało stosunkowo mniej niż latałoby ich bez niego, mógł tam siedzieć. Chłopiec zaczął ziewać dopiero około pierwszej, mimo to dalej pokładał się na kolanach Luke'a, patrząc na niego osądzająco, gdy mężczyzna unosił szklankę z drinkiem do ust.
Na szczęście Jackie była w ciąży, co równało się z tym, że Calum też odstawił alkohol w ramach solidarności. Od czasu do czasu jednak mój narzeczony wlał mu trochę wódki do soku pod stołem, za co oberwał ścierą od swojej siostry.
- Luke! - uniosła się Jackie robiąc znaczącą minę. - Upij go, ale ty będziesz z nim potem spał.
Nie mogłam powstrzymać lekkiego śmiechu, zwłaszcza że sama się w miarę pilnowałam, przynajmniej póki Nate był na nogach.
- Ale przecież spaliście razem na wycieczce do Paryża w liceum, pamiętacie? - zagadnął Michael, jakby w głowie odtwarzał mu się jakiś flashback.
- Ta wycieczka to był stan umysłu. - Calum aż pokręcił głową.
- Mags, znasz tą historię? - Mike kontynuował temat, a ja zmarszczyłam brwi, bo w ten sposób jeszcze nikt do mnie nie mówił.
- Ash, byłeś tam? Bo ja też tego nie znam... - Cassie już trochę potrzęsła się ręka, gdy uzupełniała mój kieliszek od wina, dlatego wytarłam ręcznikiem stół.
Chłopcy spojrzeli znacząco na Ashtona, który schował twarz w dłoniach. To znaczyło tylko jedno - Paryż nie kojarzył się Irwinowi z niczym dobrym.
Szturchnęłam lekko Luke'a siedzącego obok mnie na kanapie, na co on aż spłonął rumieńcem. Nie ma opcji, musiałam wiedzieć.
- Bo spaliśmy u rodzin, których dzieci też brały udział w wymianie. - Kiedy Clifford zaczął swoją opowieść, trochę uwiesiłam się na ramieniu Luke'a, przy okazji zdejmując włosy z czoła przysypiającego już Nate'a. Wymieniłam z chłopcem po uśmiechu. Starszy Hemmings natomiast objął mnie ramieniem, więc właściwie pokładałam się już koło dzieciaka. - Ashton był w klasie wyżej, ale uparł się, że z nami pojedzie i będziemy spać u jednej rodziny. Ta baba od francuskiego, wiecie która...
- Ta z włosami na pieprzyku - przypomniał Luke, na co aż się wzdrygnął i musiał oczywiście to zapić. - Noo, ona strasznie wszystkich ostrzegała, że z nami będzie grubo...
- Cassie, pamiętaj, że ślubowałaś na dobre i na złe. - Ash ujął dłoń swojej żony i ucałował jej wierzch, na co ta prychnęła.
- Eline, pamiętaj, że ty jeszcze niczego nie ślubowałaś. - Irwin wskazała na partnerkę Mike'a, która tylko lekko zachichotała. Była od nas wszystkich dość znacząco młodsza, miałam teorię że trochę ją peszymy, dlatego tak rzadko się wypowiada. - Meg, ty też.
- Na nią już za późno, już nie ma odwrotu. - Luke ścisnął lekko moje biodro na co uniosłam jedną brew i poklepałam go po policzku ze spojrzeniem pełnym politowania.
- Nie no, ma rację, jeszcze mogę uciec w sukni ślubnej przez okno w łazience. Miałam taki plan z Dickiem.
- Więc jestem dla ciebie kolejnym Dickiem? - Polizał mój nos, na co się od niego odsunęłam, ale nie było mi dane. Nate kopnął go tym czasem w udo, dlatego musieliśmy się uspokoić.
- Mniejsza... - Calum chyba bardzo chciał opowiedzieć tę historię. - Ta baba od francuskiego miała rację, bo kupiliśmy na lewe dowody tyle wódki ile się dało. Jak się do niej dosiedliśmy, to tylko Michael mniej więcej kontaktował, bo zjadł kebsa przed więc miał pełny żołądek i spał w samolocie... A my głodni, niewyspani, niechętni do wpieprzania ślimaków... Ashton zaczął tak rzygać, że myśleliśmy, że jego wnętrze tworzy dodatki do diablo trzy, dosłownie, on wzywał szatana.
- Ale Luke zaczął podrywać babcię z tej rodziny, która myślała, że po prostu gorzej się poczuł, dlatego się tak do niej przymila. Wyobraź sobie Margaret, taki chudy, mały Luke, swoim zdecydowanie za niskim do wyglądu głosem mówi do pani osiemdziesiąt plus "szkoda że nie jestem kulawy, bo chciałbym mieć taką laskę jak ty". - Ashton dołączył do opowiadania, a ja się tak zaśmiałam, że teraz oberwałam od Nate'a żebra.
- Dobrze, że oni się nie zorientowali, że jesteśmy pijani. - Hemmings ciągnął to dalej. - Właściwie myślę, że nic się nie stało, bo ta matka leciała ostro na Caluma, który dopiero jak się napił, powiedział coś po francusku.
- Ale jak zgarnąłem Luke'a od babci, Caluma od matki, Ashtona z łazienki, to się zaczęła taka pedaliada. - Michael posadził Eline na swoich kolanach, mocniej się do niej przytulając. - Cal zdjął spodnie, bo było mu gorąco, Luke koszulkę, zaczęli się licytować, który lepiej wyrywa, więc Calum powiedział do niego "tatusiu".
- O Boże... - Aż się zwinęłam w ramionach swojego trochę upośledzonego ukochanego, kiedy to usłyszałam.
- A Luke na to, że to go podnieca.
- Ja jeszcze nie śpię - przypomniał o sobie Nate, więc delikatnie zasłoniłam jego uszy, przy okazji czując ciepło policzków Luke'a.
- Ostatecznie jak ich zmiotło, tak jeden wymiotował do umywalki, drugi do brodzika, bo Ashton usiadł na tej ubikacji i mówił, że mają zostawić jego dziewczynę w spokoju, a ja tam stoję jak święty turecki, trzymam Cala za pas, żeby nie zaliczył gleby w brodzik, Luke się opiera o lustro rozkładając ręce krzycząc "tryb samolotowy, dziwko", na co Ashton wyrżnął się prosto na Luke'a, Luke na mnie, Ja na Caluma i musieliśmy dzwonić do starych, żeby nam przelali kasę na odkupienie brodzika. Hood z Hemmingsem poczuli do siebie taką miętę, że spali jeden na drugim, a ja całą noc pilnowałem, żeby Ashton się nie udławił tym szatanem co z niego wychodził.
- Taa, rano na szczęście google tłumacz powiedział rodzinie, że zatruliśmy się ślimakami, ale dziwię się, że nie mamy jakiegoś zakazu do przekraczania granic Francji od wtedy... - Luke nie mógł powstrzymać lekkiego śmiechu na to debilne wspomnienie. - Dobra, Nate, idziesz spać, bo ojciec teraz opowie historię jak wyciągaliśmy nagiego Michaela z wentylacji.
- No tato, włącz tryb samolotowy i daj mi słuchać!
- Sorry, Luke, zmieniam twoją nazwę w kontaktach na "tryb samolotowy". - Zostałam połaskotana za to stwierdzenie.
- O Boże, tak... - Ashton pokręcił głową. - Pojechaliśmy w czwórkę na urodziny Michaela do Vegas. No i Vegas jak Vegas, było fajnie, wtedy ja nie piłem, bo James był już w drodze. - Cassie poklepała swojego męża po udzie, bo jakoś nie chciało jej się w to wierzyć. - No i grali w rozbieranego pokera z takimi dupami, co je Hemmings z Hoodem sprosili.
- Byliśmy już razem? - Jackie zmierzyła Caluma, a on zaprzeczył.
- Słońce, to było milion lat temu... Także no, tak wyszło, że Michael przegrał i skończył nago. Te laski ostatecznie oskubały nas z paru stówek, zostaliśmy się sami i goły Michael myślał, że słyszy jakieś głosy z wentylacji hotelowej, a zamiast się ubrać i to sprawdzić, przysunął sobie krzesło i tak wlazł, no i utknął.
- Widok fujary Michaela na zawsze zostanie w mojej głowie. - Ashton aż się wzdrygnął. - Bo wołali mnie z drugiego pokoju, rozmawiałem wtedy z tobą, Cass, pamiętasz? Co mówiłaś, że siknęłaś prawie w metrze. - Główny zainteresowany z zażenowania schował głowę we włosach swojej dziewczyny.
- To jeszcze nic, musieliśmy dzwonić po pomoc i tłumaczyć jak on się tam znalazł. - Luke trochę zdjął mnie z siebie, po czym wstał jeszcze dość równo, przerzucając sobie Nate'a przez ramię. - Idziemy do spania, gówniarzu.
- Żal, życzę ci żebyś to ty tworzył dzisiaj dodatki do diablo - odpowiedział mu, wywołując śmiech nas wszystkich, ale jednak pokiwał całej reszcie i ukryli się w pokoju dziecka.
Spojrzałam za nimi, czy aby na pewno Luke go nie puści, ale jeszcze nie był na tyle wcięty. Poprawiłam się na tej kanapie, ujmując w dłoń kieliszek z winem.
- Meg, pamiętasz jak odbierałam cię z nocy filmowej jak miałaś piętnaście lat? - Cassie zagadnęła, zmieniając miejsce na to obok mnie i położyła sobie moje nogi na kolanach.
- Czekajcie, chcę to słyszeć. - Hemmings dołączył do nas praktycznie w prędkości światła, wówczas siadając tuż przy Ashtonie.- Polewaj, Irwin.
Tak też się stało, więc Jackie wywróciła teatralnie oczami, głaszcząc swój ciążowy brzuszek.
- To był ostatni. - Calum ją przytulił, na co go lekko odepchnęła. - No przecież się nie zrobię, dzisiaj zrobimy Luke'a i Meg.
- Po moim trupie - oznajmiłam.
- A ja to się napiję. - Mężczyzna spojrzał wizjonesko w dal, pozwalając Ashtonowi znów dolać sobie wódki. - Co z tą nocą filmową?
- Margaret się tak nachlała, że zwymiotowała do kosza na śmieci w szkole, po czym opiekunka dzwoniła do mojej naszej matki, że biedna Meg się zatruła i musiałam po nią tam jechać, a potem woziłam ją autem po całym Chelford żeby przetrzeźwiała.
- Ale hej, miałam papier, plastik, metal i inne i trafiłam w to inne! - broniłam się.
- O Boże, jacy my wszyscy byliśmy zjebani. - Mike nas po prostu podsumował. - I pomyśl sobie, Luke, że twój Nate też będzie tak łoił za parę lat.
- Nie ma opcji! - Musiałam zaprotestować.
- A wasza dzidzia? - Clifford skinął na brzuch Jackie. - Proszę was, to dziecko ma geny Hoodów i Hemmingsów, to będzie król meneli.
- Ja byłam grzeczna. - Broniła się siostra Luke'a, na co on i Calum spojrzeli po niej z kpiną. - Czasem mi odwalało. Boże, pamiętam jak umawiałam się z takim kolesiem, który mnie zdradzał, jak Luke i Cal go wyjaśnili, tak ze strachu nie poszedł z tym na policję.
- Od tego czasu Jackie ma obsesję na punkcie Caluma - wyjaśnił Michael. - Meg, a ty od kiedy masz obsesję na punkcie Luke'a, co?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Właściwie o ile to było już bardzo oficjalne i mieliśmy dosłownie w ten weekend zalegalizować swój związek, wciąż czułam się nieco dziwnie z faktem, że mówimy o tym tak otwarcie wśród naszych przyjaciół. W końcu jakoś nigdy nie obnosiłam się szczególnie z moimi relacjami, ta okazała się wyjątkiem.
- Właściwie to sam jestem ciekawy. - Wstał z miejsca i chciał przegonić moją siostrę, która wręcz przyrosła do moich łydek, dlatego zrezygnowany usiadł na oparciu kanapy.
- Nie mam obsesji, to po pierwsze - prychnęłam.
- No dalej, to wasz wieczór kawalersko - panieński. - Ashton poruszył znacząco brwiami.
- Hmm... - Oblizałam usta. - Nie wiem, serio. Namieszałeś mi w głowie, jak mnie pocałowałeś. - Przeniosłam na niego wzrok. - Ale kiedy się w tobie zakochałam... To chyba było stopniowe. Tak z dnia na dzień coraz bardziej...
- Ooo... - Jackie z buzującymi hormonami w sobie oparła się jednak o swojego wyrodnego męża. - A ty? - Zwróciła się do Luke'a, który wzruszył ramionami.
- Kiedy poszliśmy do łóżka byłem tego już trochę pewny, ale to też było chyba wcześniej, z resztą... Sam nie wiem. Może jak śpiewaliśmy Britney Spears w salonie?
- Szybki jesteś. - Poruszyłam brwiami. - Dobra Cassie, spadaj. - Zepchnęłam ją z kanapy, na co urażona wróciła do Ashtona. Tym czasem Luke klapnął obok mnie i teraz to on masował moje łydki.
- Kiedy wy ze sobą spaliście? - Jackie zmarszczyła czoło.
- Ojeej, jeszcze przed świętami, po kolacji gdzie powiedziałem mamie, że Barbie odeszła... Byliśmy... Heh, w temacie, pijani. Ale to był świetny seks...
- Nie zaprzeczę, chociaż nie wiedziałam, że masz daddy kinka.
- Nie mam! Proszę cię, jak urodził się Nate to było dla mnie takie żenujące, że teraz czuję tylko cringe na samą myśl. - Nie mogłam powstrzymać chichotu i usiadłam obok Luke'a, delikatnie gładząc jego ramię. - Jeśli zaraz to powiesz, będzie koniec miłości.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
Kontynuowaliśmy opowiadanie sobie głupich historii i picie jeszcze przez następne parę godzin. Widząc jak Luke'a poniosła impreza, sama zaczęłam stopować, bo spodziewałam się, że to się źle skończy. Włączyliśmy stosunkowo cicho muzykę, zamówiliśmy jedzenie z całodobowego kebaba. Dobrze się bawiliśmy. Wszyscy.
Około trzeciej, gdy w głośnikach leciało Cheri Lady, panowie uznali, że uschną bez papierosów, więc wyszli w poszukiwaniu stacji benzynowej, ze stosunkowo trzeźwymi Cassie i Eline dla bezpieczeństwa. Ja tym czasem zostałam sama z Jackie i śpiącym Natem. Miałyśmy chociaż czas ogarnąć ten śmietnik, który zrobiliśmy. Cóż, moje ciągłe przecieranie stołu ścierką niewiele dało, bo tak czy tak przypominał lepką podłogę w burdelu.
- Skisnę jak poczuję jeszcze trochę wódki. - Kobieta oparła się o wejście do kuchni, patrząc jak odnoszę tam naczynia.
- Nie dziwię ci się, serio. Wiesz, jeśli Cal zacznie jeszcze do tego palić i nie będziesz chciała z nim spać, to naprawdę możemy położyć się razem i wysłać tych dupków na kanapę. - Podałam jej szklankę wody, wcześniej dokładnie myjąc ręce. - Nie będziesz chyba teraz prowadzić.
- Daj spokój, macocha Cala po nas przyjedzie. Poczuła wenę odkąd jestem w ciąży.
Odpowiedziałam lekkim uśmiechem i usiadłyśmy w mniej więcej ogarniętym salonie, gdzie przyjemnie się wietrzyło.
- Matki bym nie prosiła, bo jak zobaczyłaby wciętego Luke'a, gdzie Nate śpi za ścianą, chyba powiesiłaby go za jajka, a ciebie za sutki.
Skrzywiłam się, delikatnie masując swój biust przez stanik i koszulę.
- Ładnie ci z brzuszkiem, w sensie wiesz... Ciąża mocno ci służy. - Położyłam delikatnie dłoń na materiale jej sukienki. - To z pewnością jest dla was fajny czas.
- Taa, Calum jest taki dumny, a jego ojciec padnie ze szczęścia, bo to chłopiec. - Pokiwałam głową. - Wiesz, kolejny Hood do przekazania nazwiska, pociągnięcia biznesu... Jest skazany na zawsze. - Jackie sama pogłaskała się po brzuchu.
- Hej, jesteś jego matką, możesz mu powiedzieć, że będzie kim tylko będzie chciał być. Nieważne czy nazywa się Hood, czy nie.
- Meg, proszę cię, zobaczysz co będzie z Natem, skoro póki co idzie wam dobrze, a wiem, że idzie, bo Luke chwali się matce przynajmniej dwa razy w tygodniu przez telefon, w końcu jemu też odbije i będzie chciał, żeby Nate budował impreium, czy coś. - Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.
- Luke nie ma takiego parcia na szkło. Myślę, że sobie odpuści, z resztą Nate ledwie zdaje z matmy i nikt nie robi mu przez to wojny, a jednak trochę liczenia w tym wszystkim jest... Jeśli będziemy mieć więcej dzieci i któreś z nich będzie chciało kontynuować temat, nieważne jakiej płci będzie, to będziemy bardzo szczęśliwi, ale jeśli nie, to nie będzie miało takiego znaczenia. Z resztą nie wykluczam, że młody będzie miał zdolnego w tych sferach partnera, albo partnerkę i tak dalej... Porozmawiaj z Calumem, albo powiem Luke'owi żeby z nim porozmawiał.
- Calum tu nie jest problemem.
- Jego ojciec to też w miarę równy koleś...
- Był dla ciebie równym kolesiem, bo mnożyłaś mu kasę.
- Możliwe. Nie wiem, Jackie. - Odgarnęłam jej jasne loki na plecy. - Wiem tylko, że jako twoja bratowa, zawsze mogę zbuntować małego Hooda sama. - Poruszyłam znacząco brwiami i napiłam się wody. - Jeśli czegoś nauczyłam się od Luke'a, to tego, że czasami warto walczyć z systemem i pójść swoją drogą, nawet późno, bo lepiej późno niż wcale, a to że nie spełnia się cudzych oczekiwań, jest problemem tych ludzi, których oczekiwań nie spełniasz, nie twoim.
Kobieta zamyśliła się na moment, a potem posłała mi piękny, ten mój ulubiony, hemmingsowy uśmiech, mając łzy w oczach.
- Dzięki, Maggie. Tak po prostu, dzięki, że tu jesteś. - Objęłam ją, żeby nie rozpłakała się na dobre i pogłaskałam jej plecy. - Czasem po prostu mam wrażenie, że na tego małego już został wydany wyrok sukcesu.
- Na mnie był wydany wyrok kupienia działki w Chelford, wyjścia za łysiejącego Chrisa z polem i pracowania w jedynym sklepie w mieście, a jestem w Nowym Jorku, mam agencję reklamową, jestem matką, będę żoną i... O kurwa, widzisz, to jest doby przykład. - Zrobiłam znaczącą minę.
Jackie zaśmiała się szczerze i odsunęła się trochę ode mnie, ścierając tusz do rzęs ze swoich policzków. Wyciągnęłam więc chusteczkę z torebki i jej podałam.
- A wy? - Zerknęła po mnie. - Planujecie dzieci w najbliższym czasie? - Pokręciłam przecząco głową.
- Mamy Nate'a, chcemy się skupić na nim i na pracy póki co. Wiem, że nie będę wiecznie młoda, ale aktualnie to chyba wciąż trochę za wcześnie.
- A gdyby tak wyszło przypadkiem?
- To wtedy musielibyśmy zmienić plany i mielibyśmy kolejne dziecko. - Znów pogłaskałam ją po brzuchu. - Ale jeśli mam być szczera, czuję się coraz bardziej przekonana, gdy na ciebie patrzę, bo wiem, że Luke by tego chciał.
- Przemyśl to, Meg, serio. Nawet jeśli nigdy nie planowałaś być kurą domową, możesz być po prostu nowoczesną mamuśką. - Zaśmiałam się lekko.
- Uwierz mi, bardzo dużo o tym myślę.
Chwilę ciszy, która między nami zapadła przerwało otwieranie się drzwi i głos bardzo pijanego Luke'a, który jakby zapominając, że jego syn śpi, zaczął śpiewać od samego wejścia.
- I love it when you call me señorita I wish I could pretend I didn't need ya, but every touch is ooh-la-la-la!
- Señorita, to chyba twój koniec. - Wstałam z kanapy i podeszłam do niego, obejmując narzeczonego w pasie. - Idziemy spać.
- Coś ty, dopiero się rozkręcam - bełkotał.
Za Lukiem do mieszkania wtoczył się Ashton niosący Cassie na rękach.
- Eline zadzwoniła po taksę, bo Michael rzygał do kosza po drodze, a nasza matka wszystkich matek zasnęła - wyjaśnił Irwin. - Ten jest twój. - Zwrócił się do mnie.
- Gdzie Calum? - Jackie również podniosła się z miejsca.
- Kurwa, zgubiliśmy Caluma. - Ashton zrobił poważną minę. - Żartuję, trzyma Mike'a, ale możesz dzwonić po jego macochę.
- Ash! - Cassie lekko uderzyła go w ramię.
Ja tym czasem próbowałam nie parsknąć kiedy Luke śmierdzący fajką i wódką próbował śpiewać mi do ucha tekst tej nowej piosenki Shawna Mendesa i Camili Cabello, chyba myślał, że porusza się jak w teledysku, ale nie... Zdecydowanie nie. Chociaż o lekcjach tańca to dodatkowa historia, bo jak się okazało umiemy tańczyć wspaniale, ale tylko tak jak my lubimy, w innym wypadku mamy trzecią wojnę światową o to, które prowadzi.
Także gdy już wszyscy się zmyli, a ja zostałam samą ze swoją Señoritą, pozwoliłam sobie na głupi chichot.
- I z czego się śmiejesz, co? - zapytał szeptem. - Chodź, zróbmy to na stole.
- Luke, jesteś nawalony.
- Co z tego? - Pocałował moją szyję, na co mruknęłam. Właściwie zaczęliśmy to wcześniej, zanim jeszcze zlecieli się nasi przyjaciele.
Widząc, że jestem za, trochę się ode mnie odsunął i pozwolił, żebym zmieniła piosenkę, rzeczywiście na ten nowy hicik, bo był... No bardzo chwytliwy.
Obróciwszy się natomiast w jego stronę znów, zobaczyłam tylko, że Luke opiera się o ścianę głową. Westchnęłam rozbawiona. No nic, na dobre i na złe, prawda?
- Chodź, położymy cię spać, deklu.
- Nie, ja mam tę moc.
- Luke, skarbie... - Pogłaskałam jego plecy.
Niby sobie na to zasłużył, bo pił sam z siebie, ale z drugiej strony... Dziś mogłam mu wybaczyć. Nic nie odpowiedział bełkocząc coś pod nosem.
- Będziesz rzygał?
- Mhm...
Zatem słuchałam sobie tej wspaniałej piosenki, siedząc na ziemi w łazience, przy okazji trzymając włosy miłości mojego życia przez kolejne piętnaście minut, zadowolona, że włączyłam zapętlenie dźwięku, a kiedy cudem udało mi się zmusić go do prysznica, zupełnie nadzy i cali mokrzy doczłapaliśmy do łóżka. Podstawiłam mu jeszcze miskę i głaskałam go po brzuchu, nim nie zasnął. W końcu miałam dług wdzięczności, Luke też zbierał mnie już z ziemi...
Czasem bywa i tak, dobre tyle, że Nate nas takich nie widział. Całe szczęście udało mi się jeszcze przełożyć to spotkanie na późne popołudnie, bo chyba bym zmartwychwstała, nie wstała.
- Meg? - mruknął.
- Tak, alkoholiku?
- Przepraszam.
- Cii, śpij sobie.
- Nie zostawiaj mnie... - Odgarnęłam jego mokre kosmyki do tyłu i westchnęłam ciężko.
- Nie zostawię cię, skarbie. Zawsze będę po twojej stronie.
- Czasem musisz mi mówić takie rzeczy... Boję się, że kiedyś cię stracę.
- Nie stracisz... - Pocałowałam go lekko w łopatkę. - Obiecuję.
______________________
Koniecznie zostawcie coś pod #eklery na twitterze x
Idk, tak wyszło xdd Co myślicie? Lubicie tak o sobie to czytać, bo ja jakoś nie umiem naprawdę skończyć tego ff, ale mam taki pomysł na epilog, że chyba się posracie idk xddd
Ale no, all the love, niedługo wesele he he
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro