Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. Szklanka mleka

        Nie sugerujcie się piosenką, po prostu musiałam jakąś dodać xd 

    - Ja pierwszy - powiedziałem szeptem do Jackie, kiedy oboje siedzieliśmy w znajomym salonie, z nogą na nogę, udając że wcale nic nie przeskrobaliśmy. 

     Normalnie obrazek jak z kiedyś, bo Liz Hemmings była wyjątkowo trudną osobą do zadowolenia, dlatego zawsze, gdy oboje mieliśmy coś za uszami, uznawaliśmy że zbierzemy baty wspólnie i może jednemu z nas bardziej się upiecze w myśl filozofii: złe informacje to całkiem nie najgorsze na tle tragicznych. 

     Tak samo właśnie opadliśmy na kanapę gdy zbiłem mamie samochód, a Jackie popsuła jej lokówkę. Albo kiedy moja siostra miała poprawkę z matmy, a ja skończyłem u dyrektora za pobicie z Calumem jednego przychlasta. Później na wielkim kacu, gdzie Liz musiała zgarnąć najpierw Jackie z wielkiej imprezy, a potem mnie - z drugiej wielkiej imprezy, na drugim końcu dzielnicy.  

     No cóż, nie byliśmy najłatwiejszymi dziećmi, zdecydowanie Ben nadrabiał za nas swoim posłuszeństwem, dlatego i ja, i Jackie wywracaliśmy teatralnie oczami gdy tylko dołączał do mamy ze swoim kazaniem. 

    Nie ukrywam, miała ciężko, zwłaszcza że została z nami sama, my wcale nie upraszczaliśmy mamie życia, a przez to, że mocno dostawała po tyłku, stała się chyba największym koksem jakiego znam. Śmiała się, że Nate powinien być choć w połowie tak nieznośny jak ja, może jej się udało zakląć los? Bo chłopiec potrafił trenować moją cierpliwość, ale czasem chciałbym mieć taki respekt oraz siłę przebicia, żeby mój syn, nawet po dwudziestce, czuł potrzebę wyspowiadania mi się nawet ze spraw, o których raczej nie chciałbym wiedzieć. 

     Czy mieliśmy złe informacje? Jackie nie, więc właściwie przyszła tam, by odwrócić uwagę Liz od tego, że trochę się na mnie wściekła. Chociaż z drugiej strony na moje wieści rodzic powinien się raczej ucieszyć, ale... Sami wiecie, że sytuacja jest powalona, a mama niekoniecznie lubi gdy podejmuje się decyzje inaczej niż ona to zaplanowała. 

     Czas odciąć pępowinę, masz swoje dziecko, Luke, ona nic ci nie zrobi, niczego od niej nie potrzebujesz... 

     Nieprawda, potrzebowałem jej aprobaty, ale z drugiej strony byłem przygotowany na to, że jeśli jej nie dostanę, mój świat się nie zawali. 

    - Wyglądacie jakbyście coś zepsuli. - Liz uniosła jedną brew wchodząc do salonu z herbatą i ciastkami. 

    Przełknąłem ciężko ślinę, podczas gdy Jackie tylko przeniosła na mnie rozbawione spojrzenie.  

    - Okej, teraz się zestresowałam... - Jak zwykle usiadła w fotelu naprzeciw nas i sięgnęła po ciastko. - Co się dzieję, hm?

     Więc bez gadki - szmatki?! Ale jak to tak! Miałem całą mowę, planowałem pochwalić jej fryzurę, zapytać czy schudła, zaproponować jakiś urlop... Cholera. 

    Siostra nadepnęła moją stopę tak, że mama tego nie widziała, dlatego przebudziłem się z letargu. Podniosłem wzrok i siliłem się na swój firmowy uśmiech. Ja wiem, że to zabawne, że się tak stresuję, ale gdybyście ją poznali sami byście się zestresowali. 

     Nie, moja mama wcale nie jest złą osobą, czy złą matką. Jest trochę apodyktyczna, ale nie chciałbym żadnej innej. Inna nie wychowałaby mnie na takiego, który mimo palących się mostów zawsze sobie radzi. 

     - Od paru miesięcy nie pracuję już dla ojca Caluma - wypaliłem, a kobieta aż otworzyła oczy szerzej. 

     Odniosłem wrażenie, że jeszcze coś powiem, a to naprawdę nie był koniec "świetnych informacji", i będę odpowiedzialny za zawał własnej matki. Super, wspaniały z ciebie syn, Luke. 

    - Jeśli teraz mi powiesz, że odkopałeś stare gitary i będziesz grał w zespole to ci chyba wysprzęglę. - Jackie wyciągnęła do niej dłoń, by wzięła parę oddechów, ale Liz odgoniła jej rękę i sama zaczęła powoli oddychać. - Nie zrobiłeś tego, prawda?

     Gdybym miał naście lat, poleciałbym w kulki, że właśnie tak, ale trochę bałem się tego ataku serca. 

     - Nie - odparłem powoli. - Od powrotu z Los Angeles...

    - Kiedy zostawiłeś Nate'a samego w Nowym Jorku?

    - Mamo, daj mu skończyć, Nate nie był sam. 

     Widzicie, dlatego ubłagałem siostrę żeby przyszła tam ze mną. 

    - Od powrotu z LA pracowałem nad otworzeniem czegoś własnego, udało się, właściwie mnie i Margaret. - Skrzywiła się na jej imię, to nie jest dobrze. - Dlatego chciałem zaprosić cię na otwarcie, szczegóły podeślę ci mailem, żebyś mogła to przetrawić, ale to nie jest jedyne zaproszenie, które dla ciebie mam. 

    - O Boże... - Rozmasowała skronie. - Nie...

    - Taak... - Pokiwałem głową. - Wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale znowu się żenię, tym razem na wieki wieków amen. 

    - O Boże...

    - W maju. 

    - Mamy kwiecień...

    - Czekałem do ostatniej chwili, żebyś nie skisła. Nie denerwuj się, bo...

    - Luke... - Znów zaczęła liczyć swoje oddechy. - Czemu jej tu nie ma?

    - Bo "jej" pojechała po Nate'a do szkoły i chyba jesteś jedyną osobą na świecie, której się boi. 

    - I bardzo dobrze! Czy "jej" w ogóle wie co zrobiła? Uratowałbyś swoje małżeństwo z Barb gdyby...

     - Jakie uratował?! Mamo, ona zdradzała mnie na prawo i lewo, z resztą sama kopnęłaś ojca w dupę, kiedy poleciał na bok, więc za co mnie winisz?! 

    - Więc uważasz, że twój rozwód to wina mojego rozwodu?! 

    - Zaczyna się. - Założyłem ręce na piersiach, wywracając teatralnie oczami. - Wiesz, że nie wszystko zawsze musi być po twojej myśli? Nie kochaliśmy się, nigdy. To w końcu musiało się tak skończyć, a teraz masz mi za złe, że wreszcie jestem szczęśliwy, bo ty nie umiesz sobie ułożyć własnego życia i próbujesz układać moje. 

    - Luke. - Jackie ścisnęła moje kolano, żebym się uspokoił, a Liz zaśmiała się cynicznie. 

     Teraz to ja byłem narażony na zawał, cholera. 

    - Nikt ci życia nie układa, sam podejmujesz decyzje, z resztą ty tu przyszedłeś, po fakcie, więc jaką ja mam teraz moc, co? Nic nie mogę zrobić, mogę się tylko powkurzać, bo wiem, że nic ci nie mogę zakazać. Masz prawie trzydzieści lat, ośmioletniego syna i co ja mam ci powiedzieć? Nie, nie możesz, bo będziesz miał karę na kumpli i konsolę? Ogarnij się. 

    - A ty mogłabyś czasem chociaż udawać, że się cieszysz moim szczęściem, bo wreszcie robię rzeczy po swojemu. Jestem szczęśliwy z Maggie.

    - A jak wam nie wyjdzie? Chcesz to łączyć z pracą? Za krótko się znacie i...

    Otworzyłem usta żeby coś jeszcze powiedzieć jednak Jackie mnie uprzedziła, odsuwając poły swojego sweterka ukazała już widoczny brzuszek. 

    - Jestem w ciąży - palnęła. 

    Liz spojrzała na mnie raz jeszcze, jakby nie była pewna, czy dobrze widzi i słyszy, dlatego uśmiechnąłem się zachęcająco, delikatnie kładąc dłoń na brzuchu siostry. Mama była zaskoczona, później uśmiechnęła się szeroko, a w ostateczności... Popłakała się ze wzruszenia. Uwielbiała być babcią, nadawała się do tej roli doskonale, bo miała zupełnie inne podejście do swoich wnuków, niż do własnych dzieci. W tej kwestii... Nigdy, niczego nie było można jej zarzucić. 

     Wstała z fotela, usiadła na brzegu kanapy i mocno objęła swoją córkę, całując ją w skroń. Ciążowe hormony zadziałały, bo Jackie też popłakała się ze szczęścia, a ja siedziałem jak ostatnie drewno tuż obok, będąc definicją niezręczności. 

     Niekoniecznie potrafiłem to zrozumieć, mimo wszystko przytuliłem te dwie baby najbardziej kochająco, jak tylko umiałem, bo co innego miałem zrobić? 

     - Jesteście miękkie faje - mruknąłem ciszej. 

     - Wal się, Luke. - Jackie lekko dźgnęła mnie w bok, a mama tylko zaśmiała się przez łzy.

    - Jesteście szatanami, że właśnie taką kolejność przekazywania informacji wybraliście, wiecie? - powiedziała. - Ale i tak was kocham, moje dzieci marnotrawne. 

     ~*~

     - No i ostatecznie koleś zjechał z ceny jeszcze bardziej niż tego chcieliśmy, więc w ostatecznym rozrachunku jesteśmy mocno na plusie, a jeśli uda się... - Bla, bla, bla. Otworzyłem przed Meg i Natem drzwi do restauracji, słuchając niekoniecznie z uwagą jej słowotoku, który i tak wiedziałem, że przeczytam jeszcze raz, konkretniej w protokole. - Ale chodzę trochę zestresowana, dzień dobry - przywitała się w trakcie wypowiedzi z kelnerką, która wskazała nam stolik - bo wiesz, ta babka, z którą rozmawiałam w zeszłym tygodniu, wyleciało mi nazwisko, wiesz która, ta brzydka w Gucci, no i ona jest nieprzekonana, uznała, że to zbyt ryzykowne i nie wie czy może poprzeć... - Bla bla bla. - Ale spoko, staram się ją urobić, umówiłam ją na środę, a potem sobie przypomniałam, że w środę to ja mam paznokcie, więc przełożyłam paznokcie na poniedziałek, bo nie mogę się z nią spotkać bez ładnych paznokci, jakiś poziom trzeba mieć... Woda z cytryną i miętą, ale błagam, nie kranówa i umyjcie dla mnie cytrynę, a dla panów po coli - rzuciła zanim kelnerka zapytała czy coś do picia, gdy podała nam karty. - No i wiesz, boję się trochę, chociaż myślałam, że jeśli nie ona to ten typ, ten taki chudy mocno, rudy, no wiesz który, no ale z drugiej strony ona ma większą siłę przebicia, więc zaproponowałam spotkanie w kawiarni, żeby trochę rozluźnić atmosferę, rozmawiałam o niej z Derekiem, bo pan Hood mówił, że Derek się kiedyś z nią spotkał, o czym powiedział mi Calum... - Bla, bla, bla...

     Nate spojrzał po mnie z lekkim przerażeniem, a ja uśmiechnąłem się do niego lekko, klepiąc ramię chłopca, żeby nie komentował, bo to wcale nic nowego. Meg po prostu... Potrafiła nakręcić się pracą bardziej niż czymkolwiek innym na świecie. 

     - No, a co tam u was? - zapytała na koniec, uśmiechając się perliście. - W sensie wiem co u Nate'a, co u ciebie, Luke? Jak rozmowy z prawdziwą władczynią piekieł?

    Młody nie wytrzymał parskając śmiechem, na co i Margaret lekko zachichotała, bo ona znała swój problem i wiedziała, że umie nawijać o pracy bez końca. 

    - Czasem mam wrażenie, że walczycie o ten tytuł - odparłem i napiłem się swojej coli, gdy już dostaliśmy napoje. - Trochę się podenerwowała, spodziewałem się pary z uszu, ale Jackie powiedziała jej o ciąży i się uspokoiła. Nawet się popłakały. 

     - Trochę się im nie dziwię. - Wzruszyła ramionami.  

     - Wy baby zawsze płaczecie - rzucił Nate, jakby się nad tym głębiej zastanawiając. - Frankie się dzisiaj pobeczała, bo dostała tróję z matmy, wiecie co oznaczałaby dla mnie trója z matmy? Wybawienie - wyjaśnił od razu. 

    - Nie przesadzaj, ostatnio jak liczyliśmy te zadania dostałeś cztery. - Poprawiłem kaptur jego bluzy. 

    - Taa, nauczycielka dziesięć minut pytała mnie potem czy nie ściągałem. 

    - Chora jakaś? - Meg zmarszczyła nos. - Niech spada na drzewo, ale jeśli potrzebujesz pomocy, chętnie ci pomogę, wiesz o tym. 

    - Tak, wiem, dzięki. I właściwie to chciałem się zapytać czy mogę przyjść z Frankie na wasz ślub, bo było jej tak smutno, a ja nie wiem kompletnie co robić jak dziewczyny płaczą i żeby poprawić jej humor zapytałem czy chciałaby przyjść na fajną imprezę gdzie będzie fontanna z czekolady i takie tam... I albo zrobimy jakąś imprezę z fontanną z czekolady, albo po prostu dodamy dwa do dwóch... 

     Spojrzałem na Nate'a trochę rozbawiony, później na Maggie, która była za razem zmieszana i rozbawiona, ale to nie był zły pomysł, żeby młody miał towarzystwo prócz dzieciaków Ashtona. Kobieta pokiwała głową, że jest za, ja wzruszyłem lekko ramionami, szybka komunikacja...

    - Skoro już w tym wieku uaktywnia ci się gen podrywacza, pewnie, niech wpada. Ale muszę pogadać z jej mamą i...

    - Jaki gen podrywacza, tato, błagam cię, dziewczyny są trochę dziwne, mówiłem ci. 

    Znów lekkie zmieszanie. 

    - Możesz mieć też kolegę, jeśli chcesz, jesteśmy tolerancyjni, prawda... - Margaret zasłoniła lekko usta, by się nie roześmiać z mojego zagubienia. No nie byłem zbyt dobry w takich rozmowach, zwłaszcza w miejscach publicznych. 

    - Oj, tato... - Nate westchnął ze zrezygnowaniem i teraz to on poklepał mnie po ramieniu. - Powiedziałem ci kiedyś, ja chcę kobietę, nie dziewczynkę. 

     Teraz Maggie dosłownie parsknęła, a Nate za nią, na co ja wypuściłem ciężko powietrze. 

    - Masz jeszcze czas, dzieciaku - zwróciła się do niego. - Ale jeśli będziesz chciał pogadać, służę informacją, dosłownie na każdy temat - oznajmiła mu znacząco, a on z uśmiechem pokiwał głową. 

    - Dzięki - odparł Nate. - Czasem jesteście spoko rodzicami. 

    - Tylko czasem? - Uniosłem jedną brew.

    - To chyba oczywiste, że kiedy karzecie mi sprzątać pokój, albo zabraniacie maca, to wtedy nie - uściślił. 

    Zerknąłem po swojej rodzinie kręcąc lekko głową z niedowierzaniem. No fajni byli, nic dodać nic ująć.

    ~*~

    - Dzięki, naprawdę, jesteś kochana. - Jackie pocałowała Meg po policzkach na odchodne, podczas gdy Langford tylko machnęła ręką na znak tego, że naprawdę nieważne. - Dobranoc. 

    - Dobranoc, napisz mi albo zadzwoń jak dojedziesz do domu, prowadzenie nocą to zło. Chyba, że Luke cię odwiezie...

    - Nie ma sprawy, Meg, nie martw się, to ty masz paranoję. 

    - Tak, tak, co złego to ja. - Raz jeszcze się przytuliły, a potem Jackie wyszła, by Margaret mogła zakluczyć za nią drzwi. 

     Naprawdę nie wiem jaką herbatą się wymieniły, że moja siostra nie mogła dostać jej po dziesiątej na stacji na przykład, ale nieistotne. Z resztą Jackie i tak nas nie obudziła, ani w niczym nam nie przeszkodziła, bo leżeliśmy w łóżku świeżo po fakcie, gdy przyjechała. 

    Mieliśmy naprawdę cudowny seks, zwłaszcza że Nate był na tyle wyrozumiały, że nie zawracał nam już tyłka, gdy zegar wybijał dwudziestą drugą. Podobała mi się ta zasada, liczyłem na to, że będzie na stałe funkcjonować pod tym dachem. 

     Kobieta wróciła do sypialni i od samego wejścia zrzuciła moją koszulkę i szlafrok, które miała na sobie. Uśmiechnąłem się błogo, trochę odchylając kołdrę, a gdy pod nią wskoczyła, od razu wciągnąłem ją na siebie. 

    Czasem całe dnie czekałem na te wieczory...

    - Dawno jej nie widziałam, a dzidzia rośnie jak na drożdżach, ma już taki słodki brzuszek - powiedziała szeptem i zgasiła lampkę nocą. 

    - Calum chodzi dumny jak paw - dodałem. - Ale ma z czego się cieszyć, ciąża to ponoć fajny czas, chociaż sam przyznaje, że Jackie jest jak mina i kiedy raz zignorował to, że się popłakała, uznała że już jej nie kocha i pewnie zaraz znajdzie sobie kochankę. 

    - Boże. - Zaśmiała się cicho, na co zareagowałem takim samym śmiechem. 

    Zamknąłem oczy lekko przeczesując włosy Meg. Zacząłem się zastanawiać nad tym jakby to było, gdybyśmy my mieli mieć kolejne dziecko, bo jednak Barb nawiedziła mnie już w zaawansowanej ciąży, tym samym nie miałem okazji jakoś szczególnie się wykazać podczas tego procesu. 

    - Meg? - zagadnąłem, chyba tylko dlatego, że byłem już zmęczony i uznałem, że to świetny pomysł zacząć temat. - Nie chciałabyś może... No wiesz... 

    Kobieta podniosła się na łokciu i poczułem moc jej spojrzenia na swojej twarzy, dlatego podniosłem powieki. 

    - Luke, skarbie... - Westchnęła. - Możemy pomyśleć o tym później? Ogarnijmy najpierw ślub, względem tego też latam jak najęta, z resztą nie chcę cię zostawić na samym początku z ogarnianiem biznesów, bo jednak to dużo pracy, a oboje powinniśmy być zaangażowani... 

     Pokiwałem lekko głową, bo jakoś tak... Kurde. 

    - To byłoby teraz bardzo nieodpowiedzialne - kontynuowała. 

    - Ale myślę, że byśmy sobie poradzili...

    Uśmiechnęła się lekko, z rozczuleniem i pocałowała mnie delikatnie w środek ust. 

    - Wrócimy do tematu, słowo honoru. Ale za rok, może dwa... Nate też musi się jeszcze oswoić z tym całym zamieszaniem, mimo wszystko wciąż jest mały, będziemy musieli z nim porozmawiać, przekonać go trochę, że będzie dla nas tak samo ważny, bo trochę się martwię, że jeśli strzelimy sobie wspólne dziecko, może czasem poczuć się mniej kochany czy coś...

    - Sam mówił, że chce siostrę...

    - Luke. 

    - No co?

    - Nie naciskaj na mnie, okej? Znam swoje możliwości i wiem, że hormony by mnie rozłożyły, a muszę być w pełni sił i rozumu, żeby ustabilizować to, co dopiero raczkuje... Mam na myśli moją relację z młodym, naszą agencję, nasz związek i... Tą zmianę  w moim życiu. 

    - Dobrze, spokojnie, tylko zaproponowałem. 

     Położyła się znów przytulając się do mojego boku. Ponownie milczeliśmy przez chwilę. Zastanawiałem się czy zasnę, ale ostatecznie musiałem powiedzieć coś jeszcze. 

    - Wiesz, że jeśli chodzi o firmę to byłbym w stanie to ogarnąć, a ty mogłabyś pracować w domu jeśli potrzebujesz pracy żeby być sobą, nie? Jesteś sama sobie szefem, Meg?

    Nic nie odparła. Chyba myślała, aż w ostateczności padła, bo usłyszałem jej cięższy oddech. 

    Głaskałem ją jeszcze przez moment, chociaż sam nie mogłem zasnąć. Może miała rację? Może mieliśmy póki co za dużo na głowie? Ale ja tak mam, lubię gdy coś wydaje się mnie przerastać, bo dopiero wtedy czuję jakąś motywację do działania. 

    Usłyszałem dźwięk zamykającej się szafki w kuchni, więc lekko zdezorientowany wstałem tak by jej nie obudzić, ubrałem dresy i poszedłem to sprawdzić. 

   Oparłem się o framugę drzwi kuchennych z trochę osądzającą miną. Nate momentalnie schował za siebie paczkę ciastek ukrytych na czarną godzinę na najwyższej półce za pudełkami kaszy i ryżu. 

    - To moja skrytka, gnomie, dawaj ciacho. - Usiadłem na blacie stołu, tuż obok chłopca, który na początku trochę się zestresował, ale później poczęstował mnie moim de facto słodkim. - Czemu nie śpisz? - Nalałem nam jeszcze po szklance mleka, tak na lepszy sen. 

    - Grałem - odparł szczerze, chyba nie miał lepszej wymówki. 

    - Nie dość, że popsują ci się zęby, to jeszcze oczy. - Młody machnął lekceważąco ręką. 

    - Ja to bym się bardziej martwił o ciebie, tato, ale nic nie mówię. 

    - Czemu o mnie? - Zrobiłem pytającą minę. 

    - No wiesz, w twoim wieku podjadanie w nocy może się skończyć wielkim ulaństwem.

    Tlepnąłem go lekko w głowę za złośliwości, na co Nate zaśmiał się złowieszczo i wziął ode mnie szklankę mleka. 

    - Wcale nie jestem ulany.

    - Jeszcze. 

    - No wiesz, w twoim wieku podjadanie w nocy i granie ciągle na kompie może skończyć się wielkim ulaństwem, synu. - Odbiłem piłeczkę. 

    - Ale ja parę razy pobiegam za piłką i będę dalej chudy jak szczypiorek, wciąż rosnę... ty już raczej wzwyż nie urośniesz i chyba wszyscy są ci za to wdzięczni. No chyba, że w szerz...

    - Nate, przestań być złośliwy. - Mimo wszystko teraz to ja zacząłem się śmiać. - Ale ej, muszę ci coś powiedzieć. 

   - Dajesz. - Zamoczył ciastko w mleku i aż jęknął gdy się rozmoczyło i wpadło do środka. 

    - Słuchaj, jeśli zaistnieje możliwość, że naprawdę sprezentujemy ci z Meg siostrę, albo brata... Chciałbym żebyś wiedział, że zawsze będziesz moim kochanym synkiem i w ogóle, że zawsze będziesz dla mnie tak samo ważny i...

     - Spoko, serio. 

    - Chciałem tylko żebyś wiedział. 

    - Ja wiem, ale jeśli będę musiał oddać komuś swój pokój to się obrażę. I nie będę zmieniał pieluch, jakby co. 

    - A ja twoje zmieniałem...

    - Odezwij się na starość, załatwię ci jakąś fajną pielęgniarkę w ramach wdzięczności. - Wziął sobie jeszcze jedno ciastko, zostawiając mnie z całą paczką. - Idę spać, tylko nie zjedz wszystkiego.

    - Tak właśnie zrobię. - Zacząłem sobie pakować do buzi te ciastka na chama. 

    - I jak to pogryziesz? - Młody przyjął lekceważący ton, a ja podszedłem do zlewu, chwyciłem włosy jedną ręką, przechyliłem się i zalałem te ciastka mlekiem. - Jesteś moim guru, serio... 

    Wtedy drzwi skrzypnęły. Meg znów w mojej koszulce i szlafroku oparła się o ścianę i zmierzyła nas jeszcze bardziej osądzająco niż ja Nate'a. 

    - To nie ja, to on! - Młody wskazał na mnie. Mleko pociekło mi po brodzie. 

    - Nieważne który, ale któryś wrąbał mi ciastka. - Przysunęła sobie krzesło do kolejnej szafki i zza torebki z cukrem trzcinowym i jakimiś otrębami wyciągnęła... Pudełko czekoladek. 

    Zerknęliśmy po sobie z Natem, później znów wlepiliśmy wzrok z kobietę, która usiadła na stole i zaczęła wsuwać te czekoladki. 

    - Pani "musimy zacząć się zdrowo odżywiać" zaorana. - Założyłem ręce na piersiach, gdy wytarłem się z mleka. 

     Nate zamiast iść do siebie jak planował zajął miejsce przy Maggie, przykolegowując się do jej łakoci. 

    - No dobra no... - Wywróciła oczami. - Ale od jutra oczyszczamy wszystkie schowki na słodycze, nawet te w aucie, Luke. 

     Uniosłem obie ręce ku górze na znak poddania. 

     Tja, zostałem zdemaskowany. 

   ___________________________

     Znowu mnie nie ma bo znowu zaliczenia. A jak tam u was robaczki? Co myślicie ogólnie o tej patoli? Dziś więcej Nate'a ;) 

     <3

    ogólnie to przed wtt na blogspocie mialam nick szklanka mleka xd


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro