#eklery <--- tt
Nigdy nie czułam takiego stresu przed panem Hoodem jak tamtego poranka. Mimo że Luke powtarzał, że to nic złego, że nie będzie się pieklił, że on to załatwi... Ja sama nie byłam pewna czy chcę, żeby Hemmings coś załatwiał, a później... Później przypomniałam sobie, że przecież to on miał na swoich barkach nasz mały, pracowniczy skok w bok, tym samym spojrzałam na jego profil znów trochę z innej perspektywy.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, wiodąc spojrzeniem po przystojnej buzi mężczyzny. Wciąż chyba do mnie nie dotarło, że to realne, że my naprawdę... Jesteśmy w związku, a Nate został prawnie moim wychowankiem.
Uniosłam dłoń, poprawiając podwinięty kołnierzyk koszuli Luke'a, który tylko odchylił szyję, bo połaskotał go materiał. Wymieniliśmy spojrzenia, później lekkie uśmiechy. Pochylił się nade mną i poczułam jego ciepły oddech na swoim uchu, gdy szepnął.
- Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi.
- Trochę się boję - przyznałam.
Luke wspierająco ścisnął moją dłoń, głaszcząc knykcie kciukiem. Lubiłam kiedy to robił. Właściwie gdy się poznaliśmy nie byłam pewna, czy Hemmings jest zdolny do takiej odpowiedzialności. Ba, do jakiejkolwiek odpowiedzialności, ale na przestrzeni ostatniego roku dowiedziałam się o nim wielu rzeczy, ale przede wszystkim tego, że jeśli chce to potrafi najlepiej na świecie.
Miał upór, by osiągać najwyższe cele. Potrafił mnie wkurzyć jak nikt inny, to ja wydawałam rozporządzenia, a on je spełniał, nie zawsze, ale taki miał przykaz. Prywatnie jednak... Luke miał umiejętność brania spraw na zimno, był konkretny, gdy musiał i dawał mi poczucie bezpieczeństwa, nawet jeżeli robił coś totalnie od czapy. Cóż, on z reguły robił coś totalnie od czapy, także to nie żadna nowość...
- Hej, jak tam? - Eline - sekretarka pana Hooda i za razem dziewczyna Michaela spojrzała po nas z lekkim uśmiechem, opuszczając uprzednio gabinet. Widziała, że trzymamy się za ręce, dlatego puściłam jego dłoń, niby w pretekście poprawienia włosów.
- Idealny dzień na rzucenie roboty. - Luke poruszył brwiami, a potem dźgnął mnie lekko w bok, żebym przestała się tak spinać.
- Wciąż się dziwię, że żadne z was nie zdecydowało się zostać.
- Jak mamy zjebać sobie życie to razem, nie?
Zmroziłam Hemmingsa wzrokiem za ten komentarz. Miał myśleć pozytywnie, nie mnie dodatkowo dobijać, baran jeden!
- Pan Hood na was czeka, powodzenia. Musimy to opić na dniach - rzuciła jeszcze, a potem otworzyła nam drzwi.
Nie było już odwrotu.
*
Nigdy nie pomyślałabym, że kiedyś z własnej woli rzucę pracę swoich marzeń tylko po to, by założyć rodzinę. To dość zabawna ironia, bo wyjątkowo mocno uciekałam od takiego modelu życia, przerażona wizją skończenia jak właśni rodzice.
Moja mama siedziała w kuchni godzinami, gotowała obiady, sprzątała cały dom, a potem wieszała na linkach majtki mojego ojca, mówiąc że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Mój tata pracował, utrzymywał nas wszystkich, był obecny stosunkowo rzadziej niż mama, ale jak już był, mówił, że jest najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.
Nie rozumiałam tego naprawdę bardzo długo. Jak komuś może odpowiadać ten staromodny układ? Jak się okazało najwidoczniej "ten staromodny układ" pozostaje wciąż na topie nie bez powodu. Niektórzy ludzie po prostu chcą tak funkcjonować. Każdy ma jakieś swoje plany, które realizuje, nawet jeżeli są one wybitnie proste i utarte w społeczeństwie jako norma.
Czy prowadzenie domu i utrzymywanie rodziny jest proste? Jest oczywiste, ale żeby ten dom był dostatni, a każdy domownik dopieszczony, należy włożyć w to serce i pasję.
Bardzo kocham swojego tatę, oczywiście, że tak, ale jako dziewczynka, później kobieta, ze szczególnym zapamiętaniem obserwowałam mamę, zastanawiając się nad jej losem. Chelford, jako mała wioska, liczyło sobie naprawdę niewiele rodzin, jednakże niemal każda kobieta w tej miejscowości pełniła tę samą rolę, a ja byłam przerażona wizją siebie za blatem kuchennym, podającej do stołu jakiemuś panu z wąsem, który będzie się ze mną kochał na misjonarza przy zgaszonym świetle, by potem zawieźć nasze dzieci do szkoły rozlatującym się, rodzinnym Sceniciem, aż wreszcie pojedzie do pracy, żebym ja mogła w spokoju posprzątać nasz dom.
Szczerze? Czułabym się więźniem tak żyjąc, dlatego unikałam dłuższych związków, a gdy wypadało w taki wejść, trzymaliśmy się z Dickiem na dystans. Dlatego uciekłam do Lodnynu, później do Nowego Jorku, jak najdalej od tej działki w Chelford, która ponoć tam na mnie czekała.
Czasem chciałam bronić mamę, mając naście lat, mówiąc że nie musi wcale tak żyć, bo przecież feministki istnieją i dołożyły swoje trzy grosze do historii świata, ale wówczas przypomniałam sobie jej słowa, których sens dotarł do mnie gdy dojrzałam do tego, by rozumieć własne pragnienia i je spełniać, nie brnąć w błąd dla zasady - z upartej natury.
Mama powiedziała mi, że jest feministką, na co ja w śmiech, bo jak to tak, kura domowa?! Ale jej to życie odpowiadało. Miała prawo wyboru, mogła robić cokolwiek innego, ale nie chciała, nie dlatego, że ktoś jej kazał. Po prostu było jej dobrze.
Oczywiście, można kłócić się, że pewnie nie narzeka, bo nie zna innej codzienności. Zmieniłaby zdanie... Ale po co? Jeśli ktoś jest szczęśliwy, nie musimy chyba uszczęśliwiać go "bardziej" na siłę, by.. Co? Udowadniać jakieś racje?
Ja sama nie pragnęłam wówczas kupić tej działki w Chelford... Nie zamierzałam stać przy garach i zapominać co to praca.
Po prostu dorosłam na tyle by wiedzieć, że też - osobiście, indywidualnie, moim zdaniem - pragnę rodziny, trochę klasycznej, trochę zmodernizowanej, trochę... Takiej mojej. I wyrzuciłam z głowy utarte modele i archetypy, uznając że za dużo myślę, a teraz... Należałoby pójść z wiatrem.
Byłam szczęśliwa jako samotna kobieta sukcesu, ale do czasu. Chciałam więc dalej być szczęśliwa, więc znalazłam ku temu środek.
Ale uwaga, uwaga, mój związek miał polegać na partnerstwie, a mój partner chyba się z tym liczył, bo nie dał się ani zdominować, ani nie próbował zdominować mnie.
Chociaż... W niektórych dziedzinach... Uzupełnialiśmy się po prostu.
- Ale... - Zwróciłam uwagę na to, że już weszliśmy do środka, przez swój dziwny stres zamyśliłam się, a Luke zdążył wyłapać fakt, iż teraz nic nie powiem i sam przedstawił ojcu Caluma sytuację. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Siliłam się więc tylko na lekki, niepewny uśmiech. - Wy wiecie, że ja mógłbym któreś z was przenieś do innego działu i byłoby po sprawie, prawda? - Pan Hood wyglądał na zdezorientowanego.
- Jackie mówiła, że pan jej nie zatrudnił, bo jest żoną Caluma i...
- Luke... - Mężczyzna przetarł twarz dłonią, a ja dalej obserwowałam. Czułam się dziwnie dobrze z tym, że chociaż raz ktoś załatwił coś za mnie. Nie miałam już takiego niezdrowego parcia na szkło. - Źle się chyba zrozumiałem z twoją siostrą. Nie zatrudniłbym jej, bo nie mam aktualnie staży, a Jackie nie ma wykształcenia w kierunku, którego potrzebuję, więc nie będę zatrudniał jej tylko i wyłącznie dlatego, że jest moją synową...
- Och... - Hemmings podrapał się niezręcznie po karku. - W takim razie... Meg? - Spojrzał na mnie.
Co miałam powiedzieć? Było się zapytać, a nie upijać i opierać na wypowiedziach kogoś innego... Zawaliłam trochę temat, jednak halo, Cal też namieszał Luke'owi w głowie, więc wyszliśmy z jednym, wielkim niedopowiedzeniem. Chciało mi się trochę śmiać, bo zaszliśmy tak daleko w tym nowym pomyśle, mieliśmy zaraz przejść do ostatniej fazy zarządczej, a...
Parsknęłam cicho śmiechem, zasłaniając ręką usta.
- Przepraszam, to taka trochę ironia losu - powiedziałam, gdy oboje mężczyźni wręcz prześwietlali mnie wzrokiem. Odchrząknęłam. - Panie Hood, dziękuję za współpracę, zgodnie z umową, wymówienie ma termin miesiąca więc do tego czasu będę do pana dyspozycji, ale nie mogę się zgodzić na zaprzepaszczenie tej pracy, którą razem z Lukiem, to znaczy z panem Hemmingsem włożyliśmy w nasz wspólny projekt.
- Wiecie, powinienem być wkurzony, ale nie jestem, bo mogę sobie zatrudnić lepszych ludzi na to miejsce, chociaż z całym szacunkiem, Luke, o drugą Margaret Langford będzie mi naprawdę ciężko.
- Moją sugestią jest awansowanie Caluma - powiedziałam trochę ciszej. - Krótka restrukturyzacja, Calum stopień wyżej, podzespoły do zespołów, a na podzespoły zrobić nabór i nową rekrutację. Jeśli by sobie tego pan życzył, mogę zająć się tym do końca tego miesiąca.
Mój jeszcze szef zmierzył mnie całą, założył ręce na piersiach, a potem to on parsknął cicho pod nosem.
- Luke, synu, czy ty jesteś pewny, że dasz radę tak... Zrestrukturyzować swoje życie? Przecież będziesz miał terror w domu...
No tak, kolesiostwo, a ja chciałam być profesjonalna. Jednak spojrzałam na Hemmignsa spod uniesionej brwi.
- Spokojnie, w domu spodnie noszę ja.
- Nieprawda - szepnęłam. - Nate jest chyba najbardziej ogarnięty z naszej trójki, ale mniejsza. Czy to może wyglądać w ten sposób, panie Hood?
- Cóż, jeśli nie ma innego wyjścia... Zaproponowałbym wam jakieś opcje, ale widzę, że jesteś uparta, a Luke'owi wreszcie wykiełkowały jaja do podejmowania męskich decyzji, więc... Ciebie, Margaret poproszę o propozycję awansów, a ty Luke jesteś wolny, bo zamknąłeś wszystkie prace, więc oddaj mi klucze i inne takie przez Jackie, albo Caluma.
Zamrugałam kilkakrotnie. To niemożliwe, żeby taki biznes tak działał, no niemożliwe...
- Przepraszam, słucham?
- Meg, ja tu nawet nie mam umowy. - Przeniosłam wzrok na pana Hooda, niby w panice, bo dla mnie to było za dużo.
- Samo życie. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Idźcie już, poza tym jakbyście mieli ciekawe oferty to zapraszam na drugą stronę stołka, a póki co... Muszę uciszyć jakoś green peace, więc idę demonizować plastikowe słomki do napojów.
- Dobry pomysł. - Luke pokiwał głową z uznaniem.
- Jackie. - No tak, Jackie dogadałaby się z moim tatą chodzącym w koszulkach "ratujmy jeże", względem ochrony środowiska oboje byli wyjątkowo zaangażowani. Ale to dobrze, świat potrzebuje takich ludzi.
Luke zaśmiał się jeszcze pod nosem, a potem rzeczywiście wyszliśmy z biura, zamykając za sobą drzwi. Dotarliśmy do holu, gdzie nie było jeszcze niemal nikogo. Pracownicy dopiero się schodzili. Nie zastaliśmy nawet Michaela w recepcji.
Aż odetchnęłam z ulgą ku rozbawieniu Luke'a rozbawieniu.
- Było aż tak strasznie? - zapytał.
- Luke...
- Tak?
- Nie ma opcji, że zatrudnię kogokolwiek bez umowy, ma się rozumieć? Ja nawet z tobą podpiszę umowę. Właśnie, skoro idziesz, ogarnij trochę mieszkanie, wrócę po trzeciej, mogę podskoczyć po Nate'a na trening jak chcesz. Przywieźć obiad z restauracji, czy mogę ci zaufać? Na piątą musimy zdążyć do prawnika, to może się przedłużyć, więc zadzwoniłam już do Cassie i Asha, czy nie wpadną do Nate'a na chwilę i...
Luke położył dłonie na moich ramionach, gdy mówiłam jak najęta, ale chciałam mieć konkret, żeby wreszcie móc się wyspać i nie musieć wieczorem rzucać się z Lukiem skarpetkami i zabawkami chłopca, bo przecież tak cudownie idzie nam utrzymywanie porządku w tym pierdolniku.
- Meg, wyluzuj, wszystko obcykamy. Skup się na pracy, zrób tą swoją restrukturyzację, ja posprzątam, zrobię obiad, odbiorę młodego i nawet po ciebie przyjadę.
Uśmiechnęłam się błogo, lekko przymykając oczy. Eldica, Oleg i Derek przyszli, więc wiedziałam, że każdy zacznie zaraz gadać, ale co z tego? I tak mieliśmy to niemal załatwione.
- A teraz... Możesz spełnić swoją największą fantazję - powiedział ciszej.
Zmarszczyłam nos i przysunęłam się bliżej, szepcząc Lukowi na ucho.
- Myślę, że mimo wszystko nie mogę cię przelecieć na swoim biurku, ale nadrobimy temat w łóżku, albo pod prysznicem, albo nawet na stole jak Nate zaśnie, okej? - Założyłam przy okazji jego włosy za ucho, a on aż uchylił usta, zmierzył mnie, podczas gdy policzki mężczyzny zrobiły się trochę bardziej rumiane.
Nie to miał na myśli?
Ups...
- Chciałem powiedzieć "zwolnij mnie", ale teraz wiem, że bardzo chcę cię przelecieć na twoim biurku - odszepnął.
Przygryzłam wargę.
- Okej.
Chyba nie zrozumiał i miał do tego prawo, bo odpowiedziałam bardzo niejasno, ale nie powstrzymałam parsknięcia, gdy się odsunął i zaczął iść w stronę mojego gabinetu.
- Miałam na myśli, że okej, że cię zwalniam, Hemmings! - krzyknęłam, zwracając na siebie uwagę innych ludzi w holu.
Luke założył ręce na piersiach, obracając się znów w moim kierunku.
- Jak to... Zwalniasz mnie?
- Tak to, jesteś nieodpowiedzialny, nie umiesz nic dobrze zrobić i... Dobra, nie potrafię, chyba się zepsułam.
Wtedy to on parsknął. Podszedł znów bliżej, lekko cmoknął moją skroń, a potem ruszył w kierunku wyjścia, kiwając teatralnie swoim byłym współpracownikom. No byli w szoku, bo nawet jeśli pojawialiśmy się w pracy kolejny miesiąc po naszym zejściu się, nikt o tym nie wiedział.
- Ach, na obiad spaghetti, czy jakieś macandchese?
- Carbonara? - Uniosłam jedną brew. - Nie wiem, Luke, zapytaj Nate'a co zje.
- To ci odpowie, że KFC, bo McDonald mu się znudził.
- Nie wiem jak to zrobisz, ale wyciągnij od niego na co dopuszczalnego ma ochotę.
- Ale my pojedziemy do McDonalda, prawda? - Uniosłam jedną brew w odpowiedzi.
- Będziemy wmawiać dziecku, że zapomnieliśmy co to fastfood, a ono wpadnie na to znajdując opakowania po bigach w naszym łóżku?
- Chcę się z tobą kochać w bigmacach.
- Jesteś nienormalny, spadaj mi z oczu, Hemmings.
- Spadam, Langford, odezwij się, że żyjesz, czy coś.
Luke rzeczywiście zniknął, a ja zostałam narażona na zdezorientowanych pracowników. Oleg chyba myślał, że ma zwidy alkoholowe. Eldica prawie rozpłakała się nad zwolnieniem Luke'a, a Calum... Calum dopiero przyszedł, więc musiał skonfrontować się jeszcze z moim narzeczonym w wyjściu.
- Co wszyscy tak stoją? - Hood podrapał się niepewnie po karku. - Meg?
- Ja sama nie wiem - prychnęłam, zgrywając głupa. - Zapraszam do sali, Derek, odpal proszę wyświetlacz, mam dla was wielkie wieści.
Kiedy wszyscy się rozeszli, Calum objął mnie ramieniem, dlatego zmarszczyłam brwi.
- Gratuluję - skinął na pierścionek na serdecznym palcu mojej lewej dłoni.
- Dzięki...
- Nie chciałem was przyćmić, ale nie wytrzymam jak ci nie powiem. Luke jeszcze nie wie, ale Jackie jest w ciąży.
- Domyśliłam się, wygrałam z Cassie dwie dychy. - Wzruszyłam lekko ramionami. - Poza tym nie czuję się przyćmiona, póki co nie planujemy wesela, mamy ważniejsze sprawy na głowie, to tylko zaręczyny. No i... Przyda ci się awansior, nie tatuśku? - Szturchnęłam Caluma lekko w bok.
Kto by się spodziewał, że moje "tylko zaręczyny", rzeczywiście doprowadzą do ślubu szybciej niż się tego kiedykolwiek spodziewałam...
______________________
Idk, ale mi się to dobrze pisze jak oni są w związku. Trochę chyba jeszcze to pociągnę. Nie planuję zrobić przesłodzonej bajeczki o tru miłości teraz, po prostu uznałam, że to jest opowiadanie, do którego pasują śluby i tego typu pierdoletki, więc czemu nie.
Cieszycie się, że Calum zostanie tatuśkiem? xd Na pewno będzie przeżywał szok termiczny, ale halo, od czego ma Luke'a do pomocy? xD Zdemoralizują kolejną bubę cri.
No ale, jak tam, co tam? Wesołych świąt, ja swoje spędzę w pracy, bo jednak jestem na tym etapie życia, więc no cóż.
Ogólnie to chciałabym mieć więcej ludzi z neta na Instagramie, z którymi moglibyśmy się wzajemnie obserwować i takie tam. Mam za mało sympatycznych twarzy tam, więc jeśli chcecie, napiszcie mi swoją nazwę ig i dajcie follow, a ja dam backa :3
Instagram: ylboo_
(w tym miejscu komentujcie ze swoimi nazwami pls)
All the love xx
Ej, btw, czemu tak lubicie to ff? Z ciekawości, bo widzę mnóstwo pozytywnych komentarzy, a to jest takie basic i tak miło mi się to pisze idk idk xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro