25. Mój syn
Rozdział jak zwykle niesprawdzony, zapewne pełny powtórzeń i błędów, ale i tak was do niego zapraszam i do pisania na tt pod #eklery również x
Patrzyłam jak Nate zasypia chyba czwarty raz w ciągu jednej doby. Chłopiec był naprawdę wykończony tą chorobą, ale zbliżała się wielkimi krokami i nawet jeśli ja i Luke za wszelką cenę staraliśmy się do niej nie dopuścić, zmęczenie związane z lotem, zimna temperatura oraz okres grypowy, wygrały z naszą ofensywą. Było mi go tak strasznie szkoda, co chwilę mierzyłam mu temperaturę, parzyłam herbatę, a kiedy już miał siłę na jakąkolwiek zabawę, podawałam mu kartki na wyciągnięty, wysuwany blat od biurka, żeby mógł coś ładnego narysować.
Właściwie zdążyłam na tyle przywyknąć do Nate'a, do jego odzywek, poczucia humoru i po prostu - sposobu komunikacji, że rzeczywiście, zaczęłam traktować go jak swoje dziecko, które chcę wspierać i troszczyć się o nie. On chyba też podchodził do mnie na tyle z miłością, by ignorować fakt, że tak naprawdę wcale nie jestem jego mamą.
Mogłabym nią być? Cóż, jakby nie patrzeć, od jakiegoś czasu zaczęłam trochę nawet świadomie uczestniczyć w jego wychowaniu, byłam dumna z osiągnięć i czułam się tak strasznie źle kiedy chłopcu było źle. Ale nikt mnie o to nie prosił, robiłam takie rzeczy naturalnie, mając na uwadze przede wszystkim jego dobro.
Głaskając chłopca po włosach, przykryłam go kołdrą jeszcze bardziej, by mógł wypocić swoją grypę. Nauczyłam się obchodzić z dziećmi od siostry, może tak zwyczajnie miałam do tego smykałkę? Albo poczułam instynkt wobec genetycznie nie swojego dziecka. Instynkt instynktem, to było mentalne, niczym wynik faktu, że się do siebie przywiązywaliśmy.
- Dzięki, mamo - mruknął pod nosem.
Wtedy moje spojrzenie stało się pełne takiego rozczulenia, jakby tym jednym zwrotem stopił cały lód mojego serca. Uśmiechnęłam się mimowolnie i nie mogąc się powstrzymać, idąc na przeciw chorobie, pochyliłam się, by delikatnie cmoknąć czoło Nate'a.
On nazwał mnie mamą. Traktował mnie jak mamę. Czy to znaczy, że kochał mnie jak mamę także? Inaczej, czy ja naprawdę aż tak mocno pokochałam nieswoje dziecko? Ponieważ przez ten cały czas, z dnia na dzień, Nate coraz bardziej był mój. Przejmował niektóre moje zachowania, liczył się z moim zdaniem, słuchał mnie i szanował.
Większość dzieci, nawet gdy ich rodzice się rozwiodą, zawsze już będą mówić do swoich macoch i ojczymów po imieniu. Niektóre nigdy do końca nie zaakceptują nowych związków swoich rodziców, a jeszcze inne w akcie buntu nawet będą w stanie urwać kontakt na wieki wieków amen, a on... On nazwał mnie swoją mamą.
Wybaczcie, że to tak przeżywam, ale tamtego wieczoru zrozumiałam nie tylko to, jak bardzo mocno zakochałam się w Luke'u, ale również to, że zostałam jedną z najważniejszych kobiet w życiu jego synka. Że mnie przyjął i chciał.
Dlatego wróciłam do salonu, gdzie Luke obżerał się chipsami, mając mokre policzki. Nie chcąc pokazać jak bardzo miękka jestem, otarłam łzy i usiadłam na kanapie tuż obok. Starszy Hemmings tylko zmarszczył czoło.
- Płakałaś? Coś się stało? - zapytał zdezorientowany na co pokręciłam przecząco głową.
Jednak poznaliśmy się już na tyle, by widział, że kłamię, dlatego zmartwiony objął mnie lekko ramieniem. Śmierdział lekami, ale miałam to gdzieś, podobnie jak te cholerne zarazki więc podkurczyłam nogi i przywarłam do jego boku.
To naprawdę niesamowite jak poczucie bliskości kogoś na kim tobie zależy może pozytywnie wpłynąć na całokształt uczuć, które gdzieś tam w tobie sobie krążą. Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, pocierając policzkiem materiał bluzy Luke'a, a potem pozwoliłam mu na to, by przerzucił sobie moje nogi przez swoje nogi. Dalej oglądał serial, dlatego nie odwracając wzroku od ekranu, lekko pocałował mnie w skroń. Magia... Było mi z nim tak dobrze...
- Będę jeszcze bardziej chora niż wy dwoje razem wzięci. - Westchnęłam zabierając mu paczkę chipsów, która i tak była prawie pusta, dlatego zawartość się nie rozsypała, gdy rzuciłam opakowaniem na stół.
- Hej, nie skończyłem.
- Nie jedz takich śmieci, błagam. Przecież ty i tak nie czujesz smaku.
- Ale...
- Kusiły mnie, okej? - Luke wywrócił oczami, ale parsknął cicho pod nosem. - Luke?
- Mhm?
- Będę dla ciebie ładna nawet gruba? - zapytałam z czystej ciekawości, chcąc sprawdzić czy osąd Cassie jest trafny. Dla kobiet to pytanie jest stosunkowo ważne przy budowaniu potencjalnego związku, okej?!
- Zawsze będziesz dla mnie ładna, Meg, skąd pomysł, że nie?
- Nawet jak będę stara?
- Mhm...
- I będę miała te wszystkie reumatyzmy i żylaki i w ogóle?
- Tak. - Śmiał się już szczerze, za co oberwał dźgnięcie w bok. - A ja dla ciebie?
- Słucham?
- Pytam cię o to samo...
- Więc odpowiadam tak samo. Tak, tak, po stokroć tak - powiedziałam to trochę teatralnie, ale zgodnie z prawdą, ściskając w dłoni materiał jego bluzy.
Co my w ogóle robiliśmy? Czy to było aż tak oczywiste, że moje zerwanie z Dickiem doprowadzi nas właśnie w to miejsce? W końcu byłam z nim tylko po to, by mieć jakiekolwiek hamulce względem swojej relacji z Luke'iem. Co nas powstrzymywało teraz?
- Nate powiedział do mnie "mamo". - Hemmings nie umiał powstrzymać uśmiechu, przekrzywiając głowę tak, by na mnie spojrzeć, więc wymieniliśmy spojrzenia.
- I jak się z tym czujesz?
- Popłakałam się ze wzruszenia. - Luke pokręcił lekko głową z małym niedowierzaniem, a potem pogłaskał mój policzek. - Nie wiem, jakoś tak... Odniosłam wrażenie, ze to dlatego, że ma gorączkę i tęskni za mamą, jednak i tak... Fajne uczucie...
- To nie dlatego - wyjaśnił. - Barb naprawdę nigdy nie robiła takich rzeczy. Ona nie ma do niego takiego podejścia, nie ma w sobie tyle empatii i instynktu. Kiedyś walnęła tekstem, że czasem żałuje, że nie dokonała aborcji...
- Dobra, skończ, to okropne...
- Nie no, wiesz... Rozumiem poniekąd, nie każdy jest gotowy na dziecko, nie każdy chce mieć dzieci, ale z drugiej strony, cholera, nie wyobrażam sobie życia bez Nate'a. Może byłoby łatwiejsze, ale nie byłoby to moje życie i nie chcę nawet myśleć o tym jakby to było nie być jego tatą...
- Cóż, to dobrze, bo on cię potrzebuje, tak jak ty potrzebujesz jego.
Dobrze mi się tego słuchało. Imponował mi tym poniekąd, może nawet bardziej niż swoją kreatywnością dotyczącą naszych wspólnych projektów w pracy.
- Nate najwidoczniej uznał, że potrzebuje też ciebie. - Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam, ale już trochę mniej pewnie.
- A ty?
- Co ja?
- Ty też mnie potrzebujesz, Luke? - Założyłam kosmyk jego włosów za ucho.
- Jak widać.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy po prostu wpatrując się w telewizor. Luke wciąż mnie obejmował, bawiąc się moimi włosami, a ja kreśliłam kółka paznokciami na jego boku pod bluzą. Było nam razem dobrze. I mogłabym tak zostać z nim na zawsze i jeden dzień dłużej.
- Chciałbyś mieć więcej dzieci? - palnęłam z ciekawości, na co dostałam w odpowiedzi jego głupi śmiech.
- Proponujesz strzelenie sobie następnego? Daj mi chociaż wyleczyć się z grypy.
- Po prostu spytałam, bo jestem ciekawa, deklu.
- Dobrze, więc zaspakajam twoją ciekawość, tak chciałbym, ale tylko z kobietą, z którą stworzę dostatecznie dobry team, żeby wychować następne dziecko i Nate'a.
No tak, nie mógł mi powiedzieć, że ze mną... To byłoby wtedy zbyt oczywiste, a my chyba oboje lubimy utrudniać sobie życie.
- Wierzę więc, że taką znajdziesz...
- Myślę, że Nate już ją wybrał.
- Jednak to wciąż ty spędzisz z nią resztę życia, nie Nate, Luke.
- Brzmi dobrze - rzucił tak lekko jakbyśmy naprawdę rozmawiali o takich rzeczach częściej. Jakbyśmy planowali rodzinę.
- To dobrze.
Znalazłam jego wolną rękę i splotłam nasze palce razem, obserwując co robimy, bo wówczas serial stracił dla mnie na znaczeniu już całkowicie.
Byłam zakochana, nazwana mamą i wiedziałam, że będę mu się podobać nawet gruba.
To zaszło dalej niż bym się tego kiedykolwiek spodziewała...
- Meg, czy ty masz katar? - zapytała Cassie, podając Jamesa w ramiona przeglądającej swoją ślubną playlistę Jackie.
No tak, wesele miało odbyć się w przyszły weekend, zatem jeśli miała wprowadzić jakiekolwiek poprawki, teraz zbliżał się ku temu termin. Ja rozumiem, że ślub to jeden z najważniejszych dni w życiu, sama nie wiem, jak będę zachowywać się przed własnym, jeśli takowy w ogóle będzie miał miejsce, więc nie oceniam, ale Jackie naprawdę włożyła w ową imprezę całe swoje serce.
- Luke jest chory - wyjaśniłam siostrze, odsuwając się od układającej lego Tiany i przeglądającego kanały z bajkami Andy'ego. - Ale spokojnie, trzymam się w miarę z dala od wszystkich.
- Słyszałam, że masz bardzo specjalne względy u mojego bratanka. - Jackie przeniosła na mnie spojrzenie, ale jej uśmiech nie był taki radosny jak zwykle, gdy o tym mówiła. Wyglądał na raczej pełen współczucia, dlatego zmarszczyłam czoło.
- Być może.
- Niby miałaś szukać mieszkania, ale ułatwię ci życie i poradzę ci od razu przenieść się stąd do Luke'a, będziesz miała mniejszy problem, bo jak już coś znajdziesz i podpiszesz umowę, to czasem nie zniesiesz rozłąki w czasie wypowiedzenia. - Słysząc kolejne, cudne tekściki z ust mojej siostry, uznałam że to doskonały czas, by napić się wina.
Nie proponowałam dziwnie rezygnującej ostatnio z alkoholu Jackie, ani mającej pod swoją opieką Jamesa Cassie, więc idąc w ślad za babcią Charlotte, bo co będę dyskutować z genami, napiłam się sama.
- To kwestia kilku dni zanim się zejdziecie, wystarczy, że Ash poleje wam na ślubie w weekend i od razu sobie skapniecie tę samą salę na przyszłą wiosnę.
Niby termin wesela wypadał na marzec, ale pan Hood, niby nie chcąc czekać dłużej, przesunął go na styczeń, bo impreza i tak była już praktycznie gotowa, a ja i Michael mieliśmy zakład, że Jackie po prostu jest w ciąży.
- Niestety obawiam się, że to nie będzie takie proste. - Póki co jeszcze Hemmings, westchnęła ciężko, poprawiła dziecku śpioszki, a potem przeniosła na mnie zmartwiony wzrok.
Widząc tę minę, aż dolałam sobie tego wina.
Co było nie tak? Przecież oni wszyscy tak usilnie pchali nas w swoje ramiona, a teraz, gdy rzeczywiście ja, uwaga, uwaga, ja byłam w stanie przełknąć swoją dumę, nagle zmienili zdanie. Poruszyłam ręką, by Jackie rozwinęła swoją myśl.
- Calum rozmawiał ostatnio z tatą, czy czasem nie załatwiłby mi jakiejś roboty z nim. To znaczy z wami, na co on uznał, że to nie ma za bardzo prawa bytu, bo o ile lubi obsadzać różne stanowiska rodziną i przyjaciółmi, nie jest zwolennikiem romansowania w pracy.
Aż się zakrztusiłam swoim winem.
- No bez jaj. - Cassie postawiła kakao przed Tianą, a drugie podała Andy'emu. - Więc jeśli Maggie i Luke by...
- Nie ma opcji. - Jackie chciała pogłaskać mnie po ramieniu, ale ja zdążyłam wstać, chcąc otworzyć następną butelkę, bo to wino, które piłam i tak było już prawie dokończone.
- Nie no, spoko, rozumiem... Mówiłam Luke'owi od początku, że to głupie i takie tam. - Mój nowy romans z alkoholem raczej nie świadczył o tym, że się pogodziłam z faktami.
No przecież wiedziałam, że tak będzie. Margaret, ty głupia idiotko, czego się spodziewałaś?!
- Pan Hood niby lubi Luke'a, ale jednak bardziej zależy mu na firmie, dajesz mu ładne zyski, więc prędzej wywali jego niż ciebie, a naprawdę strata pracy to jest ostatnie czego on teraz potrzebuje...
- Och... - Przestalam sobie nawet nalewać. Wzięłam pełną butelkę i korkociąg w rękę. - Nie no, wiesz... Abstrahując od tego, co wy sobie dopowiedzieliście, po prostu chciałam mu pomóc ze względu na Nate'a i tyle, nie zamierzaliśmy bawić się w nic więcej.
- A twoje zerwanie z Rickiem? - Jackie zapytała niepewnie.
- Nie ma nic wspólnego z Luke'iem. - Skłamałam.
- Przykro mi, naprawdę, Meg. Mówię tobie, nie jemu, bo o ile znam swojego brata, podejrzewam, że miałby gdzieś temat i uznał, że rzuca robotę. Ale on nie umie robić nic innego zawodowo, naprawdę. Właściwie... Chyba wiesz, że ojciec Caluma i tak mu trochę odpuścił z sympatii. Kocham go, ale mam pewność, że ty masz więcej oleju w głowie.
- Pewnie, dzięki. Z resztą... Miałam trochę ciężki dzień w pracy. - Rzeczywiście był ciężki, bo bez Hemmingsa każdy dzień zrobił się dla mnie nudny i ciężki, więc... Cholera jasna! - Pójdę już się położyć. Muszę się odizolować od dzieci z tym katarem.
Cassie i Jackie spojrzały po sobie, a później za mną, gdy zniknęłam w swojej sypialni z butelką wina.
- To jest takie niesprawiedliwe!
Najgorsze co możesz zrobić na kaca? Założyć klina i pić dalej następnego wieczoru, ale doceniałam interwencję Cassie, która wykorzystała wolne Ashtona nie na romantyczny wieczór, tylko na wyjście ze mną do baru, żebym mogła zaliczyć parę drinków po butelce wina w samotności, bo cały dzień miałam prosto mówiąc: zjebany.
Kiedy obudziłam się przyklejona do szkła, wykorzystałam swoje trwające wciąż zwolnienie na napisanie paru raportów popijając piwo Irwina. Zbywałam każdy telefon Luke'a jednym smsem o treści "jestem zajęta, muszę ogarnąć pracę, dziś się nie odezwę", zamiast tego pieprząc swoją dietę i jedząc ciastka z lodami.
Na całe szczęście nikogo nie było w mieszkaniu - dzieci w szkole, James z Cassie u Jackie. Niby wiedziałam, że moja siostra nie kupiła tego "wszystko gra, już się zresetowałam", ale nie miałam pojęcia, że nie odpuści.
Dlatego kiedy już sama sięgnęła po moje kosmetyki, żeby mnie pomalować i wyprostowała mi nawet włosy, przebrałam się z dresu w jakąś sukienkę, ostatecznie dając jej się zaciągnąć do na tego drinka. Albo parę szotów i drinka.
Może to głupie, ba, to bardzo głupie. Poważna, szanująca się, dorosła kobieta, której bliżej do trzydziestki niż do dwudziestki, raczej godzi się z faktami, nie gra zranioną nastolatkę, którą właśnie zostawił kapitan szkolnej drużyny futbolowej. Ale ja naprawdę dawno nie byłam zakochana, ja naprawdę zdążyłam poczuć się mamą Nate'a i ja naprawdę odniosłam wrażenie, jakbym przez jeden, idiotyczny zakaz straciła rodzinę, którą jakimś cudem zyskałam.
To nie jest prawda, że każda kobieta sukcesu tak czy siak, by być szczęśliwą potrzebuje u swojego boku mężczyzny. Niektóre potrzebują drugiej kobiety, a jeszcze inne są spełnione właśnie dzięki swojemu sukcesowi. Bo niestety takie babki właśnie w ten sposób są przedstawiane w popkulturze. Ma kija w tyłku, jest wredna, bo nie ma swojego księcia na białym koniu. Niee... To nie jest kwestia zasady, a charakteru. Ja po prostu z racji bycia sobą, nie chciałam być już sama. Nie szukałam desperacko męża, by móc w towarzystwie innych signielek mówić: "no wie pani, ja i mój mąż...", chwaląc się obrączką. Ba, ja nawet nie planowałam Luke'a obrączkować w prędkości światła.
Po prostu spragniona wyższych uczuć, gdy wreszcie naprawdę się zakochałam i byłam dla kogoś, tak jak ten ktoś był dla mnie, a później dowiedziałam się, że jednak nie bardzo wypada mi posiąść to szczęście, z tą konkretną osobą... Chciałam składać reklamację swojego życia.
Wiecie... Byłam kobietą z serii: "nie potrzebuję bogatego męża z drogim samochodem, bo sama mogę sobie kupić drogi samochód". Nie byłam kobietą z serii: "bez mężczyzny nic nie znaczę". Bo znaczyłam bardzo dużo. Wiedziałam kim jestem, na co mnie stać, ale pogubiłam się gdzieś po drodze i uświadomiłam sobie, że nastoletnia Maggie, planując bycie najbardziej wpływową babką jaką sama zna, pominęła fakt, że nie tego pragnie najbardziej na świecie.
Więc czego pragnęłam najbardziej na świecie?
Znaleźć swoje miejsce. Znaleźć rodzinę i dom, taki jaki sama chce mieć i budować.
Nie podobała mi się wizja moich rodziców w małym miasteczku, ze spokojnymi sąsiadami, gdzie każdy cię zna z bycia poczciwym obrońcą jeży. Nie chciałam tak jak moja siostra siedzieć nieustannie w domu, z przyjaciółkami rozmawiając głównie o pieluchach. Nie chciałam skupiać się tylko na sobie, uznając dziecko za ładny dodatek oraz wysokie alimenty od dobrze zarabiającego byłego, jak planowała to Barbie.
Chciałam mieć to życie, które mogłabym dzielić tylko z Luke'iem i Natem. Pełne rodzinnych, bliskich chwil, ale także z dozą szaleństwa. Bo pasowaliśmy do siebie we trójkę.
Ale Jackie miała rację. On potrzebował tej pracy, ja miałam swój życiowy cel, bez którego... Nie wiem jakim byłabym człowiekiem i nie wiem co innego mogłabym robić.
Więc to był powód, dla którego znów urżnięta jak szpak, jęczałam do swojego drinka.
- Wiem kochanie, ale jeszcze się wszystko ułoży. Musicie to przegadać we dwoje, coś ustalić. Jackie też nie powinna stawiać cię w takiej sytuacji, ale rozumiem ją, bo jednak Luke ma sposobność podejmować decyzje impulsywnie...
- Moglibyśmy mieć razem więcej dzieci. On mnie tak wkurwia, ale za razem sprawia, że jestem w takim błogostanie.
- Liczyłam, że jednak będziesz chciała kogoś poderwać, skoro pozbyłaś się Dicka, a Luke jest niedostępny, ale jesteś wizualizacją nędzy i rozpaczy.
- Wal się. - Podparłam się na ręce.
Poczułam jak kręci mi się w głowie.
- O Boże, zaraz zaliczysz zgona... - Cassie westchnęła ciężko, głaszcząc mnie po ramieniu. - Jeśli wsiądziemy do metra, skończy się tak jak w Londynie, hm?
- Cassie...
- No?
- Będę rzygać.
- Trzymaj się, zadzwonię po kogoś.
Zakręciło mi się w głowie. Dosłownie odniosłam wrażenie, że urwał mi się film, a w głowie szumiało mi, jakbym co najmniej piła od tygodnia, nie od niecałych dwóch dni.
Pamiętam, że siedziałam na ławce przed barem razem z siostrą która plotła mi warkocza, na wypadek jakbym rzeczywiście miała zwymiotować.
- Ashton przyjedzie? - wymruczałam, opierając się na jej ramieniu.
- Ku twojemu nieszczęściu wolny był tylko Luke.
Świetnie. Cudownie. Mogłabym się podnieść i uznać, że wrócę choćby pieszo, ale za bardzo kręciło mi się w głowie. Dawno nie zrobiłam się aż tak...
Kiedy natomiast Mercedes stanął przed barem i miałam mężczyznę przed sobą, poczułam wszystko co zjadłam tego dnia, chyba z nerwów.
- Co się stało? - Luke uniósł obie brwi.
- Długa historia. - Cassie pomogła mi wstać rozmawiając z Luke'iem.
- Ja ją wezmę...
- Poradzę sobie, mam wprawę - odpowiedziała na jego propozycję.
- Poradzę sobie. - Próbowałam się wyprostować, więc musiałam wyglądać naprawdę głupio. - Luke?
- Tak, menelico? - Prychnęłam, ale miał rację.
Zakochana Meg robi sobie dużo wstydu, głupio mi opowiadać wam to w pierwszej sobie, naprawdę.
- Gdzie Nate?
- Zostawiłem go z sąsiadką na chwilę.
- Zostawiłeś mojego synka z tą półgłuchą, śmierdzącą bulionem babą?! - Aż się uniosłam, na co mężczyzna odetchnął ciężko i przejął mnie od Cassie, biorąc w swoje ramiona. - Luke...
- No?
- Potrzymasz mi włosy? Chyba będę...
- Nie na moje buty!
Reszty naprawdę domyślcie się sami, bo czuję się skończona... Nie alkoholowo. Tak po prostu... Skończona.
- Czemu się tak urżnęłaś? - Kiedy Luke odwiózł Cassie, wręcz zmuszając ją, żeby poszła beze mnie, chociaż nie była przekonana, jeździliśmy po nocnym Brooklynie w kółko.
Auto na szczęście miało klimatyzację, a ja się uparłam, że siedząc mi lepiej. Udawałam też, że wcale nie wiem tego, że Luke prowadzi w skarpetkach.
Aż dziw, że się na mnie nie wkurzył. Był bardziej rozbawiony, zdezorientowany, może trochę poddenerwowany. Ale chciał mnie ze sobą zabrać...
- Od paru dni mnie zbywasz, mówiąc że musisz pracować, a teraz zastaję cię kompletnie pijaną w barze. Co się dzieje, Meg?
- Bo... - Musiałam coś odpowiedzieć, a mój pijany mózg uznał, że prawda będzie najlepszą opcją. Najwidoczniej stawiamy pierwsze kroki pijani, to źle wróży tej relacji. - Bo ja się w tobie zakochałam.
Nic nie odpowiedział. Siedział tak wpatrując się w przednią szybę z lekkim uśmiechem, który chyba mimowolnie wpłynął na usta Luke'a.
- I to jest powód, by mnie ignorować i chlać?
- Nie... Po prostu... - Mruknęłam, nie będąc pewną czy nie zwymiotuję znów. - Po prostu boję się, że jeśli coś z tym zrobimy wylecisz z pracy. Pan Hood raczej nie będzie aprobował tego związku.
- Och...
- Taa...
Luke ponownie nic nie odparł. Poczułam jeszcze jak łapie mnie za rękę i zanim ją zabrał, czy cokolwiek powiedział, zdążyłam zasnąć, totalnie upita, nie wiedząc czy większy będzie moralniak, czy po prostu kac.
______________________________
Ten rozdział wyszedł naprawdę dłuuuuugi <3
Ogólnie koniecznie napiszcie co myślicie, a ja tym czasem zaproszę was na nowe ff, które zamierzam pisać po eklerach w trochę innym klimacie, o tytule "Hatefuck", którego prolog już znajduje się na moim profilu. A tutaj łapcie opis:
"Luke Hemmings miał stosunkowo bujną wyobraźnię, przez co wpadał na różne, z reguły głupie pomysły, ale nigdy nie podejrzewałby siebie o to, że skończy w łóżku ze znienawidzoną, irytującą, młodszą siostrą swojego najlepszego przyjaciela, chcąc nauczyć ją na czym tak naprawdę polega seksualność."
Koniecznie napiszcie coś na tt pod #eklery
I w sumie pod #HATEFUCK też możecie ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro