ten też jest niesprawdzony, przepraszam xd
ekler ze zlizaną czekoladą
Ostatnim czego mógłbym się spodziewać po wściekłej, przemoczonej Margaret Langford, była jej nagła zmiana planów. Domyśliłem się wcześniej odmowy kolacji z jej strony, dlatego podskoczyłem po chińszczyznę, a przy okazji do biura, bo jak zwykle zostawiłem ulubionego pendrive'a w szafce na długopisy i inne pierdoły. Calum trzymał tam papiery, ale ja raczej nie obligowałem się do tego typu roboty. Gdy natomiast dostawałem ją w prezencie od losu, albo od Hetmana Ciemności, zabierałem całą do domu.
O ironio, w tamtym momencie sam Hetman Ciemności zmierzał w moje skromne progi. Przypomniał mi się Makbet i Dunkan, dlatego poczułem nagłe dreszcze.
Jednak było w Meg wtedy coś innego, bardziej spokojnego, jakby nagle się poddała, dlatego nabrałem więcej pewności, prowadząc auto.
Słuchaliśmy w ciszy muzyki z mojego, odzyskanego pendrive'a. Nagle odniosłem dziwne wrażenie, że kobieta zaraz parsknie głupim śmiechem na to, czego słucham, ale najwidoczniej spodobało jej się. Bo nie skupiałem się zawsze i wszędzie tylko na rocku. Chyba bym oszalał.
- Czuję chińczyka? - zagadnęła.
Szlag! Mogłem chociaż dopuścić do siebie prawdopodobieństwo, że przyjedzie. Miałem burdel w mieszkaniu, nic ambitnego w lodówce. O zgrozo, nawet nie wiedziałem co znajduje się w mojej lodówce. Nate ponad wszelką wątpliwość mordował właśnie zombie w dresie.
Czy Margaret Langford mogła to zobaczyć? Nie.
Czy była jakaś opcja, że tego nie zobaczy?
Ta, mogłem walnąć ją cegłą w tył głowy na dzień dobry, ale takie rzeczy działały tylko w kreskówkach, zatem zostałem skazany na straty.
Wiesz co to znaczy Hemmings? Musisz być... Hatfu. Szczery.
- Uznałem, że nie będę się produkował skoro jemy tylko ja i Nate, ale mogę odstąpić ci pół mojej porcji, albo zaczepić jeszcze o kebab.
- Więc tak karmisz dziecko...
- Daj spokój. - Zaśmiała się kpiąco w odpowiedzi, na co po prostu się speszyłem, drapiąc niepewnie kark.
Byłem tylko zapracowanym ojcem przed trzydziestką. Nie miałem pojęcia jak poskładać swoje życie, a brałem odpowiedzialność za jeszcze jedno życie! Potrzebowałem trochę wyrozumiałości, noo!
- Niech będzie ten chińczyk. - Machnęła ręką. - I tak ratujesz mi tyłek, a jestem zbyt przemoczona, by taszczyć cię teraz po zdrowych zakupach. Ale nie znasz dnia i godziny, wpadnę i zrobię ci kuchenną rewolucję.
Miała poważną znaczącą minę kiedy wystawiła palec wskazujący w moją stronę. Dlatego uznałem, że cudownym pomysłem będzie nieznaczne pochylenie się nad jej dłonią i lekkie ugryzienie tego palca.
Meg odpowiedziała zaskoczonym prychnięciem, a ja posłałem jej oczko.
Zatrzymałem się pod kebabem.
- Nie ryż? - Uniosła niepewnie jedną brew.
- Mnie naszła ochota na turasa.
- Och, jaki ty światowy.
- Widzisz. - Otworzyłem drzwi samochodu i postanowiłem zażartować. - Miły wieczór przy egzotycznej kuchni, wypisz, wymaluj, doskonała randka! - krzyknąłem, bo zagłuszała mnie ulewa. Nie wiem po co ubrałem kaptur szarej bluzy na głowę.
- To nie jest randka! - odwrzasnęła, ale udałem że nie słyszę, za co zostałem obdarowany pięknym, środkowym palcem. Meg dostała wywalony język w odpowiedzi.
Czy wiedziałem co robię? Nie. Czy chciałem w to brnąć? Tak.
Margaret bywała nie do zniesienia. Wywracałem na nią oczami, obrażałem po nocach, przeklinałem, ale kiedy już zaczynaliśmy rozmawiać, potrafiliśmy znaleźć wspólny język. Och, nasze języki były bardziej kompatybilne niż my sami...
No i Nate ją lubił, a ja byłem po prostu... Ciekawy. Bo wbrew pozorom Ashton i Cassie powiedzieli mi niewiele. Zastanawiałem się dwóch, podstawowych rzeczy:
a. jakie ciało kryje się pod tą garsonką
b. jaki duch kryje się w tym ciele
Wróciłem szczęśliwy z dodatkowymi trzeba kebabami, a moje włosy pokręciły się jeszcze bardziej od wilgoci, ku rozbawieniu Meg.
Jakby nigdy nic, z głupkowatym chichotem ściągnęła kaptur z mojej głowy, kiedy odpaliłem Mercedesa ponownie.
- Od dziś mówię ci baranek Shaun.
- Pieprz się, zmokła kuro.
- Oboje jesteśmy teraz tak samo mokrzy. - Poziom gimnazjum, bo poruszyłem zabawnie brwiami. Meg wyczuła tę żałość żartu, dlatego podłgośniła radio.
- Po co kupiłeś aż trzy rollo? Dzwonimy po Caluma, Jackie i Mike'a?
- Nope, ja, ty, Nate...
- A chińczyk?
- Hej, mam prawie dwa metry wzrostu, a mój syn wciąż rośnie, ty sama natomiast wyglądasz na taką, która potrzebuje fastfooda.
- Jestem na...
- Diecie. - Dokończyłem za nią. - Dziś masz cheat day, a raczej cheat night. Każdy potrzebuje detoksu od diety. - Parsknęła znów. - Przy dziecku nie ma czegoś takiego jak dieta, serio. Co nie skończy, ląduje w twoje usta, bo szkoda ci wyrzucić.
- Domyślam się.
- Poza tym w domu Hemmingsów panuje święta zasada. W Afryce murzynki głodują, więc wpierdol im całe żarcie.
- Boże, Luke! To było okropne!
- Wiem - odpowiedziałem dumny ze swojego czarnego humoru.
Margaret pokręciła tylko z niedowierzaniem głową, a potem wypuściła mokre włosy z kucyka, próbując rozczesać je palcami.
Udawałem, że na nią nie patrzę, ale kątem oka zerkałem, jak kropelki deszczu spływają po dekolcie kobiety. To było seksowne.
~*~
- Nate?! - zawołałem rozglądając się za dzieciakiem.
Dostał smsa o treści: "kod czerwony, rzuć wszystko, musisz postawić ten pierdolnik na nogi, płacę w bitcoinach!", dlatego wierzyłem, ze wziął to do siebie. I rzeczywiście... Posprzątał mieszkanie, na tyle na ile posprzątać mógł ośmiolatek. Ale byłem dumny, do momentu gdy nie zobaczyłem wciąż odpalonego, chociaż zastopowanego na trupie Fallouta IV.
- Witaj szanowny ojcze, zaiste doprowadziłem ten pierdolnik do porządku - powiedział, niczym kamerdyner trzymając ścierkę do kurzy przewieszoną przez ramię.
Meg rozejrzała się niepewnie po mieszkaniu. Obserwowałem jej reakcję, ale nie była zgorszona. Właściwie mieszkałem dość nowocześnie i ładnie, a Barb zadbała, by to miejsce sprawiało wrażenie zawsze wysprzątanego, choć cóż... Od kiedy odeszła, nikt nie wytarł tam dobrze podłogi. Zdecydowanie powinienem był się wreszcie za to zabrać. Mniejsza.
- Zobacz kogo ci przywiozłem. - Przeniosłem wzrok na kobietę, której włosy też zaczęły się kręcić, ha!
- Meg! - krzyknął chłopiec, momentalnie zapominając, że udawał przed chwilą lokaja. Rzucił się w jej ramiona, dlatego zdezorientowana kobieta podała mi torebkę, która niemal upadła.
Obładowany jak tragarz, zaniosłem siatki z jedzeniem do salonu, gdzie planowałem zrobić ucztę, jakby nigdy nic, przełączając grę na YouTube na konsoli. Meg tym czasem witała się z Natem, który zaczął nawijać jak katarynka.
Przyniosłem sztućce, nalałem wszystkim po szklance coli, a oni wciąż dyskutowali żywo w drzwiach. Dlaczego ona tak bardzo rozbudzała moje dziecko? Może dlatego, że go słuchała? Zadawała pytania, wydawała się naprawdę zainteresowana nim bardziej niż czymkolwiek na świecie.
I imponowało mi to.
Kiedy Nate zaciągnął Margaret do kuchni, by pokazać jej swoje dzieło sztuki i dwa następne, które też przykleiliśmy do lodówki kolorowymi plasterkami, ja poszedłem znaleźć jej coś do ubrania, samemu przebierając się w dresy i koszulkę Gunsów. Nie mogłem znaleźć skarpet do pary, więc padło na jedne w kwiatki, drugie w paski. Chwyciłem jeszcze włosy gumką. Zdecydowanie wyglądałem niewyjściowo, ale to przecież nie była prawdziwa randka.
Po pierwsze Meg przeczyła tej ewentualności, po drugie Nate był z nami.
Kiedy wszedłem do kuchni, usłyszałem jego szept w kierunku kobiety, a ona pokiwała znacząco głową. Ta sama konspiracja co u Irwinów... Teraz to już musieli mi powiedzieć!
- No co jest? - zapytałem może trochę oskarżająco i podałem Meg ubrania mojej byłej żony.
Kobieta tylko uchyliła niepewnie usta, a potem zmieszana spojrzała na mnie jak na idiotę.
- Barbie była doprawdy Barbie. - Zmierzyła jej jeansy. - Bardzo dziękuję, Luke, ale ledwo wsadzę tu rękę.
Próbowała zachować jakąś powagę, była może trochę oburzona, ale odniosłem dziwne wrażenie, że Margaret zrobiło się głupio. Dlatego sam poczułem się jak idiota. Pewnie pomyślała sobie, że mam taki typ. Albo że coś jej sugeruję?
Nie wiem co mogła pomyśleć! Była kobietą, a ja tylko głupim facetem, który totalnie nie rozumie kobiet, ale dotarło do mnie jedno: palnąłem gafę.
- Mogę dać ci moją koszulkę - powiedziałem, na co skinęła niepewnie.
Nate chciał zwrócić na siebie naszą uwagę przez chwilę, ale zrozumiał, że to dość niezręczna sytuacja i poszedł wybrać sobie największego, najbardziej mięsnego kebaba ze wszystkich.
- Chodź, wybierzesz sobie, którą chcesz.
- Daj spokój...
- Serio, moja wina, czasem zapominam, że moja była żona to supermodelka. - Aż uchyliła usta.
Okej, jestem mistrzem wtopy.
Mój syn aż strzelił facepalma, wgryzając się w pikantne, mięsno-frytkowe rollo. Sos czosnkowy spływał mu po brodzie. Siedząc na oparciu kanapy, obserwował nas zamiast telewizora, gdzie puściłem jakąś swoją playlistę z yt.
- Znaczy wiesz, nie to miałem na myśli! W sensie...
- Okej, nie ma sprawy. - Próbowała odpowiedzieć śmiechem, ale no kurde nooo!
- Uwierz mi Margaret, nikt na ten moment nie pociąga mnie tak jak ty. - Kurwa, czy może być gorzej?
Nate aż pisnął ze śmiechu, ale przybiegł na ratunek, wpychając mi jedzenie prosto do ust.
Meg tym czasem aż zasłoniła buzię, chichocząc jak skończona idiotka, chociaż miała zarumienione policzki.
Brawo, Luke. Zrobiłeś z siebie błazna na milion sposobów, a teraz, kiedy seksowna laska stoi przed tobą cała przemoczona, najpierw dajesz jej aluzje, że jest gruba, a potem wyznajesz jej pośrednio, że chcesz ją przelecieć, podczas gdy po twojej brodzie spływa sos czosnkowy.
Mam prawie 30 lat. 8 lat byłem żonaty. Zdecydowanie wyszedłem z wprawy w kwestii bajery.
Meg dalej się śmiała, Nate obserwował mnie oceniająco, a ja próbowałem nie stanąć w płomieniach. Tak. Blondyni zazwyczaj mocno się czerwienią.
- Wezmę którąś z twoich koszulek. - Poczułem jak bierze mnie za wolną rękę, bo w tej drugiej trzymałem już połowę kebaba młodego, który, sprytny, dobrał się do następnego, uznając że ten jest już mój. - Ale proszę, bez takich wyznań, bo to robi się coraz bardziej niezręczne.
- Mnie to mówisz? - prychnąłem, niepewnie przenosząc wzrok na nasze złączone dłonie.
Ciekawe uczucie.
~*~
Wiecie jaki jest najbardziej atrakcyjny typ kobiety?
Ta która wygląda dobrze w garsonce i w dresie. Ta która robi na tobie jeszcze większe wrażenie bez makijażu, niż w pełnej tapecie. Ta która potrafi z klasą zamawiać francuskie dania w czterogwiazdkowej restauracji, ale od czasu, do czasu zjeść chińszczyznę na kanapie w twoich hawajkach zawiązanych na dwa razy, ogromnej bluzie New York Mets i niechlujnym koku. Ta która potrafi w obie opcje. Księżniczka i ziomek w jednym.
Czy tak się da? Cóż, słyszałem legendy, które okazały się prawdziwe, gdy poznałem Margaret Langford. Oczywiście, widywałem czasem atrakcyjne kobiety, ba, nie czasem, często oglądałem się za kobiecymi tyłkami i ich biustem, ale wtedy nie miałem widoku na jej atrybuty, a i tak byłem dziwnie otumaniony tym jak Meg pochłania ryż widelcem, bo poddała się w pałeczki, kiedy Nate pokazywał jej ich działanie po raz siódmy.
Może chciałem czegoś czego nie mogłem mieć? Albo po prostu... Poznaliśmy się w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu, bo w innych okolicznościach, mógłbym nawet podważyć swoje zdanie na temat tego, że miłość jest głupia, a ja nie mam tendencji się zakochiwać.
Wtedy też nie byłem zakochany. Byłem pod jej swego rodzaju zaklęciem. Imponowała mi, stawiała wyzwania, była niedostępna, ale przy tym taka prosta w obsłudze. Wiedziałem że też na nią działam. Albo chciałem na nią działać.
Chciałem owinąć ją sobie wokół palca, ale najwidoczniej... Trafiła kosa na kamień, bo to Meg wiodła za nos mnie i mojego syna, do czego w tamtej chwili w życiu bym się nie przyznał.
W tamtej chwili po prostu podziwiałem jak przełyka swoją dumę i czerpie z bycia po prostu zrelaksowaną. Nic nie musiała, nic nie powinno było jej martwić i tak też się zachowywała. Odniosłem wrażenie, że oddałem Meg trochę wolności.
- Pani od plastyki chciałby wysłać którąś z moich prac na konkurs. - Był taki żywy kiedy mówił. - Ale nie wiem jeszcze którą i obiecała mi, że pomoże mi jeśli przyjdę na kółko.
- Ale ty masz wtedy piłkę - zauważyłem.
- No właśnie. - Nate momentalnie posmutniał, a ja spojrzałem na niego lekko zdezorientowany.
Meg siedziała między nami, dlatego odsunęła się bardziej na fotel, by pozwolić mi rozmawiać z synem.
Mierzyliśmy się na spojrzenia. Jego było proszące, moje zdezorientowane.
- Nie chcesz już grać? - zapytałem, a on skinął, trzymając się kurczowo skrawka ogromnej bluzy, którą miała na sobie kobieta. - Wiesz, to poważna decyzja, robisz to tak długo...
- Bo mama chciała żebym to robił, pamiętasz?
Poczułem na sobie wyczekujące spojrzenie Margaret. Jakby sama była ciekawa mojej reakcji. No a jak ja miałem na to zareagować? Wzruszyłem bezradnie ramionami.
- Jeśli cię to nudzi, albo męczy, to pewnie, zrezygnuj. Rób to na co masz ochotę, to co cię uszczęśliwia, dzieciaku, bo ja, ani Barb tym bardziej, nie przeżyjemy za ciebie życia. Poza tym... Masz mój pełny suport, jesteś w tym dobry.
- Mówiłam, że cię poprze? - szepnęła w stronę promieniejącego dziecka.
- Chwila, więc to był wasz spisek? - Oboje oberwali po dźgnięciu w bok i oboje się tak samo obruszyli.
- A jeśli powiem, że nie lubię matmy i baby od angielskiego?
- O nie! - Zareagowałem śmiechem, podobnie z resztą jak Meg. - Nie ma tak łatwo w życiu. Odnośnie, nie powinieneś właśnie robić lekcji?
- Niby powinienem, ale Meg nie jest tu codziennie, chcę spędzić z wami czas! - zaprotestował zakładając ręce na piersiach. - Prooooszę!
Co miałem zrobić wtedy? Niemo poradziłem się Langford, która uniosła obie ręce w geście: "to ty jesteś ojcem, decyduj".
- Piętnaście minut, a potem do książek i spać. Już późno.
- Okej. Więc co robimy? - Oczy Nate'a znów błyszczały jak małe diabliki.
- Relaksujemy się, bo mamy pełne brzuchy. - Wyłożyłem nogi na stoliku do kawy, przy okazji zrzucając parę pustych opakowań po jedzeniu.
- Nogi ze stołu, Hemmings.
- Spadaj, jestem u siebie.
- Pamiętasz ten odcinek przyjaciół, gdzie Joey i Rachel zrzucali spaghetti na dywan? Tak się właśnie teraz czuję. - Mimo wszystko ona wciąż miała nogi podkurczone na mojej wielkiej kanapie.
- Co to przyjaciele? - zapytał dzieciak.
I tak oto straciliśmy następną godzinę oglądając serial, który przypomniałem sobie, że mam nagrany na płytę.
Nate siedział między nami. Meg przykryła go i siebie kocem, bo marzła w tych hawajkach, a ja opierałem głowę o głowę syna, który powoli padał, dlatego wyszło na to, że opierałem głowę o głowę Margaret.
~*~
Wróciłem do zupełnie innego salonu, niż ten jakim go zostawiłem. Dochodziła pierwsza, Nate zasnął zapominając o matmie, ja też o niej zapomniałem, więc albo spisze, albo będzie laciek, mniejsza, ja sam potrzebowałem kawy lub snu, tym czasem Margaret zdążyła pozbierać bałagan po nas i zamieść podłogę. Ułożyła poduszki oraz koce, które rozwaliliśmy, włączyła cichą muzykę...
Nie prosiłem jej by to robiła, poszedłem tylko położyć dziecko do łóżka. Poza tym to trochę upokarzające gdy gość ci sprząta, nie oszukujmy się.
Mimo wszystko uśmiechnąłem się widząc jej outfit po raz kolejny i całe zażenowanie zniknęło. Meg odpowiedziała takim samym uśmiechem, pełnym rozbawienia nad idiotyczną sytuacją. Rzuciła we mnie ostatnią poduszką, którą miała ułożyć na sofie.
- Dzięki, nie musiałaś, poradziłbym sobie.
- Sęk w tym, że to był nasz wspólny bałagan.
- Taa, ale...
- Nie wiedziałam, że słuchasz aż tak różnej muzyki. - Momentalnie zmieniła temat, pokazując na moje płyty, które najwidoczniej przełożyła.
W odtwarzaczu kręcił się krążek Pvris.
- Mówiłem ci, że jestem melomanem, niemalże gwiazdą rocka. - Postanowiłem żartem.
- Taa - mruknęła w odpowiedzi, padając na kanapę. - A ja czasem lubię potańczyć do Britney Spears.
- Hej, niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy nie tańczył do Britney. - Zrobiłem poważną minę, bo w końcu rozmawialiśmy o poważnych rzeczach, zajmując miejsce tuż obok Meg. - Pamiętasz to? - Biorąc pada, wróciłem na youtube i odpaliłem till the world ends.
- O nie. - Kobieta zasłoniła twarz dłońmi. - Czekaj, włącz to w proponowanych.
- Remix?
- Tak. - Chichotała, a ja zaczarowany tym dźwiękiem, włączyłem to cudo. - Jezus, wspomnienia z młodości wracają.
- Chcę to wiedzieć.
- Nie jestem pijana, żeby opowiadać.
- Mam wino.
- Nie.
Wywróciłem oczami.
Przez chwilę milczeliśmy, wciąż słuchając till the world ends, dźgałem Meg w bok, chcąc ją namówić, ale się nie udało, dlatego w odpowiednim momencie użyłem swojego najlepszego głosu Britney, śpiewając nosowo:
- I notice that you got it you notice that I want it know that I can take it to the next level baby. If you understood this, this is the remix baby let me blow your mind tonight. - Później wszedł głos Nicki Minaj. Boże, przepraszam was ikony, że to robię. - It's Britney bitch, I'm Nicki Minaj and that's Kesha! - Wskazałem na skonsternowaną Meg.
Ale ona zamiast mnie wyśmiać, założyła nogę na nogę, wypięła biust do przodu i próbowała sparodiować głos Keshy...
- I Can't Take It Take It Take No More. Never Felt Like Felt Like This Before. C'mon Get Me Get Me On The Floor DJ What You What You Waitin' For...
Parsknąłem śmiechem, ona również, a potem, na te już klasyczne "o o o o h", podniosłem się z miejsca, ciągnąć Margaret za rękę. I ciągnąłem ją tanecznym krokiem przez salon, a ona dalej chichotała jak głupia, tańcząc do kawałka, który tak bardzo nie pasował do naszego codziennego, muzycznego gustu.
- Boże, nigdy, nikomu o tym nie mów. - Miała zamknięte oczy. Poruszała się ładnie, pasująco, niekoniecznie seksualnie, ale bardziej dziewczęco i lekko, co totalnie nie zgrywało się z Margaret, którą znałem.
- Przed chwilą nazwałem siebie Britney Bitch, to musi pozostać na zawsze między nami, Maggie.
- Niech będzie, Lukey. - Poruszyła brwiami, a potem położyła dłoń na moim policzku. Przeszedł mnie dziwny dreszcz. - Wyglądasz trochę jak żeńska wersja Britney Spears. - Zanim jednak zdążyłem jej odgryźć, Meg odsunęła się, patrząc z lekkim podnieceniem w ekran. - Jezus, ale miałam obsesję na punkcie tego kawałka.
- Hey mama? - Uniosłem jedną brew. - Nie...
- Tak. - Poruszyła brwiami. - Yes I do the cooking, yes I do the cleaning, yes I keep the nana real sweet for your eating. Yes you be the boss yes I be respecting. Whatever that you tell me 'cause it's game you be spitting. - Nadążała za tym rytmem. Ustami i biodrami, a to było wyjątkowo pobudzające. Jednak po tej zwrotce po prostu się zaśmiała, wzięła konsolę i zaczęła szukać czegoś spokojnego, ku mojemu niezadowoleniu.
Podobało mi się to szaleństwo, mimo że kosztowało wysiłek.
- Może lean on?
- Wróćmy do ciszy i spokoju, bo te rak-piosenki wyzwalają we mnie coś, czego nie powinieneś widzieć.
- A jeśli tego właśnie chcę? - Stanąłem za nią. Położyłem dłonie w tali Margaret, ale nie na mojej-jej bluzie. Na jej tali pod bluzą, dlatego się spięłą. - I know you want it in the worst way, I wanna hear you calling my name... - szepnąłem jej na ucho. Chyba ją testowałem.
- Luke, daj spokój - odparła.
- Czemu? - Kliknęła zupełnie przypadkowo heartburn, chciała przełączyć, ale zabrałem pada z jej rąk, rzucając go na kanapę. - Meg?
- Nie rozstałam się z Rickiem. Jestem twoją szefową. Jesteś ojcem. Mam pracę w Nowym Jorku, nie przyjechałam tu się puszczać nierozwiedzionymi, dzieciatymy facetami...
To były argumenty nie do zbicia.
Dlatego posunąłem palcami po jej brzuchu, a potem po żebrach, wreszcie kładąc rękę na lewej piersi kobiety, która na jej szczęście była wciąż w staniku.
Uśmiechnąłem się pod nosem czując jak bije jej serce.
- Luke, obrócę się i znowu cię spoliczkuję, wiesz że jestem do tego zdolna.
- Więc czemu jeszcze tego nie zrobiłaś? - Ścisnęła rękę w piąstkę. Widziałem to, ale przez delikatny, siatkowy materiał ozdobnej bielizny Margaret czułem, że się podnieciła.
Obróciła się.
Stanęła twarzą do mnie, bo wpadła na moją klatkę piersiową.
Patrzyliśmy po sobie znacząco. Ona była wściekła, podczas gdy ja tylko uniosłem obie ręce w geście kapitulacji. Posłałem kobiecie swój firmowy uśmiech.
Naprawdę uniosła otwartą rękę, jednakże się powstrzymała i znów pogłaskała mój policzek. Tak jak zrobiła to wcześniej.
- Powinieneś się wstydzić, wiesz? Jesteś cholernym bucem.
- Pociąga cię to, Langford.
- Po moim trupie.
- La petite mort - wyszeptałem po francusku.
Wciąż ją testowałem.
Ale wtedy to Margaret zaczęła testować mnie i odpowiedziała podobnie złośliwym uśmiechem. Odsunęła się, dając mi dziwne poczucie chłodu. Usiadła na kanapie i napiła się swojej coli, szukając dalej piosenki dla tła.
Wtedy to ona zadała mi ćwieka brakiem konkretnej reakcji.
~*~
W rytmie Moondust, jakby sytuacja sprzed godziny w ogóle nie miała miejsca, oboje wypełnialiśmy dokumenty, które zabrałem do domu.
Rozmawialiśmy o dziwo jak ludzie, którzy dobrze się znają...
- Miałam wtedy niespełna 20 lat i wróciłam do Chelford z Londynu na imprezę zaręczynową dawnej przyjaciółki. Wiesz, kiedy pojawiasz się nagle ze stolicy w takiej wiosce zabitej dechami, gdzie wszyscy widzą w tobie królową sukcesu, nie możesz pozwolić sobie na wtopę. Ale to byli moi znajomi, moi dawni przyjaciele...
- Skończyłaś się, prawda? - Słuchałem jej z uśmiechem na ustach, gryząc długopis.
- Żeby tylko. Luke, nie dość, że miałam "zbyt wyzywającą sukienkę", złamałam obcas, przelizałam się z jej narzeczonym, zatańczyłam Britney na barze, śpiewając za nią, Keshę i Nicki, a potem rzuciłam swoimi stringami do ojca weselnego, który wydał mi się dziwnie mniej pedofilny.
- O Boże... Czuję się teraz zażenowany za ciebie.
- To nie koniec.
- Tego jest więcej?
- Obudziłam się na izbie wytrzeźwień przytulona do miejscowego żula.
- Nie.
- Tak.
- Meg! - Zasłoniła twarz dłońmi. - Boże, jesteś zdrowo pokurwiona.
- Byłam, już tak nie robię! To był jeden raz, bo piłam wtedy pierwszy raz od siedemnastki, poza tym ziomek załatwił towar i poleciałam jak ostatnia szmata.
- Nie wiem czy mogę pozwolić Nate'owi się z tobą spotykać.
- Miałam... Barwną przeszłość, okej?
- Ta, ja też, ale nigdy nie obudziłem się... A nie.
- Co? - Poruszyła zachęcająco ręką.
- Świeżo po ślubie wyrwałem się z chaty sam, bo wtedy wkurwiali mnie nawet chłopacy. Kupiłem jabola i te tanie fajki... Pamiętam tylko, że szedłem, szedłem, szedłem, a potem wpadłem do rowu. Obudziłem się u Jackie i sam śmierdziałem żulem. Szczerze mówiąc... Umiem się bawić, ale czasami mam zjazdy.
- Ja też umiem się bawić.
- Po tej historii nie wątpię.
- Nie, naprawdę, umiem zachować klasę po wódce, ale siedem lat temu nie umiałam.
- Taa, ja wtedy przestałem chodzić na imprezy.
- Ja po tym incydenciku również.
Wymieniliśmy uśmiechy, kładąc po ostatnim papierku na skończoną stertę.
- Jestem tylko ciekaw co na to ten twój Rick.
- Och, daj mu spokój.
Zwróciłem uwagę na to, jak Meg łączy swój telefon z moją konsolą. Otworzyła dysk, a na telewizorze pojawiły się dokumenty.
- Co to?
- Projekt, który razem zrobimy. - Zmarszczyłem obie brwi, przenosząc zdezorientowany wzrok na zrezygnowaną niby Langford. - No już nie patrz tak na mnie, nie zamierzam siedzieć po godzinach z Olegiem, czy Eldicą, Cal mnie wystawił, więc uznajmy że nie wolno nam zmarnować tej nocy.
- Chwila, chcesz pojechać ze mną do LA?
- A mam wybór?
- Cóż, tam są najlepsze imprezy...
- Skup się, Hemmings. - Zaczęła mówić na temat, mimo że dochodziła trzecia, a ja nie mogłem spędzić uśmiechu z ust.
Miałem naprawdę świetną noc.
Z Margaret Langford.
____________________________
Jezusiczku jaki długi rozdział. Ale podoba mi się na dobrą sprawę, nie wiem jak wam ;)
Skoro był długaśny rozdział, to proszę teraz serdecznie o komentarze.
Wszystkie kawałki na plejce #eklery, zapraszam też na ten sam hasztag na tt.
A jeśli chcecie mnie na ig, to też dodawajcie: ylboo_
All the love xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro