Rozdział 4.
Biegłam aleją parku, nie zwracając uwagi na ludzi wgapiających we mnie przerażone oczy. Niebo, które wcześniej wydawało się piękne i uspokajające, w tej chwili zamieniło się w czarną otchłań, a jedynym światłem, pełniącym rolę mojego przewodnika były lampy. Te, które ludzie stawiają co pięć metrów. Tym razem znacznie ułatwiły mi przejście, bądź, przebiegnięcie mojej trasy. Poczułam napływające do oczu łzy.
Zastanawiałam się co tak naprawdę mogło by się stać, gdybym nie wykazała się sprytem. Co niektórzy mają w głowach?
W oddali widziałam już przedzierający się przez okoliczne budynki akademik. Chciałam już tam być. Nigdy wcześniej tak bardzo nie potrzebowałam przytulenia i słów pocieszenia.
Nigdy też nie miałam okazji doświadczyć tego w domu rodzinnym.
Pociągnęłam za klamkę.
__~♦~__
— Jezus, Iss! Co się do cholery stało? — czarnowłosa oparła ręce na moich ramionach. Mellisa nie zdąrzyła wydusić z siebie słowa. Siedziała na jednym z idealnie pościelonych łóżek i wpatrywała się we mnie z troską.
Byłam ciekawa jak teraz wyglądam. Najpewniej tusz dawno spłynął i osadził się na rozpalonych policzkach.
Łatwo domyślić się, że szminka, którą nałożyłam przed wyjściem, dawno zmyła się z moich ust, a każdy włos sterczał w zupełnie w inną stronę.
Mój organizm był wykończony. Mimo to pozwoliłam sobie na wyjaśnienia.
— J-ja... - wydukałam po chwili. — Byłam się przejść. Szlajałam się sama po parku. - Kate zmarszczyła brwi. — Jakiś kutas przypierdolił się do mnie.
Na tym się skończyło. Nie potrzebowały więcej wyjaśnień. Cieszyło mnie to. Miałam nadzieję, że zrozumieją i nie będę zmuszona opowiadać im o zaistniałej sytuacji.
Poczułam, że okalają mnie ramiona przyjaciółek. Wtuliłam się w nie, chciałam żeby ten dzień już się skończył.
W uścisku trwałyśmy dobre dziesięć minut.
— Iss. — zaczęła Kate, kończąc chwilę ciszy.
— Tak?
— Nie pozwolę by coś takiego się wydarzyło. To jest karygodne. Od dzisiaj wszędzie chodzisz z nami. Nie interesuje mnie co o tym sądzisz.
— Pod prysznic też mam iść z wami?
Na twarzy przyjaciółki pojawił się delikatny uśmiech.
__~♦~__
— Ta jest bardzo ładna! — wskazała na pudroworóżową sukienkę z dekoltem w serek. — Powinnaś ją przymierzyć.
— Nie w moim stylu. — jęknęłam.
— Ale ty jesteś wybredna.
— Nie powiedziałam, że będzie łatwo.
— Nikt się tego nie spodziewał, Iss.
Nie mogąc dłużej słuchać przyjaciółek wzięłam z wieszaka mój rozmiar i udałam się do przymierzalni.
Zasłoniłam za sobą szary materiał i włożyłam na siebie ubranie.
Tradycyjnie byłam zmuszona pomęczyć się z zacinającym się suwakiem.
Dwie minuty później udało mi się wygrać zaciętą walkę.
— I jak? — obróciłam się wokół własnej osi.
— Wow.
— Co mam przez to rozumieć?
— Kupuj.
Przez chwilę wpatrywałam się w lustro, zastanawiając się czy wszystko napewno dobrze leży. Było naprawdę ładnie. Ale tak jak już wspominałam - nie w moim stylu.
Musiałam coś kupić. Levis ponownie zaproponował spotkanie, natomiast dziewczyny uznały to za randkę.
Potrzebny mi jedynie jakiś ładny ciuch.
— Sama nie wiem. — jęknęłam do siebie.
Mellisa westchnęła, a po chwili zza zasłony wyłoniła się jej ręka, trzymająca czarną kreacje z koronkowymi rękawami.
— Jeśli wybierzemy do tego jakąś ciekawą biżuterię, a Kate zrobi Ci jakąś oszołamiająco piękną fryzurę może być nieźle.
— Powiedzmy, że ci ufam.
Przyjęłam propozycje i natychmiast przełożyłam sukienkę przez głowę.
Wyszłam z przebieralni.
— No nareszcie. Kierunek kasa.
__~♦~__
Stałam pod drzwiami jego pokoju. Wiem. To chłopiec powinien przychodzić po kobietę, gdy umawiają się na spotkanie. To co nas łączyło było inne, niż typowe związki. Przesadziłam. Nie można tego było nazwać związkiem. Była to prosta, nic nieznacząca relacja. Spotykaliśmy się od czasu do czasu. Umawialiśmy się na kawę, herbatę. Jednak to co miało się wydarzyć dzisiaj było dla mnie wyjątkowo ważne. Miało być do to coś w rodzaju naszej pierwszej, p r a w d z i w e j randki.
Kiedy o tym rozmawialiśmy, zapytałam czy powinnam się ubrać elegancko.
Odpowiedział, wtedy:
"We wszystkim jest ci pięknie, kochana. Nie interesuje mnie jak się ubierzesz ważne byś była przy mnie"
Od tamtego momentu zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym co robię.
Czy wszystko nie idzie za szybko?
Może nie powinnam robić mu nadziei?
Myśli znowu powróciły. Potrząsnęłam głową, by się ich pozbyć. To nie czas i miejsce na przemyślenia.
Zapukałam do drzwi. Na srebrnej tabliczce, podobnie jak u nas wyryte były nazwiska:
- Levis Wilson - Mike MChonest -
Byłam tu tyle razy, ale nigdy nie zwróciłam na nią uwagi.
— Cześć. — uśmiechnął się do mnie niebieskooki. — Wejdziesz? — wskazał ręką na pomieszczenie.
— Jasne. — pokiwałam twierdzącą głową i przekroczyłam próg.
— Pięknie wyglądasz. — poczułam jak na moje policzki wkrada się delikatny rumieniec.
Rozejrzałam się po pokoju, który nieco przypominał klitkę, a nie pomieszczenie dla dwóch osób.
Zachowany był w zupełnie innym stylu niż nasz. Wnętrze nie było tak minimalistyczne. Ściany miały beżowy kolor. Jednoosobowe łóżka nakryte były niebieską narzutą, a na niej leżały większe i mniejsze poduszki w ciepłych kolorach.
— Myślałam, że mamy iść do restauracji. — przybrałam zaciekawiony wyraz twarzy.
— Ah tak. — usiadł obok mnie. — Musimy jedynie zaczekać aż ten kretyn wróci. Kompletnie nie wiem gdzie podziały się moje klucze.
— Ostatnio bywasz strasznie roztrzepany. — uśmiechnęłam się słodko i roztrzepałam nieco jego idealną fryzurę.
— Hej! — złapał mnie za nadgarstek. — Wiesz ile musiałem się nad tym napracować! — zaczął mnie łaskotać.
Śmiałam się jak głupia, a z mojego punktu widzenia brzmiało to raczej jak odgłosy hieny, niż dziewczęcy chichot.
Parę sekund później przestał. Objął mnie w pasie i posadził na swoich kolanach, tak gdyby moja waga równa była wadze piórka.
Poczułam, że jego usta znajdują się nienaturalnie blisko moich.
— Siema, stary. — w drzwiach stanął chłopak, o ciemnobrązowych włosach, odskoczyłam od Levis'a — Jesteście nago? Czy moge się obrócić i nie nabawię się utraty wzroku?
— Oh, Make. Myślę, że nie powinieneś się odwracać tylko ze względu na twoją przedwczesną erekcję.
__~♦~__
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro