Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2

Dzisiejszego, zimnego, cimnego dnia mieliśmy się wybrać do śmiertelnej szkoły Sabrina, gdzie ona "zna kogoś kto mi pomoże". Byłam sceptycznie nastawiona, ponieważ co mi po pamięci śmiertelnika, który i tak by pewnie nie przeżył memoriosate. Tak, to jest profesjonalna nazwa zaklęcia. Jednak mimo burzy panującej na dworze szłyśmy w kierunku dużego budynku, który miałam przyjemność odwiedzić tylko raz. W środku było pełno ziemskiej młodzieży, która tłoczyła się na poniszczonych korytarzach. Pomimo innego ubioru na szczęście nie różniła się aż tak bardzo od tej, którą znałam. Poczułam jak Sabrina pociągnęła mnie za rękę i tym samym kazała mi przyśpieszyć kroku. Chyba muszę się to tego przyzwyczaić. Weszłyśmy do jednego z gabinetów, w którym zastałyśmy podstarzałą wersję Cruelli De mon... Poczułam, że coś jest nie tak. Ta tajemnicza kobieta przenikająca mnie wzrokiem budzi we mnie jakieś dziwne uczucie... Cuchnie złem, i to nie takim śmiertelnych, ale szatańskim. Jestem pewna, że już kiedyś ją spotkałam, bo ciarki na plecach nie przychodzą same z siebie... Sabrina jakby nigdy nic z uśmiechem na twarzy usiadła na fotelu na przeciwko.
- Dzień dobry, Pani Wardwell. Przyszłam tutaj w pewnej dość kłopotliwej sprawie...
- Chodzi o mnie - dokończył widząc niepewność Sabriny.
- A co dokładnie? - spytała powoli kobieta.
Tym razem to Sabrina widząc, że ja nie wiem co powiedzieć, dokończyła.
- Moja... kuzynka Sara, była zaklęta na...
- Sabrino, czy to na pewno dobry pomysł tak od razu... - oparłam na jednym wdechu tym samym nie dając jej skończyć.
Nie wiem kim jest ta czarownica, ani czy można jej ufać, a ona chce opowiedzieć jej całą moją historie? Na George'a Washingtona, trochę rozumu. Dopiero wtedy zauważyłam, że owy potwór lub demon, który przybrał ludzką formę przypatruje mi się nadzwyczaj uważnie.
- Sara Spellman... - powiedziała wyraźnie.
Przełknęłam ślinę i zdobyłam się na odwagę, żeby się odezwać.
- My się znamy?
Zamiast przerażającej kobiety odezwała się Sabrina.
- To raczej niemożliwe, Pani Wardwell jest czarownicą wygnaną z swojego covenu... No i moją starą nauczycielką.
W następnym momencie zrozumiałam jedną rzecz... Obie mamy niewypażony jezyk...
- Chyba nie chcesz mi wmówić, że to cuchnące zło jest czarownicą.
Tak... Zdecydowanie powinnam tego nie powiedzieć. Zamurowało mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. Patrzyłam tylko na Sabrinę, która uniosła brwi, ale czułam na sobie wzrok kobiety. Ostatkiem sił spojrzałam na nią, gdy zrobiła sceniczną wprost minę urażonej osoby.
- Przepraszam za nią... Ona chyba jeszcze nie czuje się za dobrze... Do widzenia - powiedziała Brina przepraszającym tonem i swoim zwyczajem chwyciła mnie za rekę wyprowadzając z stamtąd.
Pościła mnie dopiero w toalecie, gdy zobaczyła jakieś dwie dziewczyny.
- O Susie... Ross.
- Hej Sabrina - powiedziała niepewnie ciemnoskóra.
- Kto to? - spytała ta druga wskazując na mnie palcem.
- To Sara, moja krewna, która...
Zakryłam w tym momencie usta Sabrinie, patrząc na nią zabójczym wzrokiem.
- Nie każdy napotkany śmiertelnik i demon musi wszystko o mnie wiedzieć...
Staliśmy chwilę w niezręcznej ciszy, gdy odezwała się dziewczyna, krótkich włosach.
- Wiemy, że Sabrina jest czarownicą.
W tym momencie autentycznie mnie zamurowało.
- Wiecie i co? Zero stosu... Krzyży i tym podobnych... - Uniosłam brwi.
- Ludzie teraz mają trochę inne podejście do nas niż kiedyś. Wiedziałabyś to pewnie, gdybym mogła porozmawiać z panią Wardwell, a ona dała by ci swoje wspomnienia.
- Po co mi wspomnienia jakiegoś piekielnego cudu? - podniosłam głos.
- To czarownica! - oburzyła się Sabrina.
- Nawet najgorsza czarownica nie śmierdzi takim złem...
- Jakim złem? - spytała zaniepokojona dziewczyna w okularach.
- Piekielnym! To coś miało do czynienia z samym Szatanem!
Wszyscy zwrócili wztok na mnie co nie było za bardzo komfortowe... W końcu Sabrina z spokojem i pewną tajemniczością w głosie powiedziała:
- Dokończymy tą rozmowę w domu...
- po czym dodała - To moje przyjaciółki Susie i Rosalinda.
Zdziwiła mnie szybko zmiana tematu, ale odpowiedziałam z opanowaniem równym Sabrinie.
- Miło mi. Tak jak wspomniała już Sabrina jestem Sara, jej kuzynka.
- Nie mówiłaś nam o niej wcześniej... - Susie przyjrzała nam się dziwnym wzrokiem. - Jesteście bardzo podobne.
- Może - odpowiedziałyśmy naraz wzruszając ramionami.
Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł, który może pomóc mi się odbrobinę zaklimatyzować.
- Długo mieszkacie w Greendale? Może znałam waszych przodków...
Obie śmiertelniczki zmarszczyły brwi, ale odpowiedziały.
- Moja ciotka Dorothea mieszkała w Greendale, pochowała nawet trzynastkę...
Nie wiem czy tylko mi się wydawało, ale mogę przysiąc, że w głosie tej dziewczyny usłyszałam żyłkę strachu i pochlebstw. Jakby to, że jej ciotka pomogła czarownicą miało ją wpłacić w moje łaski...
- Tak, rzeczywiście. Pamiętam tą historię... Zresztą to nie tak dawno. - Uśmiechnęłam się.
- Ponad dwieście lat temu... - odparła Ross.
Witamy w nowym świecie, to co dla ciebie to nowość, tutaj to przeszłość.
- Moi krewni też już długo tu mieszkają - kontunuowała.
Przytaknęłam głową, cały czas przyglądając się dziewczynie.
- Napewno gdzieś widziałam takie piękne, kręcone włosy... Tylko, żebym przypomniała sobie gdzie...
Powiedziałam prawdę. Widziałam kogoś bardzo podobnego, tylko gdzie i kiedy... Krótki obraz śmignął mi przed oczami, po czym wstrzymałam oddech. Już wiem skąd ją znam...
-Masz wadę wzroku...
- Tak... - dziewczyna spojrzała zaniepokojona na Sabrinę.
- Najwidocznej cię z kimś pomyliłam, przepraszam - skłamałam.
Sabrina pożegnała się z przyjaciółkami i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
- Przestraszyłaś je - powiedziała w końcu Brina.
- Uwierz, ona mnie bardziej... Zobaczyłam ducha z przeszłości...
- To znaczy?
Westchnęłam.
- Ta twoja koleżanka mówiła coś o wadzie wzroku?
- Niestety niedługo go straci, ale ma dar...
Wymieniłyśmy się spojrzeniami, a Sabrina mówiła dalej.
- Kiedyś jakaś czarownica zazdrosna o to, rzuciła klątwe na jej pra babkę. Od tego czasu wszystkie kobiety w jej rodzinie tracą wzrok.
Spuściłam głowę z uporem wpatrując się w chodnik.
- Nie byłam zazdrosna... - powiedziałam całkiem cicho.
Sabrina musiała mieć wyczulony słuch, bo zatrzymała nas w miejscu i pochyliła się nade mną.
- Jak to "byłaś"?
- Przejęzyczyłam się, chodziło mi o tamtą czarownicę... Myślę, że to nie zazdrość nią kierowała.
Do domu było już nie daleko, gdy oprócz wiatru i lekkich grzmotów z nieba spadła ulewa. Nie było możliwości dlaszego pójścia pieszo, więc schowałyśmy się pod ogromnym starym drzewem. Wykorzustując chwilę teoretycznego spokoju moja krewna zagadnęła mnie.
- Wiesz, teraz jesteśmy rodziną i możesz mi wszystko powiedzieć. Musimy sobie ufać, bo to szczególnie przydaje się w czarodziejskich sprawach...
Przegryzłam dolną wargę.
- Po tym co ci powiem nie będziesz mi ufać już nigdy...
- Powiedz to się przekonamy.
Sięgnęłam pomięcią do tamtego dnia, kiedy to wszystko się zdarzyło. Wiedziałam, że minęło dwieście lat, ale dla mnie to jak wspomnienie ostatnich wakacji. Właśnie... dwieście lat, a klątwa dalej trwa. To jeszcze wzmogło poczucie winy.
- Kiedyś ludzie w Greendale byli zdecydowanie mniej tolerancyjni dla jakiejkolwiek magii, nawet dla tej, która ich chroniła. Bali się, że powrócą kolejne czarownice, jak trzynastka, więc każda kobieta, ponieważ wtedy mężczyźni nie byli o to podejrzewani, która robiła coś nietypowego mogła być oskarżona. Greendale miało nawet specjalnych ludzi, których nazywano Szmalcownikami. Wśród nich była pra babka twojej przyjaciółki, która chciała zrobić wszystko, by odwrócić od siebie zarzuty, więc wydawała czarownice na potęgę. Wykorzystywała do tego swój dar, co było jeszcze podlejsze. Tego roku obok Greendale miała koczować watacha wilkołaków, więc wszystkie czarownice pilnowały granic miasta przy pomocy swoich mocy. Mnie dano ten las za domem. Najwidoczniej tamta kobieta też widziała to w swoich wizjach, bo tego dnia zjawiła się w lesie. Wiedziałam, że jeśli zobaczy mnie stojącą nad zaporą, to odniesie o tym, a wszyscy uwierzą jej na słowo. - Westchnęłam ciężko. - Od tamtego czasu bardzo się zmieniłam, ale to nie usprawiedliwa tego co zrobiłam... Gdy wiedziałam, że niedługo mnie zobaczy przywołałam jakiegoś mrocznego ducha... W połowie nawet nie byłam tego świadoma. Kazałam mu sprawić, by kobieta już nigdy nie przyczyniła się do śmierci ŻADNEJ czarownicy. Zrobił to co chciałam. Zrzucił moją klątwę, kobieta oślepła i nigdy już nigdy nie widziała żadnej czarownicy, co dawało nam przewagę, ponieważ, gdy oskarżała którąś z nas, można było zrzucić winę na jej ślepote...
Sabrina z niepewnością patrzałam przed siebie, jakby nie była pewna czy dalej ty stoję, czy już jednak jestem duchem.
- Nie wiedziałam jedynie, że klątwa przetrwa do dziś...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro