#1 Pov. Sary
Budząc się rano miałam nadzieję, że to wszystko tylko zły sen i dalej jestem w swoim pokoju zawinięta w miękką kołdrę. Przez kilka sekund błogiej nieświadomości, byłam pewna, że wcale nie uciekłam z domu, ani moji rodzice nie wyrzekli się mnie, przeklinając przy tym na dwieście lat. Jednak nadszedł moment, w którym trzeba otworzyć oczy - dosłownie i w przenośni. W końcu to niby nadal ten sam dom, w którym się wychowałam, ale wystrój i przede wszystkim ludzie pozbawiali mnie tego uczucia. Nie byłam pewna jak się zachować w tak dziwnej sytuacji, ale postanowiłam najzwyczniej na świecie wstać i iść do kuchni, przynajmniej ona jest na swoim miejscu. Na dziwnych, białych drzwiach w owym pomieszczeniu znajdowała się różowa kartka z wiadomością.
- Zelda i Sabrina poszły do Akademii Sztuk Niewidzialnych, ja też musiałam iść do pracy, jeżeli nie ma jeszcze jedenastej to Ambrose jest w piwnicy. Czuj się jak u siebie. Hilda... - przeczytałam z znudzeniem - Przecież ja jestem u siebie.
Postanowiłam znaleźć coś do jedzenia, ponieważ nawet wczorajsza kolacja nie zaspokoiła dwustu letniego głodu. Zaczęłam otwierać wszystkie szafki z nadzieją na odnalezienie czegoś strawnego. Znalazłam talerz, sztućce, ale po jedzeniu ani śladu. Jedynie jakieś dziwne metalowe puszki, które na mój gust wyglądały na pojemniki na demony. Czyli w tych czasach demony przetrzymuje się w domu? Moja ostatnia nadzieja w wielkim, białym czymś, co równie dobrze mogło być jakimś portalem... Muszę się dowiedzieć czegoś o tych czasach... Z niepewnością otworzyłam drzwiczki, ale gdy zobaczyłam co znajduje się w środku odetchnęłam z ulgą. Pełno jedzenia, przetrzymywanego w dziwacznej skrzynce dało mi nadzieję. Chwyciałam ser, chleb i coś co przypominało mięso (ale wyglądało całkiem dobrze) robiąc kanapkę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo byłam głodna. Spojrzałam jeszcze od niechcenia na zegar, który wskazywał równo dziesiątą. Przypomniałam sobie o karteczce zostawionym przez tą nad wyraz miłą, pulchną panią i stwierdziłam, że nie jaki Ambrose jest w domu. Zeszłam więc na dół, gdzie zobaczyłam ciemnoskórego chłopaka pochylającego się nad czymś.
- Co robisz? - spytałam po krótkim czasie.
Ambrose chyba zapomniał o tym, że jestem w domu, bo podskoczył z zaskoczenia. Odwrócił się w moją stronę w tym dziwacznym ubraniu i tym samym odsłonił zwłoki pewnej starszej pani.
- O Boże... - Tego się nie spodziewałam.
W tym momencie miałam ochotę zwymiotować, ale opanowałam się zachowując zimną krew.
- Taka praca - stwierdził chłopak zdejmując gumowe rekawice - A ty co taka obrzydzona? W końcu jesteś wiedźmą...
- Tak, nie raz wskrzeszałam trupy, ale to... Ty się nimi zajmujesz... To trochę obrzydliwe.
Wiem, że to nie było, za miłe, ale on tylko zaczął się śmiać.
- Obrzydliwe, to jest przyjście tu w piżamie, w gołych stopach. Przecież wszędzie jest krew - chłopak starał się mnie przestraszyć.
- Obrzydzenie, a strach to dwie różne rzeczy. - Przewróciłam oczami.
- Ale często jedna łączy się z drugą. - Chłopak spojrzał na mnie tymi swoimi bystrymi oczami.
Oswajając się z widokiem, który zastałam w środku przeszłam dookoła stołu.
- Jedno mnie zastanawia... - zaczęłam - Hilda i Zelda są córkami mojego brata, moje podobieństwo do Sabriny też wskazuje na nasze pokrewieństwo... ale co TY masz ze mną wspólnego?
Ambrose stanął lekko zakłopotamy i zastanowił się chwilę.
- Sam dokońca nie wiem... Nawet cioteczki nie są moją bardzo bliską rodziną... myślę, że z tobą mam mniej wspólnego niż z Sabriną.
- To dobrze.
W tamtym momencie powinnam powiedzieć "Okey", ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. Ciemnoskóry chyba złapał haczyk, ale udając, że nic nie wie, zajął się dalej swoimi obowiązkami.
- Ty też się gdzieś wybierasz o jedenastej?
- Tak, mam spotkanie w Akademii.
Znowu to samo... czy wszyscy ludzie z tej rodziny muszą pracować dla Kościoła Nocy? I dlaczego akurat w szkole, do której ja prawnie nie mam wstępu.
- Cała rodzina tam uczy?
- Tylko ja i Zelda, Sabrina jest uczennicą, a ciocia Hilda pracuje w kawiarni - wyjaśnił Ambrose.
- Czyli będę tu siedzieć sama cały dzień?
- Tak, nie wolno ci wychodzić domu.
Areszt domowy? Tego za wiele... Nie wiem nic... czy będę dalej należeć do Kościóła Nocy? Jak wytłumaczą moje pojawienie się? Ludzie dalej są tacy podli dla czarownic? A może już wszystko wiedzą? Miałam tyle pytań, ale z moich ust padło jedynie:
- Okey.
Wiem, że powinnam się domagać wyjaśnień, ale może nawet oni sami jeszcze nic nie wiedzą. Wszystko się napewno wyjaśni, ale póki co obie strony muszą się oswoić z tą sytuacją... Ambrose opowiedział mi co nieco, o tym, czego dowiedział się na śniadaniu. Ta spokojniejsza z moich bratanic (jak to dziwnie brzmi) ma załatwić sprawę z Arcykapłanem, ale póki co lepiej żeby nikt mnie nie widział. Wiem już mniej, więcej jaki stosunek mają do nas ludzie i że oni też nie powinni mnie widzieć. Jako iż zawsze słucham się tego co mi karzą, to otworzyłam drzwi, gdy zadzwonił dzwonek.
- Jest Sabrina? - spytała wysoka, czarnoskóra dziewczyna, która przesadziła z makijażem.
- Nie ma - odpowiedziałam krótko.
- A kim ty jesteś?
Za nim udzieliłam odpowiedzi przejrzałam się im dokładnie. Wszystkie ubrane tak samo, typowe dziewczyny, które znecają się nad tobą w szkole, no i oczywiście to wiedźmy. Nie mogło być lepiej.
- Jestem tu z powodu mojej babci, przyszłam w sprawie pogrzebu. - Otarłam sztucznie łze.
- Tak... szczególnie w piżamie.
Wszystkie trzy jędze zachichotały, ale po chwili umilkły patrząc na mnie groźnym wzrokiem.
- Byłam na noc - brnęłam w kłamstwo.
Wyczułam złość kipiącą w dziewczynie. Nie mogąc się powtrzymać zajrzałam w jej myśli, które okazały się bardzo ciekawe.
- Oczywiście u Ambrose'a, ma bardzo wygodne łóżko - dodałam.
W momencie, gdy złość w niej aż kipiała, obok pojawiła się Sabrina trzymając czarnowłosego chłopaka za rekę. Spojrzała na nich lekko zdziwiona, ale po chwili uśmiechnęła się.
- Pamiętacie dziewczyny, że dzisiaj nie ma lekcji - powiedziała dosadnie moja krewna.
- Ale miałaś nam w czymś pomóc. - Rodowłosa założyła ręce.
- Nie dzisiaj...
Czuć było, że sytuacja wymyka się spod kontroli, a dziwaczne dziewczyny niedługo przstaną być dla nas takie mile, więc Sabrina sprawnie zakończyła temat.
- Dzisiaj mam do załatwienia sprawy rodzinne - powiedziała pewnie i weszła do środka razem z chłopakiem.
Zamknęłam drzwi i w tym momencie Sabrina złapała mnie za rękę, ciągnąc jak najszybciej na góre.
- Ej, spokojnie. - Stanęłam w miejscu.
- Nie gadaj tyle tylko chodź. - Białowłosa weszła do jednego z pomieszczeń.
Przewróciła teatralnie oczami i weszłam za nią. W tym czasie przystojny chłopak zdążył już rozłożyć kilka opasłych, starych książek, które raczej nie służyły do czarowania kwiatków. Gdy wszyscy troje usiedliśmy na łóżku, odezwała się Sabrina.
- Dzisiaj rano razem z Nicolasem zajrzeliśmy do akademickiej biblioteki i znaleźliśmy kilka ciekawych ksiażek. - Otworzyła jedną z nich.
- Trochę o tym czytałem, ale nie wierzę, że po dwustu latach klątwy nie zginęłaś... - powiedział sceptycznie nie jaki Nicolas.
- A co w tym takiego dziwnego? - Uniosłam brwi.
- Takie klątwy bardzo ciężko rzucić, a nawet jeśli to taka osoba umiera po kilku latach.
- Chyba, że ma wyjątkowo silną moc. - dodała Sabrina.
Wyjątkowo silna moc? Czuje, się wywołana do tablicy.
- Jestem bardzo silna.
- Załóżmy, że tak. - Nick przewrócił oczami. - Mamy sposób na to, żebyś wiedziała cokolwiek o ostatnich dwustu latach.
- Mamy? - zdziwiła się Sabrina.
- Tak.
- Boję się spytać, skoro to twój pomysł... ale o co chodzi? - przegryzłam niepewnie wargę w oczekiwaniu na odpowiedź.
Spojrzałam na Sabrinę, która była tak samo zdezorientowana jak ja, a w tym czasie chłopak wysunął coś w jedej z książek.
- Nie wiesz co sie działo przez dwieście lat, więc nie całkiem głupie było by wszczepienie ci czyjiś wspomnień. - On chyba nie mówi na serio? - Na przykład gdybyśmy wszczepili wspomnienia Sabriny, to wiedziałabyś wszystko o tym co się teraz dzieje, a to co wydarzyło się przed jej urodzeniem, z tego co uczyła się na przykład z szkoły, lub opowiadań.
- To może się udać - odparła moja podekscytowana kuzynka.
- Oczywiście - uspokoiłam ją - ale na pewno istnieje jakiś haczyk.
Czarodziej, któremu to pytanie nie przypadło najwidoczniej do gustu, zamknął głośno książkę i westchnął.
- Niby wiesz wszystko, ale będziesz znać każdą sytuację jaką przeżyła ta osoba. Będziesz czuć to tak jak ona, bo patrzysz na to jej oczami. Na przykład zbliżenia, lub kłamstwa były by dość kłopotliwe. No i może to wpłynąć na twoją osobowość, chodź z tobą już raczej gorzej nie będzie.
Puściłam uwagę chłopaka mimo uszu i przeanalizowałam całą, dość kłopotliwą sytuację, w której się znalazłam. Istnieje możliwość, że znacznie szybciej przyzwyczaję się do mojego aktualnego położenia, ale za jaką cenę... Czy istnieje osoba gotowa to zrobić i ważniejsze, czy ja chce wiedzieć o kimś dosłownie wszystko?
Z tych nadwyraz poważnych rozmyśleń wyrwała mnie Sabrina, z niezmąconą w porównaniu do mnie nadzieją.
- A co trzeba zrobić, żeby zaklęcie zadziałało?
- To nie jest takie proste... - zaczął czarnowłosy - Trzeba przygotować ofiarę złożoną z zwierzęcia, na przykład zwyczajnego kota, jak ten tu. Robi się to, by śmierć otworzyła dla nas swoją bramę. Potem odpowiednim zaklęciem wprowadza się obie osoby w stan pomiędzy śmiercią, a życiem. Jest to o tyle niebezpieczne, że chodź nakierowuje się obie osoby na to co mają zrobić, to w ich stanie tylko one mogą to dokończyć.
- Nie rozumiem. Te osoby same mają dać sobie wspominania? - spytała niepewna Sabrina.
- Daj mi skończyć. Oboje spotykają się w bramie śmierci, gdzie łączą się na chwilę w jedno. Jeśli wszystko pójdzie dobrze i zachowają jakąś świadomość to tylko odpowiednia osoba podzieli się wspomnieniami, a druga je przyjmie, ale nikt nie obiecuję, że obie się nimi nie wymienią, lub to zła osoba ich użyczy.
Ten pomysł coraz mniej mi się podoba... Może jednak uda mi się jakoś do wszystkiego przyzwyczaić. W końcu zdecydowanie wolę trochę się pomęczyć niż zdradzić odrobinę za dużo...
- Wszystko jasne, ale trzeba znaleźć kogoś, kto będzie gotowy to zrobić. - Sabrina zatarła dłonie.
- Nie musicie tego dla mnie robić, naprawdę... - broniłam się.
- Ale ona chce. - Nick wskazał na Sabrinę.
- No właśnie, zrobimy to.
- Pogubiłam się, nawet nie mamy osoby, która by to zrobiła. - Spojrzałam podejrzliwie na Sabrinę.
- Myślę, że ktoś się znajdzie... - odpowiedziała moja szalona krewna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro