Poważna rozmowa
Podniosłam wzrok z dokumentu, kiedy to usłyszałam, jak drzwi do mieszkania się otwierają. Do środka wszedł Vincent, dlatego niemal natychmiastowo zapisałam prolog kolejnej książki. Wygasiłam laptopa, a on w tym czasie do mnie podszedł. Po jego minie mogłam wywnioskować, że coś się stało i może nas czekać poważna rozmowa. To w tym momencie do moich nozdrzy doszedł zapach perfum, których właściciela najbardziej na świecie nienawidzę.
— Liv... — Zaczął, ale nim ponownie zaczął mówić, przerwałam mu.
— Spotkałeś Kou... — Spojrzał na mnie zaskoczony, dzięki czemu zobaczył to, że w tym momencie byłam całkowicie przerażona.
Miałam go chronić! Jak bardzo głupia musiałam być, skoro nie pomyślałam o tym, że może on go najść w pracy?! Co ja do cholery sobie myślałam?! Opuścił wzrok, kiedy zauważył mój wyraz twarzy.
— Tak... — Podniósł na mnie z powrotem swoje szare oczy. — Musimy pogadać, Liv... — Powiedział nagle, a ja kiwnęłam tylko głową.
— Martin jest u siebie w pokoju. Może będzie lepiej, żeby tego nie słyszał. — Powiedziałam, a on odłożył torbę na blat, po czym złapał mnie za rękę.
Po chwili znaleźliśmy się na dachu. Objęłam się ramionami, kiedy poczułam na sobie poważny wzrok chłopaka.
— Na czym dokładnie polega twój dług wobec niego? Co on takiego zrobił? — Zapytał, a ja na jego pytanie się wzdrygnęłam.
Nie mogę mu tego powiedzieć. Nie umiem mu tego wyjaśnić. Będzie pytał o wszystko. Jak to się stało? Kiedy to się stało? Nie mogę mu aż tak przewrócić życie do góry nogami.
— Liv? — Słyszałam w jego głosie to, jak bardzo był zawiedziony. — Miał rację? Jeśli się dowiem, to moje uczucia względem ciebie się zmienią? Liv, odpowiedz mi coś. Cokolwiek. — Czułam to, jak z każdym słowem, które padało z jego ust, zaczynam się coraz to bardziej trząść. — Nieważne... Nie było tematu... — Po swoich słowach minął mnie, a ja podniosłam zaskoczona wzrok.
Czułam to, że nasz związek znajduje się teraz na krawędzi. Wyduś coś z siebie! Powiedz cokolwiek! Jeszcze bardziej będziesz żałować, jeśli czegoś nie powiesz.
— ... Uratował mi życie... — Wydusiłam z siebie, a on się zatrzymał i na mnie spojrzał.
— Co? — Zapytał zaskoczony, a ja podniosłam na niego swoje załzawione oczy.
— Kilka lat temu miałam wypadek samochodowy. Uratował mi życie. Po tym stwierdził, że należę do niego. Wiele razy po tym wypełniałam dla niego jakieś przysługi w zamian za to, że spłacę w końcu swój dług, ale był nieugięty. Nie chciał stracić dłużniczki, która dla spłaty tego jebanego długu zrobi wszystko. Postawił mi warunek, dzięki któremu mogłabym go w końcu przestać widywać. — Już chciał zapytać co to takiego, ale mu nie dałam. — Powiedział wtedy „Jeśli chcesz mieć ten dług za sobą, stań się moja. Wróć do siebie, którą byłaś, kiedy się poznaliśmy. Tą zimną suką, którą wtedy poznałem.". Nie chciałam, żebyś mnie poznał z tej strony, Vincent. Nie chciałam, żebyś się dowiedział o tym, jaka byłam kiedyś. Nie chciałam, żebyś mnie znienawidził. — Po moich słowach po mojej twarzy spłynęły łzy.
Chłopak uważnie mi się przyglądał, aż w końcu do mnie podszedł, aby w kolejnej chwili wytrzeć moje oczy. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on się tylko do mnie uśmiechnął, po czym przytulił. Głaskał mnie po głowie, abym się uspokoiła, ale ja jeszcze bardziej się rozpłakałam. Objęłam go, a gdy uchyliłam powieki, zobaczyłam to, jak na jego szyi napina się żyła. Przełknęłam ślinę i siłą zmusiłam się do tego, aby nie obnażyć swoich kłów. Znowu czuję pragnienie. Olivia, nie!
— Przepraszam, że postawiłem cię pod ścianą. — Pokręciłam głową, że to nic takiego, a on na mnie spojrzał i się uśmiechnął. — Poza tym, nie mógłbym cię znienawidzić. Za bardzo mi na tobie zależy, żebym mógł coś takiego zrobić. — Odsunął się, po czym po raz kolejny wytarł moje łzy.
Po chwili się pochylił, aby złączyć nasze usta. Pocałunek nie trwał długo. To był ledwie buziak, który jednak mimo wszystko przerodził się w coś więcej. Pociągnął mnie za sobą do mieszkania, gdzie niemal natychmiastowo znaleźliśmy się w jego pokoju. Tam ponownie zaczęliśmy się ze sobą całować, aż w pewnym momencie podniósł mnie na ręce niczym pannę młodą. Położył mnie na łóżku, a w tym samym czasie nie przestawaliśmy się ze sobą całować. Podniosłam się do siadu, ale on niemal natychmiastowo z powrotem powalił mnie na łóżko. Znalazł się między moimi nogami, a przy tym zjechał swoimi ustami na moją szyję. Jęknęłam cicho, kiedy lekko przygryzł na niej skórę. Uniósł się, aby zdjąć swoją koszulkę.
Pochylił się nade mną, a ja przesunęłam paznokciami po jego klatce piersiowej. Po chwili poczułam to, jak jego ręka przesunęła się po skórze mojej talii. Kilka sekund później moja koszulka wylądowała na ziemi. Kiedy jego ręka miała dotknąć mojej klatki piersiowej, do drzwi zapukał Martin, który spowodował to, że oboje podskoczyliśmy na łóżku. Spoglądaliśmy na siebie, a w czasie tego przez drzwi słyszeliśmy to, jak Martin mówił, że zamawia jedzenie. Zaśmialiśmy się po chwili, kiedy to chłopak odszedł od drzwi. Powoli się podniosłam, aby w kolejnej chwili poszukać mojej koszuli, jednak nie mogłam jej teraz nigdzie znaleźć. W tym momencie usłyszałam to, jak serce Vincenta mocno przyśpiesza. Spojrzałam na niego, dzięki czemu zauważyłam to, że odwrócił ode mnie wzrok. Był cały czerwony na twarzy. No cóż. Mimo wszystko siedzę przed nim bez bluzki. Przełknęłam ślinę, a on na mnie spojrzał kątem oka.
— Nie śpieszmy się... — Powiedział nagle, a ja tylko kiwnęłam głową.
Po jego słowach wstałam, aby poszukać jakiejś innej koszuli. Gdy się ubrałam, spojrzałam na niego, dzięki czemu zobaczyłam to, jak mi się przyglądał.
— Coś się stało? — Zapytałam, a on się lekko wzdrygnął.
— Nie, nic, tylko... Jak wiele dla niego zrobiłaś? — Zapytał nagle, a ja opuściłam wzrok i do niego podeszłam.
— Zbyt wiele... — Nagle mnie przytulił, dlatego wplątałam palce w jego jasne włosy.
— Gdy go spotkałem, kazał mi z tobą zerwać. Brzmiał tak, jakby chciał patrzeć na to, jak cierpisz. Chyba rozumiem czemu się tak o mnie martwiłaś, kiedy mówiłaś o tym, że może mnie on skrzywdzić. Ten wariat jest nieprzewidywalny. — Kiwnęłam głową. — Tak właściwie, to nie jest ci zimno? Jesteś cała lodowata. — Wzdrygnęłam się na jego słowa, po czym pokręciłam głową.
— Nic mi nie jest. Zawsze miałam dosyć chłodną skórę. — Uśmiechnął się do mnie, dlatego odpowiedziałam mu tym samym.
— Liv... — Odezwał się, kiedy to mnie po raz kolejny przytulił. — Kocham cię i naprawdę nigdy nie chciałbym cię stracić. — Powiedział, na co szerzej otworzyłam oczy.
Niemal natychmiastowo poczułam to, jak zaczyna mi brakować powietrza, kiedy to powiedział. Po mojej twarzy ponownie spłynęły łzy. Chłopak uniósł wzrok, a przy tym był wyraźnie zaskoczony.
— Liv? Co jest? — Zapytał zaniepokojony, a ja pokręciłam głową, po czym usiadłam na jego nogach okrakiem, aby w kolejnej chwili przytulić się do niego.
— To nic. Nie ma się czym przejmować. — Kiwnął głową, a przy tym mnie objął, po czym przewróciliśmy się na łóżko.
Nie chcę mnie nigdy stracić? Ja jego też nie, ale gdy to, kim jestem wyjdzie na jaw, sam będzie mi kazał odejść, a ja będę musiała po prostu zaakceptować jago wolę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro