Niespodzianka
Weszłam z Vincentem do mojego mieszkania, a on przy tym nie przestawał mnie całować. Zamknął za nami drzwi, a nasze rzeczy odłożyliśmy na komodę przy nich. Już po chwili poczułam to, jak jego dłonie znalazły się na mojej talii. Podniósł mnie ponad ziemię, a ja w tym momencie byłam zła sama na siebie za to, że założyłam tę cholerną, długą spódnicę. Po chwili chłopak położył mnie na kanapie w salonie. Objęłam jego kark, a on podniósł moje okulary, które wylądowały na innej części narożnika. W kolejnej chwili rozpuścił moje włosy, a w następnym momencie się od siebie odsunęliśmy. Oboje mieliśmy mocno przyśpieszone oddechy.
Po raz kolejny nasze usta miały się złączyć, jednak przerwało nam to dźwięk domofonu. Cicho odetchnęłam, a chłopak się ode mnie odsunął, abym mogła wstać. Ruszyłam do drzwi, po czym wcisnęłam guzik od drzwi. Już po chwili odebrałam paczkę, której nie zamawiałam, jednak była zaadresowana do mnie. Nie wiem co to takiego, ale mogę to sprawdzić potem. Podpisałam dokument, a kurier natychmiastowo odszedł. Dosyć ciężka ta paczka. Odłożyłam ją na szafkę, po czym spojrzałam na chłopaka.
— Trochę nas poniosło... — Powiedziałam, a on kiwnął głową.
— Wytłumaczysz mi o co chodziło z tym, że może mi się coś stać przez znajomość z tobą? Średnio to rozumiem. — Podeszłam do niego, a następnie usiadłam obok niego i sięgnęłam po okulary.
— W skrócie, mam dług u pewnej osoby, która jest naprawdę niebezpieczna. Staram się go uregulować, ale ten człowiek jest nieugięty. Twierdzi, że tak długo, jak nie uzna on tego długu za spłacony, będzie on istniał. Dodatkowo uważa, że jestem jego własnością i może ze mną robić, co mu się żywnie podoba. — W tym momencie mnie przytulił, dlatego na niego spojrzałam.
— To on cię zmusił do tego, żebyś zerwała naszą znajomość? — Kiwnęłam głową, a on mocniej mnie objął. — Skurwysyn... — Zaskoczył mnie tym, jak zabrzmiał teraz jego głos.
Zawsze był spokojny, jednak teraz odezwał się dość gniewnie, gorzko i tak, jakby chciał komuś przywalić. Przesunął swoją dłonią po moich włosach, a ja się do niego przytuliłam. Znowu, tak samo, jak ostatnio, wsłuchiwałam się w bicie jego serca.
— Udusiłbym go, jakbym go spotkał... — Przeraziłam się na same jego słowa.
— Nie możesz... — Powiedziałam, a on na mnie spojrzał.
— On cię szantażuję, powinnaś iść z tym na policję... — Położył mi ręce na ramionach, a ja pokręciłam głową.
— Nie mogę. To nic nie da. Nawet jeśli jego bym się pozbyła, to zostaje jeszcze jego siostra i wszyscy jego podwładni. Ja się z tego nie wykaraskam... — Objął moją twarz w dłonie.
— Dasz... Damy radę. Będę przy tobie, więc spokojnie. — Kiwnęłam głową, po czym się w niego wtuliłam.
Zostaliśmy tak przez jakiś czas, a przy tym ze sobą ciągle rozmawialiśmy. Pocieszał mnie. Starał się mi wmówić, że wszystko będzie dobrze. Byłam mu za to wdzięczna, ale tak gdzieś z tyłu głowy miałam to, że kiedyś będę musiała go zostawić. Poprawiłam się, a on zdjął mi okulary z nosa. Podniosłam na niego oczy, a on złożył na moim czole całusa.
— Olivia... — Zaciął się, a ja przyglądałam mu się, kiedy myślał nad tym, jak coś ubrać w słowa.
— Możesz mi mówić „Livia". Dużo osób się tak do mnie zwraca. — Odwrócił wzrok.
— A może „Liv"? — Zaskoczył mnie takim skrótem, bo nikt mnie tak jeszcze nie nazywał.
Kiwnęłam głową, a on nieco bardziej ścisnął moje ramię.
— Ostatnio mnie pytałaś, co jest między nami. — Opuściłam wzrok, ale nie na długo, bo już po chwili uniósł mój podbródek, abym na niego spojrzała. — Jeśli chcesz, to możemy spróbować być razem. Mi to pasuje, bo... Zakochałem się w tobie, Liv... — Lekko się uniosłam, aby w kolejnej chwili go pocałować.
Spędziliśmy tak ze sobą całe popołudnie. W tych momentach, byłam szczęśliwa. Cieszyłam się tym, że mam go przy sobie. Wiedziałam, że kiedyś będę go musiała zostawić, ale nie chciałam teraz o tym myśleć. Wolałam się nacieszyć tymi chwilami do samego końca. Chciałam mieć z nim jak najwięcej wspomnień, aby po tym, jak odejdę, móc go wspominać. O każdej chwili, jaką z nim spędziłam.
******
— Halo? — Przyłożyłam telefon do ucha, kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu imię Vincenta.
— Ty z owoców leśnych zawsze robisz te swoje shake'i, prawda? — Mruknęłam coś w odpowiedzi. — Bo nie ma ich w sklepie, więc wziąłem ci same maliny. — Lekko posmutniałam na tę informację, bo smak owoców leśnych, zabijał metaliczny posmak krwi.
— No cóż, trudno. Jakoś przeżyję bez nich. — Zaśmiał się na moje słowa. — Przepraszam, że proszę cię o coś takiego... — Mimo wszystko poprosiłam go o to, żeby zrobił za mnie zakupy, bo ja muszę skończyć tę część mojej trylogii.
Za trzy dni mam termin, a mi nadal brakuje ostatniego rozdziału i epilogu. Jeszcze w najbliższym czasie szykuje mi się wyjazd służbowy, bo szef potrzebuje kogoś, kto będzie w stanie się połapać z całą jego dokumentacją, a niestety taką osobą jestem tylko ja.
— Nie przepraszaj, przecież to nic takiego. — Przez słuchawkę usłyszałam cenę, którą podała mu kasjerka.
— Coś ty nakupił, że wyszło ci prawie osiemdziesiąt dolarów? Prosiłam tylko o mrożone owoce, jajka i pieczywo. — Zaśmiał się na moje słowa.
— Mała niespodzianka. — Powiedział zagadkowo, a ja mu zawtórowałam śmiechem.
— Jesteś niemożliwy. — Przełożyłam telefon na drugie ucho, a w czasie tego robiłam porządki w lodówce.
Mimo wszystko wolę uniknąć sytuacji, że zobaczy butelki z krwią. Od kiedy jesteśmy razem, a ja ukrywam to przed Kou i Merą, minęły jakieś trzy tygodnie. Cicho westchnęłam, po czym wróciłam do stołu, gdzie stał mój laptop. Miałam na nim włączoną książkę, ale nadal nie miałam zielonego pojęcia, co teraz władować do tego rozdziału. Mimo wszystko to jest ostatnia książka z trylogii, a to jest jej zakończenie. Muszę dać jakiś wielki koniec, ale kompletnie nie mam pomysłu co by to mogło być. Pozostałe cztery rozdziały dałam radę ogarnąć w tydzień, ale ten jeden nie mam nawet pomysłu, jak zacząć. Złapałam się za głowę, a przy uchu nadal miałam telefon.
— Nie podoba mi się to twoje wzdychanie. — Powiedział Vincent, a ja się cicho zaśmiałam.
— Zacięłam się na ostatnim rozdziale. Nie mam nawet pomysłu, jak zacząć pierwsze zdanie. — Wytłumaczyłam, a przy tym usłyszałam to, jak otwiera jakieś drzwi.
— Rozumiem. Może będę mógł jakoś pomóc? — Zaproponował, czym mi nieco poprawił humor.
— Nie musisz... — Powiedziałam, a on mruknął coś w odpowiedzi.
— Jak dam radę, to pomogę, ale będziesz mi musiała streścić całą historię. — Zaśmiałam się na jego słowa. — Otwórz drzwi... — Poprosił, a ja wstałam z krzesła, jednocześnie się rozłączając.
Uchyliłam powłokę, a blondyn wszedł do mojego mieszkania z siatką zakupów. Gdy już miał przechodzić do mojej kuchni, zatrzymał się, aby złożyć na moich ustach pocałunek. Zamknęłam drzwi, a chłopak odłożył siatkę na wyspie kuchennej. Wrócił się, aby zdjąć buty, a ja podeszłam do zakupów, jednak on mnie podniósł i przerzucił przez ramię. Pisnęłam zaskoczona, ale już po chwili posadził mnie on na krześle.
— Nie podglądaj i mów mniej więcej o czym jest książka. — Powiedział, po czym podszedł do siatki, aby ja rozpakować.
Po chwili chował wszystko do lodówki, a ja w duchu dziękowałam, że ukryłam tamte butelki. Zaczęłam mu streszczać całą trylogię, aż w końcu doszłam do momentu na którym się zacięłam.
— Może niech dostaną wypowiedzenie wojny? — Zaproponował, a ja spojrzałam na pusty dokument.
— Wtedy musiałabym stworzyć kolejną książkę, ale o przebiegu wojny, chyba, że mój wydawca stwierdzi, że nie trzeba. — Powiedziałam przecierając przy tym swoje oczy, a on do mnie podszedł i zakrył mi oczy jakimś materiałem.
Zawiązał go, po czym pochylił się nad moim uchem.
— Musisz się trochę wyluzować. — Po plecach przeszedł mi dreszcz, kiedy poczułam to, jak jego oddech owiewa mój kark i szyję. — A ja mam chyba pomysł jak... — Dodał jeszcze, na co przełknęłam ślinę, kiedy ode mnie na moment odszedł.
Usłyszałam to, jak wyjął coś z lodówki, a w kolejnej chwili, jak grzebał w szufladzie ze sztućcami. Usiadł obok mnie, a ja ponownie poczułam to, jak po całym moim ciele przechodzi dreszcz. Co on kombinuje?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro