Rozdział 22 🌶️
"Przekroczył granicę, dokąd sięgało światło, a za nią czekał tylko mrok. Im dalej szedł, tym gęstsza stawała się ciemność, pochłaniając każdy promień, każdy cień nadziei. Nie potrafił zawrócić – zbyt mocno kusiła go otchłań. A co gorsza, ciągnął ją za sobą, splatając ich losy w zgubnym, ale jakże rozkosznym tańcu niknącego światła i coraz głębszego cienia."
Nie wiem, ile spałam ale na dworze jest już bardzo jasno. Mrużę oczy, szukając telefonu... Prawie dziesiąta. Jak mogłam spać tak długo? I gdzie podziewa się Rafał? Podnoszę się z sofy i czuję, że muszę natychmiast skorzystać z toalety... I wanny. Uderza mnie świadomość, że nie mam nic ubrań na zmianę. Nawet bielizny. Idę do łazienki, mając zamiar zmyć z siebie wspomnienia ubiegłej nocy. Między nogami jestem wrażliwa i pobudzona, a śluz tak pobrudził majtki i rajstopy, że szybko je zdejmuję i piorę ręcznie, zostawiając do wyschnięcia na grzejniku. Policzki mnie palą z zawstydzenia, kiedy w samej obcisłej sukience, bez majtek pod spodem, wychodzę z łazienki w poszukiwaniu Rafała.
Pojawia się w kuchni akurat kiedy wchodzę z korytarza. Musiał pracować już w palarni. Wygląda na całkowicie rozbudzonego. Tylko ja jestem takim leniem i śpię do dziesiątej. Nie wiem, czy tylko mi się wydaje, ale jego twarz spowija smutek, który po chwili znika.
— Cześć — mówię z lekką dozą niepewności i rzucam mu badawcze spojrzenie.
— Część, wyspałaś się? — lustruje mnie od góry do dołu i zerka na moje nagie stopy.
— Aż za bardzo. Mogłeś mnie obudzić wcześniej. Za bardzo się rozleniwiłam...
— Dobrze, że się wyspałaś. Nabierzesz sił.
— Na co?
Rafał uśmiecha się tajemniczo i podchodzi do ekspresu. Wyciąga z szafki przezroczysty kubek.
— Kawy?
— Poproszę.
Robi mi kawę z syropem karmelowym i niewielką ilością spienionego mleka. Biorę od niego kubek i upijam łyk na stojąco. Przepyszna, jak każda z jego rąk.
— Nie usiądziesz?
Sam stoi oparty biodrem o szafkę.
— Wiesz... — chrząkam. — Przyjechałam tu prosto z wystawy. Nie wzięłam nic na zmianę — tłumaczę, mając nadzieję na to, że w lot chwyci sugestię. Ale on nie wygląda, jakby zrozumiał.
— I co w związku z tym?
Przełykam ślinę i krzyżuję nogi, ściskając mocniej uda.
— W związku z tym, jak już musisz wiedzieć... Nie mam na sobie majtek i jakoś tak... Nie wiem czy chcę usiąść bez nich... — wypalam.
— Ale przecież to żaden problem — wzrusza ramionami i skanuje moje ciało od szyi w dół.
— Nie wiem... Chyba postoję — krzywię się lekko i piję swoją kawę. Przecież nie przyznam się Rafałowi, że między nogami mam dziś wyjątkowo mokro i boję się, że ubrudzę mu krzesło albo sukienka mi przecieknie i będę miała z tyłu ciemną plamę?
Rafał tymczasem siada na krześle i klepie się po udzie.
— Nie chcesz siadać na krześle, to może usiądź na mnie?
— No nie wiem... — bąkam, rumieniąc się po same uszy.
— Podejdź tutaj, Promyczku...
Podchodzę do stołu i odstawiam kubek.
— Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł...
Rafał najwyraźniej nie podziela moich wątpliwości, bo wychyla się i wciąga mnie sobie bezceremonialnie na kolana. Siedzę teraz na nim bokiem, spięta i jeszcze bardziej podniecona, a on gładzi moje uda dłonią. To nie był dobry pomysł. Czuję, że wilgoć znów się tam na dole produkuje i ogarnia mnie zażenowanie. Żeby je zamaskować biorę kawę i wypijam łyk, po czym krztuszę się lekko.
— Daj spróbować — mówi Rafał.
Podsuwam mu kubek, ale on kręci głową.
— E-e... Nie tak...
W jego oczach dostrzegam błysk rozbawienia pomieszany z pożądaniem. Przełykam ślinę i pochylam się nad nim, składając na jego ustach krótki, nieśmiały pocałunek.
— Hmmm... — oblizuje się. — Zdaję się, że nie tak cię wczoraj uczyłem. Chyba trzeba zrobić powtórkę z materiału... — szepcze i przyciąga moją głową bliżej, zatapiając dłoń w wilgotnych po kąpieli włosach.
Tym razem uchylam usta i pozwalam, żeby mój język zetknął się z jego. Rafał oddycha mocno i pogłębia pocałunek, co wymusza na mnie cichy jęk. To dziwne, ale rzeczywiście mam wrażenie jakby robił degustację.
— I jak smakuje ci kawa? — dyszę.
— Mmmm... — mruczy. — Nie piłem nigdy lepszej — syczy i kładąc mi dłoń na policzku znów wsysa się w moje usta i kąsa je delikatnie. Kręci mi się od tego w głowie i między nogami czuję ciepłe mrowienie. Wyginam się bezwiednie do przodu, kiedy Rafał sięga do obu piersi i pociera kciukami starczące pod sukienką sutki.
— Jesteś taka piękna... — szepcze. — Jak mam ci się oprzeć, hm?
— Nie opieraj... — jęczę. Chyba zaraz zwariuję od tego napięcia. Wiercę się niespokojnie na jego nogach, czując u zbiegu ud rosnące napięcie. — Rafał...
— Tak?
Nie mam śmiałości powiedzieć mu wprost, że mam już dosyć tej zabawy w kotka i myszkę. Chcę, żeby mnie tam dotknął, bo jeśli tego nie zrobi, to zaraz oszaleję. Ale on przestaje mnie całować i podaje mi kawę.
— Dopij to. Zaraz zrobię ci śniadanie.
— Nie mam ochoty na śniadanie — burczę rozdrażniona.
— A na co masz?
— Zgadnij...
— Chcesz iść od razu do pracowni?
Jeśli pracownia oznacza też pozbycie się tego napięcia, które prawie mnie rozsadza, to tak, chcę tego, a nawet żądam. Kiwam zdecydowanie głową.
Rafał chwyta mnie pod kolanami i w talii, po czym wstaje na równe nogi i zaczyna nieść mnie w stronę schodów.
— Sama wejdę, postaw mnie.
— Dobrze, ale idź przede mną — sapie i stawia mnie na pierwszym stopniu, składając jeszcze na mojej szyi kilka pocałunków.
Ruszam w górę i oglądam się przez ramię, napotykając jego pożądliwy wzrok wędrujący na moje pośladki. Ponagla mnie i wspinam się dalej. W pracowni według polecenia Rafała mam położyć się na obitym miękką tapicerką ciemnozielonym szezlongu. Robię to z chęcią, bo nogi mi drżą i jest mi już słabo z emocji i ciągłego niezaspokojenia.
— Mam leżeć bokiem, czy jak? — pytam, układając się na boku, tak że kolano kładę tuż obok drugiego, wypinając biodro.
— Tak jest idealnie... Tylko zapomniałaś, że to miał być akt...
Przełykam ślinę i patrzę na swój lekko wypukły brzuch. Chyba nie chcę go pokazywać Rafałowi, zwłaszcza w takiej pozycji na boku. Na pewno będą się zbierały fałdki przy talii, a sam brzuch będzie wisiał.
— Wiesz... Mogę namalować cię w tej sukience, jeśli nie czujesz się gotowa — mówi, przygotowując sobie na półce przybory, farby i pędzle.
Chrząkam nerwowo i przygładzam materiał w okolicy brzucha. Rafał cierpliwie czeka na moją ostateczną decyzję, ale ja nie umiem jej podjąć. Z jednej strony chcę pokazać mu się nago, a z drugiej czuje strach i wstyd, przed tym, co sobie pomyśli o moim nieidealnym ciele. Rafał podchodzi do mnie i palcem podciąga mój podbródek do góry.
— Co się dzieje, hm?
— Nie spodoba ci się... — szepczę, nie patrząc mu w oczy.
Rafał parska śmiechem i kuca przede mną, biorąc moje ręce w swoje. Szuka mojego wzroku.
— Posłuchaj... Nie będę nalegał, namawiał cię, nic na siłę — mówi łagodnym głosem. — Ale jeśli martwisz się o to, czy mi się spodobasz, to mogę ci tylko powiedzieć, że uważam cię za cholerne dzieło sztuki. Jesteś tak niesamowicie piękna, że nie umiem sobie wyobrazić ciebie jeszcze bardziej idealnej. Podoba mi się w tobie wszystko, rozumiesz?
— Ale na przykład te fałdy...
— Gdzie... — robi sceptyczną minę.
— Na brzuchu... I w talii jak się tak położę bokiem... I blizny tutaj...
— Klara... Nie wiem co mam ci jeszcze powiedzieć, ale uwierz mi, jestem tobą zachwycony. Nic bym w tobie nie zmienił — szepcze i całuje mnie w stulone dłonie.
Patrząc mu w oczy podciągam sukienkę do góry, a następnie zdejmuję ją przez głowę, zostając w samym miękkim, koronkowym staniku.
— Klara...
— Co... Mam go zdjąć?
— Nie... Tak jest dobrze. Jesteś przepiękna — mówi i przez chwilę napawa się widokiem. — Połóż się jak ci wygodnie.
Całuje mnie w przelocie i oddala się do swojego stanowiska. Wyczuwam, że jest trochę rozkojarzony. Jego sylwetkę zasłania mi sztaluga, ale mogę się założyć że jest równie mocno podniecony, jak ja. Układam się ponownie na boku, a Rafał zabiera się do pracy. Co jakiś czas nabieram długi wdech i zaciskam uda. Jestem tak podniecona, że tylko resztki wstydu przed Rafałem nie pozwalają mi wsunąć ręki między nogi.
— Rafał... A ile będzie to trwało? — pytam zdawkowo.
— A co? Jednak chcesz coś zjeść?
— Nie — bąkam.
— Więc o co chodzi? Niewygodnie ci?
— No... Właściwie można tak powiedzieć... Chodzi o to, że... No wiesz... — chrząkam i rumienię się pod jego pytającym spojrzeniem. Może weźmie mnie za jakąś za bardzo napaloną albo coś.
— Zimno ci?
— Nie — wzdycham..
— No to powiedz... Co chcesz, żebym zrobił?
— Chcę...
— No mów...
Podchodzi i ponownie kuca przy mnie, zagarniając mnie zachłannym wzrokiem.
— Czy mógłbyś... Mogę cię prosić, żebyś...
— Nie — przerywa mi i milknę. — Lekcja pierwsza, Promyczku... — mówi cicho. — Nigdy mnie nie proś. Jasne?
Kiwam głową i robi mi się niesamowicie przykro. W oczach momentalnie zbierają mi się łzy. Otaczam się bezwiednie ramionami, dotknięta do żywego. Już mi się wszystkiego odechciało. Czuję dotyk ręki na policzku, ale odwracam wzrok.
— Klara... Nie zrozumiałaś mnie. Nigdy mnie nie proś, ale możesz mi wydawać polecenia, a nawet rozkazy. Mów mi, co chcesz żebym zrobił, ale nigdy nie proś o coś, co ci się należy. Dobrze?
Kiwam głową i oddycham głęboko. Po prostu źle go zrozumiałam.
— Więc? Czego sobie życzysz? — szepcze i osusza moje łzy pocałunkami. — Powiedz, co mam zrobić. Czego pragniesz?
— Chcę, żebyś mnie dotknął... — wykrztuszam, ocierając łzy palcami.
— Gdzie chcesz, żebym cię dotknął?
Wzruszam ramionami, czerwieniąc się pod jego spojrzeniem.
— Wszędzie...
— Wszędzie, tak?
— Mhm...
Opiera mnie plecami o oparcie i klęcząc całuje tuż nad kolanem wewnętrzną stronę mojego uda a następnie przesuwa się coraz wyżej.
— Tutaj? — syczy.
Wzdycham, czując mocny dotyk jego rąk wokół ud. Opiera sobie jedną nogę o swój bark i całuje mnie tuż przy biodrze, a potem układa drugą nogę szerzej, tak że jestem przed nim otworzona do granic możliwości. Nie wiem dlaczego, ale nie czuję się skrępowana. Jęczę, bo od kolejnego pocałunku w sam środek pomiędzy udami moje podniecenie osiąga chyba jakiś niebezpieczny limit, zwłaszcza że Rafał jednocześnie wodzi palcem wokół sutka i sunie drugą ręką w górę, docierając do zbiegu ud. Kiedy muska łechtaczkę kciukiem, podryguję i wyginam się, rozkładając uda nieco szerzej, chociaż wydawało mi się to wcześniej niemożliwe. Rafał dotyka mnie tylko lekko, jednym palcem, właściwie ledwie muska opuszkiem, aż mam ochotę na niego nakrzyczeć i zmusić go, żeby nie drażnił się ze mną.
— Rafał... Błagam...
— Nigdy nie błagaj. Mówiłem ci. Prędzej możesz mi rozkazywać — warczy.
— Chcę, żebyś dotknął mnie mocniej...
— Wsunę w ciebie teraz jeden palec... Nie spinaj się, maleńka... Zaufaj mi — szepcze, czuję jego ciepły oddech na swojej cipce i mam wrażenie, że lewituję kilka centymetrów nad tą leżanką. Po chwili Rafał powoli zanurza we mnie jeden palec, cały czas obserwując moją twarz.
Z moich ust wydostaje się przeciągły jęk. Rafał porusza ręką, pocierając co jakiś czas wrażliwe okolice ale omija ten najwrażliwszy punkt. Mam wrażenie, że zaraz wybuchnę. W końcu przesuwa palec wyżej i dotyka go najpierw lekko, a potem trochę mocniej i szybciej. Po chwili do środka dołącza też drugi palec i mam ochotę krzyczeć z rozkoszy. Jego język tam, jego palce...
— Rafał... — jęczę jego imię.
— Tak, maleńka. Jestem tu dla ciebie... Wyglądasz tak cudownie...
Czuję narastające ciepłe napięcie i wiem, że to już. Oddycham spazmatycznie i dochodzę intensywnie, czując jego palce w sobie. Jęczę i wzdycham, a przetaczająca się przez moje ciało fala rozkoszy zostawia po sobie cichą, rozedrganą spełnieniem taflę. Mięśnie mojego brzucha spinają się raz za razem, a dotyk Rafała traci na sile, dostosowuje się do odchodzącej fali orgazmu. Oddycham z ulgą i leżę przez chwilę dysząc, a potem siadam, przyciągam go obok siebie i całuję z wdzięcznością.
— Dziękuję... — mruczę, zaplatając mu ręce na szyi. Odpowiada mi pocałunkiem, nasze języki się splatają i czuję w ustach swój własny smak.
— Nie dziękuj, Klaro... Jestem przeszczęśliwy, że mogłem dać ci rozkosz — szepcze.
Z uśmiechem prostuję się, a potem sięgam do wypukłości w jego spodniach. Rafał chwyta mnie za rękę i kręci głową.
— Nie, Klaro. Teraz wrócimy do pozowania.
— Ale ja chcę...
— Klaro, to nie jest dobry pomysł — przerywa mi i podnosi się na równe nogi.
— Ale dlaczego?
Przez chwilę milczy i jest jakiś nieswój.
— Nie zrozum mnie źle, ale nie sądzę, żebym mógł dojść — mówi w końcu. — Właściwie jestem o tym przekonany. To się nie wydarzy — rzuca mi przepraszające spojrzenie.
Zamieram, a w mojej głowie pojawia się tysiąc znaków zapytania.
— Co... Dlaczego? Masz... To znaczy... Coś ci dolega? — pytam ostrożnie.
— Nie. Nie jestem chory. Nie o to chodzi — kręci głową. — Jeśli już pytasz to badam się regularnie, po sierocińcu robiłem badania żeby się upewnić. Jestem czysty... Pod tym względem. Po prostu nie umiem osiągnąć spełnienia w trakcie... — pociera twarz ręką i wzdycha. — Nie czułbym się godny... Nigdy się nie czułem. Mam za sobą kilka przelotnych relacji, ale nigdy nie czułem się godny tego, żeby czerpać z tego przyjemność.
— Ale... Co ty mówisz? Jak możesz tak siebie postrzegać? — pytam. — Czyli możesz osiągnąć spełnienie tylko jeśli sam...
— Zostawmy to, Klaro — ucina, ale ja nie chcę dać za wygraną. Po prostu nie czułabym, że to w porządku.
— Nie... Ja też chcę dać ci przyjemność, zasługujesz na to tak samo jak każdy człowiek — upieram się. — Nie może być takiej asymetrii. To nie w porządku. Ja tobie też chcę sprawić przyjemność.
— Sprawiłaś mi, przysięgam... Widok twojej twarzy... Twój jęk... Twoje rozchylone usta. Zapamiętam to jak najpiękniejsze obrazy w moim życiu. Nigdy nie widziałem nic piękniejszego — szepcze. — I mam zamiar powtarzać to codziennie.
— Rafał... Tak samo jak ja zasługujesz na przyjemność... I udowodnię ci to... Za chwilę się przekonasz...
— Nie — spina się cały i powstrzymuję mnie za ramiona.
— Wstań i rozepnij pasek — rzucam zdecydowanym tonem, chociaż czuję się lekko skrępowana i w głębi serca boję się, że moj upór skończy się dla Rafała jeszcze większą przykrością.
Rafał waha się przez chwilę, ale bez sprzeciwu wykonuje moje polecenie. Sprzączką brzęczy, kiedy końcówka pasa przesuwa się przez szlufki. Klękam przed nim i sięgam do jego rozporka, a następnie pocieram twardą wypukłość pod materiałem bokserek.
— Klara... Naprawdę nie musisz... Lepiej będzie, jeśli... — głos grzęźnie mu w gardle i sapie przez nos.
— Ciii — uciszam go i chwytam palcami za brzeg gumki, po czym wyjmuję na wierzch dowód jego podniecenia. Muszę przyznać, że ogromny dowód. Przełykam ślinę, bo już sobie wyobrażam, że przecież on się we mnie nie zmieści. Ale na razie nie chcę zaprzątać sobie tym głowy. Rafał ręce ma opuszczone wzdłuż ciała. Oddycha płytko i patrzy na mnie dziwnie, jakby z mieszaniną pożądania i lęku.
— Wiesz... To mój pierwszy raz... Jak będę coś robiła źle... To powiedz — szepczę i oplatam palcami jego wzwód, przesuwając dłonią w górę i w dół, a Rafał tłumi w ustach syk.
— Źle? — bąkam, nieruchomiejąc.
— Nie, kochana... Dobrze... Po prostu... Nie powinienem ci na to pozwalać.
— Ale pozwalasz... — mruczę i pochylam się, żeby wziąć go do ust.
Robię to z jękiem przyjemności jakbym się delektowała najpysznieją kawą pitą po ciężkiej nocy, a on zdusza jęk i tłumi sapnięcie. Wysuwam język i ciągnę nim po jego długości a potem znów zamykam usta na gładkiej, śliskiej główce.
— Tak dobrze? — mruczę cicho.
Rafał w odpowiedzi tylko gładzi moje włosy i odgarnia je z mojej twarzy. Spoglądam mu w oczy, znowu biorąc go do ust, a on patrzy na mnie z taką żądzą w oczach, że aż przebiega mi dreszcz po plecach. Jestem w stanie wziąć do ust tylko sam początek, ale Rafał wydaje się czerpać z tego ogromną przyjemność. Uśmiecham się i przyspieszam ruchy głową, wzbudzając w nim szybszy oddech.
— Klara... Ja zaraz... — sapie i cofa biodra.
Nie przestaję się poruszać, przytrzymując go za materiał spodni w miejscu. Rafał wydaje z siebie głuche warknięcie, zaciska swoje palce na moich włosach dość brutalnie i po ściance mojego gardła spływa jego ciepła sperma. Czekam, aż Rafał całkowicie się wycofa i wypluwam ją, bo niezbyt odpowiada mi ten słonawy smak, a ona osiada na moim podbródku i skapuje na biust. Rafał dyszy i drży, wypuszczając oddechy przez nos. Oczy ma przez chwilę zamknięte i kiedy je otwiera, uśmiecha się. Odpowiadam mu tym samym.
— Nie wiem, jak ci się to udało... — mówi, dysząc jak po wysiłku. — Nigdy wcześniej nie doszedłem podczas seksu. Miałem jakąś blokadę. To było strasznie frustrujące. Myślałem, że z tobą będzie tak samo. Ale jest inaczej... Jesteś niesamowita.
— Cieszę się... I polecam się na przyszłość... — mruczę, ocierając usta i dekolt swoją sukienką. I tak nadaje się tylko do prania.
No pięknie. Teraz nie będę miała już zupełnie czego ubrać. Rafał chyba czyta mi w myślach, bo mówi:
— Nie przejmuj się, możesz chodzić po domu nago... — rzuca, puszczając mi oczko.
— Tylko o tym marzę — śmieję się.
— Żartowałem. Dam ci jakąś koszulkę... Tylko najpierw pójdźmy się wykąpać.
— Wspólnie?
— Sądzę, że w wannie jest wystarczająco dużo miejsca na nas dwoje. Nie uważasz?
Uśmiecham się i kiwam głową.
Patrzymy na siebie jakoś inaczej. Coś się zmieniło. Nagle, w jeden poranek zniknęła ostatnia bariera. Oboje chyba wciąż jesteśmy tym wstrząśnięci i zachwyceni. Z moich ust nie znika uśmiech satysfakcji, a z twarzy Rafała wyraz błogiego niedowierzania. Mam zamiar udowadniać mu każdego dnia, że zasługuje na wszystko, czego pragnie. Że jest godny moich uczuć i wszystkiego, co się z tym wiąże. Udowodnię mu, że wcale nie jest gorszy, wcale nie jest jakiś niegodny. Skąd w ogóle taka myśl pojawiła się w jego głowie? Cieszę się, że udało mi się ją unicestwić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro