Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

"Jest niczym postać namalowana na płótnie, a na nim światło i cień toczą odwieczny pojedynek kontrastu. Stojąc na granicy jasności i mroku, tam gdzie biel i czerń zlewają się w szarość, zdawał się zanikać, jakby ciemność miała go zaraz wchłonąć, czyniąc z niego część mroku."

W ciągu nadchodzących dni Rafał ma zacząć wprowadzić mnie w tajniki pracy w swojej palarni kawy. Pierwszy dzień rozpoczyna od oprowadzenia mnie po całym budynku. Palarnia jest miejscem niemal przesyconym magią, gdzie surowość przemysłowego wystroju splata się z ciepłem zapachem palonych ziaren. Ściany są z czerwonej cegły, pokryte gdzieniegdzie resztkami białej farby, co nadaje wnętrzu artystycznego, nieco surowego charakteru. Na jednej z nich wiszą półki wypełnione szklanymi słojami, w których znajdują się ziarna kawy z różnych stron świata — od Gwatemali po Etiopię. Podłoga, wyłożona ciemnym, olejowanym drewnem, jest solidna i nosi ślady codziennej pracy: delikatne rysy i zmatowienie tam, gdzie najczęściej Rafał się krzątał. Przy ścianie stoi duży, czarny piec do palenia kawy, błyszczący od mosiężnych elementów, które łapią światło wpadające przez wysokie, stare okna. Na długim drewnianym stole leżą różne akcesoria: wagi, miarki, sitka, a także termometry i zeszyty pełne pochyłych, ostrych notatek o różnych profilach smakowych i innych spostrzeżeń.

Wszechobecny zapach jest oszałamiający. Czasem wyczuwam w nim słodką nutę karmelu, innym razem delikatną kwasowość mocno gorzkiej czekolady. W powietrzu unosi się też ulotna woń drewna i dymu, który wydobywa się z pieca podczas palenia.

Rafał zadbał o najmniejsze detale. Obok drewnianej lady znajduje się nawet mały kącik degustacyjny — solidne hokery z brązowej skóry, na których w przerwie od pracy można przysiąść z kubkiem świeżo zaparzonej kawy w dłoni. Podczas jednej z takich przerw przyglądam się tablicy korkowej, na której Rafał powiesił zdjęcia różnych odmian kaw, mapy regionów kawowych i notki zapisane ręcznie na małych kartkach.

To jest miejsce, w którego niewidzialnych żyłach płynie kawa, a sercem jest piec. Każdy szczegół, od maszyny do pakowania po regały z zapasem świeżo sprowadzonych zielonych ziaren, mówi o pasji i dbałości o każdy etap procesu. I ja, zanurzając się w tej atmosferze, zaczynam czuć, że kawa to nie tylko napój, ale cała sztuka, rytuał, ceremonia. Dzielę się swoimi spostrzeżeniami z Rafałem, który robi sobie akurat espresso.

— Mam kolegę w branży, który twierdzi, że dobra kawa jest jak seks — rzuca przez ramię swobodnym tonem, spokojnie przekręcając kolbę w ekspresie.

Krztuszę się swoją kawą.

— Czyżby? — bąkam, czerwieniąc się jak podlotek, którym przecież jestem. W sumie nie mam większego pojęcia, w jaki sposób kawa może przypominać seks. I chyba Rafał zdaje sobie z tego sprawę, bo uściśla;

— Kawa podobnie jak seks od tysięcy lat kusi ludzkość, przyciąga, daje rozkosz i pobudza do działania. To ten sam motyw. Tylko kawa jest neutralna moralnie. Seks wręcz przeciwnie. Czasem ten zakazany kusi najbardziej — rzuca mi dziwne spojrzenie.

— No tak... Ma to seks... Znaczy... Sens... — dosłownie płonę z zażenowania.

Dlaczego to jedno krótkie słowo przez przejęzyczenie w moich ustach zabrzmiało tak nieprzyzwoicie? Mam ochotę zniżyć hoker do samej ziemi i w nią wsiąknąć. Albo zamienić się w ten kawowy kurz walający się pod młynkiem i zniknąć w odmętach kosza na śmieci. Muszę coś powiedzieć. Muszę, żeby nie myślał, że jestem takim dzieciakiem.

— Może kiedyś się przekonam — odzywam się, siląc na zwyczajny ton. — Teraz muszę uwierzyć ci na słowo — podsumowuję, napotykając ciężkie spojrzenie Rafała. Światło pada przez okno na jego oczy, które, jak teraz sobie uświadamiam, mają barwę palonych ziaren kawy.

Rafał marszczy lekko brwi i mam wrażenie, że coś sobie wyobraził, bo po chwili kręci głową i bierze zbyt duży łyk espresso, przez co parzy sobie usta. Syczy przez zęby i odstawia prawie pustą filiżankę na stolik.

— Chodź. Koniec opierniczania się.

Dopijam swoje słodzone americano, wstaję i ruszam za nim. Staram się skupić na tym, co mówi o każdym sprzęcie i poszczególnych etapach wypalania, sprawdzania, sortowania i pakowania kawy, ale moje myśli wędrują w jakieś dziwne rejony, do których nie chcę przyznać się nawet sama przed sobą. W pewnym momencie postanawiam w ogóle nie patrzeć na Rafała, bo tak mnie dekoncentruje w tym swoim nowym wydaniu kawowego eksperta.

— Pieca na razie unikaj — podchodzi do ogromnego metalowego urządzenia, które wygląda na dużo bardziej skomplikowane, niż wydaje się na pierwszy rzut oka z daleka. Ma dużo przycisków i pokręteł. — Ty nie będziesz się zajmować samym wypalaniem. Ten proces wymaga dużego doświadczenia. Czasem wystarczy kilka sekund za długo i cała partia nadaje się potem tylko do wyrzucenia. Ale pokażę ci którymś razem, jak się czyści piec, żebyś mogła mi pomagać. To bardzo ważny etap. Pozostałe zanieczyszczenia mogą zepsuć cały smak lub aromat. Kawa pozostawia po sobie tłuszcz, który też trzeba dokładnie zmywać odpowiednim detergentem...

Później w magazynie pokazuje mi duże worki z zieloną, jeszcze nie wypaloną kawą. Oglądam z ciekawością rodzaje zielonych ziaren słuchając, czym różnią się mieszanki arabiki od robusty. Przypominają małe, blade fasolki. To niesamowite, że można wyciągnąć z nich taki smak i aromat. Teraz prawie w ogóle nie pachną.

Kolejnego dnia uczę się pakowania kawy. Ziarna muszą być przesiane i schłodzone, zanim trafią do specjalnych worków. Rafał tłumaczy, jak ważne jest, by każda paczka była szczelnie zamknięta i oznaczona etykietą z datą palenia.

— Świeżość to podstawa. Jeśli klient dostanie starą kawę, więcej do nas nie wróci — mówi Rafał. — Jakość jest najważniejsza. Ale są też inne elementy, które składają się na całość. Od opakowań i same paczki, po ręcznie pisane kartki z podziękowaniem dołączane do wszystkich zamówień. Nawiązanie i utrzymanie dobrej relacji z klientem też jest ważne. Za każdym numerem zamówienia kryje się indywidualny człowiek, który wraz z otrzymaniem kawy potrzebuje poczuć się wyjątkowo.

Unoszę brwi, zdziwiona takim podejściem Sarzyńskiego. Ale może właśnie w tym tkwi sukces jego palarni. Jego produkt jest nie tylko dobrej jakości, ale też ludzie wyczuwają serce, które wkłada w każde ziarenko. Rzeczywiście Rafał wygląda na pochłoniętego tym wszystkim. W jego ruchach i spojrzeniu widać pasję. Jemu się po prostu chce to robić. Dla niego nawet porządki w palarni to przyjemność.

Przy stanowisku z etykietowaniem spędzam prawie cały dzień. Początkowo robię to niezdarnie, ale z czasem nabieram wprawy.

— Mówiłem, że masz miarkę w oczach — mruczy z zadowoleniem Rafał, kiedy przegląda gotowe paczki z naklejonymi przeze mnie etykietami. Robi mi się ciepło w okolicy mostka i uśmiecham się pod nosem.

W trzeci dzień poznaję maszyny do mielenia kawy. Oglądam z bliska młynki, wdychając wszechobecny zapach kawy. Coś wspaniałego. Ten aromat nigdy się nie nudzi.

— Na pewno orientujesz się, że nie każda kawa jest mielona tak samo — tłumaczy Rafał. — Espresso potrzebuje drobniejszego mielenia, inne grubszego. Ogólnie w naszych młynkach mamy siedem stopni zmielenia i takie też mogą sobie wybrać klienci w zamówieniu. Zazwyczaj klienci do indywidualnych potrzeb wybierają drobno zmieloną, a kawiarnie czy restauracje potrzebują różnych grubości. Najbardziej grubo zmielonej kawy używa się do cold brew i kawy parzonej metodą toddy. Kawa o drugim stopiniu zmielenia, nadal dość gruba, stosowana jest w french pressie i parzeniu w dzbanku tłokowym. Średnio-grubo mielona kawa na konsystencję drobnego piasku. Używana jest w dripach i przelewach. Z kolei na czwartym stopniu otrzymujemy średnie mielenie. Proszek przypomina wtedy zwykły piasek. Taka grubość najlepsza jest do kawiarek przelewowych i urządzeń automatycznych. Następnie mamy poziom średnio-drobnego mielenia, coś pomiędzy piaskiem a cukrem pudrem. Popularne w pour-over i dripach. No i mamy jeszcze drobne mielenie, które pozwala nam otrzymać kawę o konsystencji cukru pudru. Odpowiednia do ekspresów ciśnieniowych.

— A ostatni poziom? Siódmy?

— Dobrze liczysz — uśmiecha się, unosząc na mnie wzrok. — Bardzo drobne mielenie zamienia ziarna kawy w pył, trochę już przypominający w konsystencji mąkę. Tak drobne zmielenie stosowane jest do kawy po turecku lub arabskiej przygotowywanej w tygielku, albo jak to nazywają, w dżezwie. Taką kawę piją też na południu Europy, również na Bałkanach.

— Moja babcia dostała kiedyś od koleżanki, która wróciła z Chorwacji, taką kawę, bodajże  Jubilarną. Jugosłowiański klasyk. Smakowała jak piwnica w starej kamienicy! — krzywię się z odrazą, a Rafał zaczyna się śmiać.

— Tak... Oni mają specyficzny gust. Lubią mocno paloną kawę... Rzeczywiście śmierdzi piwnicą. Idealnie to ujęłaś — śmieje się, lekko mrużąc oczy. — Cóż... Skoro tak dobrze pamiętasz smak jednej kawy, to będziesz moją konsultantką w cuppingu.

— W czym?

Następnego ranka przekonuję się, czym jest cupping. Rafał przygotował próbki kawy do degustacji, podkreślając przy tym, że woda musi być miękka, odkamieniona, bo twarda wpływa na smak. Dziwnie się czuję, gdy mężczyzna staje tuż za mną i zawiązuje mi opaskę na oczach, tłumacząc że mam skupić się tylko na dwóch zmysłach, węchu i smaku. Zostaję posadzona na obrotowym hokerze. Rafał podaje mi odrobinę zaparzonej kawy na jakiejś specjalnej ceramicznej łyżce... Podobno metalowe wpływają na smak.

— Spróbuj tej i powiedz mi, jakie nuty wyczuwasz? Musisz tak zassać i potrzymać chwilę w ustach... Możesz siorbać. Nie krępuj się — mówi cicho.

Chrząkam i czerwienię się, nagle zakłopotana ale posłusznie rozchylam wargi.

Rafał podsuwa mi łyżkę do ust, opierając mi ją na dolnej wardze. Nabieram wdech, wyczuwając obłędny aromat, a potem zasysam napój z łyżki. Smak kawy rozlewa się rozkosznie po moim języku i podniebieniu. Nie odważam się siorbać ale trzymam płyn na języku nieco dłużej niż normalnie. Przełykam, oblizuję wargi i mruczę, zastanawiając się nad doznaniami.

— I jak?

— Gorzka... — bąkam, a kącik ust mi lekko drży, kiedy wyobrażam sobie jak Rafał przewraca oczami na ten wielce profesjonalny komentarz.

— Skup się na nutach... Co wyczuwasz?

Wzdycham, znów oblizując wargi. Kawa jak kawa. Gorzka, ale może czuć odrobinę kakaowego posmaku. Sama nie wiem. Ciamkam lekko językiem.

— Wyczuwam coś kakaowego... Tak lekko, ale wyczuwalnie. Jakbym do kawy zjadła odrobinkę gorzkiej czekolady.

— Świetnie — kwituje Sarzyński. — Teraz przepij wodą i spróbuj kolejnej.

Podaje mi szklankę wody i po chwili zasysam z łyżki kolejną próbkę do ust. Lekko mlaszczę i czerwienię się, czując na sobie wzrok Sarzyńskiego. Mam ochotę pozbyć się tej opaski, ale degustacja to degustacja. Powstrzymuję ruch ręki.

— Hmm... — mruczę. — Sama nie wiem. Ta jest chyba nieco bardziej kwaskowata i mniej gorzka. Taka trochę jakby owocowa. Jagody albo porzeczki...

— Zgadza się. Smakuje ci?

— Nie bardzo. Nie lubię kwaśnej.

Rafał cicho się śmieje, jakby dobrze wiedział, że to powiem.

— Chcesz spróbować ostatnią?

Kiwam głową. Sarzyński nabiera na łyżkę trzecią przygotowaną próbkę i zbliża do moich ust. Tym razem dwoma palcami podtrzymuje mnie delikatnie za podbródek i ten niespodziewany dotyk tak mnie dekoncentruje, że gwałtownie się cofam, przez co odrobina kawy spływa mi z kącika ust.

— Oj... Przepraszam... — bąkam.

— Nie szkodzi...

Wyczuwam, że Rafał kciukiem wyciera mi skórę przy kąciku ust. Staram się skupić na doznaniach smakowych, ale serce tak mocno mi bije, że już nie wiem, co miałam przed chwilą w ustach.

— I jak? — dopytuje Rafał, jakby nie zauważając mojej konsternacji. Chociaż... Jego głos wydaje się nieco bardziej ochrypły i przygaszony.

— Chyba... Nie wiem. Właściwie ciężko powiedzieć. Jakoś tak...

— Potrzebujesz jeszcze trochę?

— Tak, poproszę.

Wypijam dodatkowy łyk i tym razem w końcu to wyczuwam. Smak jest lekko orzechowy. Zdecydowanie. Lekko gorzki ale i słodkawy, bez żadnej kwasowości w zakończeniu.

— Ta mi najbardziej smakuje. Nie jest kwaśna, nie za gorzka, lekko słodka i da się wyczuć orzechowy posmak, może też trochę karmelu — oceniam.

— Widzisz, jaka z ciebie specjalistka? Wyczułaś poprawnie wszystkie podstawowe nuty. Jest tego jeszcze bardzo dużo, ale to są już niuanse wymagające większego doświadczenia.

Rafał zdejmuje mi opaskę i patrzy na mnie z zadowoleniem. Rumienię się i bezwiednie przygryzam wargi.

— Czyli przeszłam pozytywnie test smakowy?

— Wstępny tak — odpowiada enigmatycznie i zaczyna sprzątać naczynia po degustacji.

— Wstępny? A co jest dalej?

— Kolejny poziom. Średnio zaawansowany. Więcej smaków, zapachów i innych szczegółów. Ale na dzisiaj wystarczy. Dobrze się spisałaś.

— Mówiłeś, że osiemnaście lat temu też mnie tak karmiłeś łyżeczką... Historia zatoczyła koło — żartuję, żeby rozładować napięcie, ale chyba osiągam odwrotny skutek.

Rafał odwraca się plecami i nie odpowiada. Wyczuwam, że jest jakiś poważny, mimo że przecież przed chwilą miał dobry nastrój. Może coś sobie przypomniał? Po tej scenie w kuchni rozumiem już, że Rafał nosi w sobie jakieś przykre, traumatyczne wspomnienia i czasem nawet drobna rzecz może wyprowadzić go z równowagi lub przywołać silne, negatywne doznania. Myślałam, że tym nawiązaniem do naszej wspólnej przeszłości jednocześnie nawiążę między nami nić porozumienia, tymczasem Rafał na samo wspomnienie wyraźnie się spiął.

— Wszystko w porządku? — pytam, zsuwając się z hokera. — Powiedziałam coś nie tak?

— Możesz iść już do siebie. Ja tu jeszcze zostanę. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia — odpowiada sucho, nie patrząc w moją stronę.

— A mogę się przyglądać jak pracujesz?

— Nie. Idź już. Potrzebuję się skupić.

— Moja obecność cię rozprasza?

Odwraca się i rzuca mi dziwne, intensywne spojrzenie. Sięga po coś do szuflady i z lekkim trzaskiem zakłada na rękę czarną, gumową rękawicę, a potem drugą. Chyba ma zamiar robić zaraz jakieś sortowanie ziaren.

— Wracaj do domu, Klara...

— Będę grzeczna. Obiecuję.

— Klaro... Zejdź mi teraz z oczu. Rozpraszasz mnie — syczy z irytacją.

— Będę tak cicho, że zapomnisz o moim istnieniu.

Kręci głową i nachyla się nade mną. Policzek i ucho owiewa mi jego ciepły oddech.

— Jesteś grzeczną uczennicą i zasługujesz dzisiaj na nagrodę, więc teraz już idź. 

— A jaka będzie nagroda?

— Zobaczysz. Leży w kuchni na stole.

— Co tam jest?

— Niespodzianka — mówi bez cienia uśmiechu.

— Aż się boję.

— Niepotrzebnie. Powinno ci się spodobać.

— Ale skąd wcześniej wiedziałeś, że zasłużę na nagrodę?

— Intuicja — szepcze mi wprost do ucha, po czym nie dotykajac dłońmi tylko przedramionami obraca mnie za barki i kieruje do wyjścia.

Zostawiam go więc w palarni i tylnymi drzwiami wchodzę do kuchni. Na stole leży ciemnogranatowa koperta. Podchodzę bliżej i sięgam po nią z niecierpliwością. Muszę się powstrzymywać, żeby nie rozedrzeć papieru. W środku jest jakiś sztywny, granatowy kartonik z zaproszeniem na uroczyste otwarcie wystawy "Chiaroscuro". Wernisaż ma odbyć się dwudziestego ósmego grudnia. Czyli to jest ta wystawa, której plakat widziałam kilka dni temu w jednej z galerii.

Z jednej strony czuję ekscytację, a z drugiej... Przecież ja nie mam niczego, co mogłabym na siebie włożyć z tej okazji. Chyba tylko ta czarna spódnica i bluzka, ale wolałabym nie zakładać żałobnych ubrań na wernisaż. Czułabym się z tym źle, a i Rafał mógłby to różnie odebrać.

Do końca grudnia jest jeszcze dwa tygodnie. Może w tym czasie kupię jakąś odpowiednią do okazji sukienkę. Babcia kilka razy brała mnie na taki wernisaż, ale miałam wówczas kilkanaście lat, nie przejmowałam się za bardzo wyglądem. A teraz zależy mi, żeby... Żeby spodobać się Rafałowi? Naprawdę to pomyślałam? To niedorzeczne. Kompletnie mi odbiło. Jest szesnaście lat starszy. Może trochę sobie ze mną flirtuje, ale na pewno nie myśli o mnie w ten sposób. Raczej traktuje mnie jak przybraną córkę. Chyba... Skoro wstawał do mnie, gdy byłam niemowlęciem. Karmił mnie kaszką. Może nosił na rękach. Usypiał. A teraz ja jak ta idiotka się w nim zadurzam? Co by pomyślała o mnie babcia!

Zastygam wzrokiem w miejscu, w którym zdjęłam z siebie sweter i stanęłam przed Rafałem w samym staniku. Patrzył na mnie jak mężczyzna na kobietę. Patrzył jakby chciał zedrzeć całą resztę ubrań. A może to tylko moja nadinterpretacja? Może był zszokowany i nie wiedział, jak się zachować? Przecież od tamtej pory nie wracaliśmy już ani razu do tej sytuacji. Żadne z nas nie poruszyło więcej tematu tego, co się wydarzyło. Właśnie. Może nic takiego się nie wydarzyło? Może przez swoje niedoświadczenie i zauroczenie Sarzyńskim coś sobie dopowiadam, a on nie chcąc robić mi przykrości stara się to ignorować?

Już sama nie wiem, czy to co zaczyna kiełkować w mojej głowie jest niestosowne, niemoralne, po prostu złe... Nic już nie wiem. Czuję w sercu ciężar, tak jakby nagle przeobraziło się w bryłę z zimnego marmuru. Biegnę z powrotem do palarni i z impetem wpadam do środka. Młynek jest włączony, a jego dźwięk zagłusza trzaśnięcie drzwi. Zamieram widząc coś, co zaciska mój żołądek jeszcze bardziej.

Rafał stoi oparty o stół. Podchodzę bliżej. Z jego ust na blat kroplami cieknie krew. Mężczyzna ma zamknięte oczy i cały drży. Nie mogę go tak zostawić, mimo że boję się jego reakcji na mój widok. Delikatnie dotykam jego ramienia, a on wzdryga się i ogląda do tyłu, ocierając rękawem zakrwawioną wargę. Jednym ruchem wyłącza młynek.

— Co się stało? Krwawisz... — unoszę rękę do jego ust, ale on się cofa.

— To nic... Nie przejmuj się — sarka.

— Co ci się dzieje? — pytam ze łzami w oczach. — Rafał...

Rafał w milczeniu ściąga rękawiczki poplamione krwią i wyrzuca je do kosza. Widzę, że jest roztrzęsiony. Ledwo nad sobą panuje...

— Idź stąd, Klara. Są sprawy, o których małe dziewczynki nie powinny myśleć — rzuca ze złością.

— Nie jestem dzieckiem — zaperzam się, szukając wzrokiem  jego oczu. — Powiedz mi, co się dzieje...

Rafał prycha i z jego ust wydobywa się gorzki śmiech. Ociera ręką twarz i zakrywa oczy, biorąc głęboki wdech. Potem podchodzi, wyłącza światło w palarni i staje naprzeciwko mnie, widzę całą jego wysoką, smukłą postać. Światło z okna oświetla jedną jego połowę, a druga tonie w mroku.

— Stoję na linii... — mówi niemal szeptem. — Z jednej strony oświetla mnie dobro, z drugiej strony pochłania mnie pierdolony, kurewsko czarny mrok. Zgadnij, w którą stronę mnie ciągnie, promyczku...

— Nie wiem, ale mam nadzieję, że w tę dobrą — bąkam.

— Zatem idź już, Klaro, zanim zrobię coś, co przeciągnie mnie w całości na tę mroczną stronę. I ciebie zgasi razem ze mną... A tego bym nie chciał. Twoja babcia też by nie chciała, nie tego od nas by chciała... — kręci głową.

— A czego od ciebie by chciała? Co napisała ci w liście? — pytam przez łzy.

— Wolę nawet nie wypowiadać jej prośby na głos... Idź już! — mówi gorzkim, łamiącym się głosem i oddala się, znikając w ciemnym magazynie. Nie mam odwagi wchodzić tam za nim. Wypadam na zewnątrz, wdychając mroźne powietrze i mrużąc oczy przed oślepiającym światłem odbijającym się od śniegu.

Na policzkach zamarzają mi łzy. W głębi serca wiem, co chciał mi przekazać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro