Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

W sobotę wieczorem kaloryfery zaczęły grzać niemiłosiernie i Tae-hyung nie mógł zmrużyć oka. W mieszkaniu zrobił się zaduch i nie pomagało nawet wietrzenie. Pogoda za oknem po prostu wciąż była za ciepła, aby sezon grzewczy wystartował, ale znowu bez niego, było tu lodowato jak na biegunie.

Tak źle, tak niedobrze — pomyślał i przewrócił się po raz setny z boku na bok.

Emocje potęgował śpiący obok JK. Został wczoraj na noc i dziś jakby nigdy nic zjedli śniadanie, byli na spacerze, potem poszli na obiad do restauracji, a na kolację zjedli mak-guksu. Ma-ri była zachwycona. Nie schodziła JK'owi z kolan, a on wieczorem znów położył się do łóżka. Jakby nigdy się nie wyprowadził.

W końcu Tae-hyung nie wytrzymał. Odsunął bezszelestnie kołdrę na bok i spojrzał na niego przez ramię. Jeszcze w to trochę nie dowierzał, że on tu naprawdę jest, ale serce to wiedziało. Biło mu spokojnie w piersi, czując jego obecność. Na chwilę zastygł w bezruchu i przyglądał się jego nagim plecom. Miał ochotę go w nie pocałować, jak kiedyś, ale nie miał odwagi. Intymność po tym, co zrobił, nie była czymś, co mógł zainicjować. To był ruch JK'a, a jemu chyba się do tego nie spieszyło.

Może ma opory, blokadę? Może się mnie brzydzi? — pytał sam siebie i znów czuł się jak zbrodniarz, złodziej, bandyta. Czasem szorował się pod prysznicem jak opętany, żeby zmyć z siebie dotyk Marcela, a potem płakał, bo nijak to nie pomagało.

Pytania rosły w jego głowie zwłaszcza teraz w nocy, gdy JK spał obok, taki niczym niewzruszony i bał się tej jego obojętności. Sądził, że skoro go odzyskał, to dręczące pytania i poczucie winy znikną. Nic z tego. Tylko się nawarstwiły.

Miał kogoś? Spotykał się z kimś? — zadręczał się w kółko jednym i tym samym. — A jeśli nie będziemy potrafili być blisko jak kiedyś? Może on bardzo chce mi wybaczyć, ale co jeśli nie umie?

Odpowiedzi nie nadchodziły, dlatego wstał z łóżka i poszedł do kuchni napić się wody.

Parkiet zaskrzypiał, gdy przechodził przedpokojem i...

JK uchylił oczy, wtulony w poduszkę.

— Tae? — zapytał zaspanym głosem i obejrzał się przez ramię.

Nie było go obok. Usłyszał za to, jak woda leci z kranu w kuchni. Odczekał chwilę, ale ponieważ długo nie wracał, wstał i poszedł za nim. Światło było jednak zgaszone i nie było go w kuchni. Zastał go w salonie, jak stał i w poświecie latarni wpadającej przez okno, patrzył na zdjęcie jego i Ma-ri. Było zrobione w ich piątą rocznicę ślubu. Uśmiechnął się, bo tuż pod nim na komodzie stały ludziki z kasztanów, które zrobili razem z Ma-ri wczoraj po południu.

— Dlaczego nie śpisz? — zapytał cicho.

Tae-hyung drgnął.

— Boże, ale mnie wystraszyłeś — powiedział zdławiony, odwracając się w jego stronę.

Oczom JK'a nie umknęło, choć panował półmrok, że zmierzył go wzrokiem z góry na dół i się speszył. Stał przed nim w samej bieliźnie i miło go to połechtało, że wciąż na niego tak działał. To był ten moment, gdy chciał znów być z nim blisko, bo pomimo że wrócił do domu, to intymność nie wróciła do sypialni, jak sądził, że się stanie. Skrępowana, upokorzona, chowała się gdzieś po kątach, a oni obaj nie umieli z tego jakoś zgrabnie wybrnąć. JK nigdy nie inicjował zbliżeń, to Tae-hyung był tym, który rządził w łóżku i wybierał odpowiedni moment, a teraz byli w patowej sytuacji.

— Przepraszam — powiedział do niego i podszedł bliżej.

Tae-hyung odwrócił wzrok.

— Nic się nie stało.

— No więc? — dopytał JK.

Tae-hyung spojrzał znów na niego nerwowo.

— Co no więc? — odpowiedział pytaniem na pytanie.

JK uśmiechnął się kącikiem ust.

— Pytałem, dlaczego nie śpisz — zapytał szeptem i podszedł jeszcze bliżej.

Objął go w pasie i przyciągnął do siebie.

— A, to — stęknął Tae-hyung. — Gorąco tu jak w piekle, wstałem napić się wody, nie mogłem zasnąć — wytłumaczył. — I jakoś zawędrowałem tutaj — dodał i spojrzał znów na zdjęcie. — Bardzo lubię tę fotografię.

JK popatrzył na ścianę.

— To nasza rocznica ślubu, piąta, drewniana, czy to nie zabawne, że akurat tu postawiłeś te ludziki z kasztanów?

Tae-hyung spojrzał na niego pytająco.

— Naprawdę? Piąta to drewniana?

— Yhm — przytaknął JK i spojrzał na zdjęcia. — Dlaczego prawie nie ma tu ciebie? — zapytał, jakby nigdy wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy.

Tae-hyung też spojrzał na ramki. Ogarnął go jakiś nostalgiczny smutek.

— Nie wiem, może dlatego, że to tylko moje spojrzenie na nas. To ja je tu wieszałem i chyba dlatego. Dla mnie Wy jesteście najważniejsi, a ja jestem gdzieś z boku — wyznał gorzko, choć nie z wyrzutem.

JK się skrzywił.

— Trzeba to koniecznie naprawić — powiedział stanowczo.

Wiedział, że to on zawalił. Nigdy się tym nie interesował, bo choć zawsze spełniał każdy kaprys Tae-hyunga, to ten mu jakoś umknął. Poprawił uścisk na jego pasie, wciąż patrząc na ramki ze zdjęciami i stykając razem ich biodra, zakołysał nimi oboma.

— Jutro przejrzymy wszystkie zdjęcia i coś wybierzemy. Kupimy do nich ładne ramki. Urządzimy wieczór wspomnień, co ty na to? Ma-ri tak lubi je oglądać. Może obejrzymy filmy z wakacji? Co myślisz, fajny pomysł? — zaproponował i spojrzał na niego.

Tae-hyung się uśmiechnął.

— To jeden z plusów małżeństwa, pamiętasz? Kiedyś je razem wymyśliliśmy...

— Oczywiście, że pamiętam — zapewnił JK, a do głowy przyszedł mu jeden z plusów, z którego zawsze trochę się śmiali, ale on był tak do granic prawdziwy, że właśnie aż śmieszny.

Popatrzył mu w oczy i poczuł ogromne pożądanie. Wróciło. To był ten moment, na który czekał. Objął jego policzek dłonią i pocałował jego usta.

— Pamiętasz jeszcze jeden plus? — zapytał, wciąż patrząc na jego usta z pożądaniem.

Tae-hyung patrzył teraz na niego szeroko otwartymi oczami.

— Który? — stęknął i przełknął głośno. — Było ich więcej niż dwa.

Doskonale pamiętał i wiedział, co JK miał na myśli, ale nie chciał się wygłupić. To wciąż był jego ruch do wykonania. Nie zniósłby porażki, gdyby chodziło o coś innego.

— Mam na myśli... — urwał i znów pocałował go miękko. — Ten, który mówi, że gdy jest się małżeństwem... seks prawie nigdy nie zaczyna się w sypialni. To wciąż takie podniecające, nie sądzisz? A może nawet bardziej niż kiedyś.

Tae-hyung stęknął, ale jego ciało zaoponowało.

— Bardzo... ale...

JK'a zaniepokoiło to „ale". Przerwał pocałunek i spojrzał mu w oczy. Ich spojrzenie było spragnione, ale tlił się w nim lęk.

— O co chodzi?

— Czuję się taki brudny... — jęknął Tae-hyung, a jego oczy się zaszkliły.

— Ćśśśś — uspokoił go JK. Oparł czoło o jego czoło i znów objął jedną dłonią jego policzek. Pogładził kciukiem. — Dziś jesteśmy tu tylko my. Tylko ja i ty. Chcę wypełniać twoje myśli aż po brzegi. Nie chcę tu nikogo innego między nami. Nie myśl już o tym, ja już o tym nie myślę. Odzyskałem cię i nie chcę nigdy więcej stracić. Naprawmy to razem, jak zawsze — powiedział z przekonaniem. — Pamiętasz? — zapytał i potarł nosem jego nos, czule. — To też jeden z plusów małżeństwa, wszystko przechodzimy razem, wzloty i upadki — dodał i znów pocałował miękko jego usta. — Ale dziś dopuśćmy do głosu tylko ten jeden i... zacznijmy tutaj... błagam... poza tym wątpię, że on dotknął w tobie to, co ja dotykam... — stęknął i zaczął całować Tae-hyunga bardziej zachłannie. Wpasował swoje ciało w jego bardzo szczelnie. — Powiedz, że tylko ja to potrafię... że potrzebujesz tylko mnie... — wydyszał niecierpliwie. — Że tylko mnie kochasz... i że nikt więcej się nie liczy... potrzebuję tego skarbie, potrzebuję tylko ciebie... kocham cię, Tae.

— Nikt JK, tylko ty...

JK zacisnął dłonie na jego pasie i przyciągał do siebie coraz bardziej zaborczo.

— Boże, ledwo nad sobą panuję, wziąłbym cię tu na tej podłodze... jak dawniej... pamiętasz... sprawiłbym, żebyś głośno prosił o więcej, ale... mamy dziecko, które śpi za ścianą i nie mogę, szkoda — zaśmiał się nerwowo w jego usta. — Zrobię to w sypialni, powiedz, że chcesz — poprosił, ale nie czekał na odpowiedź. — Chodź, bo oszaleję...

Pociągnął go w stronę wyjścia i wciąż całując zachłannie, trącił komodę biodrem. Kasztanowy ludzik, którym był Tae-hyung, przewrócił się i znów odpadła mu głowa, zupełnie jak wtedy w szkole.

JK spojrzał na niego i parsknął śmiechem.

— Mam nadzieję, że straciłeś ją dla mnie, bo jak nie, to przykleję ci ją klejem.

— Jesteś padalcem — zadrwił Tae-hyung.

A potem JK zaprowadził go do sypialni. Zrzucił kołdrę na ziemię, a jego położył na materacu. Rozciągnął na prześcieradle i zaczął całować. Calusieńkiego. Od głowy aż do stóp. Powoli. Delektował się smakiem jego skóry i rozkoszował dźwiękami, jakie wydobywały się z jego krtani. Spragnione opuszki palców prowadził po jego ciele odważnie i tak jak wiedział, że sprawią mu największą przyjemność. Pamiętał każdą jego zachciankę i kaprys. Tae-hyung chwilami się zatracał, odchylał głowę do tyłu i wił się z rozkoszy, a on ściągał go z powrotem, całując w uchylone usta. Spijał z nich jego jęki i westchnienia, gdy zatopił w jego ciele najpierw palce, a potem tętniącą erekcję.

— Głośniej — poprosił drżącym głosem na granicy świadomości. — Daj mi to, Tae. Czekałem rok, żeby znów cię takiego usłyszeć. Tęskniłem za tym — stękał z wysiłku.

Z trudem panując nad własnym ciałem i urywanymi jękami wydobywającymi się z jego własnego gardła, zaprowadził go na szczyt, i chwilę później do niego dołączył.

— Kocham cię, Tae — dyszał mu w usta, czując wciąż, jak echo spełnienia odbija się w jego ciele. — Kocham to z tobą robić — mówił jak w transie i gładził jego włosy. Pocierał policzki kciukami i całował raz po raz jego usta.

— Ja też cię kocham, JK — szeptał błogo rozkojarzony Tae-hyung.

Jednak nad ranem, JK znów przyłapał go w salonie. Przyklejał głowę ludzikowi klejem.

— Tae, co robisz? — zapytał rozbawiony, ale Tae-hyung mu nie odpowiedział.

Palce mu drżały, zniecierpliwione i omal nie płakał. Był tak rozedrgany i jednocześnie skupiony na tym, co robił, że nie zwrócił nawet na niego uwagi.

Podszedł do niego szybko i chwycił za ręce. Ludziki się znów poprzewracały.

— Tae, jesteś niepoważny — skarcił go, ale serce mu się rozpadało na kawałki od tego widoku.

Dla Tae-hyunga te wszystkie drobnostki miały ogromne znaczenie. Zranił go, choć wcale nie miał takiego zamiaru i zdał sobie sprawę, że ich życie już na zawsze będzie wyglądało inaczej. Nie chciał tego. Chciał ich dawnej codzienności. Bez zdrady i braku zaufania. To dlatego nie wrócił do siebie nawet po najpotrzebniejsze rzeczy. Nie chciał ich opuszczać nawet na chwilę.

— Nie chcę... nigdy więcej... — mówił drżącym głosem Tae-hyung i odpychał jego dłonie, wciąż chcąc naprawić ludzika.

Pojedyncza łza przetoczyła się po jego policzku.

JK zabrał mu ludzika z rąk i położył na komodzie, a jego objął szczelnie ramionami i wtulił w siebie.

— Tae, uspokój się, to już jest za nami — szeptał uspokajająco do ucha. — Musisz przestać o tym myśleć. Mówiłem ci, ja już o tym nie myślę i dlatego tak zażartowałem. Przepraszam, nie sądziłem, że to jest takie żywe twojej głowie.

— Nie potrafię przestać — zapłakał Tae-hyung.

JK przytulił go do siebie mocniej. Jego zachowanie było niepokojące. Podejrzewał, że Tae-hyung przy okazji nabawił się czegoś w rodzaju stanu depresyjnego. Przecież nigdy nie był aż tak nieogarnięty i rozchwiany emocjonalnie, jak był teraz.

— Jeśli będzie trzeba, pójdziemy na terapię. Jeśli tylko tego potrzebujesz, zrobimy to, kochanie. Ale musisz zrozumieć jedno, ja też zrozumiałem. Popatrz na mnie — poprosił i objął jego twarz dłońmi. Serce mu się łamało na tysiące kawałków, gdy widział go w takim stanie, ale też mocno przerażało. — Nie możemy zmienić tego, co się stało, rozumiesz? Ale możemy zmienić to, co dopiero będzie. Zróbmy to, jak należy. Zrobimy idealnie, zobaczysz. Razem nam się uda. Wracajmy do łóżka, musisz się przespać. Dać myślom odpocząć.

Kiedy się położyli, Tae-hyung schował się w jego ramionach i zwinął w kłębek.

— A czy ty... przez ten czas... gdy nie byliśmy razem...

— Nie, Tae — zaprzeczył natychmiast JK. Wiedział, czego dotyczyło pytanie.

— Nie miałbym ci za złe, po prostu chciałem wiedzieć.

— Nie, kochanie, nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Ja nigdy się z tobą nie rozstałem tak naprawdę. Cały czas byłem twoim mężem. Zawsze będę — obiecał, głaszcząc go po włosach. — Proszę cię, nie myśl już o tym, to wszystko to przeszłość.

A kiedy Tae-hyung usnął, wycieńczony dręczącymi go myślami, JK wstał i poszedł do salonu. Przykleił ludzikowi głowę klejem i ustawił znów w rządku. Ruszył z powrotem do sypialni, ale w progu się zatrzymał i obejrzał za siebie.

Wrócił do komody. On też miał swoje braki i lęki.

Skleił trzem ludzikom ręce, razem.

— Nigdy więcej nikt mi was nie odbierze.

🍁🍂🍁🍂🍁🍂🍁🍂🍁🍂

Biedaki...

No muszą się z tym jakoś uporać. Myślę, że JK (dość pochopnie, ale doceńmy jego starania) znajdzie sposób :D

Kto nie widział najnowszego TikToka z Teach me ten trąba ;) Zapraszam do obejrzenia i...

Do jutra!

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro