Rozdział 3
- Paniczu Luhanie?
Mężczyzna spojrzał znad swojej książki i napotkał oczy uśmiechniętego lokaja. Chanyeol uśmiechnął się jeszcze szerzej, wchodząc do zimnej sypialni.
- Obiad jest gotowy. Wolałbyś, żebym go tu przyniósł?
- Nie. - odpowiedział Luhan zmęczonym uśmiechem, gdy zamknął książkę. - Zaraz zejdę na dół, przy okazji zaczerpnę świeżego powietrza.
-- Och. - Chanyeol wyglądał na zaskoczonego, ale szybko się opanował i powiedział. - W porządku. Przekaże pokojówce, żeby przygotowała stół w kilka minut.
Luhan uśmiechnął się do optymistycznego kamerdynera, a potem obserwował, jak wycofuje się i zamyka za sobą drzwi. Drobny chłopak opuścił nogi wzdłuż łóżka i wstał, by udać się do łazienki, ale szybko upadł, gdy zaatakowała go nowa fala mdłości. Syknął cicho i przyłożył dłoń do pulsującej głowy, gdy oddychał głęboko. Minęło wiele czasu od kilkutygodniowej ciąży. Jeśli ktoś kiedykolwiek by mu powiedział, że jest zaskoczony i zszokowany, prawdopodobnie by go wyśmiał. Nie tym razem. Luhan poczuł się zmiażdżony i skażony. Myśl o urodzeniu dziecka jego męża była tylko pomyłką i hańbą, natomiast miała być najpiękniejszą rzeczą na świecie.
Czuł się zniesmaczony. Nienawidził swojej duszy, ponieważ była już wystarczająco przesiąknięta wstydem i kłamstwem.
* * *
- Oto pieczony kurczak z kwaśną śmietaną, taki jakiego sobie życzyłeś.
Luhan uśmiechnął się z wdzięcznością, gdy Baekhyun podał mu talerz z jedzeniem. Wypróżniał wszystko, co dostawało się do jego żołądka, z wyjątkiem kurczaka przygotowanego przez Baekhyuna. Luhan nienawidził tych zachcianek, które miewał podczas ciąży, niestety nie miał wyboru. Musiał z tym żyć.
To nie było takie trudne, ponieważ musiał żyć z o wiele gorszymi rzeczami niż nudności i zachcianki.
- Dziękuję, Baekhyun.
Szef kuchni skinął głową i opuścił pomieszczenie cichym chodem. Luhan patrzył z ciężkim sercem obserwując jak ciężarny kucharz spotkał się ze swoim mężem w połowie drogi, a następnie ten podzielił się delikatnym pocałunkiem. Zazdrościł im, tego co mieli Chanyeol i Baekhyun. Zazdrościł im miłości i szczęścia między nimi. Zazdrościł ich dziecka, które przebywa w świecie pełnym miłości.
- Nie wiedziałem, że teraz lubisz jeść na zewnątrz.
Jego widelec zatrzymał się w połowie drogi do ust, gdy patrzył z szeroko otwartymi oczami na ostatnią osobę, której się spodziewał. Luhan patrzył bez wyrazu, podczas gdy Sehun wchodził na werandę.
Sehun miał na sobie codzienne ubranie, sugerujące, że nie wyszedł dzisiaj z domu. Włosy miał roztrzepane i wyglądał na bardziej beztroskiego.
- Mogę się dosiąść?
- Powinien powiedzieć prawdę, czy to, co chcesz usłyszeć? - ciężarny powiedział ściszonym głosem. Naprawdę chciał wyrzucić widelec i odepchnąć tego człowieka od siebie, ale był cholernie głodny i ten cholerny kurczak do wzywał.
Pierdolone hormony.
Oczy Sehuna odzwierciedlają coś, co Luhan mógłby pomylić z bólem, ale nie chciał w to wierzyć. Po prostu odwrócił wzrok w inną stronę i zaczął posiłek, podczas gdy Sehun stał przy poręczy kilka kroków dalej od niego.
- Powinieneś to zrozumieć... nigdy nie chcę, abyś czuł się... niewygodnie i niezręcznie. - zachichotał ponuro, gdy Luhan przeżywał posiłek nadal nie zwracając uwagi na Sehuna. - Powiedziałem ci, że nie zrobię tego teraz, nie... nie wtedy, kiedy nie chcesz.
- Czy kiedykolwiek chciałem mieć z tobą coś wspólnego? - zapytał Luhan, wpatrując się w to, co zostało na jego talerzu. Nie mógł zrozumieć intencji Oh Sehuna. Tak naprawdę nie chciał tego rozumieć.
Wszyscy byli tacy sami. Przepełnieni chciwością i obsesją bogactwa.
- Luhan. - Sehun zaczął cicho, podczas gdy Luhan walczył ze sobą, aby przypadkiem nie rzucić się na męża i wykrzyczeć, żeby wreszcie przestał wypowiadać jego imię. - Wiesz, że nie chciałem się z tobą wiązać. Zostałem zmuszony...
- Mogłeś to powstrzymać! - krzyknął nagle. Jego krzesło przewróciło się, kiedy zerwał się na równe nogi. Oczy Luhana zaczęły piec i boleć, gdy napotkał ciemne i tajemnicze oczy Sehuna, które patrzyły na niego w milczeniu, niezasłużone jego wybuchem. - A ty po prostu się zgodziłeś!
- Jak... mówiłem... nie miałem wyboru.
- Nie, nie. - smutny uśmiech wkradł się na wargi Luhana. Oczy Sehuna były przepełnione bólem i smutkiem, jak Luhan mógł zauważyć. - A ty... dałeś mi to. - ciężarny przyłożył dłoń do swojego jeszcze płaskiego brzucha. - Miałem nadzieję, że ty i twój ojciec wiecie, że to dziecko, którego tak bardzo pragnęliście, będzie... niechciane przez własnego rodzica.
Powiedziawszy to, Luhan odszedł z niedokończonym obiadem. Zimny wiatr zawiał, podobnie jak serce Sehuna.
***
Nie rozumiał dlaczego Sehun wyglądał na zranionego i zasmuconego za każdym razem, gdy napotykał jego wzrok.
Luhan zamknął książkę z głośnym trzaskiem i oparł się o zagłówek. Rozejrzał się po zimnej sypialni, a jego wzrok zatrzymał się wiszącym zegarze. Wskazywał dwunastą trzydzieści popołudniu. Serce podskoczyło mu do gardła, kiedy podszedł do szafy, by wyciągnąć przyzwoitą koszulę, ciemną marynarkę, jak i ciemne spodnie.
Luhan zszedł ostrożnie po schodach, ale zatrzymał się, gdy usłyszał cichą i powolną melodię. Zawsze chciał zostać piosenkarzem, zanim na dobre podpisał papiery na zarządzanie firmą. Naprawdę kochał muzykę.
Stopy zaprowadziły go w kierunku dźwięku, zanim znalazł się przed ciemnym pokojem, który został oświetlony przez promienie słoneczne. Wstrzymał oddech, kiedy uświadomił sobie kim jest owa postać. Tą osobą był Sehun, który z zamkniętymi oczami grał na fortepianie.
Melodia, którą grał, była wypełniona tak wielkim żalem, a mimo to wydawała dźwięk... tęsknoty.
Luhan znał tę piosenkę.
- Co mogę zrobić dla ciebie, Luhan? - spytał Sehun, gdy nagle przestał grać, przywracając Luhana do rzeczywistości.
Luhan przełknął gulę w gardle, gdy Sehun otworzył swoje ciemne oczy i spojrzał prosto w jego tęczówki, ale szybko odwrócił wzrok.
- Ja... - zaczął cicho, a jego oczy nie opuszczały bocznego profilu Sehuna. W każdym razie i tak chciał się z nim zobaczyć, po tym jak dowiedział się, że Sehun nie wychodzi dzisiaj do pracy. Tylko on mógł wyświadczyć tę przysługę. - Chciałbym wyjść na zewnątrz.
- Co? - zapytał Sehun wstając i spoglądając na męża. Nigdy nie patrzył w jego oczy dłużej niż kilka sekund. - Czego potrzebujesz na zewnątrz?
- Nie wiedziałem, że zostałem tu uwięziony.
- Nie... nie, nie o to mi chodziło.
- Chce zobaczyć moją matkę.
Sehun przez chwilę wyglądał na nieobecnego, po czym odchrząknął i podszedł do Luhana. Drobny mężczyzna stał tak długo, dopóki starszy nie wyminął go i wyszedł z pokoju.
- Zabiorę cię tam.
Luhan przyglądał się w milczeniu, dopóki Sehun nie zniknął za rogiem. Jego serce ścisnęło się mocno w piersi, gdy spojrzał na samotne, białe pianino na środku ciemnego i zimnego pokoju.
Trudno się pożegnać.
Tak mówiła piosenka Sehuna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro