Rozdział 16
Dobranoc, Sehunnie.
Sehunnie.
Miękkie usta, delikatnie dotykające jego włosów.
Ciepło owijało się wokół niego, gdy spał spokojnie.
Usta Sehuna wygięły się w niewielkim uśmiechu, otwierając oczy. Ten sam sen w kółko. Spoglądające na kochające oczy Luhana, słodki jak miód głos, który życzył mu dobranoc i wzywał go drogo, potem parę miękkich warg całujących jego skroń tak delikatnie, jak piórko muskające mu włosy.
Każdego ranka Sehun wpatrywał się w spokojną twarz Luhana przyciskającą się blisko niego, a ciało ciężarnego było schowane w jego ramionach, jakby byli jednością. Ciepłe promienie słońca tańczące na anielskiej twarzy, delikatny wietrzyk całujący mleczną skórę. Te różowe usta rozchyliły się lekko, lśniąc w świetle pięknego poranka.
Sehun uśmiechnął się czule i podniósł palec do twarzy Luhana, pieszcząc miękki policzek męża i mały nosek, a potem kącik ust. Stłumiony śmiech przeszył usta Sehuna, gdy Luhan zmarszczył nos, a jego wargi lekko drgnęły.
Był uzależniony od każdej małej rzeczy w Luhanie.
- Luhan. - pochylił się lekko, przyciskając usta do płatka ucha Luhana. - Lu, obudź się.
Drobny ciężarny mężczyzna cicho jęknął i wymamrotał coś niespójnego, zanim jeszcze bardziej wtulił się w ramiona Sehuna. Wiceprezes zachichotał i owinął ramiona wokół drobnego ciała, przytulając go i rozkoszując się ciepłem na każdą sekundę, którą mógł mieć.
Może nie będzie mógł być tu jutro ani później, aby go znowu poczuć.
Sehun uśmiechnął się, gdy jego serce zacisnęło się z bólu. Myśl o zasypianiu w nocy i szansach, by nie obudzić się przy tej zapierającej dech w piersi urodzie i szczęściu, zawsze niszczyła odrobinę go. Chciał kochać każdą sekundę z Luhanem i ich nienarodzonym dzieckiem.
Chciał kochać Luhana.
- Lu. - szepnął tak cicho do włosów Luhana, walcząc z nową falą łez. - Ja... przepraszam, przepraszam kochanie, ja... kocham cię. Kocham was oboje.
***
Oczy otworzył wolno i pomimo ciężkiego uczucia w sercu, usta Luhana wciąż potrafiły uformować się w spokojny uśmiech. Miał najpiękniejszy sen w historii. Był mocno owinięty w ramiona Sehuna, czując jego ciepło i słuchając bicie jego serca. Leżał tam, czując się tak lekkim, gdy słuchał głębokiego głosu Sehuna, który nucił coś, śmiał się i mówił, że go kocha.
Luhan spędził poranek biorąc ciepły, powolny prysznic. Spędził dobre dziesięć minut oglądając goły, wypukły brzuch, który od zeszłego miesiąca urósł jeszcze bardziej. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest on winien, bo wygląda na taki, jakiego oczekiwał w ciągu kolejnych dwóch miesięcy.
- Zhiyu. - serdecznie nazywał go imieniem, jednocześnie zataczając małe kółka na brzuchu. Rozstępy były już widoczne na jego bladej skórze. - Rośniesz za szybko. - zachichotał Luhan, kiedy poczuł silne kopnięcie w dłoń. - Czy... czy wkrótce przyjdziesz, aby... spotkać twojego tatusia?
Oddech Luhana zaciął się, gdy spotkał go niespokój. To było tak, jakby nawet jego mały chłopiec wiedział, że może nie zobaczyć swojego ojca, kiedy wita się z tym okrutnym światem. Ale... czy to jest niesprawiedliwe? Jeśli to dla Luhana, to dlaczego dla jego niewinnego dziecka.
Luhan wymazał te myśli z umysłu i zaczął ubierać się w zwykłe dresy dla ładnej pogody majowej.
Gdy ciężarny miał satysfakcjonujące śniadanie z Baekhyunem i miesięczną Hyeri, przeprosił go w celu udania się do biblioteki, aby dopaść się nowej książki do przeczytania. Sehun był ostatnio bardziej zajęty, rzadko zdarzało mu się rozmawiać z Luhanem, czytać o ciąży i książki dla rodziców lub po prostu oglądać stereotypowe dramaty. Luhan coraz bardziej obawiał się dobrobytu męża.
- Nie wiem, co robić. - zakrztusił się, przygryzając wargi, by powstrzymać groźny szloch. Siedział sam w rogu wielkiej biblioteki. - Co powinienem zrobić? - Był taki, tak przerażony, by zapytać. Bać się zmierzyć z prawdą o Sehunie.
W oczach Luhana pojawiły się łzy, które spłynęły na jego blade policzki. Opuścił książkę i położył obie dłonie na dziecięcym brzuszku, czując, jak Zhiyu kopie go kilka razy delikatnie, jakby naprawdę pocieszał go na swój sposób. Ale teraz nic nie mogło ukoić bólu w sercu Luhana, nic nie mogło powstrzymać łez, gdy płakał nad swoim zmiętym, nowo odkrytym szczęściem.
Dlaczego to musiał być Sehun? Czemu...
Nagle brzęczenie jego telefonu rozbrzmiewało echem, głośniej niż jego stłumione krzyki. Luhan zignorował to kilka razy, zanim w końcu otarł łzy, żeby sprawdzić identyfikator dzwoniącego. Jego brwi zmarszczyły brwi na anonimowego rozmówcę, zanim zdecydował się odebrać telefon.
- S-słucham?
- Luhan-sshi?
- Doktor... Zhang? - serce Luhana uderzyło go w pierś, czując, jak ogarnia go nowa fala smutku. Dlaczego Yixing zadzwonił do niego nagle? On jest lekarzem rodziny Sehuna. Czy Sehun... - Sehun...
- Przepraszam, nie mogłem skontaktować się z twoim ojcem. To... to twoja matka.
Telefon opadł na kolana Luhana, zanim skoczył na równe nogi, biegnąc tak szybko, jak tylko mógł, z niewyraźnymi oczami.
***
Luhan wybiegł z samochodu z Chanyeolem na czele, nie pamiętał nawet, żeby zadzwonić do męża, gdy wpadł na kamerdynera i błagał go, by zawiózł go do szpitala.
Ciężarny dyszał ciężko, kiedy wpadł do pokoju matki. Serce Luhana zatrzymało się na kilka sekund, kiedy nie usłyszał znajomo brzmiących dźwięków urządzeń podtrzymujących życie. Ciężarne oczy jelonka były przerażone, gdy patrzył na starszego lekarza i doktora Zhanga stojącego obok łóżka matki. Prześcieradła pokrywały już piękną, piękną twarz matki.
- Doktorze?
Luhan poczuł, jak wielkie ręce Chanyeola trzymają go za ramiona, by go podtrzymać, gdy Yixing pokręcił głową z smutnym wyrazem twarzy. Kiedy już myślał, że jego łzy wyschły, tu i teraz był osunięty na bok matki, z głową pochowaną w ramieniu, gdy płakał i krzyczał o jego bolesną stratę, w jego życiu zgasła pochodnia światła.
Luhan płakał i płakał, wzywał swoją matkę i błagał ją, by nie odchodziła. Słyszał, jak starszy lekarz tłumaczy się, podczas gdy Chanyeol mówił coś o telefonowaniu. Poczuł, jak Yixing stoi za nim, z delikatną dłonią opartą na jego ramieniu.
- Luhan-sshi. - powiedział Yixing łagodnym tonem, kiedy krzyki Luhana zamieniły się w ciche, zmęczone jęki. - Tak mi przykro, próbowaliśmy.
Luhan zaskomlał i chwycił ramię matki, gdy poczuł, że Yixing ciągnie go w górę. Powoli puścił i pozwolił lekarzowi wywieźć martwe ciało z oddziału. Luhan podążał jak martwa lalka, czując już, że część jego umarła.
- Luhan-sshi, proszę. Rozumiem twoją stratę, ale proszę, odpocznij, to nie jest dobre dla dziecka.
Kiedy usiadł na krześle w korytarzu, oparł pulsującą głowę na zimnej ścianie. Lekarz usiadł obok niego, nieufnie patrząc na całe spuszczone ciało Luhana. Cisza otulała gęsty klimat, słychać było jedynie żałosne szlochanie Luhana. Minęło kilka minut, aż dłoń spoczęła na jego drżącym udzie. Puste oczy Luhana utkwiły w dłoni, zanim dotarły do właściciela. Yixing uśmiechnął się do niego delikatnie, zanim jego dłoń zaczęła gładzić jego udo w sposób, jaki wydawał się być czający, ale było to dalekie od tego.
Luhan westchnął chwiejnie, zanim odciągnął nogę. Otoczył ramionami zimne ciało, oczy piekły go od łez. Był taki zmęczony.
- Ty... wiesz o chorobie Sehuna, prawda? - zapytał Luhan. Nie spotkał się ze spojrzeniem Yixinga, ale czuł na sobie jego ciężkie spojrzenie.
- Wiesz?
Zabawne. Wszyscy tak zrobili.
- Tak.
- Luhan-sshi... ja... uhm...
- W porządku. - Luhan wychrypiał, a jego oczy znów zamgliły się. - Dzisiaj straciłem matkę, co... bardziej, co mogłoby mnie teraz urazić?
Kłamstwa. Wie, że nigdy nie byłby w stanie unieść ciężaru choroby Sehuna.
- Cóż, ile wiesz?
- On umiera.
To miało być pytanie, ale nie brzmiało to tak dobrze.
- Próbowaliśmy, wciąż próbujemy, jego ojciec, ja i Sehun. - Luhan odwrócił bolesne spojrzenie na Yixinga, podczas gdy lekarz patrzył na swoje kolana. - Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, aby go przekonać, ale on nie chce poddać się leczeniu.
Każde słowo przeszywało jego serce.
- Czy leczenie pomoże mu go wyleczyć?
- Szczerze mówiąc. - Yixing westchnął ciężko, a jego oczy spotkały się z mrocznym spojrzeniem Luhana. To tak, jakby cała nadzieja na świecie została stracona. - To może wydłużyć... to, co zostało z jego czasu, ale... guz, to już trzeci etap, druga diagnoza... Sehun wie, jego życie zostało już postanowione.
Każde słowo wyciągało dopływ powietrza z jego cel.
- Na jak długo?
Oczy Yixinga odzwierciedlały coś, czego Luhan nie potrafił odczytać, ale szybko zniknęło, gdy lekarz odwrócił wzrok z ciężkim westchnieniem. - Kilka miesięcy maksymalnie.
Następną rzeczą, którą poznał, cała jego energia została wyczerpana, a jego świat poczerniał.
***
Kiedy Luhan otworzył oczy, pierwszą rzeczą, jaką zauważył, był leżący w pokoju skąpanym w bieli i pachnącym środkiem antyseptycznym. Leżał na wygodnym łóżku z ramieniem przymocowanym do kroplówki.
- Lu.
Ten głos. Głos, którego pragnął usłyszeć.
- Sehun. - zawołał z bólem, gdy jego oczy spotkały zmartwione spojrzenie męża. Sehun siedział na krześle obok łóżka, jego skóra była blada i oczy miał przekrwione.
Sehun odetchnął głęboko, zanim pochylił się, by wziąć wyciągniętą rękę Luhana w tą swoją. - Tak bardzo się martwiłem.
Luhan uśmiechnął się, mimo że łzy zbierały się w jego oczach, kiedy Sehun wyciągnął swoją drżącą dłoń w obie jego większe i cieplejsze, zanim delikatnie ułożył palce na jego kostkach.
- My... mamy się w porządku. - Luhan szepnął, ręką, powoli gładząc swój brzuch.
- Twój tat... Pan Xi wyszedł kilka minut temu i... tak mi przykro z powodu twojej matki, ja... miałem tam być z tobą.
Łzy płynęły mu po policzkach na wspomnienie jego zmarłej matki, a zanim się zorientował, był już płaczącym bałaganem w ramionach Sehuna. Jego mąż zakradł się do łóżka, które ledwo pasowało na obu, podnosząc Luhana na swoje kolana i owijając go silnymi ramionami.
Luhan nigdy nie czuł się bezpieczniejszy, jak dziecko chronione przed ciężkim losem życia. Płakał na piersi męża, wsłuchując się w jego głęboki głos, szepczące mu do uszu słowa pocieszenia. Następnie Sehun przytrzymał jego policzki i delikatnie pociągnął go do tyłu, aby wytrzeć strumienie łez palcami jego palców. Luhan nie mógł przestać płakać, gdy patrzył dłużej w łagodne oczy męża.
Sehun uśmiechnął się do niego smutno i pogładził go po włosach, po czym pochylił się i pocałował obie powieki, jakby chciał odpędzić łzy. Akt złamał serce Luhana jeszcze bardziej i natychmiast zakopał twarz w torsie Sehuna, owijając ramiona wokół męża, niecierpliwie słuchając bicia jego serca.
- Nie... Sehun, proszę, nie.... nie zostawiaj mnie... nie teraz... nie ty... nie .... proszę... proszę...
Luhan błagał raz po raz, płacząc, dopóki nie został pozbawiony łez. Sehun pozostawał cicho kilka minut, podczas gdy Luhan intonował, by został.
- Jestem... nigdzie się nie wybieram, Lu. - Sehun w końcu powiedział, kiedy krzyki Luhana trochę zgasły, ale wciąż pociągał nosem i szlochał lekko.
Luhan czknął kilka razy, zanim się pochylił, wystarczająco, by spojrzeć w oczy Sehuna, a jednak wciąż schowany w ramionach i blisko jego bijącego serca.
- Zostaniesz? - szepnął, a oczy zamykały się boleśnie w bezdennych tęczówkach Sehuna.
Sehun uśmiechnął się lekko, dotykając włosów Luhana za uchem. - Nie mam gdzie być, z wyjątkiem ciebie i Zhiyu.
- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję.
Czemu? Dlaczego nadal kłamał?
- Sehun. - wymamrotał Luhan, zamykając oczy, gdy poczuł, jak wargi Sehuna przygrzewają mocno do jego czoła. Kiedy znów otworzył oczy, Sehun patrzył na niego długo. - Nawet jeśli na zawsze nie będzie tak długo, czy zostaniesz?
Oczy Sehuna zabłysły z bólu, ale szybko opanował się i skinął do Luhana. Przy tej odpowiedzi coś w sercu Luhana pękło z frustracji i agonii.
Kilka miesięcy nigdy nie powinno być ich na zawsze.
- Nie... - powiedział przytulając twarz Sehuna do swoich drżących dłoni, Luhan zamknął oczy i pochylił się. - Nie okłamuj mnie.
I przycisnął wargi do tych Sehuna, wlewając w nie każdy żal i miłość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro