Rozdział 8
Dominic
Nie lubię poniedziałków. Zresztą kto lubi? Najchętnie zakryłbym się kołdrą po sam nos i spał do południa albo dłużej.
Niestety musiałem ruszyć tyłek, bo było już dwadzieścia po siódmej. Wskoczyłem pod prysznic i ubrałem czarne spodnie, szarą koszulkę z napisem "Fuck it, let's kill everyone" i granatową bluzę. Z włosami nic nie robiłem, lenistwo nazwałem artystycznym nieładem. Założyłem jeszcze okulary przeciwsłoneczne i wyszedłem z domu.
Do klasy wbiegłem równo z dzwonkiem. Idąc do swojej ławki widziałem pytające spojrzenie Sebastiana. No tak, okulary. W końcu jest początek października, a na zewnątrz pochmurno. Pewnie wyglądam nieco dziwnie. Ale wolę to, niż żeby ktokolwiek miał zobaczyć moje podbite oko. Zwłaszcza Sebastian, on mi do śmierci nie da spokoju, póki się nie dowie, kto mi to zrobił.
Lekcja zleciała w miarę szybko. Nie próbowałem unikać Sebastiana, bo zacząłby coś podejrzewać. Przywitałem się z nim.
-Po ci okulary?- zapytał.
-Kupiłem ostatnio i pomyślałem, że je założę. A co, nie podobam ci się?- zapytałem starając się sprawiać wrażenie beztroskiego.
-Podobasz mi się, i to bardzo. Po prostu nie ma słońca, dlatego pytam.
Co?! On właśnie powiedział, że mu się podobam?! Spojrzałem na niego zdziwiony, ale on nie patrzył na mnie.
Gdy szliśmy do klasy coś wskoczyło mi na plecy i próbowało udusić.
-Michael, złaź ze mnie!!!
Po chwili mogłem już normalnie oddychać.
-Skąd wiedziałeś, że to ja?
-Domyśliłem się. Tylko ty próbujesz mnie zmiażdżyć albo udusić gdy mnie witasz.
-Wiem, że to lubisz, skarbie.- powiedział czochrając mi przy tym włosy.
-Ej, wiesz ile ja je układałem?!
-Serio? Myślałem, że to fryzura prosto z łóżka.
-No dobra, ale i tak mi ją zepsułeś.
-I tak wyglądasz ślicznie.
Popatrzyłem zdumiony na niego, a potem na Sebastiana. Pierwszy uśmiechał się szeroko, a drugi wpatrywał się w podłogę, jakby chciał wypalić w niej dziurę. A ja? Dziwnie się czuję po tym, jak w ciągu pięciu minut dwie osoby dały mi do zrozumienia, że im się podobam.
Jednak gdy siedziałem na lekcji fizyki i myślałem o tamtej sytuacji, ujawniła się moja pesymistyczna natura. Do tego jeszcze przypomniałem sobie WSZYSTKIE przykre sytuacje z poprzedniej szkoły. W końcu doszedłem do wniosku, że i tak jestem do niczego i w paskudnym humorze wyszedłem na długą przerwę. Usiadłem na ławce przed szkołą i wyjąłem słuchawki. Po chwili zjawił się Sebastian i usiadł obok mnie.
-Wszystko w porządku?
-Tak.
Czułem na sobie jego uważne spojrzenie. Nerwowo poprawiłem okulary.
-Co?- zapytałem, bo wciąż mnie obserwował.
-Nic.
Patrzył jeszcze przez chwilę i szybkim ruchem ściągnął mi okulary. Nie zdążyłem zareagować.
-Oddaj mi to!- krzyknąłem, próbując wyrwać mu swoją własność.
On jednak patrzył na mnie zaniepokojony.
-Co ci się stało?
Teraz humor zjebał mi się całkowicie. Zabrałem mu okulary i szybko je założyłem. Chciałem go wyminąć, ale uniemożliwił mi to łapiąc mnie za nadgarstek. Nie dość, że jest wysoki i przystojny, to jeszcze silny jak cholera.
Próbowałem mu się wyrwać, ale nic to nie dało.
-Kto ci to zrobił?
-Nikt. Spadłem ze schodów.
-Uważaj, bo uwierzę. Boli?- mówiąc to dotknął delikatnie mojej twarzy. Jego dotyk znów wywołał u mnie przyspieszone bicie serca. Mimo to odsunąłem się i wróciłem do szkoły. Przez resztę lekcji starałem się ignorować Sebastiana, który o dziwo nie zamęczał mnie pytaniami. Wciąż za mną chodził i ciągle był w pobliżu, ale się nie odzywał.
W drodze ze szkoły szedł obok mnie.
-Przyjdziesz dzisiaj do mnie?- zapytał, gdy byliśmy już pod moim domem.
-Mogę przyjść. O której?
-Za dwie godziny.
-Ok.
Pożegnaliśmy się i wszedłem do domu. Nikogo nie było, więc usiadłem przed telewizorem. Włączyłem jakiś film, ale nie mogłem się skupić. Myślałem o tym, co mam powiedzieć Sebastianowi. O ile będzie pytał. A zgaduję, że tak.
Może lepiej będzie, jak powiem mu prawdę? W końcu powinienem być z nim szczery.
Tak w ogóle, kim my dla siebie jesteśmy? Kolegami? Przyjaciółmi? A może kimś więcej...
~~~
Zapowiadam, że w następnym rozdziale będzie słodko <3
Do zobaczenia, kochani ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro