Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Dominic
Pędziłem najszybciej, jak mogłem, żeby nie spóźnić się do szkoły. Wpadłem do klasy i usiadłem w swojej ławce. Leżała na niej kartka. Wziąłem ją do ręki i zobaczyłem napis "w łazience o 11". Spojrzałem na zegarek. Za pięć jedenasta. Wybiegłem z klasy i wszedłem do łazienki. Stanąłem przed lustrem. Nagle zobaczyłem w nim, jak za mną skrada się postać w czarnym płaszczu. Odwróciłem się i spojrzałem prosto w jej pozbawione tęczówek oczy. Zobaczyłem, jak wyciąga długi, błyszczący nóż. Tajemnicza postać wbiła ostrze szybkim ruchem prosto w moją pierś. Przeciągnęła nim wzdłuż, włożyła rękę i wyciągnęła moje zakrwawione i bijące jeszcze serce. Uniosła je do góry i wybuchła przerażającym, szyderczym śmiechem.

Zerwałem się z łóżka oblany zimnym potem. Oddychałem ciężko.

To tylko koszmar. Odruchowo dotknąłem miejsca, gdzie we śnie miałem wbity nóż.

Powoli zacząłem się uspokajać. Niedługo potem znów usnąłem.

***

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwoniący telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i odebrałem.

-Cześć, Domi!

-Hej.

-To co? Idziesz ze mną na jakąś komedię?

-No idę, a kiedy?

-Za godzinę pod kinem, oki?

-Dobra, to do zobaczenia.

Już myślałem, że Michael zapomniał. Westchnąłem ciężko. Nie to, że nie chcę iść. Po prostu nie mam nastroju. I boję się, że znowu zaczną mnie męczyć koszmary.

Ubrałem czarne spodnie i dla odmiany ciemnoszarą bluzę. Włosy przygładziłem lekko dłonią, żeby nie sterczały we wszystkie strony.

Miałem jeszcze trochę czasu, więc przysiadłem na parapecie. Spojrzałem w niebo. Miało piękną jasnoniebieską barwę. Od razu na myśl przyszły mi oczy Sebastiana. Miały identyczny kolor. A najbardziej podobały mi się, gdy patrzyły na mnie...

Potrząsnąłem głową. Jakby to miało pomóc mi wyrzucić głupie myśli z głowy.

Do kina dotarłem chwilę spóźniony. Michael gdy mnie zauważył od razu rzucił się na mnie miażdżąc mi żebra w swoim uścisku. Od razu poprawiło mi to humor.

-Co tam u Paula i Jake'a?- zapytałem, gdy mnie już puścił.

-Dobrze. Cieszę się, że im się układa, ale czasem jak się przy mnie migdalą mam ochotę zwrócić obiad.

Zaśmiałem się.

-Na jaki film idziemy?

-Jakaś komedia romantyczna, może być?

-Jasne.

Gdy już zaopatrzyliśmy się w olbrzymie ilości popcornu i coli, poszliśmy zająć miejsca.

Podczas filmu Michael wszędzie widział podteksty i śmiał się jak opętany. A ja razem z nim. Ludzie dziwnie się na nas patrzyli. Na przykład gdy dziewczynę złapała ulewa i zadzwoniła do swojego chłopaka mówiąc:"Kochanie, jestem mokra", tylko my rechotaliśmy na całą salę. Albo gdy facet mówi:"Stanął mi samochód", Michael prawie się udusił.

Wyszedłem z kina w zajebistym humorze.

-Dawno się tak nie uśmiałem.- powiedziałem.

-Ja też. A widziałeś miny tych wszystkich ludzi?

-Bezcenne.

Pogadaliśmy jeszcze chwilę i pożegnaliśmy się. Gdy wszedłem do domu zobaczyłem Jacoba siedzącego na kanapie.

-Gdzie ojciec?

-Wyszedł.

Tak wyglądała nasza rozmowa. Trochę smutno mi z tego powodu. Chciałbym mieć z nim lepsze relacje, w końcu to mój brat.

Poszedłem do pokoju i wziąłem jedną z moich ulubionych książek. Położyłem się na łóżku i zacząłem czytać. W końcu usnąłem.

Obudziłem się przed południem. Poszedłem pod prysznic i przebrałem się. Zszedłem na dół na późne śniadanie. Zrobiłem sobie mleko z płatkami i usiadłem obok Jacoba. Po chwili ciszy postanowiłem coś powiedzieć.

-Jak tam z pracą?

Spojrzał na mnie jakby dopiero zauważył, że z nim mieszkam.

-Ciągle szukam. A co tam w szkole? Masz jakichś znajomych?

-Dobrze, zaprzyjaźniłem się z paroma osobami.

Wytrzeszczył oczy, a po chwili uśmiechnął się szeroko.

-A nie mówiłem?

Uśmiechnąłem się lekko i poszedłem do pokoju. Zaczynamy się dogadywać, ogromnie mnie to cieszy.

Wyciągnąłem książki i zacząłem się uczyć. To znaczy słuchałem muzyki i gapiłem się w sufit, który nagle wydał mi się bardzo interesujący.

Po jakiejś godzinie usłyszałem krzyki. Zbiegłem na dół i zobaczyłem najebanego po uszy ojca. Kłócił się z Jacobem, wrzeszczał coś niezrozumiałego. Gdy zamachnął się, by go uderzyć, krzyknąłem:

-Zostaw go pijaku!

Odwrócił się i podszedł do mnie. Z każdym krokiem był coraz bardziej wściekły.

-Jak mnie nazwałeś mały skurwysynie?!

Uderzył mnie pięścią w twarz. Mocno. Przewróciłem się i upadłem na podłogę.

W oczach zaczęły zbierać mi się łzy. Teraz, kiedy wszystko zaczynało się układać, on musiał to spierdolić.

Gdy ojciec wyszedł trzaskając drzwiami, Jacob pomógł mi wstać i zaprowadził mnie do łazienki. Popatrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Zajebiście, podbił mi oko. Jutro szkoła, jak ja się tak pokażę?

-Przepraszam. Obiecałem ci, że to się nie powtórzy...

-To nie twoja wina.

-Po co się odzywałeś?

-Bo by cię uderzył.

-Ale tak to uderzył ciebie, do cholery!

Wzruszyłem ramionami i poszedłem do pokoju. Położyłem się na łóżku i wtuliłem twarz w poduszkę. Po chwili usłyszałem, jak Jacob wchodzi do pokoju i siada obok mnie.

-Gdyby nie ty, to ja bym dostał. A powinno być na odwrót, to ja mam cię chronić. Przepraszam.

Podniosłem się powoli i przytuliłem go. Na początku był trochę zaskoczony, ale po chwili objął mnie mocno.

-Kocham cię, braciszku.- powiedział.

-Ja ciebie też.

Odsunęliśmy się od siebie.

-Chodź, dam ci jakieś okulary przeciwsłoneczne na jutro.

-W październiku?- zaśmiałem się.

-Trudno, najwyżej będziesz wyglądał jak idiota.

Szturchnąłem go w ramię. Poszliśmy do jego pokoju. Wybrałem jedne z jego okularów, założyłem je i spojrzałem w lustro. Nie było tak źle, jeśli będę się pilnował, nikt nie zauważy.

Resztę dnia spędziłem z Jacobem oglądając filmy w salonie i obżerając się słodyczami. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy. Straciłem bezpowrotnie ojca, ale za to zyskałem brata. Najlepszego starszego brata na świecie.

~~~
Tak jakoś wyszło bez Seby. Ale spokojnie, niedługo będzie go tyle, że rzygniecie tęczą ^^
Uwielbiam wasze komentarze <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro