Rozdział 6
Dominic
Obudziłem się cały obolały. Nie dziwne, w końcu spałem na parapecie. Ubrałem się i zszedłem na dół. Ojciec siedział przy stole pijąc piwo. Jeszcze nie ma ósmej, a ten już sięga po alkohol? Minąłem go bez słowa i wyszedłem z domu. Całe szczęście, że dzisiaj piątek. Czuję się okropnie.
Gdy zmierzałem w stronę sali, coś rzuciło się na mnie, ściskając mnie do utraty tchu. Cudem udało mi się uwolnić z morderczego uścisku. Okazało się, że to Michael. Uśmiechał się jak głupi.
-Z czego się tak cieszysz?
-Oj, bo stęskniłem się za tobą. Musisz mi dać swój numer telefonu.
Wymieniliśmy się numerami. Nagle uśmiech znikł z jego twarzy, gdy zauważył Sebastiana. Który również nas zauważył i automatycznie w jego oczach pojawiła się chęć mordu. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, a ja stałem tam i czułem się idiotycznie. Wtedy Sebastian podszedł do nas i ignorując gotującego się ze złości Michaela nachylił się i pocałował mnie w policzek.
Odsunąłem się szybko. Normalnie bym się cieszył, ale teraz byłem wściekły. Wiedziałem, że zrobił to tylko po to, by zdenerwować Michaela. I szczerze, zabolało mnie to. Nie chcę być traktowanym jak przedmiot, który można użyć, gdy jest potrzebny.
Odwróciłem się i wszedłem do klasy. Niestety siedziałem w jednej ławce z Sebastianem. Przez całą lekcję starałem się ignorować jego szeptanie, pytania typu:"Co się stało?".
Wyszedłem z klasy jako pierwszy, ale nie dane mi było przejść nawet dziesięciu kroków, bo poczułem czyjąś dłoń na ramieniu skutecznie trzymającą mnie w miejscu.
Odwróciłem się i zapytałem najbardziej chłodnym tonem, na jaki było mnie stać:
-Czego chcesz?
-Jesteś na mnie zły? Chodzi o to, że pocałowałem cię w policzek? Nie podoba ci się to?- powiedział tonem, jakby zaraz miał się rozpłakać.
Nie mogłem się dłużej na niego złościć, choćbym nie wiem jak bardzo chciał.
-Nie chodzi o to, że mi się nie podobało. Po prostu zabolało mnie to, że zrobiłeś to tylko po to, żeby wkurzyć Michaela.
-Nie tylko po to.- mruknął pod nosem.
-Co?
-Nic. Przepraszam. Zgoda?- wyciągnął do mnie rękę.
Nie potrafię długo się na niego obrażać.
Po skończonych lekcjach wyszedłem ze szkoły. Usiadłem na ławce i czekałem na Sebastiana, bo mieliśmy razem wracać do domu.
Po chwili zobaczyłem Michaela. On również mnie zauważył i skierował się w moją stronę. Usiadł obok mnie.
-Czekasz na kogoś?
-Na Sebastiana.
Zmarszczył brwi. Chyba nie spodobała mu się ta informacja.
-A ten, no... Masz jakieś plany na jutro?
-Chyba nie, a co?
-Może poszedłbyś ze mną do kina po południu? Miałem iść z Jake'iem i Paul'em, ale oni mają jutro randkę i...
-No pewnie, z wielką chęcią!
Ucieszyło mnie to, od dawna nikt mnie nigdzie nie zapraszał.
-To co, jesteśmy umówieni. Do jutra!- powiedział i oddalił się szybko.
Odwróciłem się i zobaczyłem Sebastiana. Ciekawe, jak długo tak za mną stał. Uśmiechnąłem się do niego.
-To idziemy?
Kiwnął głową. Szliśmy obok siebie w ciszy. Sebastian wyglądał, jakby myślami był gdzieś bardzo daleko.
Gdy byliśmy już pod moim domem przypomniałem sobie o czymś.
-Skąd masz mój numer?
-No, ten... Wziąłem sobie jak spałeś u mnie, sorki.
-Nie szkodzi. To do zobaczenia.
-Poczekaj!
Odwróciłem się i spojrzałem na niego pytająco. Wyglądał na niezdecydowanego.
-Albo już nic, do zobaczenia.
Cały wieczór myślałem, co chciał mi powiedzieć. Bo chciał, widziałem to po nim. W końcu zasnąłem, śniąc o poprzedniej szkole. I nie był to przyjemny sen.
~~~
Wiem, słabe :/ Ale pisałam to w poczekalni u lekarza i to dlatego (chyba)
Podoba Wam się to w ogóle?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro